Aby skupić się na duchowym aspekcie zbliżających się świąt administracja postanowiła, że od Wielkiego Piątku od godz 10:00 aż do Poniedziałku wielkanocnego do 8:00 na forum będzie wyłączona opcja pisania postów.

Żyje w związku niesakramentalnym... czy mogę przystępować do sakramentów?

Przygotowanie do małżeństwa, małżeństwo - blaski i cienie, rodzina - wartość i problemy. Znajdź wsparcie na naszym forum religijnym.
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6849
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3199
Podziękowano: 3445
Płeć:

Nieprzeczytany post

Witam. Mam pytanie jestem w związku z osobą, która jest w trakcie unieważnienia małżeństwa, czy mogę przystępować do sakramentów??

Witaj. Nie można unieważnić sakramentu, nikt nie ma takiej władzy na świecie. Można zbadać czy dane małżeństwo zostało ważnie zawarte czy nie, czyli proces kanoniczny bada ważność małżeństwa lub stwierdza nieważność małżeństwa.To doprecyzowanie jest ważne. 
Jeśli ktoś jest w trakcie procesu kanonicznego to roztropnie jest nie wchodzić w tą osobą w związek dopóki nie ma jasnego wyroku.  Bowiem trzeba jednak zakładać, że póki nie ma stwierdzenia nieważności małżeństwa - to ono trwa, czyli trwa sakrament. To tym dwojgu Bóg pobłogosławił.

Podejmując się współżycia z  czyjąś żoną sakramentalną mowa o grzechu cudzołóstwa, grzechu ciężkim.  Który koniecznie należy wyznawać w konfesjonale. Dodatkowo, jesli nie ma w Tobie żalu za ten grzech, ani postanowienia poprawy to świadomie decydujesz się na odrzucenie Bożego przykazania i trwanie w grzechu, czyli rozgrzeszenie nie może być udzielone - brak spełnionych warunków ważnej spowiedzi. Dlatego odpowiedź na Twoje pytanie czy możesz przyjmować komunię św - Nie. Nie możesz dopóki nie uzyskasz rozgrzeszenia. 

Wejście na drogę trwania w grzechu cięzkim rodzi kolejne grzechy i kolejne komplikacje życiowe, Bóg nie moze takiego związku pobłogosławić bo dał już swoje błogosławieństwo raz, tamtej parze. Ergo - wchodzisz w drogę Bogu, walczysz z Bogiem cudzołożąc z czyjąś żoną.

Jeśli sąd biskupi orzeknie po zbadaniu sprawy, ze nie bylo małżeństwa to znaczy że nie było również Bożego błogosławieństwa, czyli można zawrzeć ślub sakramentalny i prosić Boga o błogosławieństwo.  

Psalm 1 Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane.Co innego grzesznicy:
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych,
a droga występnych zaginie.

Droga grzechu jest droga ciemności, szatana, i odrzucenia Boga. A zachowywanie przykazań jest jak kotwica w Bogu,  źródle Miłości i Błogosławieństwa. 

Nasze decyzje zawsze mają swoje konsekwencje. Utrata łaski uświęcającej i trwanie  w grzechu  ciężkim w chwili śmierci grozi utratą szansy na zbawienie. Czyli piekłem. Taka jest nauka Kościoła, wynikająca wprost z Ewangelii. 

Przytoczę wyjaśnienia biblisty O. Salija:
- Na którym z tych sądów zdecyduje się nasze zbawienie lub potępienie?
- Zbawienie lub potępienie decyduje się podczas naszego życia ziemskiego. W ogóle o zbawieniu i potępieniu trzeba mówić w takim tonie, żeby nie zgubić tej prawdy podstawowej, że wszyscy jesteśmy wezwani do zbawienia i powinniśmy robić wszystko, ażeby nie znaleźć się wśród potępionych. Natomiast wprost na to pytanie Kościół odpowiada, że już na sądzie szczegółowym okaże się, czy jesteśmy zdolni do wiekuistej przyjaźni z Bogiem, czy też będziemy na wieki Jego nieprzyjaciółmi.
- Czy śmierć w stanie grzechu ciężkiego oznacza pójście do piekła?
- Apostoł Paweł mówi jasno: „Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani złodzieje, ani oszczercy, ani zdziercy królestwa Bożego nie dostąpią”.
Tę wiarę Kościoła w Katechizmie wyrażono z podobną jasnością: „Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego”. 
Z drugiej jednak strony: Panu Bogu na zbawieniu człowieka bardziej zależy niż najbardziej kochającym go jego bliskim. A więc: z całą powagą traktujmy Boże przykazania, zachowujmy je, ale zarazem nie bójmy się polecać Jego miłosierdziu również tych naszych zmarłych, o których lękamy się, że odeszli z tego świata w stanie grzechu. Za takich zmarłych módlmy się nawet tym więcej.
- Czy piekło jest wieczne? Czy jest możliwość nawrócenia się po śmierci?- Czasem zasługiwania jest nasze życie doczesne. Pierwsi chrześcijanie porównywali życie obecne z sytuacją gliny. Dopóki jest ona w warsztacie garncarskim, wszystko można w niej zmienić i poprawić. Kiedy jednak włoży się ją do pieca, jej kształt zostaje utrwalony ostatecznie. Podobnie będzie z nami: nasz stosunek do Boga będzie na zawsze taki, w jakim zastała nas śmierć. 
Tajemnicę potępienia wiecznego trafnie wyraził Adam Mickiewicz w swoim wyjaśnieniu, dlaczego szatan jest niezdolny do nawrócenia: „Bóg dotąd miłosiernie patrzy na szatana. Lecz on się odwraca, by nie widzieć Pana”.
Jest tak nie dlatego, żeby miłosierdzie Boże nie było nieskończone. Potępienie wieczne to jakaś tajemnicza niezgoda na to, żeby otworzyć się na Boże miłosierdzie, to niepojęty, całoosobowy bunt przeciwko temu, że Bóg jest miłością.

https://www.niedziela.pl/artykul/80448/ ... -potem-sad

Twoja decyzja może mieć konsekwencję na wieczność, bo pamiętaj nie znamy godziny swojej śmierci. Ufanie że zdążę się nawrócić przed śmiercią to pewna zuchwałość wobec Boga. 

Pozdrawiam mgr teologii
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6849
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3199
Podziękowano: 3445
Płeć:

Nieprzeczytany post

Kolejną odpowiedź na otrzymanego maila publikuję dla przestrogi oraz dla pokazania jak nakręca się spirala zła, jak wpadamy w iluzję i kłamstwo jawi nam się jako prawda, jak błądzimy gdy odrzucamy Boże przykazania

"Szczęść Boże. Szczęść Boże ,

Nie wiem nawet jak zacząć... Prześledzę twoją historię, pokazując Ci błędy w myśleniu i decyzjach, które doprowadziły Cie do obecnej sytuacji, To może być bolesne, ale mam na celu Twoje dobro, stawanie w prawdzie, oraz w konsekwencji pokazanie Ci rozwiązania. Prosze przeczytaj do końca.
Ale może od początku w krótkim skrócie, by móc zrozumieć z czym się mierze. Jestem 11 lat po ślubie cywilnym. Nie mogę wziąć ślubu kościelnego gdyż mój mąż był już żonaty. Jego małżeństwo trwało ponad rok. Nie ma dzieci a nasze drogi zbiegły się kilka lat już po zakończeniu pierwszego małżeństwa.
Będąc razem mój mąż starał się od początku znajomości o unieważnienie ślubu kościelnego. Trwało to bardzo długo.
Na początku doprecyzuję, że nie można unieważnić małżeństwa. Nikt na ziemi nie ma takiej mocy, ani władzy by unieważnić sakrament. Natomiast można zbadać czy małżeństwo zostało ważnie zawarte i temu służy proces kanoniczny. Czyli bada się czy w ogóle małżeństwo zaistniało. Jeśli wyrok brzmi, że nie, to można myśleć o ślubie sakramentalnym z nowa osobą.
Bóg dał nam rozum, abyśmy się nim kierowali i rozważali fakty. Fakt był taki, że jego sakramentalne małżeństwo trwało rok...czyli niedługo - to świadczy o dwóch sprawach: pierwsze słabo poznał swoją narzeczoną przed ślubem, nie mówiąc już o rozwinięciu miłości wobec niej i jej wobec niego (czyli świadczy o niedojrzałości obojga) oraz pomimo błogosławieństwa Bożego które mieli nie zrobili wszystkiego aby małżeństwo utrzymać, czyli np nie sięgnęli po pomoc jaką daje modlitwa, sakramenty, terapia, czy po prostu pomoc specjalistów. Ergo można przypuszczać, że nie było dość wytrwałości, dojrzałości, wiary... może kierowano się w decyzjach emocjami albo egoizmem.
Nawet jeżeli spotkałaś Go kilka lat później, co mogło wpłynąć na jego dojrzałość, to mimo wszystko zlekceważyłaś pierwsze symptomy, że to nie jest człowiek który sprawdził się jako mąż.


Postanowiliśmy tak czy inaczej zalegalizować nasz związek ślubem cywilnym bo miała na świat przyjść nasza córka. Ja jestem bardzo wierząca osobą i trudno mi było podjąć tak trudną decyzję że będę żyć z osobą która jest po rozwodzie. Ale poznając historię męża i jego zranienia i mając na uwadze unieważnienie poprzedniego związku zdecydowałam się na ślub cywilny i życie z wielką stratą jakie było dla mnie brak możliwości przystąpienia do Komunii Świętej.
Wygląda na to że do współżycia nikt Cię nie zmuszał, a jednak się na to zdecydowałaś. A Dekalog, czyli Boże przykazania mówią jasno : nie cudzołóż! Czyli już w tym momencie zlekceważyłaś Boga i Jego przykazania, bo świadomość tego grzechu jest powszechna u katolików. To nie ślub cywilny tu coś zmienia, tylko właśnie decyzja o współżyciu z osobą związaną sakramentem z inną kobietą. Piszesz, że jesteś bardzo wierząca osobą. Cóż... osobiście widzę sprzeczność w tej deklaracji z podjętą decyzją o współżyciu, zamieszkaniu i związaniu się z mężem innej kobiety. Inaczej mówiąc z perspektywy Boga : zdeklarowałaś mu wiarę, ale odrzuciłaś jego przykazania...Bo świadomie weszłaś na drogę grzechu ciężkiego. To jest zerwanie więzi z Bogiem.

Liczyłam, że wszystko jest w rękach Boga i tak nami pokieruje, że będzie nam dane przystąpić do sakramentów w niedalekiej przyszłości.
Niestety tak się nie stało...
Tu już weszłaś na drogę iluzji. Owszem wiesz że Bogu trzeba ufać, powierzyć siebie, dać sobą kierować. Ale jednocześnie robisz w swoim życiu po swojemu, bez oglądania się na Boże przykazania - które wskazują nam drogę błogosławieństwa Bożego. Bóg mówi nie cudzołóż, nie dlatego że ma coś przeciwko seksowi - przecież sam jest jego Stwórcą, tylko dlatego że doskonale wie jakie płyną konsekwencje z płodności i gdzie są najlepsze warunki aby dzieci wychować - mało tego dzięki swojemu błogosławieństwu w czasie ślubu w kościele obiecuje że będzie pomagał tym dwojgu. Iluzja polega na tym, że myślisz że będzie cię prowadził i kierował, kiedy Ty Go nie słuchasz... oraz że cofnie daną obietnicę, gdy błogosławił małżeństwo Twojego męża z inną kobietą.
Postawa wiary i zaufania Bogu w takiej sytuacji kazałaby się powstrzymać przed angażowaniem się w związek z tym mężczyzną az do czasu otrzymania wyroku z sądu biskupiego. Niepodejmowaniu współżycia, aby nie wejść na drogę grzechu. Gdyby taka była Twoja decyzja to miałabyś Bożą pomoc i Twoje modlitwy byłyby wysłuchiwane, miałyby w ogóle sens i prawdę w fundamencie.
Ale wybrałaś inaczej... życie w grzechu i zerwaniu przez to relacji z Bogiem - jedna zła decyzja rodzi kolejne... bo nie ma umocnienia w miłości Boga.... zaczyna sie pewna spirala zła, jeden grzech pociąga za sobą kolejne. Dlatego:

Po 5 latach małżeństwa doszło do zdrady z mojej strony. To był czas osamotnienia w naszym małżeństwie braku zrozumienia i efektem tego było to, że szatan zwyciężył i doszło do zdrady z mojej winy. Szatan zwyciężył dużo wcześniej... teraz odniósł kolejne zwycięstwo...

Oczywiście gdy wyszło to na jaw błagałam męża o przebaczenie i przyznając się do wszystkiego. Zbiegło się to w czasie z unieważnieniem małżeństwa. Pierwsza instancja unieważniła a druga nie. I papiery miały iść do Włoch ale nie poszły... Kolejny znak, że nie ma nadziei na naprawienie waszej sytuacji i powrotu do sakramentów. Powinnaś w tym momencie mocno zastanowić się po co w to dalej brnąć...

Wiedziałam że jak chce ratować małżeństwo musi być z mojej strony 100% szczerości bo inaczej nic z tego nie będzie. Zostaliśmy razem. Przez kilka lat starałam się udowodnić mojemu mężowi że może mi zaufać, coraz głębiej zaczęłam modlić się o to by nasze małżeństwo było silne i żeby przetrwało.
Zapewne obserwując małżeństwa sakramentalne postanowiłaś ratować swoje - cywilne. Tak, Oni robią wiele i jeszcze więcej aby ratować z Bożą pomocą swój związek. Wierzą, że Bóg im w tym pomoże, i rzeczywiście pomaga, bo mają Jego błogosławieństwo.
W Twoim przypadku kolejny raz uległaś pokusie szatana, by trwać w grzechu, zrobić wszystko aby trwać w grzechu.... Szatan nas często kusi pokazując jakieś dobro, egoistyczne albo przyjemne, mami nas i kłamie, że to będzie dla nas dobre... a Ty się dałaś kolejny raz na to nabrać.
Gdybyś była żoną sakramentalną - tak to byłaby dobra droga. Ale nie jesteś, czyli kierowałaś się fałszywą przesłaną u podstaw.


Niestety mój mąż ma bardzo trudny charakter i wszyscy to wiedzą dookoła ale mimo to uważam że zasługuje na miłość drugiego człowieka. Wiele razy słyszałam że powinnam od niego odejść. Ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Mąż jest dobrym ojcem ale bardzo pogubionym mężem. Zaczął pić, ostatnio coraz więcej i teraz odbywa się to każdego dnia wieczorem po pracy. Upija się żeby szybciej zasnąć.
Spirala zła się nakręca... jeden grzech pociąga za sobą kolejne... Twoja zdrada, niemożność powrotu do sakramentów, może depresja, poczucie beznadziei, pociąga go do alkoholu...A Ty nadal nie widzisz sygnałów ostrzegawczych... tylko mówisz o miłości ponad wszystko... Ale przecież ta miłość nie jest zakorzeniona w Źródle jakim jest Bóg! Można wręcz powiedzieć że walczysz z Bogiem, bo już wiesz, że sakrament męża trwa.

Dwa lata temu odkryłam przez przypadek, że ma romans z koleżanką z pracy. Przez pół roku przyglądałam się z boku tej relacji. Niezrozumiałe jest dla mnie to patrzenie z boku jak Twój mąż Cię zdradza... przecież to dużo czasu... Jego emocje się rozwijają, uzależnienie od endorfin się utrwala, nie mówiąc już o poczuciu bezkarności, a Twoim godzeniu się na takie upokorzenie...

Postanowiłam, że będę się starać jeszcze bardziej być żoną ,,idealną,, żeby odwrócić go od tej kobiety. To niestety nie dało żadnego efektu. Relacja nadal trwała. Gdy z bezsilności wyznałam prawdę, że wiem o jego romansie wszystkiemu zaprzeczył. Że to nic takiego i jeszcze mnie zrugał że czemu wypisuje do tej kobiety przecież ja lepsza nie byłam. Znowu nakręcanie spirali zła... odwet... złośliwości... a Ty zamiast niezgody na grzech (kolejny zresztą) chcesz być idealną żoną... zapewne pragnęłaś aby Bóg Ci błogosławił i pomógł.... ale nie może błogosławić życia w grzechu! Czyli znowu kierowałaś się iluzją...

Postanowiłam dać nam szansę, gdyż on też to zrobił dla mnie. Ślepy upór.

Bardzo chciałam mieć drugie dziecko i po pewnym czasie się udało zajść w ciążę ale niestety straciłam naszą córkę. Bardzo to przeżyłam ale byłam bardzo blisko Boga i udało mi się unieść ten krzyż. Bardzo współczuję straty dziecka. Ale to był kolejny znak od Boga, że to nie jest dobre miejsce dla dziecka, nie dobry czas, brak myślenia o dobru dziecka, brak odpowiedzialności. Mąż cię zdradza, pije, a Ty chcesz z nim mieć dziecko?

Po jakimś czasie znów zorientowałam się że mój mąż dalej kontynuuje znajomość z tą kobietą. Nie mogłam uwierzyć że mimo trudnych chwil które nas dotykają , rok temu zmarł mój teść i pochowaliśmy swoje nienarodzone dziecko on dalej potrafi prowadzić podwójne życie.
Postanowiłam że będę silna i będę omadlać tą sytuację ale relacja tej dwójki nie zmierza do zakończenia.
To nie był czas na siłę, tylko na odejście. Modliłaś się nie o to co trzeba. Nie o rozeznanie, ale ciągle kierowałaś się tym czego Ty chcesz, a nie czego chce Bóg. No ale to wszystko wynikało z iluzji w jaką wierzyłaś...


Okazało się że w listopadzie zaszłam w ciąży i jak na razie wszystko przebiega bez żadnych problemów na lipiec mam termin. Powtórzę, wiesz że mąż Cię zdradza a Ty nadal podtrzymujesz z nim współżycie i nadal brniesz w realizację swoich planów: dziecko. Ale to jest zupełna nieodpowiedzialność względem tego dziecka... czemu ono jest winne, że przyjdzie na świat w związku który ledwo się trzyma, albo się rozpadnie?

Czuję się psychicznie coraz bardziej słaba i nie umiem sobie poradzić z powracającymi myślami że mój mąż mimo mojej ciąży i całej sytuacji dalej brnie w romans. Nasze relacje są coraz słabsze. Przestaliśmy nawet z sobą rozmawiać jak normalni ludzie.
Bo ciąża, nie rozwiązuje problemów nigdy. Problemem jest życie w odrzuceniu Boga, życie w grzechu... jak to ma naprawić dziecko?! To kwestia waszych decyzji, może zmienić tą sytuację, życie nie zmienia się samo z siebie, trzeba podejmować dobre decyzje!
Bardzo przepraszam że tak do bólu szczerze to piszę. Ale nie zobaczysz dobrego rozwiązania gdy nie zobaczysz swoich błędnych decyzji.


Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców. Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi? Ja, Pan, badam serce i doświadczam nerki, bym mógł każdemu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków. Jr 17, 6-10
(Ps 1,1-4.6)
Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.

On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane.

Co innego grzesznicy:
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych,
a droga występnych zaginie.

Zaufanie Bogu i pokładanie w Nim nadziei, musi się wiązać z drogą przestrzegania Jego przykazań. Tylko wtedy my jesteśmy zakotwiczeni w Bogu, mamy z Nim relację i mamy Jego błogosławieństwo. Możemy też wtedy liczyć na jego miłosierdzie w sakramencie pokuty , na Jego umocnienie w wszelkie potrzebne łaski gdy przyjmujemy Ciało Pańskie do serca - wtedy jesteśmy jak drzewo które nigdy nie zwiędnie.

Gdy polegamy na sobie, swoich decyzjach, swoich przyjemnościach, swoim egoizmie i źle rozumianej wolności - to dajemy się zwodzić, ulegamy pokusie, oddalamy się od Boga i kroczymy w ciemności... nawet nie widząc światła... błądzimy i popadamy w coraz większe kłopoty... nawet nie widząc że to wszystko nasze decyzje...


Relacja została skupiona tylko na córce i na jej potrzebach.
Każdy dzień wygląda tak samo. Za mną już połowa ciąży a my żyjemy jak obcy ludzie. Nie umiem wytrzymać tego ciśnienia i jest mi trudno. A tym bardziej że nie mogę przystąpić do sakramentów a mija już 11 lat kiedy nie przyjmuję komunii. Nie wiem co robić? Czy odejść czy tkwić w tej nienormalnej relacji. Szkoda mi dzieci a tym bardziej że mąż nie chce dać sobie pomóc.
Potrzebuje dobrego słowa ewentualnie jakiejś wskazówki. Modlę się codziennie o to nasze małżeństwo

Kochana, nie ma sensu modlić się o trwanie tego małżeństwa, bo Bóg Go nie pobłogosławił i nie może tego zrobić.
Dzieci przyszły na świat z powodu Waszych decyzji - ergo - kto jest odpowiedzialny za los, jaki mają? Kto jest odpowiedzialny za sytuację w jakiej jesteś?



Dobre słowo: Bóg przyjmie każdego skruszonego grzesznika, Twoja modlitwa obecnie to psalm 51 oraz 139.
Nawróć swoje serce do Boga. czyli zostaw za sobą swoją grzeszną przeszłość i wróć do Boga, zmień kierunek w którym idziesz od 11 lat o 180 stopni i wróć do sakramentów, do Światła i Prawdy. Tylko to może zadbać o Twoje zbawienie poprzez odrzucenie grzechu a świadome wybranie Boga.
Wiara musi być poparta uczynkami miłości. A miłość do Boga to wierność Jego przykazaniom.

Bóg Cię kocha niezmiennie, czeka na jedną twoją dobrą decyzję, aby przyjąć Cię z miłością w ramiona!

Jaka jest Twoja decyzja?

Pozdrawiam mgr teologii.
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6849
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3199
Podziękowano: 3445
Płeć:

Nieprzeczytany post

Kobieta odpisała:
Dziękuję.

To słowa, które mnie wprost ogołociły...

Jestem bardzo wdzięczna za to co napisałaś, tego chyba potrzebowałam usłyszeć - prawdy, mimo że jest bardzo bolesna.
Dzięki temu mam inne spojrzenie na moje życie.

Postaram sobie przepracować to w głowie w sercu trwać w modlitwie. Poznałam swoje błędy i nie chce już dalej w tym tkwić. Chcę iść nową drogą, drogą wg przykazań bożych, z Bogiem...

Jeszcze raz dziękuję, to będzie trudny czas dla mnie ale słuszny...

Bóg zapłać


J 8, 31 Jeżeli będziesz trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.

Wesprzyjmy tą kobietę naszą krótka modlitwą, by Bóg dał jej siłę potrzebną do nawrócenia.
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
ODPOWIEDZ