Na początek napiszę parę słów o własnym doświadczeniu muzycznym w kościele, bo jakieś już mam.


Muzyka liturgiczna
Bardzo lubię pieśni liturgiczne. W pewnym stopniu to właśnie one pomogły mi wrócić do sakramentów, choć nie bezpośrednio. Jak to się stało? Kiedy dołączyłam do chóru, byłam daleko od prawdziwej wiary. Co tu dużo mówić, wierzyłam jak protestantka, mimo że chodziłam do kościoła na Msze Święte, a nawet przystępowałam do Komunii Świętej, nie traktując jej jednak jako Ciała Pańskiego, ale jako symbol. Te wszystkie smutne lata oddałam już Bożemu Miłosierdziu. Jednak zanim poszłam do spowiedzi, ćwiczone w chórze pieśni liturgiczne zaczęły, niczym kropla skałę, drążyć jakieś nowe ścieżki w moim umyśle, a może nawet dotykały duszy. Nie potrafiłam pozostać obojętną na teksty mówiące o Matce Bożej, o Komunii Świętej.
„O Salutaris Hostia” w wykonaniu Chóru Katedry Warszawsko-Praskiej Musica Sacra
„Maria Matrem Virginem” w wykonaniu Scholi Ventuno
Pieśni liturgiczne pomagały mi się modlić i tak jest do tej pory. Wyciszają mnie, uspokajają, a co za tym idzie, pomagają skupić się na Panu Bogu. Te pieśni, choć składają się z dźwięku, w jakiś sposób wnoszą ciszę do tego hałaśliwego świata. Teksty, niebanalne, poetyckie, koncentrują umysł.
Pieśń pasyjna „Krzyżu Święty” w wykonaniu scholi dominikańskiej
Muzyka uwielbienia
Myślę, że ciekawym pomysłem byłoby założenie na forum wątku o tym, na czym tak naprawdę polega modlitwa uwielbienia. Tymczasem jednak podzielę się kilkoma radosnymi, ale i smutnymi spostrzeżeniami.
Lubię muzykę religijną z gitarami (może być i coś innego zamiast gitary, pianino albo harfa, ale gitarę spotykamy najczęściej). Kiedy się widzi śpiewających takie piosenki, to zazwyczaj się wie, że ich wiara jest autentyczna, żywa. Trzeba jednak pamiętać, że większość z nich nie nadaje się do wykonywania w czasie Mszy Świętej.
„Pieśń Słoneczna” w wykonaniu Poldka Twardowskiego wraz z chórzystami koncertu Jednego Serca Jednego Ducha
Ale wiele spośród takich utworów wycisza też i uspokaja. Mnie to osobiście pomaga skupić się na Panu Bogu.
„O Hostio Święta” w wykonaniu Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej, w pewnym momencie słychać „śpiew w językach”
Jest jednak druga strona medalu. Odkąd śpiewam w zespole uwielbienia, straciłam umiejętność skupienia się na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Jako zespół tak właśnie śpiewamy: jest wystawiony Najświętszy Sakrament, a nasze śpiewy są przeplatane modlitwami. Jednak nie wszystkie utwory, jakie śpiewamy, mi się podobają. Wiadomo, każdy lubi coś innego. Mam jednak wrażenie, że muzyka uwielbienia czasem brzmi zbyt radiowo, zbyt... zachodnio? Co więcej, te piosenki są niekiedy... hałaśliwe. Nie dlatego, że zbyt głośno się je śpiewa czy gra. Po prostu dlatego, że tak jest zbudowana melodia.
„Nasz Bóg” w wykonaniu zespołu exodus15
Nietrudno się temu dziwić. Coraz częściej polska muzyka religijna mocno inspiruje się brzmieniem zachodnich piosenek śpiewanych we wspólnotach zielonoświątkowych (Bethel, Hillsong), a czasem wprost do zachodnich melodii pisane są polskie teksty.
Znaleźć swoje miejsce
Coraz częściej zastanawiam się, jak w tym wszystkim znaleźć swoje miejsce. Bo to oczywiste, że muzyka jest potrzebna w modlitwie, że pomaga, że powinna być wykonywana na chwałę Bożą. A jednak dlaczego jest tak, że pewne utwory bardziej pomagają w modlitwie, a inne wręcz przeciwnie? Czy kiedyś przyzwyczaimy się do radiowego brzmienia w kościele w czasie modlitwy uwielbienia? Czy powinniśmy raczej szukać ciszy, także w muzyce, na przekór hałasowi tego świata?
„Veni Creator Spiritus!” w wykonaniu o. Mariusza, karmelity bosego