Dekalog - VI przykazanie

Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6836
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3192
Podziękowano: 3441
Płeć:

Nieprzeczytany post

Nie cudzołóż.

Szóste i dziewiąte przykazania zmierzają do tego, aby chronić przed zniszczeniem przez egoizm wspólnotę mężczyzny i kobiety, miłość małżeńską, które winny być odbiciem wierności Boga.
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TM/za ... kazan.html

***
Ks. Piotr Lempart
Kazanie http://www.nmp-gdynia.pl/archiwum-11599 ... boze-11609

Gdybyśmy mieli znaleźć jakiś słowo klucz do zrozumienia szóstego przykazania, „nie cudzołóż” (Wj 20,14), z pewnością byłyby to dwa słowa: miłość i czystość.

Człowiek, który w pełni ceniłby te dwie cnoty - nie miałby żadnych problemów z zachowaniem szóstego przykazania. Niestety - wiemy, że tak nie jest. Przynosi nam ono zawsze mniej lub więcej problemów. Często nie radzimy sobie z wypełnianiem tego zakazu.

Trzeba powiedzieć na początku, iż to przykazanie nie tylko ogranicza się do grzechu cudzołóstwa, ale nakazuje życie w czystości, której świat dzisiaj kompletnie nie rozumie. Do tego stopnia, że czystość bardzo często przestaje być dzisiaj postrzegana jako cnota, a jest rozumiana jako wada. Coż za paradoks! Ale tak niestety nierzadko bywa. Człowiek ma według nauczania Kościoła obowiązek życia w czystości! Każdy bez wyjątku. Oczywiście inaczej będzie wyglądało życie w czystości osoby samotnej, a inaczej osoby, która żyje w małżeństwie.

Katechizm Kościoła Katolickiego (Kan 2349) stwierdza:

„Wszyscy ludzie powinni odznaczać się cnotą czystości stosownie do różnych stanów swego życia; jedni, przyrzekając Bogu dziewictwo lub święty celibat, w ten sposób mogąc łatwiej poświęcić się niepodzielnym sercem Bogu; inni natomiast prowadząc życie w taki sposób, jaki prawo moralne określa dla wszystkich, zależnie od tego, czy są związani małżeństwem, czy nie. Osoby związane małżeństwem są wezwane do życia w czystości małżeńskiej; pozostali praktykują czystość we wstrzemięźliwości.

Istnieją trzy formy cnoty czystości: jedna dotyczy stanu małżeńskiego, druga - wdowieństwa, trzecia - dziewictwa. Nie pochwalamy jednej z nich z wyłączeniem pozostałych... Dyscyplina Kościoła pod tym względem jest bogata.”

Czystość jest cnotą, która nie ogranicza - ale chroni człowieka. Jak pisze Karol Wojtyła w książce Miłość i odpowiedzialność: «Czystość ma za zadanie wyzwalać miłość z postawy użycia». Jeżeli w naszym życiu zabraknie czystości - wkrada się pożądanie, które sprawia, iż drugi człowiek przestaje być przeze mnie postrzegany jako osoba, a staje się rzeczą, która ma zaspokoić moje pragnienia. Cały dramat pornografii polega na tym, że człowiek zostaje sprowadzany do roli przedmiotu, który służy do tego by ktoś mógł zaspokajać swoje pożądanie. Człowiek został stworzony przez Boga jako osoba i stąd jest powołany do tego by kochać i szukać szczęścia, a nie do tego by pożądać i szukać przyjemności. Spełnienie można odnaleźć tylko w życiu zgodnym z przeznaczeniem Stwórcy. Brak czystości prędzej czy później prowadzi do tego, że człowiek innych i samego siebie traktuje jak przedmiot, który służy do zaspokajania swoich żądz.

Stary Testament bardzo mocno podkreślał wartość rodziny. Taka jest też pierwotna geneza tego przykazania. Cudzołóstwo jest zagrożeniem dla jedności rodziny, a wszelkie wykroczenia przeciwko rodzinie były napiętnowane wyjątkową surowością. Rodzina jest świętością, której nic i nikt nie może naruszać. W Starym Testamencie możemy znaleźć trzy wykroczenia, za które groziła kara śmierci, a więc najwyższa kara. Pierwsze to cudzołóstwo, bo narusza środowisko rodzinne; drugie bałwochwalstwo i trzecie zabójstwo. Więc widać jak bardzo ceniono czystość i jaką w tej cnocie dostrzegano wartość. Czystość była postrzegana jako cnota gwarantująca trwanie rodziny - a cudzołóstwo było postrzegane jako grzech, który występuje przeciw rodzinie, który rodzinę niszczy.

Trzeba więc podkreślić, że szóstego przykazania nie można ograniczać tylko do zakazu samego w sobie, bo w takim razie ciężko znaleźć argument przekonujący do przestrzegania tego zakazu. To przykazanie wzywa do czystości. Czystość z kolei chroni człowieka przed sprowadzaniem go do roli przedmiotu i chroni rodzinę. Możemy znaleźć łatwe argumenty przemawiające za tym, że tak jest. Co może się stać kiedy mąż zacznie zdradzać żonę, lub odwrotnie? Więc kiedy zabraknie w małżeństwie przestrzegania cnoty czystości. Wspólnota rodzinna staje przed zagrożeniem rozbicia. Co może się stać kiedy dwoje ludzi nie będących małżeństwem nie zachowuje czystości? Może powstać nowe życie. Człowiek, który do początku, nie musi, ale może żyć w rodzinie rozbitej.
Czystość chroni człowieka, chroni rodzinę!

Ciekawy przykład podał kiedyś młodzieży ks. Piotr Pawlukiewicz. Mówił do studentów. Mówił o czystości. Aby pokazać im wartość tej cnoty i wartość zachowywania czystości przedmałżeńskiej zaczął mówić o pewnych faktach. O tym, że dzisiaj, jest to naukowo potwierdzone, wiele dzieci rodzi się z nerwicą. Mamy się dziwią skąd u takiego maleństwa taka choroba. I mówił tak. Może przypominacie sobie taki obrazek z domu rodzinnego (byli to studenci, którzy w większości nie mieszkali z rodzicami tylko wynajmowali stancje), kiedy wracacie na wakacje do domu. Jest ranek. Wy śpicie. A tata mówi do mamy: idę naszą córkę, czy syna obudzić. Mama na to: zostaw niech jeszcze pośpi. Jeszcze śniadanie nie jest gotowe. Jak śniadanie będzie gotowe to pójdziesz obudzić. I ks. Pawlukiewicz mówił tak do tych młodych ludzi. «Wiecie dlaczego dzisiaj tyle dzieci rodzi się z nerwicą, dlaczego jest tyle dramatów, tyle niepotrzebnego cierpienia? Bo bardzo często dzieci przychodzą na świat kiedy jeszcze nic nie jest gotowe. Nie ma rodziny. Nie ma śniadania. Rodzice nie oczekują dziecka, ale dziwią się, że ma się pojawić». I taki jest sens czystości. Ona nie ogranicza, ale chroni.

Sami widzimy, że szerząca się kultura ślepej wolności we wszystkim wcale nie przyczynia się do tego, że człowiekowi lepiej. To nie jest tak, że coś się dzieje bez przyczyny. Również swoją przyczynę ma coraz większa liczba rozbitych rodzin, samotnych matek, płaczących dzieci. Tą przyczyną jest brak zrozumienia Bożych przykazań, które Bóg dał człowiekowi z troski. To taka swoista instrukcja obsługi życia. Można, co prawda, pewne sprawy brać na wyczucie - ale czy warto odnosić rany, których można by było uniknąć? Czy warto wylewać łzy, których mogłoby nie być? Czy warto zadawać cierpienie tym, którzy najczęściej na to nie zasłużyli? Czy warto wreszcie szkodzić samemu sobie?

Bóg to mądry prawodawca, którego jeszcze nikomu nie udało się poprawić. Ci którzy próbowali pokazali, że to nie Bóg się pomylił, ale oni byli w błędzie. Czy to nie jakiś absurd, że Bóg ciągle nie może przekonać nas ludzi, że On nas kocha, że o nas się troszczy, że przykazania to nie znak Jego braku litości, ale miłości i dbałości o to byśmy się nie poranili niepotrzebnie.


***

1. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich

Wezwanie Boga do mężczyzny i kobiety, aby „byli płodni i rozmnażali się”, musi być odczytywane zawsze z perspektywy stworzenia „na obraz i podobieństwo” Trójcy Przenajświętszej (por. Rdz 1). Sprawia to, że ludzka rozrodczość w ramach szerszego kontekstu płciowości nie jest czymś „czysto biologicznym, lecz dotyczy samej wewnętrznej istoty osoby ludzkiej jako takiej” (Katechizm, 2361), a w związku z tym jest w istotny sposób odmienna od rozrodczości właściwej życiu zwierząt.

„Bóg jest Miłością” (1 J 4, 8) i Jego miłość jest płodna. Bóg zechciał, żeby w tej płodności uczestniczyło ludzkie stworzenie, kojarząc poczęcie każdego nowego człowieka ze szczególnym aktem miłości między mężczyzną a kobietą[1]. Dlatego „płciowość nie jest czymś wstydliwym – jest Bożym darem skierowanym w sposób szlachetny ku życiu, ku miłości i ku płodności”[2].

Jako że człowiek jest jednostką złożoną z ciała i duszy, miłosny akt rozrodczy wymaga uczestnictwa wszystkich wymiarów osoby ludzkiej: cielesności, uczuć i ducha[3].

Grzech pierworodny zerwał harmonię człowieka z samym sobą i z innymi. To pęknięcie miało szczególny wpływ na zdolność człowieka do racjonalnego przeżywania płciowości. Z jednej strony zaciemniając w rozumie nierozerwalną więź, jaka istnieje między wymiarem afektywnym a rozrodczym związku małżeńskiego, a z drugiej strony utrudniając panowanie, jakie wola sprawuje nad uczuciową i cielesną dynamiką płciowości.

PŁCIOWOŚĆ NIE JEST CZYMŚ WSTYDLIWYM
– JEST BOŻYM DAREM SKIEROWANYM W SPOSÓB SZLACHETNY KU ŻYCIU, KU MIŁOŚCI I KU PŁODNOŚCI.
Konieczność oczyszczenia i dojrzewania, jakich wymaga płciowość w tych warunkach, nie zakłada w żadnym razie jej odrzucenia ani negatywnej oceny tego daru, jaki mężczyzna i kobieta otrzymali od Boga. Zakłada raczej konieczność „jego uzdrowienia w perspektywie jego prawdziwej wielkości”[4]. W tym zadaniu fundamentalną rolę odgrywa cnota czystości.

2. Powołanie do czystości

Katechizm mówi o powołaniu do czystości, dlatego że ta cnota jest warunkiem i istotną częścią powołania do miłości, do daru z siebie, poprzez który Bóg powołuje każdego człowieka. Czystość umożliwia miłość w cielesności i poprzez nią[5]. W jakiś sposób można powiedzieć, że czystość jest cnotą, która uzdalnia osobę ludzką i prowadzi ją w sztuce dobrego życia, w życzliwości i pokoju wewnętrznym z pozostałymi mężczyznami i kobietami i z samą sobą. Otóż ludzka płciowość przechodzi przez wszystkie ludzkie władze od tego, co najbardziej fizyczne i materialne, po to, co najbardziej duchowe, nadając odmienną barwę władzom w zależności od tego, co męskie i kobiece.

Cnota czystości nie jest w związku z tym po prostu lekarstwem na nieuporządkowanie, jakie grzech powoduje w sferze płciowej, ale radosną afirmacją, ponieważ pozwala miłować Boga, a za Jego pośrednictwem innych ludzi, całym sercem, całą duszą, całym umysłem i ze wszystkich sił (por. Mk 12, 30)[6].

„Cnota czystości pozostaje w zależności od kardynalnej cnoty umiarkowania” (Katechizm, 2341) i „oznacza osiągniętą integrację płciowości w osobie, a w konsekwencji wewnętrzną jedność człowieka w jego bycie cielesnym i duchowym” (Katechizm, 2337).


W formacji osób, przede wszystkim młodych, istotne jest mówienie o czystości, objaśnianie głębokiej i ścisłej relacji między zdolnością do miłości, płciowością i prokreacją. Inaczej mogłoby się wydawać, że chodzi o cnotę negatywną, ponieważ z pewnością dobra walka o przeżywanie czystości charakteryzuje się próbą opanowania namiętności, które w pewnych okolicznościach kierują się ku poszczególnym dobrom, niedającym się racjonalnie ukierunkować na dobro osoby rozważanej jako całość[7].

W obecnym stanie człowiek nie może żyć naturalnym prawem moralnym, a w związku z tym żyć w czystości, bez pomocy łaski. To nie oznacza niemożliwości ludzkiej cnoty, która byłaby zdolna osiągnąć pewną kontrolę nad namiętnościami w tej dziedzinie, tylko konstatację wielkości rany zadanej przez grzech, która wymaga Boskiej pomocy dla doskonałej naprawy osoby ludzkiej[8].

3. Wychowanie do czystości

Czystość udziela panowania nad pożądliwością, co stanowi istotną część panowania nad sobą. To panowanie to zadanie, które trwa całe życie i zakłada powtarzający się wysiłek, który może być szczególnie intensywny w niektórych okresach. Czystość powinna wzrastać zawsze, przy pomocy łaski Bożej i walki ascetycznej (por. Katechizm, 2342)[9].

„Miłość jest formą wszystkich cnót. Pod jej wpływem czystość jawi się jako szkoła daru z własnej osoby. Panowanie nad sobą jest podporządkowane darowi z siebie” (Katechizm, 2346).

Wychowanie do czystości jest czymś o wiele więcej niż to, co niektórzy w ograniczający sposób nazywają wychowaniem seksualnym, a co zajmuje się zasadniczo dostarczaniem informacji na temat fizjologicznych aspektów rozmnażania ludzkiego i metod antykoncepcyjnych. Prawdziwe wychowanie do czystości nie poprzestaje na informowaniu o aspektach biologicznych, ale pomaga w refleksji nad wartościami osobistymi i moralnymi, które wchodzą w grę w przypadku tego, co jest związane z narodzeniem życia ludzkiego, oraz nad osobistym dojrzewaniem. Równocześnie ożywia ono wielkie ideały miłości do Boga i do innych, za pośrednictwem realizacji cnót hojności, daru z siebie, wstydliwości, która chroni intymność, i tak dalej, pomagających człowiekowi przezwyciężać egoizm i pokusę zamykania się w samym sobie.

W tym wysiłku rodzice ponoszą bardzo wielką odpowiedzialność, ponieważ są to pierwsi i główni nauczyciele formacji czystości swoich dzieci[10].


W walce o życie tą cnotą istotnymi środkami są:

a) modlitwa: proszenie Boga o cnotę świętej czystości[11], częste przystępowanie do sakramentów – to są lekarstwa na naszą słabość;

b) intensywna praca, intensywna praca, unikanie bezczynności;

c) umiarkowanie w jedzeniu i piciu;

d) dbanie o detale związane ze wstydliwością i skromnością w ubiorze, i tak dalej;

e) odrzucanie lektury nieodpowiednich książek, czasopism lub dzienników i unikanie niemoralnych widowisk;

f) bycie bardzo szczerym w kierownictwie duchowym;

g) zapomnienie o sobie samym;

h) wielkie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, Mater pulchræ dilectionis [Matki pięknej miłości].

Czystość to cnota wybitnie osobista. Równocześnie „zakłada również wysiłek kulturowy” (Katechizm, 2344), ponieważ „istnieje wzajemna zależność między postępem osoby ludzkiej i rozwojem społeczeństwa”[12]. Poszanowanie praw osoby ludzkiej domaga się poszanowania czystości, a zwłaszcza prawa do „otrzymywania informacji i wychowania, które szanują moralne i duchowe wymiary życia ludzkiego” (Katechizm, 2344)[13].

Konkretne przejawy, przy których pomocy budowana jest i wzrasta ta cnota, będą różne w zależności od otrzymanego powołania. „Osoby związane małżeństwem są wezwane do życia w czystości małżeńskiej; pozostali praktykują czystość we wstrzemięźliwości” (Katechizm, 2349).

4. Czystość w małżeństwie

Zjednoczenie płciowe „jest podporządkowane miłości małżeńskiej mężczyzny i kobiety” (Katechizm, 2360), to znaczy „urzeczywistnia się ono w sposób prawdziwie ludzki tylko wtedy, gdy stanowi integralną część miłości, którą mężczyzna i kobieta wiążą się z sobą aż do śmierci”[14].

Wielkość aktu, przez który mężczyzna i kobieta współpracują dobrowolnie ze stwórczym działaniem Boga, wymaga ścisłych warunków moralnych, właśnie przez wzgląd na posiadane wielkie znaczenie antropologiczne – zdolność płodzenia nowego życia ludzkiego powołanego do wieczności. To jest powód, dla którego człowiek nie powinien dobrowolnie rozdzielać wymiarów jednoczącego i prokreacyjnego wspomnianego aktu, co ma miejsce w przypadku antykoncepcji[15].

Czyści małżonkowie umieją odkrywać najwłaściwsze momenty do przeżywania tego zjednoczenia cielesnego w taki sposób, żeby odzwierciedlało zawsze, w każdym akcie, dar z samego siebie, który oznacza[16].

W odróżnieniu od wymiaru prokreacyjnego, który może być aktualizowany w prawdziwie ludzki sposób tylko poprzez akt małżeński, wymiar jednoczący i afektywny właściwy dla tego aktu może i powinien objawiać się na wiele innych sposobów. Tłumaczy to fakt, że jeżeli z powodu określonych warunków zdrowia albo innego rodzaju przyczyn, małżonkowie nie mogą dokonać zjednoczenia małżeńskiego albo postanawiają, że korzystniej jest powstrzymać się czasowo (albo ostatecznie w szczególnie poważnych sytuacjach) od aktu właściwego dla małżeństwa, mogą i powinni nadal aktualizować ten dar z samych siebie, sprawiający, że wzrasta prawdziwie osobowa miłość, której wyrazem jest zjednoczenie ciał.

5. Czystość w celibacie

Bóg powołuje niektórych, aby przeżywali swoje powołanie do miłości w szczególny sposób, w celibacie apostolskim[17]. Sposób przeżywania chrześcijańskiego powołania w celibacie apostolskim zakłada wstrzemięźliwość[18]. To wykluczenie użytkowania zdolności rozrodczych nie oznacza w żaden sposób wykluczenia miłości czy afektywności[19]. Przeciwnie – dar, który czyni się dobrowolnie dla Boga z ewentualnego życia małżeńskiego, uzdalnia osobę ludzką do miłowania i dawania siebie wielu innym mężczyznom i kobietom, pomagając im równocześnie odnaleźć Boga, który jest racją wspomnianego celibatu[20].

Ten sposób życia musi być rozważany i przeżywany jako dar, ponieważ nikt nie może obnosić się ze zdolnością bycia wiernym Panu na tej drodze bez pomocy łaski.

6. Grzechy przeciw czystości

Czystości przeciwstawia się rozwiązłość, która jest „nieuporządkowanym pożądaniem lub nieumiarkowanym korzystaniem z przyjemności cielesnych. Przyjemność seksualna jest moralnie nieuporządkowana, gdy szuka się jej dla niej samej w oderwaniu od nastawienia na prokreację i zjednoczenie” (Katechizm, 2351).

Zważywszy że płciowość zajmuje centralny wymiar w życiu ludzkim, grzechy przeciwko czystości są zawsze ciężkie co do materii i w związku z tym powodują utratę dziedzictwa Królestwa Bożego (por. Ef 5, 5). Mogą być jednak lekkie, kiedy brakuje pełnego rozeznania lub doskonałego przyzwolenia.

Występek rozwiązłości ma wiele poważnych konsekwencji: zaślepienie umysłu, przez które zaciemnia się nasz cel i nasze dobro; osłabienie woli, która staje się niemal niezdolna do żadnego wysiłku, dochodząc do bierności, do niechęci w pracy, w służbie, i tak dalej. Przywiązanie do dóbr ziemskich, które każe zapominać o dobrach wiecznych. Na koniec wreszcie można dojść do nienawiści do Boga, który jawi się człowiekowi rozwiązłemu jako największa przeszkoda do zaspokajania własnej zmysłowości.

Masturbacja to „dobrowolne pobudzanie narządów płciowych w celu uzyskania przyjemności cielesnej” (Katechizm, 2352). „Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym”[21]. Z samej swej natury masturbacja sprzeciwia się chrześcijańskiemu sensowi płciowości, która funkcjonuje w służbie miłości. Masturbacja, będąc samotniczym i egoistycznym aktem płciowości, pozbawionym prawdy miłości, pozostawia niezaspokojenie i prowadzi do pustki i niezadowolenia.

„Nierząd jest zjednoczeniem cielesnym między wolnym mężczyzną i wolną kobietą poza małżeństwem. Jest on w poważnej sprzeczności z godnością osoby ludzkiej i jej płciowości w sposób naturalny podporządkowanej dobru małżonków, jak również przekazywaniu życia i wychowaniu dzieci” (Katechizm, 2353)[22].

Cudzołóstwo „oznacza niewierność małżeńską. Gdy dwoje partnerów, z których przynajmniej jeden jest w związku małżeńskim, nawiązuje stosunki płciowe, nawet przelotne, popełniają oni cudzołóstwo” (Katechizm, 2380)[23].

Również przeciwne czystości są rozmowy, spojrzenia, okazywanie uczuć innej osobie, również między narzeczonymi, które dokonują się z rozwiązłym pragnieniem albo stanowią bliską okazję do grzechu, którego się pragnie albo którego się nie odrzuca[24].

Pornografia – wyrwanie aktów płciowych, rzeczywistych lub symulowanych, z intymności partnerów, aby w sposób zamierzony pokazywać je innym (Katechizm, 2354) – i prostytucja – zamienianie własnego ciała na przedmiot transakcji finansowej i używania cielesnego – to poważne błędy nieuporządkowania płciowego, które poza zamachem na godność popełniających je osób, stanowią społeczną plagę (por. Katechizm, 2355).

„Gwałt oznacza wtargnięcie przemocą w intymność płciową osoby. Jest naruszeniem sprawiedliwości i miłości. Rani on głęboko prawo każdego człowieka do szacunku, wolności oraz integralności fizycznej i moralnej. Wyrządza poważną krzywdę ofierze i może wywrzeć piętno na całym jej życiu. Jest zawsze czynem wewnętrznie złym. Jeszcze poważniejszy jest gwałt popełniony przez rodziców (por. kazirodztwo) lub wychowawców na dzieciach, które są im powierzone” (Katechizm, 2356).

„Akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”, jak głosiła zawsze Tradycja Kościoła[25]. Ta jasna ocena moralna działań nie powinna w najmniejszym stopniu osądzać osób przejawiających homoseksualne skłonności[26], ponieważ niejednokrotnie ich kondycja oznacza trudną próbę[27]. Również te osoby „są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej” (Katechizm, 2359).

Więcej oraz przypisy: https://opusdei.org/pl-pl/article/temat ... -dekalogu/
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6836
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3192
Podziękowano: 3441
Płeć:

Nieprzeczytany post

Ks. Robert Skrzypczak: Antykoncepcja – współżycie bez Boga

Coraz więcej ludzi przyjmuje „postawę antykoncepcyjną", która z góry zakłada eliminację rodzicielstwa bądź odkładanie go w nieskończoność. Co zrobić, by płodność przestała być źródłem obaw?
Małżonkowie, którzy stosują antykoncepcję, zazwyczaj wykazują nastawienie lękowe, boją się dziecka. Lęk ten zwykle bardziej jest nasilony u kobiet niż u mężczyzn, co tłumaczy biologiczne zaangażowanie się kobiety w macierzyństwo, i występuje tak często, iż należy uznać, że jest on charakterystyczny dla postawy antykoncepcyjnej. Ludzie, którzy boją się dziecka, sięgają po antykoncepcję. Wykazują w tym względzie zdumiewającą ignorancję, niezależnie od posiadanego wykształcenia, tak jakby lęk paraliżował ich zdolność logicznego myślenia i postępowania. Płodność przedstawia się w ich wyobraźni jako „siła nadrzędna", przed którą nie ma ucieczki. W jakimś magicznym myśleniu poszukują oni talizmanu, który by ich od niej uwolnił. Płodność w oczach współczesnego nowoczesnego człowieka to coś niemożliwego do opanowania.


Logiczne byłoby myślenie, że skoro nie mogą sobie poradzić z płodnością, nie umieją nią rządzić, a boją się dziecka, to najprościej i najskuteczniej byłoby zaniechać działania seksualnego, które doprowadza do pojawienia się dziecka. Lecz myśl o powstrzymaniu się od seksu, który jest traktowany jako źródło przyjemności, jest obca i niepopularna. Człowiek współczesny szuka więc środków zaradczych, „zabezpieczających". Samo sformułowanie „środki zabezpieczające" wskazuje na pojmowanie dziecka jako zła, którego za wszelką cenę należy unikać.
W takiej atmosferze ludzie podejmują współżycie seksualne, w którym tło stanowi lęk przed dzieckiem. Efekt? W najgorszym scenariuszu (co nie znaczy, że w każdym przypadku) zaczyna się od tego, że współżycie nie przynosi oczekiwanej radości u małżonków, a przeciwnie – reakcje nerwowe, inne u mężczyzny, inne u kobiety. U kobiety zazwyczaj szybciej dochodzi do reakcji frustracyjnej. Wewnętrznie i niejako fizycznie jest ona sparaliżowana lękiem. Nie może przeżywać radości zjednoczenia z kochanym mężczyzną i jako odpowiedź na napięcie lękowe pojawia się w niej najpierw niechęć do ciała mężczyzny, która nieraz przeradza się we wstręt fizyczny. Kobieta przymusza się do współżycia, ale staje się ono dla niej coraz bardziej przykre, tak iż w pewnym momencie traktuje ona pożycie małżeńskie jako zło konieczne, od którego stara się w jakiś sposób uwolnić. Gdy mężczyzna egzekwuje swoje „prawa małżeńskie" i narzuca kobiecie współżycie, niechęć do ciała narasta i przechodzi w niechęć do współżycia w ogóle.

Mężowie uskarżają się wówczas na oziębłość kobiet, podczas gdy panie deklarują: „Dla mnie to może nie istnieć". Z czasem niechęć do stosunków seksualnych przeradza się w niechęć do partnera, do męża – sprawcy całej tej sytuacji. Znamienne, że wiele mężatek za zaletę uznaje, iż mąż nie szuka u nich seksualnej satysfakcji.
Zobojętnienie seksualne u kobiety musi wywołać reakcje u mężczyzny. Najczęściej w grę wchodzi jakaś forma agresji. Nawet najbardziej kulturalni panowie potrafią reagować w sposób prymitywny. „Nie był taki, zmienił się" – wyrokują kobiety. W mężczyźnie narasta zaś postawa egocentryczna i zobojętnienie na los żony i dziecka. Obie te postawy osłabiają miłość małżeńską i mogą wywoływać wrażenie, że „już się nie kochamy".

W STRONĘ OBOJĘTNOŚCI RELIGIJNEJ

Wpływ stosowania antykoncepcji sięga znacznie głębiej, niż chcieliby przyznać jej zwolennicy. „W samej istocie antykoncepcji tkwi nieprawidłowa hierarchia wartości przez nadmierne zwrócenie uwagi na płeć, a niedostrzeganie integralnej wartości osoby ludzkiej. W takiej sytuacji stosunek seksualny nabiera znaczenia wyłącznie fizjologicznego (reakcja odbarczenia), co powoduje poczucie zdeterminowania... Powoduje to wewnętrzne rozszczepienie i pogłębia rozdział między miłością a współżyciem seksualnym" – pisała Wanda Półtawska. Z kolei odseparowanie działań seksualnych od prokreacji obniża wartość samego stosunku. Nie stanowi on już znaku dopełnienia jedności międzyosobowej, a co najwyżej narządową reakcję ciała. Mężczyzna pada ofiarą niewoli swego ciała, jest bezradny wobec reakcji, nad którą nie potrafi zapanować, kobieta natomiast staje się niewolnicą męskiego seksualizmu, schodzi do poziomu rzeczy używanej, traci godność pełnowartościowej osoby. Ta sytuacja tak bardzo zaprzecza prawdzie osobowej ludzi, iż musi wywołać frustrację. Małżonkowie mają w stosunku do siebie coraz większe pretensje i zaczynają się lekceważyć. Zaniechanie kontaktu cielesnego potęguje klimat wrogości, w którym od czasu do czasu może dojść do zbliżenia seksualnego, lecz przypomina ono raczej zachowanie agresywne niż miłość.
Taki akt seksualny nie ma w sobie żadnej mocy wiążącej ludzi, wręcz zrywa poczucie komunii. „Jest uderzające – zauważała dr Półtawska – że małżeństwa, które stosują antykoncepcję, zupełnie nie potrafią okazać sobie bezinteresownej czułości i wszelkie próby zbliżenia wywołują u mężczyzny reakcje podniecenia seksualnego, co kobieta odczuwa jako poniżające, a ponadto boi się tego, wiedząc, że z tej właśnie reakcji może zaistnieć »niepożądany skutek«, to jest dziecko... O ile w prawidłowym układzie małżeńskim dziecko staje się czynnikiem łączącym ludzi, o tyle w tym układzie każda następna ciąża pogłębia istniejący konflikt". Nieoczekiwane dziecko budzi poczucie winy, przy czym małżonkowie starają się winę tę przerzucać wzajemnie na siebie.

Znamienne, że nawet ludzie wierzący, mający też niejednokrotnie problem z antykoncepcją, w odniesieniu do płodności zdają się całkowicie pomijać obecność Boga. Zapłodnienie traktują wyłącznie jako skutek swego działania, nie dopuszczając myśli, że poczęte nowe życie ma swoje, dane od Boga, własne prawo do życia. Mimo że uznają się za praktykujących katolików, w odniesieniu do płodności zachowują się jak ludzie niewierzący, nie uwzględniając Boga jako Stwórcy. Nie myślą, że nowa poczęta istota ma dane od Boga prawo do własnej egzystencji. Według Wandy Półtawskiej „zapominają, że poczęcie nowego życia jest zależne od działalności trzech osób – od Boga i rodziców, przy czym Bóg ma rolę decydującą".
Wiara ludzi używających antykoncepcji z czasem maleje, zmierzając w stronę obojętności religijnej. Przestaje przystawać do życia, podobnie jak przynależność do Kościoła wcale nie oznacza stosowania się do jego nauczania. Normy stosowane w Kościele, które stoją na straży osobowej godności małżonków, zaczynają być postrzegane jako nieuzasadniony zakaz, który należy znieść. I tak antykoncepcja potępiana przez Kościół staje się terenem rozgrywek światopoglądowych. Jej zwolennicy próbują uzasadnić jej stosowanie względami miłości, ale praktyka życiowa pokazuje wyraźnie negatywny wpływ postawy antykoncepcyjnej na jakość miłości małżonków i na ich rodzinę.

A co ze stosunkiem przerywanym? Dlaczego tyle par, także katolickich, praktykuje tę metodę zapobiegania ciąży, mimo że teologia moralna zachowanie to jednoznacznie ocenia jako grzech śmiertelny? Zazwyczaj w uzasadnieniu małżonkowie mówią: „uważamy", lub częściej kobieta mówi: „on uważa, on się wystrzega". Zwykle czują opór przed sięganiem po antykoncepcję. Mężczyźni zatem wybierają taki sposób zachowania, uważając, że „to nie zaszkodzi żonie". Można przypuszczać, że szukają w tym jakiegoś dobra. Nie da się wszystkich ludzi jednakowo obwiniać o egoizm. Wydaje się, że jest odpowiedź, która pozwala zrozumieć to zjawisko. Akt seksualny przerywany nie jest skierowany przeciwko macierzyństwu i płodności kobiety. I choć jest ona potraktowana egoistycznie jako przedmiot seksualnego pragnienia, niemniej najgłębsze struktury jej istoty, jej egzystencjalne skierowanie na macierzyństwo wpisane przez Boga w jej kobiecość jest nienaruszone. Intuicyjnie ludzie mogą czuć, że jakkolwiek by było, jest to „naturalny sposób zachowania", bo istota kobiecości jest nietknięta.

Zachowanie to może prowadzić do nerwicy, ale nie uszkadza bezpośrednio płodności. Środki antykoncepcyjne zmieniające rytm biologiczny w organizmie kobiecym są skierowane przeciwko naturze kobiety, a mężczyzna próbuje ją przed tym jakoś uchronić. Nie chce jej pozbawiać płodności, ale chce też zachować swe poczucie męskości. Stosunek przerywany jest jego działaniem, a więc daje mu subiektywne poczucie własnej męskości w tym, iż to on działa i to on niejako bierze całą odpowiedzialność na siebie. Nieraz mężowie mówią: „ja to biorę na własne sumienie".
Wielu katolików nie uznaje stosunków przerywanych za grzech, ponieważ uważają oni, że nie krzywdzą swych kobiet, nie niszczą w nich ich kobiecości. Ich płodność jest nienaruszona, podobnie też męskość mężczyzn, ojcostwo nie zostaje z góry zniszczone. Mężczyzna działa, decyduje, a zarazem ochrania swoją żonę. W tej grzesznej i nieprawidłowej sytuacji tkwi zarzewie pewnego dobra.

MOGĘ BYĆ OJCEM, MOGĘ BYĆ MATKĄ

Trzeba małżonkom pomóc w lepszym poznaniu ich głębokiej struktury osobowej jako kobiety i mężczyzny. Zadanie kobiety polega na lepszym poznaniu siebie samej i objawieniu tego mężczyźnie. Ona przede wszystkim musi nauczyć się siebie, aby rozumiała każdy objaw tej wspaniale funkcjonującej kobiecości. Wówczas jej płodność przestanie ją straszyć. Zamiast jej się bać, będzie umiała pokazywać ją mężczyźnie, objawiać mu siebie, wywołując jego zachwyt i podziw. Podziw zaś to jeden z najważniejszych komponentów kobiecej miłości.
By osiągnąć ten cel, kobieta musi przekazać mężczyźnie wiedzę o sobie, objawić mu się. Zaprezentować tak, aby mógł i musiał ją podziwiać. Tę męską chęć „uchronienia" swej kobiety przed niepożądaną ciążą i postawę „uważania" należy właściwie przekierować. Męskość prawdziwa to jest pełna odpowiedzialność za kobietę i dziecko. Jeśli naprawdę nie chce jej skrzywdzić, musi wziąć pod uwagę los żony i dziecka. „Z chwilą, kiedy płodność kobiety jest dla niego zrozumiała, jego decyzja »uważaj« odnosi się nie do chwili przerwania stosunku, ale do chwili podjęcia współżycia. »Uważaj«, jeżeli ona nie powinna jeszcze stać się matką – to poczekaj, wybierz moment odpowiedni.
Wola mężczyzny, jego aktywność, jego zdolność do działania są podstawą do podjęcia odpowiedzialności. Kobieta ma prawo się spodziewać, że on zdecyduje, on będzie uważał. Kierowanie płodnością jest zadaniem wyłącznie mężczyzny, siewcy życia. Siewca wie, kiedy siać w przygotowaną glebę. Kobieta jak matka ziemia przyjmuje ziarno i nie w jej mocy jest powstrzymywać twórczy proces wschodzenia nasienia. W niej się dzieje, a on działa. Gdy on uwzględni to, co się w niej dzieje – problem jest rozwiązany, a wszelka antykoncepcja jest po prostu niepotrzebna. Znika też potrzeba przerywania stosunku. Mężczyzna wie, kiedy może być owoc i kieruje czasem »zasiewania«.
Nie ma mężczyzny, który wolałby akt przerywany od normalnego pełnego stosunku. Musi jednakże on nauczyć się kobiety i wczuć w nią. Wtedy to on będzie tym, który decyduje, uwzględniając, oczywiście, ich wspólne zamiary. Jej bierność i gotowość do zgadzania się w połączeniu z jego odpowiedzialną aktywnością będą budować ich małżeńską jedność. W przekazywaniu życia zaangażowana jest najgłębsza struktura człowieka, sam rdzeń jego człowieczeństwa. To, co się dzieje w intymnym złączeniu mężczyzny z kobietą, sięga aż do dna ich duszy, nie tylko angażuje ich ciała. Ponadto stają się w tym miłosnym akcie, jak podkreślał Paweł VI w encyklice „Humanae vitae", „współpracownikami Boga samego w dziele stworzenia".
Pełne wzajemne oddanie się małżonków jest wielkim darem. Akt seksualny winien odzwierciedlać osobowe zjednoczenie. Wówczas staje się on świętym aktem zasługującym na wieczność. „Negatywne stanowisko Kościoła wobec antykoncepcji – wyjaśniał Karol Wojtyła – wynika konsekwentnie ze spojrzenia w prawdzie na miłość małżeńską, która winna trwale jednoczyć mężczyznę i kobietę jako osoby, afirmując ich osobową godność we wszystkich przejawach życia, w szczególności zaś w samym współżyciu małżeńskim". Chodzi o pewien wewnętrzny szacunek okazywany współmałżonkowi, który w pełni odpowiada osobowej godności tamtego. Akt seksualny w ten sposób przeżywany powoduje, że mężczyzna i kobieta stają się wspólnym podmiotem tego współdziałania. Mówił o tym Paweł VI: „Współżycie płciowe narzucone współmałżonkowi bez liczenia się z jego stanem oraz jego uzasadnionymi życzeniami nie jest prawdziwym aktem miłości i dlatego sprzeciwia się temu, czego słusznie domaga się ład moralny we wzajemnej więzi między małżonkami".
Akt małżeński nosi w sobie nierozerwalną więź między tym, co małżonków jednoczy, a tym, co ich otwiera na rodzicielstwo. Sprzeciw wobec antykoncepcji jest protestem przeciw odłączaniu od siebie tych dwóch istotnych aspektów seksualnego współżycia. W akcie seksualnym, jeśli ma to być prawdziwy akt miłosny, musi towarzyszyć kochającym się osobom poczucie możliwości rodzicielstwa, jak i gotowość na nie: mogę być ojcem, mogę być matką.

CZUŁOŚĆ – ZNAK DZIAŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO

Jak porzucić rozpowszechnioną „postawę antykoncepcyjną" narzucaną kochającej się parze przez konsumpcyjny styl życia? Jak ją zmienić, aby uratować miłość ludzką? Zasadniczym i najbardziej pożądanym czynnikiem jest małżeńska czułość. To brak czułości frustruje kobietę, a nie brak stosunków seksualnych.
W antykoncepcji dominują postawy pożądania, reakcje zaś rozgrywają się na płaszczyźnie napięcie – rozluźnienie, natomiast czułość przynosi otwarcie jednego człowieka na drugiego. Małżeństwa mające antykoncepcyjne nastawienie do siebie zazwyczaj mało jej wykazują. Ich miłość staje się egocentryczna. Tymczasem ciała małżonków można nauczyć „odseksualizowanej czułości". W taką postawę trzeba zaangażować zmysł dotyku, wzroku i mowę ludzką.
Zmysł dotyku zazwyczaj w małżeństwie jest zautomatyzowany w kierunku wyzwalania reakcji seksualnej, natomiast gesty dotykowe muszą być wolne od napięcia seksualnego, a skierowane ku życzliwości, altruizmowi i miłości. Kobiecie trudno uwierzyć w miłość, która nie przejawia się gestami. Mężczyzna wydaje się bardziej niezależny od zmysłu dotyku, choć szybciej wyzwalają się w nim automatyzmy erotyczne. Dopiero prawdziwa miłość wyzwala u mężczyzny tę zdolność świadczenia gestów czułych bez podniecenia seksualnego. Kobieta poprzez zdolność do macierzyństwa jest niejako cała skierowana ku dotykowi: jej ciało obejmuje w całości rosnące w niej maleństwo, a także mężczyznę w czasie zbliżenia. Stąd dotyk ma dla niej ogromne znaczenie. Natomiast zmysłem szczególnie wrażliwym u mężczyzn wydaje się być zmysł wzroku. W małżeństwie spojrzenie mężczyzny, wyzwolone od pożądliwości seksualnej, staje się wyrazem zachwytu, jak i potrzebnej kobiecie czułości. Mężczyzna potrafi zapatrzyć się w piękno kobiety i ją kontemplować.
Dialog miłości jest właściwym sposobem odnoszenia się do siebie małżonków i właśnie w ramach takiego dialogu powinna zapadać decyzja tych dwojga o ich dziecku. W ciszy uspokojonego czułością ciała mąż i żona mają zdecydować o tym, czy teraz mogą podjąć odpowiedzialną sztukę rodzicielstwa, czy później. W takim klimacie antykoncepcja jest po prostu niepotrzebna, ponieważ czułość umie czekać. Nie jest dla niej konieczne seksualne dopełnienie. „Małżonkowie, wolni od nacisku ciała, podejmują swoją płodność prawdziwie po ludzku... Kobieta spokojna o swe macierzyństwo oddaje się ufnie w ręce kochanego mężczyzny, nie odczuwając żadnych oporów, ani świadomych, ani podświadomych, swobodna nie musi myśleć o żadnym przeciwdziałaniu zapłodnienia. Wszelkie bowiem wyliczanie jest sprzeczne z podstawową tendencją kobiecości skierowanej ku macierzyństwu i stąd kierowanie płodnością pary małżeńskiej powinno spoczywać w rękach mężczyzny. Świadomy swojej odpowiedzialności kochający mężczyzna, uwzględniając sytuację fizjologiczną w organizmie kobiety, idąc po linii naturalnych męskich skłonności, decyduje o chwili działania i realizuje je" – pisała Wanda Półtawska.
Przeżywanie czułości i płodności przez małżonków w zgodzie z planem Boga i w najszczerszej chęci zharmonizowania z Nim przywraca małżonkom spokój sumienia i otwiera ich na nadprzyrodzone źródła bijące z ich sakramentu.


Ks. Robert Skrzypczak jest doktorem habilitowanym teologii, psychologiem, duszpasterzem, profesorem Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie
https://www.rp.pl/Plus-Minus/302089906- ... -Boga.html
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
ODPOWIEDZ