Ewangelia św Mateusza z komentarzami

Stary i Nowy Testament, rozważania, rozumienie, komentarze
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 1

(Mt 1, 1-16. 18-23)
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida. Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego. Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel”, to znaczy: „Bóg z nami”.

Komentarz:
To jest niepojęte miłosierdzie Boże, że Syn Boży zechciał stać się Synem Człowieczym. Jako człowiek urodził się z jednej z nas, z Maryi, i miał ludzkich przodków. Spróbujmy skomentować tę listę Jego ludzkich przodków. Najważniejsi dwaj zostali wymienieni w pierwszym zdaniu Jego genealogii. Jezus jest synem Dawida oraz synem Abrahama. Synem tego Abrahama, który jest wzorem całkowitego zawierzenia Bogu i który otrzymał obietnicę, że w nim będą błogosławione wszystkie narody. Oraz synem tego Dawida, któremu Bóg obiecał, że z niego narodzi się Ten, który będzie królował na wieki.
Wśród przodków Zbawiciela są nie tylko sprawiedliwi, tacy jak Izaak, ale również grzesznicy, jak np. bezbożny król Manasses. Wielkich zbrodni dopuścił się nawet pobożny król Dawid — który na szczęście podjął jednak pokutę. Jak widzimy, sama nawet lista przodków Pana Jezusa pokazuje nam, jak bardzo potrzebowaliśmy Zbawiciela. Na uwagę zasługują cztery kobiety, które Ewangelista umieścił w genealogii Pana Jezusa: Tamar, Rachab, Rut i Batszeba. Trzy z nich to wielkie grzesznice, a wszystkie cztery to cudzoziemki. Tamar uwiodła własnego teścia, Rachab była prostytutką, a cudzołóstwo Batszeby doprowadziło do zamordowania jej męża, Uriasza. Te cztery kobiety wskazują, że Pan Jezus, który urodził się jako syn Abrahama, jako syn narodu wybranego, jest zarazem synem całej ludzkości. Ludzkości pogrążonej w bałwochwalstwie — na to wskazuje grzeszność tych kobiet (nie zapominajmy, że w Starym Testamencie bałwochwalstwo przedstawiane jest często jako cudzołóstwo).
Z tymi czterema kobietami kontrastuje niepokalana dziewica Maryja, z której narodził się Pan Jezus. Przepaść dzieląca tamte grzesznice od Maryi wspaniale oddaje wielkość i wspaniałość daru zbawienia. Tamte grzesznice są obrazem ludzkości oddalonej od Boga i pogrążonej w grzechu. Maryja swoją świętością zapowiada tę ludzkość, którą Chrystus Pan ostatecznie doprowadzi do zbawienia.
Zauważmy jeszcze, że w genealogii Pana Jezusa Ewangelista umieścił ewidentny sygnał, że z chwilą Jego narodzin zaczęły się czasy ostateczne. Mianowicie dzieli się tę genealogię na trzy odcinki po czternaście pokoleń. Zatem minęło już sześć razy po siedem pokoleń. Siódmy okres zaczyna się z chwilą urodzin Zbawiciela. Okres siódmy, czyli ostatni (siódemka, jak pamiętamy, symbolizuje pełnię czasu). Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, jest ostatnim darem Boga dla ludzkości, tylko w Nim możemy otrzymać życie wieczne.
O. Salij OP

***
(Mt 1, 16. 18-21. 24a)
Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.

Komentarz:

Na czym polegała delikatność i sprawiedliwość Józefa, który widząc, że Maryja spodziewa się dziecka, które nie jest jego dzieckiem, postanowił ją potajemnie oddalić? Otóż według ówczesnego obyczaju, w takiej sytuacji Józef powinien napiętnować swoją małżonkę jako cudzołożnicę. Ale Józef znał Maryję. Hipotezę cudzołóstwa wykluczał absolutnie. Niczego nie rozumiał. Wolał jednak oddalić ją, bez publicznego oskarżania jej, i wystawić się w ten sposób samemu na zarzuty ze strony ludzkich języków, niż jej zarzucić cokolwiek – tak głęboko był przekonany, że ona jest niewinna.

Ale postawmy sobie drugie pytanie, o wiele ważniejsze: dlaczego Ewangelista przykłada tak wielką wagę do tej prawdy, że Jezus narodził się z Dziewicy? Przecież miłość małżeńska, z której poczynają się dzieci, jest pobłogosławiona przez samego Stwórcę! Przecież również sama Maryja, bezgrzeszna i niepokalana, poczęła się z czystej i świętej miłości swoich rodziców, Joachima i Anny. Dlaczego nie godziło się, żeby Syn Boży narodził się z czystej i świętej miłości małżeńskiej? Dlaczego trzeba było, żeby narodził się właśnie z Dziewicy?

Otóż zauważmy: Jezus Chrystus jest absolutnie jedynym człowiekiem ze wszystkich ludzi, którego istnienie nie zaczęło się w momencie Jego ludzkiego poczęcia. On jest Przedwiecznym Synem Bożym. To było aktem Jego wielkiego miłosierdzia w stosunku do nas, że zechciał się do tego stopnia uniżyć i stać się jednym z nas. Każdy z nas przyszedł na świat ze swojego ojca i matki. Ale On swojego Ojca ma od Boskiej wieczności, zanim świat powstał. Toteż nie godziło się, żeby miał ludzkiego ojca Ten, którego Ojcem jest Ojciec Przedwieczny. I z tym Ojcem, z Ojcem przedwiecznym, Jezus był w najgłębszej zażyłości od najwcześniejszego dzieciństwa. W zażyłości tak serdecznej, że nikt z nas sobie tego nawet wyobrazić nie potrafi.

Spróbujmy sobie teraz uświadomić niesłychane wywyższenie Józefa. Nie był on naturalnym ojcem Jezusa, bo to by się nie godziło. Ale Ojciec Przedwieczny powierzył mu wszystkie ojcowskie obowiązki względem swojego Syna w okresie Jego ludzkiego dzieciństwa. Toteż nazywamy go opiekunem Syna Bożego albo jego przybranym ojcem, albo nawet Jego ojcem dziewiczym. Józef był drugim po Maryi człowiekiem postawionym tak niewyobrażalnie blisko Syna Bożego.

O. Jacek Salij OP
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423358.IV-N ... TU-ROK-A#4

Komentarz II
Młodzi małżonkowie, Maryja i Józef, znaleźć się w obliczu tajemnicy, która przekraczała ich możliwości jej wysłowienia. Maryja nosi w swoim łonie Syna Bożego i musi milczeć – nie może przecież usprawiedliwiać się przed Józefem, że nie miała sprawy z żadnym mężczyzną, że jej Dziecko poczęło się mocą Ducha Świętego.
Józef, który zna Maryję jako świętą i czystą, nie może jej pytać, jak to się stało, że jest matką. Boi się urazić ją takim pytaniem, a z drugiej strony fakt jest niepodważalny: Maryja jest brzemienna.
W tej sytuacji Józef podejmuje decyzję heroiczną. Jedno wie na pewno: że nie oskarży Maryi o cudzołóstwo, jak w takich sytuacjach nakazywało prawo zwyczajowe. Nie oskarży jej o cudzołóstwo, bo wie, że ona jest święta i czysta. Józef zamierza oddalić Maryję bez takiego oskarżenia. Mówiąc inaczej, woli ściągnąć na siebie oskarżenia małomiasteczkowego środowiska, że skrzywdził tę dziewczynę. Skoro jej nie oskarżył, skoro ją oddalił bez takiego oskarżenia, znaczy to, że jest nieodpowiedzialny, że ją skrzywdził i porzucił – na pewno tak by mówiono o Józefie.
Józef był naprawdę człowiekiem sprawiedliwym. Wolał sam znosić niesprawiedliwe oskarżenia, niż niesprawiedliwie oskarżać Maryję w sytuacji, której nie rozumiał. Naprawdę wspaniałego Opiekuna wybrał Ojciec Przedwieczny dla swojego Syna.
I jeszcze wspanialszą Matkę wybrał dla Niego. Dzisiejsza Ewangelia podkreśla, że była ona Matką dziewiczą. Dziewictwo Maryi oznacza, że jej serce nie było przepołowione, że kochała ona Boga całym sercem i bezwarunkowo. W tej swojej całoosobowej i niepokalanej miłości Boga przyjęła ona dla nas wszystkich Jego Syna. I Synowi Bożemu, który ze względu na nas ludzi i dla naszego zbawienia raczył stać się jej Synem, towarzyszyła do końca – aż do Jego śmierci na krzyżu i zmartwychwstania.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 1, 18-24)
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów . A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.

Komentarz

Przypomnijmy sobie okoliczności historyczne, w których zostało wypowiedziane to proroctwo: "Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna i dadzą mu imię Emmanuel, tzn. Bóg z nami". Było to w roku mniej więcej 734 przed Chrystusem. Król judzki Achaz lęka się agresji ze strony dwóch państw sąsiedzkich i zamierza wezwać na pomoc Asyrię. Był to pomysł obrony przed diabłem przy pomocy Belzebuba, bo sojusz z Asyrią praktycznie oznaczał otwarcie kraju na zalew bałwochwalstwa, politycznie zaś oznaczałby doprowadzenie kraju do niepotrzebnego zwasalizowania wobec Asyrii. Prorok Izajasz przynosi królowi zapewnienie, że z Bożą pomocą do agresji w ogóle nie dojdzie. Król jednak boi się zawierzyć Bogu, woli zawierzyć królowi asyryjskiemu.

Wstyd się przyznać, że również w naszym życiu, kochający i wszechmocny Bóg nieraz przegrywa konkurencję z różnymi bożkami asyryjskimi, które czyhają tylko, żeby nas sobie podporządkować, a z czasem i zniszczyć.

Jednak Bóg, chociaż odrzucony przez ludzi, nie przestaje być Bogiem cierpliwym i pełnym miłosierdzia. Właśnie wtedy składa swojemu ludowi obietnicę tak wielką, że może sam prorok Izajasz jej do końca nie rozumiał. Oto Dziewica urodzi Emmanuela, który będzie Bogiem z nami.

W czasach króla Achaza bardzo by się przydało, żeby Bóg w obliczu zagrożenia był ze swoim ludem. Mimo że ta oferta została przez króla Achaza odrzucona, Bóg obiecuje nieskończenie więcej: że stanie wśród nas w sensie najdoskonalszym, że stanie się naszym Emmanuelem, że Jego Syn Jednorodzony stanie się jednym z nas.
Świątynia jerozolimska była jedynie zapowiedzią tego daru nieskończonego, jaki mieliśmy otrzymać przez Boże Narodzenie. Jeśli świątynia jest miejscem szczególnej obecności Boga wśród ludzi, to Jezus, Syn Boży, jest świątynią w najdoskonalszym tego słowa znaczeniu. Nie było i nie będzie Świątyni tak doskonałej, tak przepełnionej Bożą obecnością, jaką jest Syn Boży, Jezus Chrystus. Również On sam nazywał siebie świątynią. "Zburzcie tę świątynię, a Ja ją w ciągu trzech dni odbuduję" - zapowiedział kiedyś swoją własną śmierć i zmartwychwstanie.
Emmanuel jest to bardzo Bożonarodzeniowe imię Pana Jezusa. Znaczy: "Bóg z nami". Ale znaczy również: "Bóg w nas". Bo po to Syn Boży stał się człowiekiem, po to stanął wśród nas jako najwspanialsza świątynia Boża, ażeby nas przemienić w święty Kościół Boży i żeby każdy z nas z osobna mógł stać się świątynią Ducha Świętego.
Jak by to było dobrze, gdyby Boże Narodzenie na trwałe skojarzyło się nam z tym imieniem: Emmanuel, Bóg z nami! I gdyby pobudzało nasze pragnienie, ażeby rozszerzać się jak najwięcej na zbawiającą obecność Boga, ażebyśmy starali się coraz więcej być świętym Kościołem Bożym.

o. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 2 i 3

(Mt 2, 1-12)
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon . Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela. Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny.

Komentarz:
Gwiazda betlejemska natychmiast kojarzy się z jednym z proroctw mesjańskich. Czytamy w Księdze Liczb, że pogański prorok Balaam, który miał przekląć lud boży, wbrew sobie zaczął go błogosławić i wygłosił następujące proroctwo: „Widzę Go, lecz jeszcze nie teraz. Dostrzegam Go, ale nie z bliska. Wschodzi gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”. Warto dodać, że również sam Pan Jezus nazywa siebie Gwiazdą. Pod koniec Apokalipsy tak oto się przedstawia: „Jam jest odrośl i potomstwo Dawida, Gwiazda świecąca poranna”. Zatem Gwiazda, która prowadziła mędrców do Betlejem, symbolizowała samego Pana Jezusa, który przyszedł do nas, aby całe narody prowadzić do swojego Przedwiecznego Ojca.
Dopiero kiedy sobie uświadomimy, że Gwiazda betlejemska to symbol samego Chrystusa, stają się zrozumiałe wypowiedzi niektórych Ojców Kościoła, że gwiazda ta świeciła dziesięć tysięcy razy jaśniej niż słońce.
Magowie ze Wschodu byli pierwszymi przedstawicielami narodów pogańskich, którzy rozpoznali w Jezusie Zbawiciela i oddali Mu hołd. Magia jest mądrością ludzką najbardziej odległą od Boga, znajdującą się we władzy złych sił i im podporządkowaną. Ale Chrystus Pan przyszedł zbawić wszystkich, nawet tych, którzy są najbardziej oddaleni od Boga. Jak napisał św. Ignacy z Antiochii, młodszy od Apostołów zaledwie o jedno pokolenie (napisał to w roku 108): „W momencie, gdy magowie złożyli hołd Dzieciątku, wszelka magia poniosła klęskę, straciły swą moc wszelkie więzy Złego” (Ef 19,3). To duchowe nawrócenie magów Ewangelista zaznacza uwagą, że inną już drogą – nie tą, co przyszli – wrócili do ojczyzny.
Dlaczego tych magów nazywamy królami i dlaczego mówimy, że było ich trzech? Otóż liczba trzy wyraża uniwersalizm zbawienia, jaki przynosi nam Chrystus. Wyobrażano sobie, że byli to przedstawiciele rasy białej, czarnej i żółtej, a także, że jeden z nich był młody, drugi w wieku średnim, trzeci stary – słowem, iż byli to przedstawiciele całej ludzkości.
Dlaczego jednak nazywamy ich królami? Otóż królewskie dary, jakie złożyli ci magowie Dzieciątku Jezus, skojarzono sobie z proroctwem mesjańskim: „Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, królowie Szeby i Saby złożą daninę – i oddadzą mu pokłon wszyscy królowie, wszystkie narody będą mu służyły” (Ps 72). Zatem nie jest to skojarzenie czysto dowolne. Jeśli dobrze wczytać się w dzisiejszą Ewangelię, jasno widać, że opowiada ona o tym, że Chrystus Pan przyszedł zbawić wszystkie narody i wszystkich ludzi, że przed Jego mocą zbawczą pochylą się nawet ci, którzy stali się sługami różnych mocy ciemności, i ci, którzy sprawują władzę tego świata. 
o. prof. Jacek Salij OP

***
(Mt 2, 13-18)
Gdy Mędrcy odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić”. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: „Z Egiptu wezwałem Syna mego”. Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców. Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma”.

Komentarz:
To aż niewiarygodne, że kochającego Boga ktoś może się bać jako swojego nieprzyjaciela. Tak właśnie stało się z Herodem. W osobie Heroda skupia się cała ciemność, jaka może ogarniać nas, ludzi. Okazuje się, że niekiedy potrafimy nawet zabijać dzieci, jeśli uznamy w nich przeszkodę dla własnych planów życiowych.
Zobaczmy dwa stopnie ludzkiej grzeszności. Zwyczajni grzesznicy, uciekający przed Bogiem, chcieliby stworzyć świat taki, jakby Boga nie było. Czują instynktownie, że w pobliżu Boga ujawniają się ich grzechy, a oni się do swoich grzechów przyzwyczaili i nie widzą ich wielkiego zła.

Ludzka grzeszność jednak – tak jak u Heroda – może osiągnąć taki poziom, że przeciwko Bogu kieruje swoją agresję. Tacy grzesznicy już nie uciekają przed Bogiem, tylko Boga prześladują. Przeszkadza im to, że Bóg przychodzi do ludzi i staje się światłem ich życia. Tacy nienawistnicy Boga szczególnie wiele mogą zniszczyć w ludziach duchowo jeszcze niewyrobionych.
Przejmująco pisał o tym Adam Mickiewicz:

Duszo, gdy Boga zrodzisz, masz go w tajni chować,
Bo Herod już śle katów, by go zamordować.
Duszo, póki twe dziecię nie urośnie w lata,
Unoś je do Egiptu przed oczyma kata.

Warto tu przypomnieć ostre słowa, jakie przeciwko gorszycielom maluczkich kierował Pan Jezus.

Jeszcze jeden moment w dzisiejszej Ewangelii zasługuje na podkreślenie. Mianowicie jest to jedna z tych kart Ewangelii, na których Pan Jezus jest przedstawiony jako nowy Mojżesz, dany nam ludziom, aby nas doprowadzić do ziemi obiecanej życia wiecznego. Pan Jezus podobnie jak mały Mojżesz został cudownie wybawiony z rzezi niemowląt, bo Bóg, chociaż pokorny w swojej wszechmocy, nie dopuści do tego, żeby szatan przeszkodził Mu w Jego zamysłach zbawczych.
W pismach Nowego Testamentu wielokrotnie porównuje się Pana Jezusa do Mojżesza, rzecz jasna, podkreślając zazwyczaj, że Jezus jest Synem Bożym i Zbawicielem, Mojżesz zaś był tylko sługą Bożym, przygotowującym świat na przyjście Jezusa. Jak to czytamy w prologu Ewangelii św. Jana: „Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, to Łaska i Prawda dokonała się przez Jezusa Chrystusa”. Duchowym streszczeniem tej perspektywy stanie się później wydarzenie Przemienienia, kiedy to Mojżesz i Eliasz pojawią się obok Chrystusa jako Jego poprzednicy i słudzy.

O. Jacek Salij OP
więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423359.SWIE ... NY-ROK-A#4

***
(Mt 2, 13-15. 19-23)
Gdy mędrcy się oddalili, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: «Wstań, weź dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał dziecięcia, aby Je zgładzić».
On wstał, wziął w nocy dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: «z Egiptu wezwałem Syna mego».
A gdy Herod umarł, oto Józefowi w Egipcie ukazał się Anioł Pański we śnie i rzekł: «Wstań, weź dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie dziecięcia».
On więc wstał, wziął dziecię i Jego Matkę i wrócił do ziemi Izraela. Lecz gdy posłyszał, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść. Otrzymawszy zaś we śnie nakaz, udał się w okolice Galilei. Przybył do miasta zwanego Nazaret i tam osiadł. Tak miało się spełnić słowo Proroków: «Nazwany będzie Nazarejczykiem».


Komentarz
Zaledwie kilka miesięcy temu ten sam anioł Pański zapewniał Józefa, że to Dziecko będzie Zbawicielem wszystkich ludzi. Jakże On zbawi narody, skoro teraz Jego samego trzeba ratować? - mógł zapytać anioła Józef. Ale Józefowi obce jest to pytanie. Dopiero w Wielki Piątek postawili je bezbożnicy i szydercy. "Innych wybawił, a sam siebie wybawić nie może" - wołali pod krzyżem. Bo nie mogli zrozumieć tego, że wszechmocny Syn Boży stał się we wszystkim podobny do nas za wyjątkiem grzechu.
Dzisiejsza Ewangelia skłania przede wszystkim do uwielbienia Boga za to, że wszechmocny Syn Boży nie wymówił się od przejścia przez zwyczajne ludzkie dzieciństwo. Że był również bezbronnym dzieckiem, zależnym całkowicie od opieki i pomocy swoich dziewiczych rodziców.
W niedzielę po Bożym Narodzeniu Kościół podpowiada nam, abyśmy wpatrywali się w Świętą Rodzinę i w niej szukali wzorów dla naszych rodzin. Zatem zauważmy najpierw, że małżonkowie Maryja i Józef byli rozkochani w Bogu i posłuszeństwo Jego woli poczytywali sobie za pierwszą swoją powinność. Tacy ludzie mogli otoczyć Dzieciątko Jezus miłością najprawdziwszą i najpiękniejszą.
A swoją drogą, uwielbiajmy Syna Bożego, że przyjmując ludzką naturę, przyjął na siebie nie tylko potrzebę jedzenia i picia, potrzebę snu i wypoczynku, ale również potrzebę bycia kochanym przez swoich rodziców. I nie dziwmy się temu, że ogarnia nas święta zazdrość, kiedy sobie pomyślimy, że Maryja i Józef mogli związać się najgłębszą zażyłością z będącym Dzieciątkiem Jezusem. Właśnie dlatego tak bardzo kochamy Maryję i Józefa - tych dwoje ludzi, którym Syn Boży, rodząc się jako dziecko, powierzył samego siebie i swój ludzki los oraz swoje ludzkie bezpieczeństwo.
Zauważmy na koniec cień krzyża, jaki pojawia się już nad będącym jeszcze niemowlęciem Jezusem. Strach pomyśleć, że ludzka niegodziwość może się kierować nawet przeciwko dziecku. Małego Jezusa trzeba bronić przed Herodem. Tak, do tego stopnia upadliśmy, że niekiedy potrafimy obrócić się nawet przeciwko naszym dzieciom. Zaiste, bardzo, bardzo potrzebujemy Zbawiciela.
 O. Salij OP


***
Mt 3, 1-12
W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: "Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie”. Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi:
"Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie ścieżki dla Niego”.
Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód leśny.
Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordanie, wyznając przy tym swe grzechy.
A gdy widział, że przychodzi do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: "Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: »Abrahama mamy za ojca«, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone.
Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”.


Komentarz

Żeby uwierzyć w Chrystusa, trzeba wyjść na pustynię i przyłączyć się do słuchaczy Jana Chrzciciela. Święty Jan Chrzciciel próbuje uświadomić wszystkim ludziom, jak bardzo potrzebują Zbawiciela, a zarazem jak bardzo zamykają się przed Nim. Bo nieraz zachowujemy się absurdalnie: wydaje nam się, że tęsknimy za Zbawicielem, a zarazem zamykamy przed Nim bramy naszego serca.

Jan Chrzciciel inaczej przemawia do ludzi, którzy wiedzą, że nie zachowują Bożych przykazań, inaczej zaś do tych, którzy uważają się za sprawiedliwych. Do grzeszników Jan Chrzciciel woła tak: najwyższa już pora, żebyś porzucił swoje grzechy i wrócił na drogę Bożych przykazań; właśnie w ten sposób otworzysz bramy serca przed Zbawicielem - chyba że nie zależy ci na tym, żeby On stał się Panem twego serca.

Zaś do ludzi uczciwych i sprawiedliwych woła Jan Chrzciciel tak: Spróbujcie rozpoznać, jak bardzo jesteście oddaleni od Boga. Wasza uczciwość i sprawiedliwość nie doprowadzi was do życia wiecznego, bo przy takim oddaleniu od Boga nawet uczciwość i sprawiedliwość przeżarta jest od wewnątrz robakiem grzechu. Musicie się nawrócić, musicie waszą uczciwość i sprawiedliwość napełnić miłością Boga i bliźniego. Dopiero wówczas Zbawiciel poczuje się zaproszony do waszych serc i przyjdzie do was i będzie was prowadził do swojego Przedwiecznego Ojca.

Dzisiejsza Ewangelia zawiera najważniejsze wyjaśnienie, dlaczego wielu ludzi nie uwierzyło w Chrystusa. Nie uwierzyło w Chrystusa również wielu spośród tych, którzy słuchali bezpośrednio Jego nauk i byli naocznymi świadkami Jego cudów. Mianowicie nie wszyscy, do których przychodzi Pan Jezus, są do wiary w Niego przygotowani. Żeby Go przyjąć i uwierzyć w Niego, trzeba przedtem dobrze usłyszeć słowa Jana: "Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego".

W języku polskim "głos wołającego na pustyni" oznacza głos bardzo ważny, ale przez nikogo nie słyszany. Byłoby to straszne dla nas nieszczęście, gdybyśmy w taki sposób byli zamknięci na głos Jezusa Chrystusa. Bo to by znaczyło, iż odwracamy się od naszego Zbawiciela i Go nie potrzebujemy. Dlatego spróbujmy sobie uświadomić, iż chodzi tu o rzecz najwyższej dla nas doniosłości i starajmy się rzetelnie te słowa usłyszeć.

O. Jacek Salij OP
Więcej https://biblia.wiara.pl/doc/423356.II-N ... TU-ROK-A#4

Komentarz II
Pokój dyskusyjny, w którym dyskutuje się na tematy religijne, jest ważnym i potrzebnym miejscem. Można w nim sobie wyjaśnić niejedno pytanie i rozwiązać niejeden problem religijny. Wiary jednak nikt w nim nie znajdzie ani jej w sobie nie pogłębi.

Żeby uwierzyć w Chrystusa, trzeba wyjść na pustynię i przyłączyć się do słuchaczy Jana Chrzciciela. Święty Jan Chrzciciel próbuje uświadomić wszystkim ludziom, jak bardzo potrzebują Zbawiciela, a zarazem jak bardzo zamykają się przed Nim. Bo nieraz zachowujemy się absurdalnie: wydaje nam się, że tęsknimy za Zbawicielem, a zarazem zamykamy przed Nim bramy naszego serca.

Jan Chrzciciel inaczej przemawia do ludzi, którzy wiedzą, że nie zachowują Bożych przykazań, inaczej zaś do tych, którzy uważają się za sprawiedliwych. Do grzeszników Jan Chrzciciel woła tak: najwyższa już pora, żebyś porzucił swoje grzechy i wrócił na drogę Bożych przykazań; właśnie w ten sposób otworzysz bramy serca przed Zbawicielem - chyba że nie zależy ci na tym, żeby On stał się Panem twego serca.

Zaś do ludzi uczciwych i sprawiedliwych woła Jan Chrzciciel tak: Spróbujcie rozpoznać, jak bardzo jesteście oddaleni od Boga. Wasza uczciwość i sprawiedliwość nie doprowadzi was do życia wiecznego, bo przy takim oddaleniu od Boga nawet uczciwość i sprawiedliwość przeżarta jest od wewnątrz robakiem grzechu. Musicie się nawrócić, musicie waszą uczciwość i sprawiedliwość napełnić miłością Boga i bliźniego. Dopiero wówczas Zbawiciel poczuje się zaproszony do waszych serc i przyjdzie do was i będzie was prowadził do swojego Przedwiecznego Ojca.

Dzisiejsza Ewangelia zawiera najważniejsze wyjaśnienie, dlaczego wielu ludzi nie uwierzyło w Chrystusa. Nie uwierzyło w Chrystusa również wielu spośród tych, którzy słuchali bezpośrednio Jego nauk i byli naocznymi świadkami Jego cudów. Mianowicie nie wszyscy, do których przychodzi Pan Jezus, są do wiary w Niego przygotowani. Żeby Go przyjąć i uwierzyć w Niego, trzeba przedtem dobrze usłyszeć słowa Jana: "Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego".

W języku polskim "głos wołającego na pustyni" oznacza głos bardzo ważny, ale przez nikogo nie słyszany. Byłoby to straszne dla nas nieszczęście, gdybyśmy w taki sposób byli zamknięci na głos Jezusa Chrystusa. Bo to by znaczyło, iż odwracamy się od naszego Zbawiciela i Go nie potrzebujemy. Dlatego spróbujmy sobie uświadomić, iż chodzi tu o rzecz najwyższej dla nas doniosłości i starajmy się rzetelnie te słowa usłyszeć.
O. Jacek Salij OP

***
Ewangelia (Mt 3, 13-17)
Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć od niego chrzest. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”
Jezus mu odpowiedział: „Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe”. Wtedy Mu ustąpił.
A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego nad Niego. A oto głos z nieba mówił: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.


Komentarz :
Chrzest, którego udzielał Jan w wodach Jordanu, był zapowiedzią tego chrztu, którym my zostaliśmy ochrzczeni. Chrzest Jana był bowiem chrztem pokuty - przyjmując ten chrzest, ludzie wyznawali swoje grzechy i błagali Boga o miłosierdzie. "Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia - wyjaśniał sam Jan Chrzciciel - lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie (...). On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem". My właśnie zostaliśmy ochrzczeni Duchem Świętym i ogniem, ogniem Bożej miłości do człowieka - ogniem, który realnie oczyścił nas z naszych grzechów - i jeszcze więcej: uczynił nas dziećmi Bożymi, uczestnikami Bożej natury.

Chrzest, którego zażądał od Jana Pan Jezus, też był zapowiedzią innego chrztu, ale takiego chrztu, którym tylko On jeden miał zostać ochrzczony. "Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie" (Łk 12,50) - wyznał kiedyś Pan Jezus, a niewątpliwie miał na myśli ten chrzest we własnej krwi, jaki miał się dokonać w czasie Jego męki. Podobnie powiedział do synów Zebedeusza, którym marzyły się zaszczyty w Jego Królestwie: "Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?" (Mk 10,38). Zatem chrztem Pana Jezusa była Jego męka, jaką On podjął dla naszego zbawienia.

Widzimy więc, że chrzest, jaki Pan Jezus przyjął od Jana, miał dokładnie odwrotne znaczenie niż ten chrzest, którego Jan udzielał wszystkim innym ludziom. Wszyscy inni przyjmowali od Jana chrzest pokuty i wychodzili z wód Jordanu bardziej czyści. Pan Jezus, niepokalany i najświętszy, wszedł w wodę Jordanu, aby symbolicznie wziąć na siebie grzechy całego świata i żeby je zanieść na krzyż. Z wód Jordanu wyszedł Pan Jezus jako Baranek Boży, obciążony grzechami całego świata.
Właśnie od chrztu w Jordanie rozpoczął Pan Jezus swoją działalność publiczną. Przez Jego naukę i cuda, a zwłaszcza przez Jego śmierć i zmartwychwstanie, miało się dokonać nasze pojednanie z Ojcem Przedwiecznym. Jezus bowiem przyszedł do nas od swojego Ojca, którego jest Synem Jednorodzonym i umiłowanym. Toteż już nad wodami Jordanu pojawiła się postać gołębicy, widzialny znak Ducha Świętego. Wtedy była to tylko obietnica naszego pojednania z Bogiem. Po zmartwychwstaniu Chrystusa Duch Święty zstępuje na nas realnie i realnie dokonuje naszego pojednania z Bogiem.
o. Jacek Salij
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423361.SWIE ... GO-ROK-A#4
***
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 4 i 5

Ewangelia (Mt 4, 1-11)
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy pościł już czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem».
Lecz On mu odparł: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”». Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”». Odrzekł mu Jezus: «Ale napisane jest także: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”».
Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon». Na to odrzekł mu Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”». Wtedy opuścił Go diabeł, a oto przystąpili aniołowie i usługiwali Mu.


Komentarz
Zauważmy, że szatan kusił Pana Jezusa wyłącznie do dobrego. „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem”. Wielu ludzi spodziewało się wówczas takiego mesjasza, który przemieni naszą ziemię w miejsce powszechnego dobrobytu. Szatan więc kusi Pana Jezusa: „Przecież dobrobyt to coś dobrego, a ty możesz sprawić, żeby nawet kamienie przemieniły się w chleb. Niech ludziom będzie wreszcie dobrze. Tego przecież ludzie oczekują od mesjasza”.

Druga pokusa szatana też związana jest z ówczesnymi oczekiwaniami mesjańskimi. Wyobrażano sobie, że mesjasz w sposób widoczny objawi ludziom swoje nadprzyrodzone posłannictwo — że spłynie z nieba na oczach zgromadzonego tłumu, a nad jego głową ukaże się ognista kula. Do tych oczekiwań nawiązuje pokusa, żeby Pan Jezus rzucił się w dół z narożnika świątyni, bo przecież aniołowie zatroszczą się o to, żeby Mu się nic nie stało.

Również w trzeciej pokusie szatan kusił Pana Jezusa do czegoś dobrego. Kusił go, ażeby objął rządy nad światem. Szatan jest zbyt inteligentny, żeby liczył na to, że uda mu się rozbudzić w Panu Jezusie żądzę władzy. On liczył na to, że Pan Jezus podejmie nadzieje mesjanizmu politycznego — że zechce objąć władzę polityczną i na drodze politycznej będzie wprowadzał Królestwo Boże, niechby nawet królestwo sprawiedliwości i pokoju — to by szatanowi nie przeszkadzało.

Co szatan chciał osiągnąć przez to, że kusił Pana Jezusa do dobrego? On nie znał wprawdzie tajemnicy krzyża, ale przeczuwał, że Jezus zechce prowadzić ludzi do życia wiecznego. Dlatego skupił wszystkie swoje wysiłki, aby namówić Pana Jezusa wyłącznie do naprawiania tej ziemi. Niechby na tej ziemi działo się więcej dobra — nawet to by szatanowi nie przeszkadzało — byleby to wszystko było zamknięte w granicach śmierci, byleby Jezus nie prowadził ludzi do życia wiecznego. I nie ma wątpliwości, że gdyby Pan Jezus przyjął którąś z ówczesnych nadziei mesjanizmu społecznego lub politycznego, nie byłoby ani krzyża, ani naszego odkupienia, ani zmartwychwstania, które jest początkiem życia wiecznego dla nas.

Przypatrzmy się zatem tym dwóm ogromnie ważnym zakresom, po których poznać, że nasze chrześcijaństwo jest autentyczne: Jakie miejsce w naszym myśleniu religijnym zajmuje tajemnica krzyża? Oraz czy ja naprawdę wierzę w życie wieczne? Czy nadzieja życia wiecznego naprawdę ożywia moje życie?
O. Jacek Salij
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423365.I-NI ... TU-ROK-A#4
***

Ewangelia (Mt 4, 12-23)
Gdy Jezus posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu ziem Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: „Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego, na drodze ku morzu, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło". Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie". Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, Jezus ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi". Oni natychmiast, zostawiwszy sieci, poszli za Nim. A idąc stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.

Komentarz:
Znamienne jest to upodobanie Pana Jezusa do zajmowania się ludźmi mało ważnymi i z marginesu. Dzisiejsza Ewangelia opowiada o chronologicznie pierwszej wyprawie ewangelizacyjnej Pana Jezusa. Bezpośrednio przedtem miał miejsce chrzest w Jordanie oraz kuszenie na pustyni. Otóż Pan Jezus poszedł głosić Dobrą Nowinę do północnej Galilei, czyli do najbardziej zabitej deskami i ciemnej prowincji, jaką da się wyobrazić. Północna Galilea została zagarnięta przez Asyryjczyków jeszcze przed upadkiem królestwa Samarii, w czasach Chrystusa Pana już tylko niektórzy Galilejczycy podtrzymywali więź religijną z wiarą Izraela. Również kulturowo była to głęboka prowincja.

Mogłoby się wydawać, że skoro Pan Jezus przyszedł ogłosić zbawienie wszystkim narodom, to powinien był rozsądniej zaczynać. Powinien był udać się do miejsc socjologicznie węzłowych, tam, gdzie kształtuje się opinia publiczna - a nie gdzieś tam do północnej Galilei, na zapadłą prowincję. Również na głosicieli Ewangelii powinien był wybrać ludzi bardziej się do tego nadających, a nie zwyczajnych rybaków, ludzi nieokrzesanych i nie znających technik przekonywania.

Otóż dwie wielkie prawdy wynikają z tej wyprawy ewangelizacyjnej Pana Jezusa do północnej Galilei oraz z tego, że na pasterzy swojego Kościoła wybrał zwyczajnych rybaków. Po pierwsze, że Bóg nie ma względu na osoby. Ciemny analfabeta jest dla Pana Boga tak samo drogocenny i bezcenny, jak Arystoteles, Kopernik czy Einstein.
A na pytanie, dlaczego na głosicieli Ewangelii Pan Jezus wybrał prostych rybaków, a nie intelektualną elitę tamtego pokolenia, szczególnie trafnie odpowiada Apostoł w Pierwszym Liście do Koryntian: „Spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących (...). To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi (...). Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć".

Na Apostołów wybrał Pan Jezus rybaków, bo Ewangelia ma być głoszona w sposób prosty, bez stosowania technik perswazyjnych i bez zabiegania o to, żeby podobać się słuchaczom. Dlaczego tak ma być, świetnie wyjaśnia to Apostoł: „A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy - aby wiara nasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej".
O. Jacek Salij
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423363.III- ... LA-ROK-A#4

Komentarz II
Jesteśmy na samym początku działalności publicznej Pana Jezusa. Było to bezpośrednio po przyjęciu chrztu w Jordanie oraz po odbyciu czterdziestodniowego postu na pustyni. Już na samym początku grozi Panu Jezusowi prześladowanie. Dlatego odchodzi na północny kraniec Galilei, na ziemie, które najwcześniej odpadły od jedności ludu Bożego, stąd najbardziej pogrążone w ignorancji religijnej i niewierze. Ludność tam mieszkająca była praktycznie już pogańska. Toteż Ewangelista w przyjściu Pana Jezusa do tych ludzi zobaczył wypełnienie się proroctwa Izajasza: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło”.
Zauważmy: lud siedzący w ciemności ujrzał światło wielkie. Zatem to nie było tak, że oni szukali Pana Boga i Go znaleźli. To Bóg sam przyszedł do nich, aby rozświetlić ich życie swoim światłem i przynieść im wyzwolenie. To w ogóle dlatego chrześcijaństwo zaistniało jako religia. Bo przecież chrześcijaństwo istnieje nie dlatego, że w ciągu pokoleń udało nam się nagromadzić całe skarby najprzedniejszej mądrości duchowej. Chrześcijaństwo istnieje dlatego, że Bóg w swojej miłości do nas dał nam własnego Syna. Myśmy siedzieli w ciemnościach grzechu i mrokach śmierci, i niewątpliwie własnymi siłami Boga byśmy nie znaleźli. Nas, którzyśmy się bardzo od Boga oddalili, On pierwszy zaczął szukać.
Ale słuchajmy dalej: Jezus pierwszy przyszedł do krainy Zabulona i Neftalego, aby głosić Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym tym ludziom, których wszystkie nadzieje zamknięte były w horyzoncie śmierci. Z chwilą jednak, gdy jasność Jego nauki i Jego obecności zaczęła rozjaśniać te ziemie, mnóstwo poszczególnych ludzi podejmuje swoje decyzje, żeby przybliżyć się do Jezusa. Zaczęli gromadzić się wokół Niego, aby słuchać Jego nauki, i zaczęli przynosić do Niego swoich chorych, aby zaznali Jego mocy.
Taka jest właśnie logika naszej wiary i naszej drogi do Boga. Bóg pierwszy nas umiłował i nawet dał nam własnego Syna jako Zbawiciela, i każdego z nas jakoś oświeca swoją łaską. Ale teraz następny ruch należy do nas. Teraz my musimy przybliżyć się do Jezusa i pokazać Mu swoje choroby. My również powinniśmy przyprowadzić do Niego naszych słabych i chorych, również słabych w wierze i chorych moralnie, aby Jego moc ich uzdrowiła.
 O. Salij OP

***
(Mt 4, 18-22)
Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.

Komentarz:
W Dziejach Apostolskich znajduje się wyjaśnienie, dlaczego Apostołów wybrał sobie Pan Jezus na samym początku swojej publicznej działalności. Mianowicie już po zmartwychwstaniu Pana Jezusa Apostoł Piotr tak oto uzasadnia konieczność uzupełnienia grona Apostołów po zdradzie Judasza: „Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał z nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia, w którym został wzięty od nas do nieba, stał się razem z nami świadkiem zmartwychwstania”.
Zwyczajni mędrcy głoszą swoją naukę sami z siebie. Owszem, ich nauka zawsze jest jakoś zakorzeniona w kulturze, w której wyrośli, i ma różne odniesienia do nauki innych mędrców, ale to jest ich nauka i naznaczona jest ich niepowtarzalną indywidualnością. Pod tym względem Pan Jezus jest zupełnie niepodobny do ludzkich mędrców. On przyszedł do nas jako Boski Świadek miłości Ojca Przedwiecznego do nas ludzi. Toteż wielokrotnie i w różnych sformułowaniach powtarzał, że nauka, którą głosi, nie jest Jego nauką, ale Tego, który Go posłał, Ojca.
Więcej jeszcze, Pan Jezus samego siebie przemienił w żywe Świadectwo miłości Ojca Przedwiecznego do nas ludzi. To właśnie dlatego przez Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie dokonało się nasze odkupienie.
Otóż głoszenie Ewangelii polega nie na przekazywaniu samej tylko nauki, choćby najprawdziwszej i najwznioślejszej, ale na przekazywaniu świadectwa o Jezusie, Świadku Wiernym miłości Ojca Przedwiecznego, Świadku, doskonale zjednoczonym ze swoim Ojcem w tej miłości do nas ludzi, Świadku, który ukochał nas aż do końca, aż do swojej śmierci na krzyżu.
Cała wiara chrześcijańska opiera się na przekazywaniu tego świadectwa. Apostołowie byli pierwszymi odbiorcami świadectwa złożonego przez Jezusa Chrystusa, a zarazem tymi, którzy zapoczątkowali dawanie świadectwa o Jezusie. Stąd zarówno w listach apostolskich, jak i w Apokalipsie mówi się o tym, że Kościół jest zbudowany na fundamencie Apostołów. Dlatego wielką ambicją, ale i obowiązkiem Kościoła jest trwać w nauce Apostołów. Dlatego w Kościele z taką alergią reagujemy na wszelkie próby zniekształcenia świadectwa Apostołów.
Dlatego też Apostołowie cieszą się w Kościele tak żywą pamięcią i czcią.
Rzecz jasna, nie zdołalibyśmy wytrwać w nauce Apostołów, gdyby nie czuwał nad tym sam Duch Święty, którym Pan Jezus – zgodnie ze swoją obietnicą - nieustannie Kościół obdarza. Ale Duch Święty jest również głównym sprawcą tego, że świadectwo o Jezusie Chrystusie dociera do coraz to nowych pokoleń. Obyśmy i my znaleźli się w tej świętej sztafecie przekazywania dobrej nowiny o zbawieniu coraz to nowym ludziom.
O. Jacek Salij OP

***
Ewangelia (Mt 5, 1-12a)
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: «Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie».

Komentarz:
Rzadko się podkreśla ten szczegół z dzisiejszej Ewangelii, że swoje błogosławieństwa Jezus wypowiedział do tłumów. Bo te tłumy, które usłyszą naukę Jezusa i napełnią się duchem błogosławieństw, urosną do dnia Sądu Ostatecznego w niezliczony tłum zbawionych z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, o którym mówi Apokalipsa. Osiem błogosławieństw to jakby osiem zasad Bożej chemii, przemieniającej grzeszników w świętych.

„Błogosławieni ubodzy w duchu” — błogosławieni ci, których pierwszym i całym bogactwem jest Pan Bóg. „Błogosławieni, którzy się smucą” — którzy się smucą z tego powodu, że nie potrafią jeszcze kochać Boga całym sercem; błogosławieni, którzy się smucą, że w naszym świecie wciąż jeszcze tyle niepokoju, nienawiści, krzywdy, grzechu — którzy marzą o tym, ażeby bodaj jakiś promień Bożej obecności rozświetlił to, co w naszym świecie ciemne. „Błogosławieni cisi” — błogosławieni ci, którzy uwierzyli w potęgę miłości, którzy uwierzyli, że wierność Bożym przykazaniom jest stokroć potężniejsza niż siła i przemoc. Że ostatecznie zwycięży słaba prawda, a potężne kłamstwo będzie upokorzone. „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości” — byleby tylko łaknęli jej i pragnęli naprawdę, tzn. poprzez aktywne stawanie po stronie sprawiedliwości, poprzez nadstawianie karku, ażeby tylko sprawiedliwości było na naszej ziemi trochę więcej. „Błogosławieni miłosierni” — miłosierni wobec własnej samotnej ciotki i miłosierni dla poczętego dziecka. Miłosierni również dla ludzi zagubionych, dotkniętych rozpaczą, dla ludzi kuszonych atrakcyjnymi modelami przejścia przez życie bezsensownie. „Błogosławieni czystego serca”. Błogosławieni ci, którzy rozróżniają między miłością czystą i brudną. Ci, którzy pracują nad swoją prostolinijnością i bezinteresownością. Ci, dla których słowa „nie opuszczę cię aż do śmierci” znaczą: „nie opuszczę cię aż do śmierci”. Właśnie ci, którzy napełnią się duchem błogosławieństw, Królestwo Boże posiądą i Boga oglądać będą.
Zatrzymajmy się dzisiaj tylko nad jednym z ośmiu błogosławieństw Pana Jezusa: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni”. U Pana Jezusa każde słowo znaczy to, co znaczy. Toteż kiedy On mówi: „którzy pragną sprawiedliwości”, to mówi o tych, którzy naprawdę pragną, i naprawdę sprawiedliwości.

Bo zarówno historia, jak i czasy współczesne pełne są niedobrych pragnień sprawiedliwości. Nie zapominajmy o tym, że zbrodniczą rewolucję bolszewicką przeprowadzili ludzie marzący o ustroju sprawiedliwości społecznej. Tak samo, jeśli dziś różni ludzie domagają się prawnej aprobaty dla aborcji, eutanazji czy związków homoseksualnych, to przecież nie dlatego, że chcą zła, ale dlatego, że postulaty te wydają się im słuszne. Już dawno zauważono, że szatan niezmiernie rzadko kusi wprost do zła; zazwyczaj podpowiada nam jakieś dobro, tyle że zdeformowane albo podporządkowane złu.

Niedobre pragnienia sprawiedliwości mają to do siebie, że zazwyczaj w trakcie ich realizacji wcześniej czy później sięga się po niesprawiedliwe metody: przemoc, kłamstwo, pogardę dla ludzi, z którymi aktualnie nam nie po drodze, itp. Toteż słusznie ogarnia nas wątpliwość: czy to jest jeszcze sprawiedliwość, skoro nie może się obyć bez niesprawiedliwych metod? Wystarczy głośno o to zapytać, żeby zobaczyć nieprawdę takiej „sprawiedliwości”. Świetnie mówi o tym Pismo Święte: „Czym jest pożądliwość eunucha, tym jest przeprowadzanie sprawiedliwości przemocą” (Syr 20,4).

Dramatycznego wzoru prawdziwego pragnienia sprawiedliwości dostarcza historia Zuzanny z Księgi Daniela. Zuzanna mogła ocalić życie i szacunek u ludzi tylko za cenę grzechu, ale wolała utracić jedno i drugie, byleby nie sprzeniewierzyć się Bogu. Zaprawdę wielkie było w niej łaknienie sprawiedliwości, kiedy niegodziwie ogłoszono ją cudzołożnicą i skazano na śmierć (Dn 13,42n).

Owszem, pragnienie Zuzanny zostało nasycone już na tej ziemi. Ale Pan Bóg nie zobowiązywał się do tego, że tak będzie zawsze. Prawdziwe pragnienie prawdziwej sprawiedliwości na pewno będzie nasycone, jednak nie zawsze już na tym świecie.
Zuzanna pragnęła sprawiedliwości dla siebie, bo została potwornie skrzywdzona za swoją wierność Bożym przykazaniom. Jednak jej wyzwoliciel, prorok Daniel, też łaknął i pragnął sprawiedliwości, tyle że nie dla siebie, ale dla niewinnie prześladowanej Zuzanny. Jest to bardzo ważny szczegół, że błogosławieństwo mówi ogólnie o pragnieniu sprawiedliwości — bo dopiero okoliczności podpowiadają, dla kogo konkretnie tej sprawiedliwości trzeba pragnąć (realną postawą życiową!).

o. Jacek Salij OP
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423364.IV-N ... LA-ROK-A#4

Komentarz II
Zatrzymajmy się dzisiaj tylko nad jednym z ośmiu błogosławieństw Pana Jezusa: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni”. U Pana Jezusa każde słowo znaczy to, co znaczy. Toteż kiedy On mówi: „którzy pragną sprawiedliwości”, to mówi o tych, którzy naprawdę pragną, i naprawdę sprawiedliwości.
Bo zarówno historia, jak i czasy współczesne pełne są niedobrych pragnień sprawiedliwości. Nie zapominajmy o tym, że zbrodniczą rewolucję bolszewicką przeprowadzili ludzie marzący o ustroju sprawiedliwości społecznej. Tak samo, jeśli dziś różni ludzie domagają się prawnej aprobaty dla aborcji, eutanazji czy związków homoseksualnych, to przecież nie dlatego, że chcą zła, ale dlatego, że postulaty te wydają się im słuszne. Już dawno zauważono, że szatan niezmiernie rzadko kusi wprost do zła; zazwyczaj podpowiada nam jakieś dobro, tyle że zdeformowane albo podporządkowane złu.
Niedobre pragnienia sprawiedliwości mają to do siebie, że zazwyczaj w trakcie ich realizacji wcześniej czy później sięga się po niesprawiedliwe metody: przemoc, kłamstwo, pogardę dla ludzi, z którymi aktualnie nam nie po drodze, itp. Toteż słusznie ogarnia nas wątpliwość: czy to jest jeszcze sprawiedliwość, skoro nie może się obyć bez niesprawiedliwych metod? Wystarczy głośno o to zapytać, żeby zobaczyć nieprawdę takiej „sprawiedliwości”. Świetnie mówi o tym Pismo Święte: „Czym jest pożądliwość eunucha, tym jest przeprowadzanie sprawiedliwości przemocą” (Syr 20,4).
Dramatycznego wzoru prawdziwego pragnienia sprawiedliwości dostarcza historia Zuzanny z Księgi Daniela. Zuzanna mogła ocalić życie i szacunek u ludzi tylko za cenę grzechu, ale wolała utracić jedno i drugie, byleby nie sprzeniewierzyć się Bogu. Zaprawdę wielkie było w niej łaknienie sprawiedliwości, kiedy niegodziwie ogłoszono ją cudzołożnicą i skazano na śmierć (Dn 13,42n).
Owszem, pragnienie Zuzanny zostało nasycone już na tej ziemi. Ale Pan Bóg nie zobowiązywał się do tego, że tak będzie zawsze. Prawdziwe pragnienie prawdziwej sprawiedliwości na pewno będzie nasycone, jednak nie zawsze już na tym świecie.
Zuzanna pragnęła sprawiedliwości dla siebie, bo została potwornie skrzywdzona za swoją wierność Bożym przykazaniom. Jednak jej wyzwoliciel, prorok Daniel, też łaknął i pragnął sprawiedliwości, tyle że nie dla siebie, ale dla niewinnie prześladowanej Zuzanny. Jest to bardzo ważny szczegół, że błogosławieństwo mówi ogólnie o pragnieniu sprawiedliwości — bo dopiero okoliczności podpowiadają, dla kogo konkretnie tej sprawiedliwości trzeba pragnąć (realną postawą życiową!).
o. Jacek Salij OP

Komentarz III
Spójrzmy na osiem błogosławieństw jako na autoportret Pana Jezusa oraz jako na program naszego upodobnienia się do Niego. "Błogosławieni ubodzy w duchu" - "Lisy mają nory, a ptaki gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma gdzie głowy skłonić" - powiedział kiedyś Jezus o swoim ubóstwie. Całym Jego bogactwem był Jego Ojciec Przedwieczny. Dlatego Jezus ma moc obdarzyć Królestwem Bożym nas wszystkich.
"Błogosławieni, którzy płaczą". Nad grobem Łazarza płakał Jezus nad tym, że znaleźliśmy się we władzy śmierci. Płakał też nad grzechami Jerozolimy, czyli nad grzechami nas wszystkich. Płakał rzetelnie, bo podjął ciężką pracę na krzyżu, aby nas wyzwolić od grzechów i od śmierci.

I został pocieszony, bo dokonał naszego odkupienia.

"Błogosławieni cisi". Jak to prorokował o Jego męce Izajasz: "Dręczono Go, lecz nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony". I jak pisał o Nim Apostoł Piotr: "On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył. Gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie".

"Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości". To właśnie z pragnienia sprawiedliwości płynęły te Jego słowa, że "jeśli sprawiedliwość wasza nie będzie większa niż uczonych i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego". On przyszedł do nas, ażeby nas wszystkich wprowadzić na drogę sprawiedliwości, tak jak niegdyś wprowadził na nią celnika i wyzyskiwacza, Zacheusza.
"Błogosławieni miłosierni". Miłosierdzie to chyba nawet główny rys portretu Pana Jezusa. On pochylił się nad trędowatym i ulitował się nad jawnogrzesznicą. Nieustannie otoczony przez chorych i potrzebujących, i litował się nad tłumami, że są jak owce nie mające pasterza.

"Błogosławieni czystego serca". Czyste serce to serce bez reszty oddane Bogu. Jezus, Syn Boży, także swoim ludzkim sercem był cały oddany swojemu Przedwiecznemu Ojcu. Sam mówił o sobie, że Jego pokarmem jest czynić wolę Ojca. I pozostał cały oddany swojemu Ojcu nawet na krzyżu. Właśnie dlatego na krzyżu dokonało się nasze odkupienie.

Tak, spróbujmy spojrzeć na osiem błogosławieństw jak na autoportret Pana Jezusa i jako wezwanie do naśladowania Go.

o. Jacek Salij OP

***
(Mt 5, 13-16)
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.



Komentarz
Te słowa: „wy jesteście solą ziemi” Pan Jezus wypowiedział bezpośrednio po ośmiu błogosławieństwach. Zatem „wy” znaczy w tym zdaniu: „którzy staracie się żyć w duchu ośmiu błogosławieństw”. Sól chroni pokarm przed zepsuciem oraz dodaje mu smaku. „Wy jesteście solą ziemi” znaczy więc: jeśli staracie się kierować duchem ośmiu błogosławieństw, przyczyniacie się w ten sposób do zachowania ziemi przed moralnym rozkładem, ale pomagacie też swoim bliźnim do rozpoznawania prawdziwego smaku bycia człowiekiem.

Bogu dziękować, Kościół współczesny całkiem nieźle spełnia tę swoją funkcję bycia solą ziemi. W czasach szalejącego agnostycyzmu, kiedy wręcz do dobrego tonu należy deklarowanie swojego „nie wiem” na pytanie, „po co żyjemy”, a nawet na pytanie, „czy Bóg istnieje?” — Kościół z całą jasnością wyznaje, że Bóg jest miłością i że człowiek pojawił się na tej ziemi jako ktoś szczególnie umiłowany przez Boga oraz że naszym przeznaczeniem jest życie wieczne. W czasach zwątpienia w najbardziej fundamentalne zasady moralne, Kościół z całą jednoznacznością przypomina, że nie wolno zabijać ani poczętych dzieci, ani ludzi choćby najgłębiej upośledzonych, ani ludzi umierających. Wobec współczesnej mentalności permisywnej Kościół daje świadectwo, że małżeństwo winno trwać aż do śmierci, a swoją seksualność winniśmy podporządkowywać naszej ludzkiej godności oraz autentycznej miłości. W ten właśnie sposób Kościół spełnia swoje zadanie bycia solą ziemi.

Owszem, nieraz za to swoje świadectwo Kościół bywa oskarżany o zacofanie, fanatyzm, intrygi polityczne, hipokryzję i różne inne niegodziwości. Pan Jezus też był oskarżany o różne zbrodnie, a w końcu został ukrzyżowany. Ale przecież to świadectwo dawane przez Kościół prawdzie i dobru realnie przyczynia się do uratowania naszego świata przed ostatecznym pogrążeniem się w moralnym chaosie. A do różnych konkretnych ludzi to świadectwo Kościoła po prostu dociera i ich przemienia.
Gdyby Kościół tego świadectwa nie składał, gdyby z lęku przed przykrościami i prześladowaniami przestał być świadkiem prawdy i przykazań Bożych, zostałby po prostu podeptany przez ludzi. Wystarczy sobie przypomnieć te nieszczęsne grupy chrześcijan, które zdecydowały się na aktywną współpracę z hitlerowcami czy z komunistami. Sami hitlerowcy i komuniści ich lekceważyli i nimi gardzili. Po prostu wyczuwali, że ludzie ci przestali być solą ziemi.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
Istnieje w nas naturalna skłonność do zamykania się wśród ludzi, którzy są nam bliscy, których lubimy i z którymi dzielimy wspólne przekonania. Nawet w Kościele nieraz zamykamy się w środowiskach, które nam bardziej odpowiadają.
Ja oczywiście nie chcę marnego słowa powiedzieć przeciwko przynależnościom do różnych katolickich grup duszpasterskich, modlitewnych czy do różnych ruchów duchowych. Świadczą one o wielkiej żywotności i bogactwie Kościoła. Zarazem byłoby to wielkie nieporozumienie, gdyby jacyś katolicy swoją przynależność do Kościoła sprowadzali całkowicie do związania się ze swoją grupą.
Pan Jezus wyraźnie żąda od nas tego, żebyśmy byli Jego świadkami również na zewnątrz, również wobec ludzi i środowisk niewierzących. Jest Jego wolą i Jego życzeniem, żebyśmy byli solą ziemi i światłem świata.
Te słowa: „wy jesteście solą ziemi” Pan Jezus wypowiedział bezpośrednio po ośmiu błogosławieństwach. Zatem „wy” znaczy w tym zdaniu: „którzy staracie się żyć w duchu ośmiu błogosławieństw”. Sól chroni pokarm przed zepsuciem oraz dodaje mu smaku. „Wy jesteście solą ziemi” znaczy więc: jeśli staracie się kierować duchem ośmiu błogosławieństw, przyczyniacie się w ten sposób do zachowania ziemi przed moralnym rozkładem, ale pomagacie też swoim bliźnim do rozpoznawania prawdziwego smaku bycia człowiekiem.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 5, 17-19)
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.  Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim».


Komentarz:
W marcu 1937 roku, Papież Pius XI wydał encyklikę Mit brennender Sorge potępiającą system hitlerowski. Protestując przeciwko różnym przejawom hitlerowskiego totalitaryzmu, deptania ludzkiej godności, ograniczania praw rodziców do wychowywania dzieci, Pius XI upomniał się również o szacunek dla Starego Testamentu, znieważanego przez hitlerowców na fali wzrastającego antysemityzmu. „Tylko ślepota i pycha — cytuję teraz Papieża — mogą zamykać oczy na skarby nauk zbawiennych, jakie mieszczą się w Starym Testamencie. Kto chce wyrzucić ze szkoły i z Kościoła historię biblijną i mądre nauki Starego Testamentu, ten ciasnej i ograniczonej myśli ludzkiej karze być sędzią planów Bożych względem historii świata, ten zaprzecza wierze w prawdziwego Chrystusa, takiego, jaki się pojawił w ciele”. 
Stary i Nowy Testament to są jakby dwa koła jednego roweru. Jeśli ktoś się zamknie na Nowy Testament, nie dojdzie do niego nowina o Chrystusie Zbawicielu. Jeśli zaś ktoś nie doceni Starego Testamentu, jego wiara w Chrystusa nie będzie autentyczna, bo Stary Testament przedstawia dzieje miłości Bożej, która przygotowywała ludzi na przyjście Zbawiciela. 
Ale właśnie dlatego Stary Testament możemy w pełni zrozumieć dopiero w wierze w Chrystusa. Podobnie jak kiedyś uczniom z Emaus sam Chrystus Pan objaśniał kolejne wydarzenia proroctwa Starego Testamentu, tak samo my dopiero wtedy zrozumiemy Stary Testament, kiedy będziemy starali się go czytać oczyma Pana Jezusa. Orygenes wielki teolog z trzeciego wieku umiał to przedstawić za pomocą wspaniałych obrazów. Mówił na przykład, że kiedy czytamy Stary Testament, Chrystus Pan chce powtarzać cud w Kanie Galilejskiej. Stary Testament, dopóki nie rozświetli go światło Chrystusa Pana, to jest jakby woda zgromadzona w stągwiach. Dopiero kiedy Chrystus Pan jej dotknie, Stary Testament przemienia się we wspaniałe, upajające Duchem Świętym wino.
Gdybyśmy na naszą lekturę Starego Testamentu nie rzucili światła Chrystusa — Orygenes tę samą myśl przedstawia w innym obrazie — to tak, jakbyśmy chcieli baranka paschalnego spożywać na surowo. Dopiero kiedy Stary Testament jest „upieczony” w ogniu Ducha Świętego, odkrywa On swój pełny smak. Większa część trudności, jakie budzi Stary Testament, znikłaby, gdybyśmy trzymali się tych reguł ustalonych jeszcze przez Ojców Kościoła. Bo przecież Chrystus Pan nie tylko uznawał Stary Testament, ale przede wszystkim Go wypełnił. 
o. Jacek Salij OP 

Komentarz II
Pan Jezus nie przyszedł znosić Prawa ani Proroków, ale je wypełnić. Przecież to w Prawie Mojżesza znajduje się mesjańska obietnica, jaką Bóg wypowiedział przeciwko szatanowi: „Położę nieprzyjaźń między tobą i Niewiastą, między potomstwem twoim i Potomstwem jej; Ono zmiażdży ci głowę” (Rdz 3,15). Rzecz jasna, to Pan Jezus jest Potomkiem tej Najświętszej Niewiasty, niepokalanej Maryi, który wypełnił tę obietnicę przez swoją śmierć na krzyżu, bo właśnie wtedy wyrwał nas z niewoli szatana.
Nie będę przypominał dziesiątków innych proroctw odnoszących się do Mesjasza. Dzisiaj zwróćmy uwagę na to, że właśnie w Starym Testamencie znajdują się zapowiedzi Nowego Przymierza i właśnie Pan Jezus te zapowiedzi wypełnił. „Oto nadchodzą dni - wyrocznia Pana - kiedy zawrę z domem Izraela nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej... Lecz takie będzie to przymierze: ...Umieszczę swe Prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem” (Jr 31,31-33).
Nowe Przymierze zapowiadał również Ezechiel: „...pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i nowego ducha tchnę do waszego wnętrza. Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań i według nich postępowali” (Ez 36,26).
Pan Jezus przyszedł wypełnić te wszystkie proroctwa i rzeczywiście je wypełnił. Zauważmy jednak, że dobre imię Pana Jezusa w jakiejś mierze jest zależne ode mnie i od ciebie, którzy jesteśmy Jego wyznawcami. Bo jeżeli ja albo ty, którzy jesteśmy chrześcijanami, wcale nie jesteśmy ludźmi odnowionymi i wcale nie nosimy w naszych sercach Jego przykazań i jeżeli Prawo miłości nie zakorzeniło się w nas - może się zdarzyć, że ktoś niewierzący, patrząc na nas, wzgardzi nie tylko naszą wiarą, ale wzgardzi samym nawet Panem Jezusem.
Zatem usłyszmy, naprawdę usłyszmy te słowa Pana Jezusa, że każdy, kto przykazanie Boże „wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim”.
O. Salij OP

***
(Mt 5, 17-37)
Jezus powiedział do swoich uczniów:
Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.
Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj.

Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza.

Słyszeliście, że powiedziano: «Nie cudzołóż». A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.

Powiedziano też: «Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy». A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa.

Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: «Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi». A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.


Komentarz
Żaden z proroków nie przemawiał tak, jak przemawia Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Prorocy mówili: „Wyrocznia Pana”, „Słuchajcie głosu Pana Boga waszego”. Pan Jezus mówi z autorytetem najwyższego Prawodawcy: „A Ja wam powiadam”.
A powiada nam Pan Jezus, żebyśmy w przykazaniu „Nie zabijaj” usłyszeli również i to, że każdy, kto mówi bratu swemu: „Głupcze”, podlega karze. My, współcześni Polacy, popełniamy grzech społeczny przeciwko temu słowu Pana Jezusa. Każdy, kto nam się nie podoba, to dureń, idiota albo ma nierówno pod sufitem.
Otóż zauważmy, że nawyk negatywnego etykietowania oddziela nas wzajemnie od siebie, niszczy wzajemne zaufanie oraz postawę spontanicznego szacunku dla drugiego człowieka. Wielka to sztuka umieć pokazać czyjś błąd, a zarazem zachować szacunek dla błądzącego. A my tych prostych reguł nie potrafimy zachować nawet we własnej rodzinie. Unikajmy jak ognia generalizowania błędów drugiego człowieka. Kiedy mąż pyta: „Gdzie jest moja teczka”, niech żona mu nie odpowiada: „A bo ty nigdy nie wiesz, gdzie co położysz”, ale niech powie po prostu, że nie wie. Kiedy dziecko nie wykona twego polecenia, nie mów mu, że jest leniuszkiem, ale możesz je zapytać, dlaczego się poleniło? Wtedy również, kiedy słyszymy, że ktoś niemądrze mówi, albo widzimy, że ktoś niemądrze postępuje, nie nazwiemy go głupcem, tylko powiemy: „nie masz racji”, albo: „sądzę, że postępujesz niewłaściwie”.

Pan Jezus powiada nam ponadto, że grzech cudzołóstwa zaczyna się już wtedy, kiedy ktoś pożądliwie patrzy na kobietę. Tutaj w całej naszej współczesnej cywilizacji dokonuje się wielki grzech społeczny, którym ciężko obrażamy naszego Stwórcę. Otóż nie wymigujmy się od naszej własnej odpowiedzialności za ten stan rzeczy za pomocą pustego i jałowego narzekania. Ale po pierwsze, sami się nawracajmy i chrońmy nasze dusze i ciała przed współczesnym rozseksualizowaniem. Po wtóre, czuwajmy nad tym, co czytają, co oglądają i czego są uczone nasze dzieci. Po trzecie, protestujmy tak, jak umiemy, przeciwko obecności pornografii oraz anarchii seksualnej w naszym życiu społecznym. Bo przecież to sam Pan Jezus uczy nas, że grzech cudzołóstwa zaczyna się już wtedy, kiedy ktoś pożądliwie patrzy na kobietę.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 5, 20-26)
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj!»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza».

Komentarz
W okresie Starego Testamentu bardzo przestrzegano tego, żeby zwierzęta składane Bogu na ofiarę były zdrowe i całe - zwierzę nie mogło być kulawe, cała jego skóra powinna być bez skazy, oczy nie mogły być zaropiałe. Spróbuj ofiarować chore zwierzę drugiemu człowiekowi, którego przychylność chcesz zyskać, to zobaczysz, czy będzie z tego zadowolony i czy nie ściągniesz na siebie jego gniewu - pisał prorok Malachiasz. A ty Panu Bogu chcesz ofiarować byle co.

Zarazem już w Starym Testamencie ludzie coraz więcej uświadamiali sobie, że przede wszystkim powinniśmy Bogu składać ofiarę z samych siebie. "Moją ofiarą jest duch skruszony - modlił się Psalmista - sercem pokornym i skruszonym Ty, Boże, nie gardzisz".
Słowo Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii stanowi syntezę oraz pogłębienie obu tych wątków. "Jeśli przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw dar swój przed ołtarzem i najpierw pojednaj się z bratem. Potem przyjdź i ofiaruj swój dar". Zatem jeżeli ja przystępuję do Boga, a moje sumienie jest obciążone cudzą krzywdą, albo jestem z kimś skłócony, to tak jakbym kulawą albo chorą ofiarę próbował Panu Bogu ofiarować. To ponadto tak, jakbym zapomniał o tym, że serce pokorne i skruszone, które chcę ofiarować Bogu, zakłada moje pojednanie z bliźnimi. Nie da się naprawdę ofiarować Bogu swojego serca, jeśli w tym sercu nie ma pokoju, jeśli jest w nim jakaś niezgoda, a może i nawet jakieś spiskowanie przeciwko bliźniemu.
Pojednanie z Bogiem domaga się naszego pojednania z bliźnimi. Dość przypomnieć etymologię wyrazu "diabeł", wyraz ten znaczy "rozdzielca", "ten, który rozłącza i rozdziela". Różne rozdziały między nami, konflikty, wrogość, wzajemne oskarżenia, zadawanie krzywdy bliźniemu - są to razy zadane nam przez tego nieszczęśnika, który w swoim buncie przeciw Bogu chciałby również nas oddzielić od Boga i porozdzielać nas wzajemnie od siebie.
Drogę odwrotną pokazuje nam dzisiaj Pan Jezus: jednajmy się wzajemnie, bo to istotnie wspiera i potwierdza nasze pojednanie z Bogiem.
o. Jacek Salij OP

Komentarz II
Powiedziano waszym ojcom: „Nie zabijaj!” Jest to oczywiście zakaz ze wszech miar słuszny. Ale taki zakaz znajdziesz nawet w kodeksie prawa karnego. Ty jednak – poucza nas Pan Jezus – staraj się o więcej. Staraj się drugiego człowieka nie zranić nawet słowem.
W bezpośredniej niezgodzie z tą nauką Pana Jezusa jest – dzisiaj, niestety, wręcz powszechny – zwyczaj negatywnego etykietowania naszych bliźnich. Z łatwością mówimy o drugim człowieku: osioł, idiota, łajdak, oszołom, cham. Czasem, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo to rani, potrafimy rodzonemu dziecku powiedzieć: jesteś leniuszek, brudas, kłamczuch. A przecież zamiast takiej uogólniającej etykiety można dziecku powiedzieć: tym razem się poleniłeś, nie posprzątałeś po sobie, coś mi się wydaje, że mijasz się z prawdą.
Negatywne etykietowanie drugiego człowieka zawiera w sobie – nawet jeśli to nie leży w naszych intencjach – okazanie mu pogardy. Dlatego za pomocą takiego etykietowania nikogo nie zmienimy na lepsze, natomiast ranimy się wzajemnie, nieraz głęboko.
Niestety, nieraz potrafimy również bez słów dawać drugiemu człowiekowi do zrozumienia, że jest głupcem i że nie chcemy mieć z nim nic wspólnego. Otóż jeśli ja w taki sposób traktuję drugiego człowieka, że to go upokarza, znaczy to, że ani nie jestem człowiekiem pokornym, ani nie ma we mnie głębszego życia duchowego. Ludzie naprawdę wielkiego formatu starają się nie upokarzać swoich bliźnich.
o. prof. Jacek Salij OP

***
(Mt 5, 27-32)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Nie cudzołóż». A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. Powiedziano też: «Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy». A Ja wam powiadam: «Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa»”.

Komentarz
Pan Jezus jest Synem Bożym, przez którego świat został stworzony (por. J 1,3; Kol 1,16). To przez Niego człowiek został stworzony jako mężczyzna i kobieta, i z pewnością wie o tym, że nieraz pojawiają się w człowieku naturalne odczucia erotyczne. Nie jest jednak czymś naturalnym, kiedy takie odczucie przemienia się w zamiar cudzołożny lub świadome kształtowanie w sobie jakiejś erotomanii.
Grzech zaczyna się w sercu człowieka. Grzeszne czyny są owocem grzesznego zamiaru, do którego doszło wcześniej. Cudzołóstwo Dawida zaczęło się w momencie, kiedy w brudny sposób zapragnął Batszeby. Potem było już tylko staczanie się po równi pochyłej — aż do spowodowania śmierci jej męża.
Przez grzech rozpusty człowiek niweczy Boży zamiar stwórczy związany z ludzką płciowością. Jest zamiarem Stwórcy, żeby ludzkie dzieci poczynały się w głębokiej i trwałej miłości swoich rodziców, aby w jej przestrzeni rosnąć i wychowywać się w ciągu pierwszych kilkunastu lat swego życia. W ten sposób nasza płciowość stanowi wezwanie do takiej miłości, która sięga aż do życia wiecznego. Jest potwierdzeniem ludzkiej godności, która zakazuje sprowadzać człowieka do poziomu środka do celu czy przedmiotu użycia. Przez grzech rozpusty ludzie odrzucają tę prawdę o człowieku.
W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus ogłasza ponadto wygaśnięcie Mojżeszowego pozwolenia na rozwód. Teraz jest czas łaski. Małżonkowie, których związek znalazł się w kryzysie, mogą liczyć na Bożą pomoc w pokonywaniu tego kryzysu, bądź w cierpliwym znoszeniu samotności, jeśli małżeństwo jednak uległo rozpadowi. Jedynym wyjątkiem, kiedy rozejście się mężczyzny i kobiety jest zgodne z prawem Ewangelii, jest sytuacja, kiedy związek ten od początku był cudzołożny.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 5, 33-37)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi». A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.

Komentarz
Przysięga staje się potrzebna tam, gdzie zwyczajne słowo utraciło swą wartość. Za pomocą przysięgi chcielibyśmy dodać wartości naszym słowom.
Uruchamiamy tu mechanizm podobny do tego, który każe handlowcom unikać nazwy „masło” i przedstawiać swój towar jako „masło śmietankowe”, „masło wyborowe”, „luksusowe” itp. W rezultacie, do codziennej mowy wkrada się jakaś ociężałość i nieprzezroczystość, które oddalają nasz język od prawdy.
Żądanie przysięgi bywa ponadto znakiem nieufności: „Nie do końca wierzę twoim słowom. Może ci uwierzę, jeśli potwierdzisz je przysięgą”. Wcześniej czy później ludzie zaczynają powątpiewać również w prawdę słów wypowiedzianych pod przysięgą.
Pan Jezus wzywa nas, żebyśmy wprowadzali więcej zaufania w nasze wzajemne relacje oraz więcej prawdy do naszego języka. Na pewno zaś nie potępia przysięgi jako religijnego aktu odwołania się do Boga jako do naszego absolutnie najwyższego autorytetu.
Sam nawet Bóg odwołuje się do przysięgi: „Przysięgam na samego siebie — powiedział do Abrahama — ponieważ to uczyniłeś, że nie oszczędziłeś swojego syna jedynego, będę cię błogosławił” (Rdz 22,16). Jasno tu widać, że nie dlatego Bóg sięga po przysięgę, żeby się lękał, iż inaczej Abraham Mu nie uwierzy, ale żeby podkreślić szczególną ważność tej swojej obietnicy.
Toteż nie dziwmy się temu, że na kartach Nowego Testamentu nieraz spotykamy się z przysięgą (np. Ga 1,20; Rz 1,9). Jedna z przysiąg Apostoła Pawła zawiera nawet ewidentną aluzję do dzisiejszej Ewangelii: „Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was mówię, nie ma równocześnie «tak» i «nie»” (2 Kor 1,18).
O. Salij OP

***
(Mt 5, 38-42)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb!” A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”.

Komentarz:
Gdyby ktoś mnie spoliczkował, a ja w sensie dosłownym nadstawiłbym drugi policzek do uderzenia, znaczyłoby to zapewne, że nie rozumiem słów Pana Jezusa. Świadczyłoby to tylko o tym, że chcę się zachować niekonwencjonalnie, albo że usiłuję udowodnić temu, kto mnie spoliczkował, i sobie, że jestem od niego lepszy. Pan Jezus na pewno nie zachęcał nas do takich teatralnych i pretensjonalnych zachowań. Zresztą On sam, kiedy rzeczywiście został spoliczkowany, z całą godnością przemówił do sumienia człowiekowi, który wyrządził Mu tę krzywdę: „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, a jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23).
Bo co znaczy to obrazowe pouczenie, ażeby po spoliczkowaniu nadstawić drugi policzek? Pan Jezus, za pomocą jednego prostego obrazu, mówi nam parę bardzo ważnych prawd: „Człowiecze, to by było za mało nie odpowiadać złem na zło. Bądź wierny dobru, nawet jeżeli spotka cię za to jakieś prześladowanie! Bądź raczej gotów drugie tyle odcierpieć, niż gdybyś miał w momencie próby odstąpić od dobra! Nie wolno ci swoim postępowaniem świadczyć fałszywie, jakoby kłamstwo i przemoc były potężniejsze niż prawda i dobro!”
Rzecz jasna, że nakaz o nadstawianiu drugiego policzka należy rozumieć dosłownie. Chodzi tu jednak o dosłowność znacznie głębszą, bardziej realną, niż by to sobie wyobrażał pretensjonalny egocentryk, gotów odegrać farsę materialnego wypełnienia tego nakazu.
Pan Jezus, kiedy został spoliczkowany, nie nadstawiał drugiego policzka. Ale nie tylko że był wtedy gotów drugie tyle odcierpieć. On był wtedy gotów umrzeć za nas na krzyżu. I rzeczywiście za nas umarł.
O. Salij OP

***
(Mt 5, 43-48)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski".

Komentarz:
Przykazanie miłowania nieprzyjaciół ma w sobie również elementy, które są po prostu postulatem zdrowego rozsądku. I tak na przykład zwyczajny zdrowy rozsądek domaga się tego, żebyśmy odrzucili zasady odwetu. Odwet może miałby sens, gdyby wyrównywał krzywdy. Ale wszelkie odwetowe wyrównanie jest przecież następną krzywdą, która z kolei krzywdziciela czyni pokrzywdzonym i budzi w nim odruchy odwetowe. Stosując zasadę odwetu, w krótkim czasie wszyscy stają się jednocześnie i coraz głębiej krzywdzicielami i pokrzywdzonymi, a kołowrót zemsty toczy się coraz szybciej, niszcząc wszystkich, którzy w nim uczestniczą.
W tej sytuacji zaniechanie odwetu, przynajmniej przez jedną ze stron, jest po prostu postulatem zdrowego rozsądku.
Ale Pan Jezus nie tylko zakazywał odwetu. On żąda od nas, żebyśmy kochali naszych krzywdzicieli i prześladowców. Rzecz jasna, nie za to, że nas krzywdzą i prześladują. Mówiąc: „miłujcie waszych nieprzyjaciół”, Pan Jezus poucza nas, że sam fakt, że ktoś jest człowiekiem, czyni go godnym miłości. Tak wielka jest ludzka godność, że nawet bardzo złe czyny nie niszczą w nas człowieczeństwa.
Zgodnie ze swoją nauką, Pan Jezus, kiedy został ukrzyżowany, modlił się za własnych morderców. Później naśladował Go Szczepan i tysiące innych męczenników. Miłość nieprzyjaciół nie polega na udawaniu, że się nie jest skrzywdzonym. Wolno nam protestować przeciwko krzywdzie i się bronić. Ale nie wolno nam zapomnieć o tym, że również złoczyńca jest człowiekiem. Dlatego należy pragnąć jego nawrócenia i o to się modlić. Nie wolno na złoczyńcę patrzeć wyłącznie w perspektywie doznanej krzywdy.
Jeśli to możliwe, złoczyńcę za jego zły czyn należy ukarać. Ale cały sąd nad nim zostawmy Panu Bogu. Bo i my sami kiedyś staniemy na sądzie Bożym i zostaniemy osądzeni.
O. Salij OP

Komentarz II
W nienawiści łatwo zapomnieć nawet o tym, co oczywiste: że nieprzyjaciel jest człowiekiem, a zatem miłość Boża jest przyczyną jego zaistnienia i na obraz Boży został on stworzony. Podobnie jak chmury zasłaniają słońce, tak krzywda i nienawiść zasłaniają nam miłość Bożą, i utrudniają nam zobaczenie, że Bóg nas wszystkich — łącznie z naszymi nieprzyjaciółmi — chce mieć swoimi dziećmi.
W miłości nieprzyjaciół na pewno nie chodzi o to, żeby nie zauważać krzywdy i zła, ani o to, żeby na nie nie reagować. Chodzi o zauważenie, że zło w drugim człowieku — również to zło, które czyni nieznośnym moje życie — to tylko część prawdy o nim. Ponieważ również on jest stworzony na obraz Boży, to na pewno jest w nim również wiele dobra — nawet jeśli jest ono wypaczone lub ukryte za jakimiś ciemnościami.
Właśnie dlatego za nieprzyjaciół trzeba się modlić. Wówczas również w nas samych spojrzenie na nich doznaje oczyszczenia. Nieraz okazuje się nawet, że ktoś stał się moim nieprzyjacielem z mojej winy: dlatego, że to ja w swoim sercu się od niego odwróciłem, albo nawet dlatego, że bardziej ja jego skrzywdziłem niż on mnie.
o. Jacek Salij OP
O. Salij OP

Komentarz III
Nieprzyjaciel to ktoś, kto mnie skrzywdził, może nawet mnie nienawidzi, kto daje dowody swojej dla mnie nieżyczliwości. Ale zauważmy, że my w swojej przewrotności uważamy niekiedy za swojego nieprzyjaciela kogoś, kogo to my skrzywdziliśmy. Mechanizm psychologiczny jest prosty: skrzywdziłeś tego człowieka i żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, zaczynasz uważać, że to jest zły człowiek, niewart twojej życzliwości. W odniesieniu do takiej sytuacji „miłujcie waszych nieprzyjaciół” znaczy: opamiętaj się człowiecze, uznaj swoją winę, napraw krzywdę, poproś o przebaczenie, niech wasze wzajemne relacje staną się normalne.
Co znaczy Chrystusowe „miłujcie waszych nieprzyjaciół” w odniesieniu do nieprzyjaciół prawdziwych, tych, którzy nas skrzywdzili, a może nawet nas nienawidzą? Na pewno nie nakazuje nam Pan Jezus, że mamy się potulnie zgodzić na krzywdę. Natomiast nakazuje nam, żebyśmy uprzytomnili sobie, że krzywda, jaką on nam wyrządził, to nie jest on cały. Nasz nieprzyjaciel jest przede wszystkim człowiekiem, a jeżeli człowiekiem, to znaczy, że sam Bóg go kocha i chce go doprowadzić do życia wiecznego. Dlatego Pan Jezus każe nam się modlić za nieprzyjaciół. Bo jeżeli on postępuje niesprawiedliwie, to zapewne dlatego, że pogubił się w życiu i nie bardzo już nawet wie, po co człowiek żyje na tym świecie.
Pan Jezus sam zostawił nam najwyższy przykład modlitwy za nieprzyjaciół. Nie chodziło tu o ludzi, którzy kiedyś wyrządzili Mu krzywdę. On modli się za własnych morderców, a modlił się w momencie, kiedy oni Go zabijali. Jego modlitwa jest pełna prawdy. Pan Jezus nie bagatelizuje krzywdy, jaką oni Mu wyrządzają. Oni wyrządzają Mu krzywdę potwornie bolesną i w najwyższym stopniu niesprawiedliwą — i tego faktu Pan Jezus nie ukrywa. Jemu jednak chodzi o dobro tych ludzi. Widzi ponadto, że ci nieszczęśnicy nie są w pełni świadomi potworności tego zła, jakie czynią. Dlatego staje ponad tym strasznym złem, jakie Go spotyka z ich ręki, i modli się za nich: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Ta modlitwa Pana Jezusa to najwyższy wzór miłości nieprzyjaciół. Bardzo podobnie modlił się diakon Szczepan za tych, którzy go kamienowali: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu” — to były ostatnie słowa Szczepana na tej ziemi.
Miłość nieprzyjaciół jest szczególnym naśladowaniem miłości Boga. Bo właśnie Pan Bóg niezmiennie myśli o naszym dobru, również wtedy, kiedy my zachowujemy się jak Jego wrogowie.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 6 i 7

(Mt 6, 1-6. 16-18)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.

Komentarz:
Straszna to rzecz, kiedy człowiek zapomni o istnieniu Boga i chodzi mu tylko o to, żeby dobrze wypaść w oczach ludzkich. W ten sposób bracia Józefa byli już o mały krok od zamordowania własnego brata, w końcu sprzedali go w niewolę, a ojcu przynieśli zmyśloną przez siebie opowieść, jakoby dziki zwierz pożarł Józefa. Niewątpliwie nie pomyśleli o tym, że Bóg wszystko widzi.
Podobnie zapomniał o istnieniu Boga ów cudzołożnik z Księgi Syracha, który starannie zatroszczył się o to, żeby żaden człowiek nie zauważył jego grzechu. "Tylko oczy ludzkie są postrachem dla niego, a zapomina, że oczy Pana nad słońce dziesięć tysięcy razy jaśniejsze patrzą na wszystkie drogi człowieka i widzą zakątki najbardziej ukryte" (Syr 23,19).
Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi więcej, znacznie więcej: nawet nasze dobro jest podejrzane i nieautentyczne, jeśli czynimy je tylko po to, żeby nas ludzie za to pochwalili. Przecież w życiu nieraz tak bywa, że trzeba czynić dobro, mimo że ludzie wcale za to nie pochwalą. Nieraz bywa i tak, że wierność dobru ludzi denerwuje i oburza, a przecież nie wolno z tego powodu zaniechać tego dobra. Nieraz też w naszym świecie ludzie chwalą człowieka za to, że czyni zło. Zatem jeśli ktoś przywiązuje nadmierną wagę do ludzkich pochwał, łatwo może się pogubić. Wystarczy, że powieją jakieś niekorzystne wiatry, żeby ten człowiek przestał czynić dobro, a nawet żeby zaczął czynić zło.
Kryształowym przykładem wierności dobru nie ze względu na ludzkie pochwały, ale ze względu na Boga, jest Zuzanna z Księgi Daniela. Oskarżona o cudzołóstwo za to, że nie chciała popełnić cudzołóstwa, wybrała hańbę w oczach ludzkich i śmierć, byleby być czystą w oczach Boga.
Tak, jeśli w Boga wierzymy na serio, to na pierwszym miejscu i absolutnie powinno nam zależeć na tym, żeby to, co czynimy, podobało się Bogu.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II 
Kiedy ktoś czyni jakieś dobro tylko ze względu na ludzi, przestaje je czynić, gdy ludzie na niego nie patrzą, albo jeśli znajdzie się wśród ludzi jako ktoś anonimowy, albo jeśli przeniesie się do środowiska, gdzie tego dobra ludzie nie cenią. Np. jeśli ktoś ze względu na ludzi chodzi co niedzielę do kościoła, taki podczas urlopu na niedzielną Mszę raczej nie pójdzie. A w ogóle porzuci praktyki religijne, kiedy zamieszka w dużym mieście, gdzie nawet sąsiedzi wzajemnie się nie znają.
Można tylko ze względu na ludzi trzymać się zasad uczciwości, stać po stronie prawdy i dobra, przejmować się ludźmi słabymi i potrzebującymi pomocy. Jeśli gdzieś taka postawa zaczyna dominować, ten świat robi się nieludzki. Tam rychło zaczną się pojawiać ludzie otwarcie manifestujący swoje lekceważenie dla zasad uczciwości i wzajemnej życzliwości.
Wielki Post jest okresem szczególnego wezwania do pojednania z Bogiem. W tym okresie powinniśmy również odbudować w sobie nastawienie, aby dobra i tego, co słuszne, pilnować ze względu na Boga, niezależnie od tego, czy to się ludziom podoba, czy nie. W tym okresie powinniśmy również badać samych siebie, czy nie ma w nas jakichś wyobrażeń o dobru, które idą w poprzek Bożych przykazań.
Dzisiaj na samym początku Wielkiego Postu, czytamy Ewangelię, która poucza o szczególnej ważności trzech dziedzin naszej aktywności religijnej, tzn. modlitwy postu i jałmużny. Właśnie na podstawie dzisiejszej Ewangelii Ojcowie Kościoła lubili pokazywać trójjednię tych trzech sposobów oddawania czci Bogu. Mówili tak: modlitwa jest to taki ptak, który żeby dofrunąć do nieba, musi mieć dwa skrzydła — skrzydła postu i dzieł miłosierdzia. To samo mówili o poście: że jest to taki ptak, który nigdzie nie dofrunie, jeśli zabraknie mu skrzydła modlitwy i skrzydła dzieł miłosierdzia. I to samo mówili Ojcowie Kościoła o dziełach miłosierdzia, że ten ptak potrzebuje skrzydła modlitwy i skrzydła postu.
Najważniejsze, żebyśmy w czasie tego Wielkiego Postu próbowali zrealizować — tak jak umiemy — tę trójjednię modlitwy, postu i dzieł miłosierdzia.
o. Jacek Salij OP 

***
(Mt 6, 7-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie.
Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Twoje imię! Niech przyjdzie Twoje królestwo; niech Twoja wola się spełnia na ziemi, tak jak w niebie. Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego.
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, Ojciec wasz nie przebaczy wam także waszych przewinień».


Komentarz: 
Ograniczmy się tylko do tej jednej prośby z modlitwy, której nas nauczył Pan Jezus. Prośbę tę w najnowszym polskim przekładzie oddano następująco: „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” Mówiąc inaczej: „Ojcze, dodawaj nam siły, żeby pokusa nas nie zwyciężyła, i nie dopuszczaj na nas pokusy ponad nasze siły”.
Jednak prośba „i nie wódź nas na pokuszenie” zawiera coś więcej jeszcze. Prośba ta sugeruje, że niektóre pokusy pochodzą od Boga i wtedy są to dobre pokusy — prosimy tylko naszego Ojca w niebie, żeby pamiętał o naszej słabości i żeby takich dobrych pokus nie przypuszczał na nas zbyt często.
Podam konkretny przykład. Czytamy w Ewangelii, że kiedy Jezus zobaczył, że trzeba nakarmić tłum, który Go otaczał, „rzekł do Filipa: Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?” I zapisuje Ewangelista, że „mówił to, kusząc go” (J 6,5n). Zastanówmy się, co to znaczy, że Jezus kusił Filipa. Otóż Pan Jezus jest tu podobny do matki, która swego rocznego synka stawia dwa kroki przed sobą i kusi do tego, żeby do niej przyszedł. Pan Jezus próbuje jakby wymusić od Filipa większe zaufanie w Bożą Opatrzność.
Tę dobrą pokusę, która przychodzi do nas od Boga, Stary Testament przedstawia w obrazie orła, troskliwie opiekującego się swoimi pisklętami, który jednak w odpowiednim momencie przymusza je do tego, żeby zaczęły latać.
Mówi ponadto Pismo Święte, że nieraz Bóg dopuszcza na nas jakieś utrapienia, żeby nas oczyścić z niedoskonałości. „Obrócę rękę moją na ciebie — czytamy u Izajasza — wypalę do czysta twą rudę i usunę cały twój ołów” (1,25). Zatem po to dopuszcza na nas Bóg utrapienie, żeby spalało się w nich to wszystko, co w nas pozorne i egocentryczne.
Zarazem powiedzmy z całą jasnością: są również złe pokusy, pokusy do grzechu, i te pokusy nigdy nie pochodzą od Boga. Przytoczę słowa z Listu św. Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci” (1,13).
W odniesieniu do takich pokus modlimy się o to, żeby Ojciec nasz w niebie dodawał nam sił, by one w nas nie zwyciężały.
o. Jacek Salij OP

Komentarz II
Zacznijmy od tego, o czym na pewno Pan Jezus w tych słowach nie mówi. Otóż na pewno nie chce On nas zniechęcić do długiej i wytrwałej modlitwy. Przecież On sam całe noce spędzał na modlitwie. Ponadto wielokrotnie pouczał nas Pan Jezus, że powinniśmy być w modlitwie wytrwali. Jedną z Jego przypowieści na ten temat Ewangelista rozpoczyna następująco: „Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać”.
Czym zatem jest wielomówstwo na modlitwie, przed którym przestrzega Pan Jezus? „Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani”! Krótko mówiąc, ich modlitwa nie płynie z miłości, nie jest przepojona ufnością do Boga. Takich wielomówców cechuje mentalność magiczna, jakieś niemądre przeświadczenie, że słowa modlitwy stanowią coś w rodzaju środka płatniczego, za pomocą którego można coś od Pana Boga uzyskać.
Ludzie o mentalności pogańskiej myślą sobie, że Pana Boga powinni o swoich potrzebach poinformować. A przecież — powiada Pan Jezus — „wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw niż Go poprosicie”. Duszą modlitwy jest miłość. Modlitwa niech będzie wyrazem mojego rozkochania w Panu Bogu. Pomyślmy o tym, jak wygląda nasza rozmowa z człowiekiem, którego kochamy, który jest nam bliski. Owszem, w tej rozmowie pojawiają się również słowa, ale temu, kogo kocham, chciałbym przekazać więcej niż słowa — tak ostatecznie chciałbym mu przekazać samego siebie. Odnosi się to również do modlitwy. Ale moja modlitwa dopiero wtedy uzyska swoją prawdę, kiedy staną za nią również moje czyny, moja życiowa postawa, a ostatecznie ja sam i moje oddanie Bogu.
Jeśli tego mojej modlitwie brakuje, może ona w ogóle nie dojść do Pana Boga. Nie dlatego, żeby jej Pan Bóg nie słuchał albo żeby trzeba było do Niego wołać dłużej lub głośniej. Do Boga nie dochodzi modlitwa, która płynie z bezdusznego serca. Bóg oczywiście słyszy taką modlitwę, ale się od niej odwraca: „Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy. Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham. Bo ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się! Czyści bądźcie!” (Iz 1,15).
O. Salij OP

***
(Mt 6, 19-23)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!”

Komentarz:
Przeczytam dwa komentarze do dzisiejszej Ewangelii, jakie napisali Apostołowie; oba jakby specjalnie dla nas, bo w obu jest ustosunkowanie się do negatywnych zjawisk ekonomicznych, które nasiliły się w naszym pokoleniu. Pierwszy komentarz pochodzi z Pierwszego Listu do Tymoteusza: „Nic nie przynieśliśmy na ten świat, nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i w zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami” (6,7-10).
To Apostoł Paweł. Z kolei Apostoł Jakub w niezwykle ostrych słowach upomina się o krzywdę biedaków, na którą nie zważają ludzie, którzy uznali w bogactwie pierwszy cel swego życia: „A teraz wy, bogacze, zapłaczcie wśród narzekań na utrapienia, jakie was czekają. Bogactwo wasze zbutwiało, szaty wasze stały się żerem dla moli, złoto wasze i srebro zardzewiało, a rdza ich będzie świadectwem przeciw wam i toczyć będzie ciała wasze niby ogień. Oto woła zapłata robotników (...), którą zatrzymaliście, a krzyk ich doszedł do uszu Pana Zastępów. Żyliście beztrosko na ziemi i wśród dostatków tuczyliście serca wasze (...). Potępiliście i zabiliście sprawiedliwego: nie stawia wam oporu” (Jk 5,1-6).
Wobec tych nadużyć, jakże wyzwalająco brzmią słowa Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi... Gromadźcie sobie skarby w niebie... Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje”.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 6, 24-34)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkie potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”.

Komentarz:

Ktoś może leczyć się u świetnego lekarza, a zarazem nie przejmować się jego zaleceniami i prowadzić niezdrowy tryb życia. Hitler, zanim wybuchła wojna, wielokrotnie podszywał się pod anioła światłości i wiele mówił o konieczności zachowania pokoju, a jednocześnie przygotowywał się do wojny. Te dwa przykłady dość jasno wskazują, że jeśli ktoś szuka jednocześnie dobra i zła, znaczy to, że nie dobra on szuka, tylko zła. Podobnie jak nie powiemy o mężu, który od czasu do czasu znajdzie sobie inną kobietę, że jest on swojej żonie trochę wierny, a trochę niewierny; powiemy z całą jasnością, że taki mąż jest cudzołożnikiem.

Znaczenie słów Pana Jezusa, że nie można jednocześnie służyć Bogu i Mamonie, dobitnie uzmysłowił święty papież Leon Wielki: Mamy do wyboru dwóch panów. O jednym wiemy, że doprowadził do upadku wielu, którzy mieli się dobrze. O drugim zaś wiemy, że wielu upadłych podźwignął i doprowadził do życia wiecznego. Czy będziesz się jeszcze, człowiecze, zastanawiał — pyta św. Leon Wielki — któremu z nich służyć? Czy będziesz się jeszcze zastanawiał, czy Bogu służyć, czy Mamonie?

To prawda, że służba Bogu niekiedy domaga się wyrzeczenia. Nieraz w związku z tą służbą trzeba sporo zapłacić. Otóż Pan Jezus z wielką serdecznością przypomina nam, że Ojciec nasz niebieski kocha nas i jest wszechmocny. Zatem wypada Mu zaufać, że skoro troszczy się o wróbelki i o lilie na polu, to tym bardziej nie dopuści, żeby kogoś z nas spotkało jakieś nieszczęście ostateczne. Jeśli tylko zawierzymy Mu samych siebie.
o. Jacek Salij OP
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423379.VIII ... LA-ROK-A#4

Komentarz II
Nikt nie podejrzewa Pana Jezusa o to, że nawoływał robotników, żeby nie obsiewali pól. Bóg swoją Opatrzność roztacza nad swoimi stworzeniami stosownie do tego, jakimi je stworzył. Stwarzając ludzi, Bóg obdarzył nas rozumem oraz zdolnością do aktywnej odpowiedzialności za siebie i swoich najbliższych. Zatem swoją Opatrzność nad nami sprawuje On jak nad stworzeniami uzdolnionymi do tego, żebyśmy brali swój los w swoje własne ręce.
O co więc Panu Jezusowi chodzi, kiedy karci nas za przesadną troskę o potrzeby doczesne? To przecież jasne: nie wolno nam zaspokojenia naszych potrzeb doczesnych wynosić do rangi naszego celu ostatecznego. Naszym celem jest „Królestwo Boże i Jego sprawiedliwość”. Pogubimy się, jeżeli w naszych zabiegach o jedzenie i przyodziewek zapomnimy o tym, co naprawdę najważniejsze.
Nie mieszajmy środków z celem ostatecznym, zaufajmy Bożej Opatrzności. Chleb jest czymś bardzo ważnym, ale wierność Bożym przykazaniom jest ważniejsza niż zdobycie chleba. Bogactwo nie jest czymś złym, ale złem jest brak wrażliwości na cudzą biedę, jaki może się łączyć z bogactwem. Złe jest takie posiadanie bogactwa, które powoduje w człowieku dezorientację moralną albo nawet odbiera go jego rodzonym dzieciom.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 7, 1-5)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata”.

Komentarz:
Kiedy jestem zmęczony i niewyspany, jakoś nikomu z nas nie przyjdzie do głowy poprosić kolegę: „Słuchaj, a może ty byś się za mnie wyspał”. Podobnie, kiedy mnie bolą zęby, nie powiem mojemu bratu: „Dziś wyjątkowo nie mam czasu, a strasznie mnie bolą zęby, może ty byś poszedł za mnie do dentysty”.
A dokładnie w ten absurdalny sposób próbujemy nieraz wyłgać się od pracy nad wykorzenianiem naszych wad. W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus demaskuje dwie metody, jakimi tu nieraz próbujemy się posługiwać. Pierwsza metoda takiego fałszywego wybielania się ze swoich wad to krytykowanie wad cudzych. Jak gdyby przez krytykowanie i potępianie innych ludzi nasze własne wady ulegały unieważnieniu. Dlatego Pan Jezus nas przestrzega: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.
Ale mamy jeszcze bardziej obłudną metodę udawania niewiniątek. Mianowicie próbujemy upominać i korygować naszych bliźnich, i to zwłaszcza wówczas, kiedy sami jesteśmy obciążeni znacznie poważniejszymi wadami. Na taką sytuację Pan Jezus upomina mnie i każdego z nas: „Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata”.
Zauważmy dwie bardzo ważne prawdy w tym słowie Pana Jezusa. Dopiero wtedy wolno nam upominać bliźniego i zabiegać o to, żeby porzucił on swoje złe czyny, jeśli my sami staramy się umierać dla naszych grzechów. A przecież reagowanie na cudze zło często jest naszym obowiązkiem. Jednak wcześniejszy jest obowiązek skutecznego reagowania na zło w samym sobie.
Jeszcze drugą prawdę Pan Jezus nam przekazuje w tym zdaniu o belce w oku i drzazdze. Mianowicie dopiero wówczas, kiedy staram się oczyścić moje własne oko, będę miał szansę na to, że moje reagowanie na zło bliźniego będzie skuteczne. „Wtedy przejrzysz — powiada Pan Jezus — ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata”.
Wrócę jeszcze do tego słowa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”. Powiedziałem, że bardzo często krytykowanie innych jest metodą wybielania samego siebie. Stosując tę metodę, potrafimy tak się zapędzić, że krytykujemy również ludzi daleko lepszych od siebie. Co więcej, potrafimy ich krytykować za ich zalety. I jeszcze więcej: nie chcąc widzieć własnych grzechów, samego Boga potrafimy oskarżać za to, że źle urządził nasz świat.
Naprawdę wielka jest nasza niegodziwość.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 7, 6. 12-14)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków. Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!”

Komentarz:
Dzisiaj niejeden człowiek czuje się urażony tymi słowami Pana Jezusa: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie pereł przed świnie”. Dlatego przypomnijmy sobie, w jaki sposób sam Pan Jezus realizował te słowa w swoim życiu.
Ograniczę się do dwóch sytuacji opowiedzianych w Ewangelii. Kiedy Jezus, związany i pod strażą żołnierzy, został przyprowadzony do Heroda, „Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jakiś znak zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział” (Łk 23,8n). Inaczej się zaczęło, ale podobnie się skończyło spotkanie uwięzionego Pana Jezusa z Piłatem. Pan Jezus nie odmówił Piłatowi rozmowy. Kiedy jednak ten zadeklarował swój sceptycyzm i obojętność dla prawdy, jego pytania „Cóż to jest prawda?” Pan Jezus już nie podjął.
Zauważmy: w zachowaniu Pana Jezusa nie ma nawet cienia pogardy dla Heroda czy Piłata. Jego milczenie w obu tych przypadkach płynie z szacunku dla prawdy. Nie powinno się mówić o rzeczach najważniejszych ludziom, których one nic a nic nie obchodzą. Chyba że uda nam się wpłynąć na nich, ażeby te rzeczy ich obchodziły.
Dosadnie mówi o tym Księga Syracha (29,9n): Kto chce obdarzyć prawdą człowieka głupiego, to tak, jakby próbował kleić skorupy rozbitego dzbana, albo jakby chciał nauczać człowieka, który usnął. Przypomnijmy tylko, że głupiec w języku biblijnym to nie jest człowiek mało inteligentny, ale ktoś, kogo nie interesuje to, co najważniejsze.
Otóż warto sobie uświadomić, że jakaś cząstka tego głupca, który nie chce dopuścić do siebie nauki Bożej, może być w każdym z nas. Ktoś może się gruntownie zamknąć na naukę Pana Jezusa o miłości nieprzyjaciół, ktoś inny na Jego naukę o świętości i nierozerwalności małżeństwa.
Pan Jezus wobec Heroda milczał. Strach pomyśleć, gdyby komuś z nas Pan Jezus przestał już nawet przypominać swoją naukę.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 7, 7-12)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy któregoś z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co chcielibyście, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków”.

Komentarz:
W relacjach między ludźmi niedobrze jest, jeśli ktoś każe się prosić. Petent nieraz poczuje się urażony w swojej godności i przestaje ponawiać swoje prośby. Nawet przysłowia podkreślają, że wartość daru jest większa, jeśli daje się go bez ociągania: „Dwa razy daje, kto prędko daje”, „Jeśli możesz dać dziś, nie czekaj do jutra”.
Dlaczego więc Pan Bóg postępuje z nami jakby według innych zasad? Dlaczego z naszymi prośbami mamy do Niego pukać i kołatać? Dlaczego naszą modlitwę powinna cechować wytrwałość?
Zamiast odpowiedzi proponuję przypatrzeć się dwóm komplementarnym wypowiedziom proroków. U Izajasza czytamy słowo Boga, że choćbyśmy mnożyli nasze modlitwy, Bóg nas nie wysłucha, bo ręce nasze pełne są krwi, bo dusze nasze pełne są grzechów. Z kolei u Jeremiasza znajduje się Boże pouczenie, jakie warunki powinniśmy spełnić, ażeby Bóg nas wysłuchał: „Będziecie Mnie wzywać, a Ja was wysłucham. Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca” (Jr 29,12n).
A więc nasz problem sam się rozwiązuje. Nasza modlitwa wtedy jest prawdziwa, kiedy do Boga zwracamy się naprawdę jak do Boga, tzn. w całkowitym zawierzeniu się Jemu, a zarazem z pragnieniem wyrzucania z siebie wszystkiego, co jest niezgodne z Jego wolą. Zatem jeśli niekiedy Pana Boga trzeba prosić długo, to nie dlatego, że lubi On być długo proszony, ale dlatego, że dokonuje się w ten sposób nasze duchowe dojrzewanie. Jeśli tylko nasza modlitwa jest naprawdę modlitwą, a nie próbą narzucania Bogu naszej woli.
Zauważmy, że coś podobnego może się dziać również między ludźmi. Na przykład dziewczyna poproszona o rękę, nie od razu się zgadza na małżeństwo. Jeśli jest to mądra dziewczyna, potrafi w taki sposób odkładać swoją ostateczną decyzję, że czas ubiegania się o nią będzie dla jej chłopca czasem wezwania do duchowego dojrzewania.
Jeśli idzie o nasze prośby do Pana Boga, wszystkie nasze prośby - nawet tak błahe, jak np. prośba o zdanie egzaminu - wtedy są autentyczną modlitwą, gdy jakby na ich dnie znajduje się moje pragnienie, żeby naprawdę całego siebie zawierzyć Bogu.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 7, 15-20)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. A więc: poznacie ich po ich owocach".

Komentarz:
Pan Jezus bronił proroków obcych, którzy nie należą do Jego uczniów. To właśnie przy tej okazji wypowiedział słowa: „Kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami” (Łk 9,50). Zarazem Pan Jezus ostrzega nas przed prorokami fałszywymi.
Te dwa wydarzenia ewangeliczne odsłaniają różnicę między pluralizmem autentycznym i nieautentycznym. Pluralizm autentyczny wynika z wiary, że wszyscy ludzie są zdolni do poszukiwania prawdy i w różnorodny sposób ją znajdują. Autentyczny pluralizm potrafi uszanować prawdę u innych, nie lęka się też asymilować cudzej prawdy, jeżeli tylko rzeczywiście jest to prawda.
Natomiast pluralizm nieautentyczny jest to otwarcie się na wszelkie możliwe poglądy - bez zastanawiania się nad tym, czy są one prawdziwe, czy nie, czy służą ludzkiemu rozwojowi, czy też destrukcji. Słowa Pana Jezusa o fałszywych prorokach przypominają nam, że niestety istnieje coś takiego jak zatruwanie dusz, rozbudzanie niskich namiętności, nazywanie białym tego, co czarne, i czarnym tego, co białe.
Po czym poznać fałszywych proroków? Fałszywi prorocy - czytamy w Księdze Jeremiasza - „dodają otuchy złoczyńcom, by nikt nie porzucił swej złości” (23,14). Jedni robią to z całą otwartością, ale są też tacy fałszywi prorocy, którzy - jak to powiedział Pan Jezus - udają owieczki, którym chodzi tylko o prawdę i dobro. Innym kryterium, po którym można rozróżnić fałszywych proroków, jest to, że lubią oni schlebiać swoim słuchaczom, przytakiwać złym nawykom i je usprawiedliwiać. Jak ktoś mądrze zauważył: i prawdziwi prorocy pocieszają, i fałszywi pocieszają. Ale prawdziwi, pocieszając, wzywają do wysiłku. Natomiast prorocy fałszywi uczą pustego samozadowolenia lub biernego oczekiwania na lepsze czasy. Natomiast samą istotą fałszywego prorokowania jest odwodzenie ludzi od Boga prawdziwego i przekonywanie nas do bogów fałszywych. To właśnie dlatego Pan Jezus tak jasno i bezwarunkowo nas przestrzega: „Strzeżcie się fałszywych proroków”.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 7, 21-29)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości”. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki". Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie tak jak ich uczeni w Piśmie.

Komentarz:
Pierwszym, który idealnie wypełniał wolę Ojca swego w niebie, był Pan Jezus. „Moim pokarmem jest pełnić wolę Tego, który Mnie posłał” (J 4,34). „Nie szukam własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał” (J 5,30). „Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał” (J 6,38).
Niewątpliwie, nikt prawdziwiej niż Bóg nie chce naszego dobra, dlatego niemożliwe jest, żeby ktokolwiek stracił na poddaniu się Jego woli. Nasze opory przed całkowitym i bezwarunkowym zawierzeniem się Bogu płyną zawsze z tego, co w nas ciemne i grzeszne.
W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus przestrzega przed pustym i nieautentycznym zawierzeniem Bogu. Później Apostołowie tę Jego przestrogę podejmowali wielokrotnie. „Kto mówi: „Znam Go” – pisze Apostoł Jan – a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy” (1 J 2,4; por. 4,19n). Podobnie uczył Apostoł Paweł: „Twierdzą, że znają Boga, uczynkami zaś temu przeczą” (Tt 1,16). Również Apostoł Jakub: „Wprowadzajcie słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie” (Jk 1,22).
Przypomina się tu przypowieść o dwóch synach wysłanych do winnicy (Mt 21,29-31). Z aprobatą mówił Pan Jezus tylko o tym synu, który wprawdzie zaczął od buntu, ale później naprawdę pełnił wolę swego ojca.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 7, 21.24-27)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.

Komentarz:
Przypomnę parę sytuacji z Nowego Testamentu, kiedy ktoś mówi „Panie, Panie”, a w rzeczywistości nie należy do Królestwa Bożego. Zacznę od słynnej wypowiedzi z Pierwszego Listu św. Jana: „Jeśli ktoś mówi: „Miłuję Boga”, a brata swego nienawidzi, taki jest kłamcą. Albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”. „Są tacy, co okazują pozór pobożności – czytamy z kolei w Drugim Liście do Tymoteusza – ale wyrzekają się jej mocy”. podobnie pisze Apostoł Jakub: „Bądźcie wykonawcami słowa, a nie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie”. I jeszcze bardzo ostre słowa z Listu do Tytusa: „Twierdzą, że znają Boga, ale czynami się Go zapierają”.

Tu chodzi o coś więcej, niż o uznawaną również przez ludzi niewierzących zasadę, ze nasze słowa powinny mieć pokrycie w naszych czynach. Przecież zarówno modlitwa jak słuchanie słowa Bożego napełnia nas mocą ku dobremu. Zatem jeśli ktoś dużo się modli i dużo słucha słowa Bożego, i to go duchowo nie przemienia – daje w ten sposób fałszywe świadectwo, jakoby słowo Boże było tak samo jałowe i bezsilne jak słowo ludzkie.

A przecież prawda jest inna: autentyczna modlitwa naprawdę przybliża nas do Boga, a słowo Boże naprawdę jest wypełnione mocą przemieniającą człowieka. Sugeruje nam Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii, że jeśli ktoś modli się, a to go nie przybliża do Boga, ten zapewne buduje dom bez fundamentu. Co jest tym fundamentem? Skałą jest Chrystus – podpowiada nam w którymś ze swoich listów Apostoł Paweł. Jeśli naprawdę na Chrystusie buduję moje życie, w języku religijnym nazywa się to łaską uświęcającą. Zatem można również powiedzieć, ze fundamentem jest łaska uświęcająca.

Postawmy sobie jeszcze jedno pytanie. W Liście do Efezjan oraz w Apokalipsie św. Jana czytamy, że fundamentem Kościoła są Apostołowie. Jak mają się do siebie te dwie prawdy - że trzeba budować na Chrystusie oraz że fundamentem Kościoła są Apostołowie? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: nie ten buduje na Chrystusie, kto głośno się do Niego przyznaje i wzniośle o Nim mówi - bo to można robić również w sposób wielce subiektywny. Obiektywnie Chrystusa można spotkać przede wszystkim w Kościele założonym przez apostołów. To właśnie do apostołów Chrystus Pan powiedział: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata”.

o. Jacek Salij OP
Więcej: https://biblia.wiara.pl/doc/423381.IX-N ... LA-ROK-A#4
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 8 i 9

(Mt 8, 1-4)
Gdy Jezus zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony!” I natychmiast został oczyszczony z trądu. Jezus powiedział do niego: „Uważaj, nie mów o tym nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

Komentarz:
Pan Jezus właśnie skończył Kazanie na Górze, toteż Jego zejście na dół ma tutaj szczególne znaczenie symboliczne. To nie jest tak, że On wygłosił swoją wzniosłą naukę i teraz czeka, aż my do Niego przyjdziemy. Wręcz przeciwnie, On zstępuje z góry, bo wie, że my jesteśmy chorzy i słabi i własnymi siłami nie potrafilibyśmy zbliżyć się do Niego.
Dlatego w tym zejściu Syna Bożego z Góry Błogosławieństw niektórzy Ojcowie Kościoła widzieli symbol daru Wcielenia. Ludzkość, trędowata swoimi grzechami, ani nie znała drogi do Boskiego Lekarza, ani nie miała sił, żeby tej drogi szukać. Dlatego Boski Lekarz sam przyszedł do nas. Zstąpił z wyżyn swojego Bóstwa i przyjął naszą ludzką naturę, aby nas uzdrowić i osobiście doprowadzić do życia wiecznego.
To zniżenie się Syna Bożego, aby nas ratować, historycznie dokonało się dwa tysiące lat temu, ale w wymiarze sakramentalnym uobecnia się nieustannie. Pan Jezus nieustannie jest obecny wśród nas i zabiega o nasze zbawienie — pokazuje nam drogę do życia wiecznego, uzdrawia nas z naszych grzechów, a nawet karmi własnym Ciałem. Cud uzdrowienia trędowatego uobecnia się nieustannie poprzez posługę Kościoła.
Żeby jednak ten cud się dokonywał, z naszej strony potrzebna jest postawa wiary. Św. Tomasz z Akwinu, analizując opisaną w dzisiejszej Ewangelii wiarę trędowatego, pokazuje, że było to pokorne zdanie się na wszechmoc i miłosierdzie Chrystusa. Trędowaty adoruje Go i błaga: „Panie, jeżeli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Nie mówi: „jeżeli możesz”, ale: „jeżeli chcesz”. Trędowaty wie, że Chrystus może go uzdrowić, i liczy na to, że w swoim miłosierdziu zechce go uzdrowić.
Oby tylko każdy z nas w taki właśnie sposób starał się do Chrystusa Pana zbliżać i zabiegać o oczyszczenie z grzechu.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 8, 5-11)
Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: "Idź", a idzie; drugiemu: "Chodź tu", a przychodzi; a słudze: "Zrób to", a robi”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim”.

Komentarz:
Dziś mało kto wie o tym, że dzisiejsza Ewangelia przez całe wieki dawała kaznodziejom okazję do podejmowania różnych problemów sprawiedliwości społecznej. Setnik, który przejął się biedą swojego sługi i zabiega o jego dobro, był stawiany za wzór prawdziwie ludzkiego stosunku do sług i podwładnych.
W Ewangelii setnik został przedstawiony przede wszystkim jako człowiek wielkiej wiary. Sam Pan Jezus powiedział o nim: „Zaprawdę, nie znalazłem tak wielkiej wiary w Izraelu”. Z wielkiej wiary płynęła też delikatność tego człowieka.
To nie tylko chodzi o to, że dobro sługi traktował jak swoje własne. Kiedy Pan Jezus wyraził chęć przyjścia do chorego sługi, setnik pomyślał sobie, że to może być dla Niego kłopot. Wejście do pogańskiego domu wiązało się dla Żydów z zaciągnięciem rytualnej nieczystości. Setnik nie chciał Pana Jezusa na to narażać. To właśnie z delikatności powiedział słowa tak głębokie, że Kościół powtarza je codziennie przed Komunią Świętą: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie”.
Wielką pociechą te słowa setnika były zawsze dla katolików, którzy bez własnej winy — nieraz przez całe lata — byli pozbawieni Mszy Świętej i sakramentów. Taka np. była sytuacja bardzo wielu katolików w dawnym Związku Radzieckim. W takiej sytuacji słowa setnika, że dla mocy zbawczej Pana Jezusa nie ma żadnych przeszkód, są słowami wielkiej nadziei i pociechy.
O. Salij OP

Komentarz II
Nawet z perspektywy czysto ludzkiej setnik jest człowiekiem, który wzbudza sympatię. Na pewno nie każdy oficer rzymski tak przejmował się zdrowiem swojego sługi. Ale bo też właściwie realizowana miłość bliźniego stanowi świetne przygotowanie do łaski wiary. Setnik wojsk okupacyjnych, poganin, okazał się człowiekiem zdolnym do wiary tak gorącej, że sam Syn Boży tę jego wiarę podziwiał: "Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary".
Setnik nie jest jedynym poganinem, o którego wierze Ewangelie świadczą z najwyższym uznaniem. Wiara kobiety kananejskiej przetrwała nawet mocną próbę, jakiej poddał ją Chrystus Pan. Z kolei Samarytanin okazał się jednym z dziesięciu uzdrowionych trędowatych, który wrócił do Jezusa jako człowiek wierzący. Wszyscy pamiętamy o Samarytance, którą Pan Jezus spotkał przy studni, kobietę raczej lekkomyślną, która uwierzyła w Niego, a nawet zaczęła Go głosić swoim rodakom.
Wszyscy ci poganie są w Ewangelii postaciami ogromnie wierzącymi, bo stanowią jakby żywą i osobną zapowiedź, że Chrystus Pan dokona na krzyżu odkupienia całej ludzkości i odtąd ludzie z wszystkich narodów będą wezwani do tego, żeby wejść do ludu Bożego jako pełnoprawni jego członkowie.
Dziś postać setnika niech przypomina nam, że również ludzie nie pochodzący z rodzin chrześcijańskich są wezwani do wiary i oby Bóg sprawił, żeby w swojej wierze prześcignęli nas, którzy chrześcijanami jesteśmy od dziecka.
O.Jacek Salij OP

***
(Mt 8, 18-22)
Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę. A przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: „Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”. Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory, a ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”. Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”. Lecz Jezus mu odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!”

Komentarz:
Zdarza się nam, że wypowiadamy wielkie słowa, za którymi stoją wielkie uczucia, ale niewiele prawdy. „Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz” – mówi do Pana Jezusa pewien uczony w Piśmie, a na pewno mówi to szczerze i z wielkim uczuciem. Wystarczyło jednak, że Pan Jezus wspomniał mu o swojej bezdomności, ażeby jego wielkie postanowienie i wielkie uczucia prysły jak bańka mydlana. W jednej chwili odechciało mu się być uczniem Jezusa. A przecież dopiero co zapewniał, że pójdzie za Nim wszędzie.
Niestety, w podobnym nastawieniu potrafimy składać nawet przysięgi małżeńskie. Ktoś przysięga miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż do śmierci. Wystarczy jednak, że uczucie mu się odmieni, żeby przestał się tą przysięgą przejmować.
Chyba zbyt łatwo wypowiadamy wielkie słowa. Może więcej uwagi trzeba poświęcać temu, żeby nasze wielkie uczucia były zakorzenione w prawdzie. Może za mało pamiętamy o tym, że wierność złożonej przysiędze nie przychodzi automatycznie, ale wymaga ciągłej pracy.
Natomiast żeby naprawdę być uczniem Pana Jezusa, potrzeba czegoś jeszcze więcej. Mianowicie jeśli chcę iść za Panem Jezusem, muszę iść naprawdę na całego. Owszem, chcę pójść za Tobą – mówi drugi bohater dzisiejszej Ewangelii – ale jeszcze nie teraz; mam starego ojca, nie chcę od niego odchodzić; jak tylko umrze i go pogrzebię, wtedy od razu pójdę za Tobą, Panie Jezu.
Ten człowiek nie wiedział jeszcze, że chyba wszystkie wielkie wezwania do dobrego przychodzą jakby nie w porę, jakby w najgorszym momencie. Świetnie to pokazuje przypowieść o zaproszonych na gody. Wszyscy, którzy się wymówili od zaproszenia, mieli po temu swoje dobre powody. Ale nie zostali usprawiedliwieni.
Również człowiekowi z dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus powiada: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”. Przede wszystkim bądź moim uczniem. Jeśli naprawdę będziesz niezbędny do zaopiekowania się twoim starym ojcem, to zajmiesz się tym już jako mój uczeń.
O. Salij OP

***
(Mt 8, 23-27)
Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: Panie, ratuj, giniemy! A On im rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?

Komentarz
Obraz Jezusa śpiącego podczas burzy doskonale streszcza obecne już w Starym Testamencie napięcie między wiarą w Bożą Opatrzność a realnym doświadczeniem zła, które jakby ostatecznie zwyciężało w tym naszym - przecież Bożym! - świecie.
"Mojej winnicy - zapewnia Bóg w księdze Izajasza - strzegę w dzień i w nocy" (Iz 27,3). Również Psalmista jest głęboko przeświadczony, że nie "zdrzemnie się Ten, który cię strzeże; oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem" (Ps 120,3n).
Zarazem Bóg wręcz często zachowuje się tak, jakby właśnie zasnął. Ludzie nieraz czują się zmuszeni wołać do Niego dramatycznie: "Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze!" (Ps 44,4). W opisie burzy na morzu, jaki znajduje się w innej Ewangelii, przerażeni uczniowie wołają: "Nauczycielu, nic to Cię nie obchodzi, że giniemy?" (Mk 4,38).
Otóż Bóg niekiedy zachowuje się tak, jakby spał, bo zło nigdy nie stanie się Jego konkurentem. Nawet największe zwycięstwa zła dadzą się porównać co najwyżej z marą senną, która znika w momencie przebudzenia. "Jak sen, jak widziadło nocne wyda się zgraja wszystkich narodów, co przeciw Arielowi wojują" (Iz 29,7; por. Ps 73,20). Ariel - dosłownie: lew Boży - to symboliczna nazwa ludu Bożego.
Dlatego ilekroć wierzący w Chrystusa podczas różnych burz popadają w przerażenie, powinni sobie przypomnieć Jego słowa: "Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?"
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 9, 1-8)
Jezus wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. A oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Ufaj, synu! Odpuszczone są ci twoje grzechy». Na to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: On bluźni. A Jezus, znając ich myśli, rzekł: «Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem łatwiej jest powiedzieć: „Odpuszczone są ci twoje grzechy”, czy też powiedzieć: „Wstań i chodź!” Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do paralityka: «Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!» On wstał i poszedł do domu. A tłumy ogarnął lęk na ten widok, i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom.

Komentarz
Opisy cudów Pana Jezusa to nie tylko zapis tego, co On kiedyś dokonał. To również obietnica, że takie same cuda Pan Jezus chce czynić z nami. Kiedy np. czytamy o tym, że otwierał oczy niewidomym, warto usłyszeć, że również dzisiaj chce On otwierać nasze oczy. Bardzo potrzeba nam tego uzdrowienia, bo dopiero kiedy Pan Jezus uzdrowi nasze oczy, będziemy umieli wyraźniej rozpoznawać, że ten świat jest Boży, i będziemy umieli wyraźniej odróżniać dobro od zła; będziemy też umieli zauważać drugiego człowieka, jego prawa i jego oczekiwania, a także jego rany.
Analogiczne obietnice zawierają opisy wszystkich innych cudów Pana Jezusa. Dzisiaj Kościół proponuje nam przypatrzyć się szczególnie cudowi uzdrowienia paralityka. Praktycznie to chyba my wszyscy duchowo jesteśmy takimi paralitykami: Zła wielkiego może nie czynimy, ale dobra też niewiele. Może tylko tym się różnimy od sparaliżowanego z dzisiejszej Ewangelii, że on dobrze wiedział, że jest kaleką, my zaś rzadko uprzytamniamy sobie, jak bardzo jesteśmy duchowo sparaliżowani.
Ewangelista zaznacza, że Pan Jezus zareagował na wiarę tych, którzy przynieśli owego kalekę. Natomiast nie wspomina się w Ewangelii o wierze samego sparaliżowanego. Trudno o mocniejsze podkreślenie społecznego wymiaru wiary. Moja wiara ma znaczenie również dla innych. Moja wiara, moja modlitwa i moje świadectwo mogą przyczynić się do tego, że również ktoś inny przybliży się do Pana Jezusa i dozna Jego uzdrowienia.
Zauważmy jeszcze, że istotny cud, jakiego Pan Jezus dokonał wobec sparaliżowanego, miał charakter niewidzialny. Mianowicie powiedział mu Pan Jezus: "Ufaj, synu, odpuszczają ci się twoje grzechy". Dopiero wskutek niedowiarstwa świadków tego wydarzenia, zdecydował się Pan Jezus również widzialnie uzdrowić tego człowieka.
Toteż wsłuchując się w dzisiejszą Ewangelię, uwierzmy całym sercem, że istotne cuda Boże dokonują się niewidzialnie.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 9, 9-13)
Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną!” A on wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Komentarz:

„Pójdź za Mną!” w ustach Pana Jezusa znaczy coś zupełnie innego niż w ustach jakiegokolwiek innego człowieka. Kiedy zwyczajny człowiek mówi: „Pójdź za mną!”, znaczy to: bądź moim zwolennikiem, przyłącz się do mojego ruchu, przyjmij mój styl życia! Kiedy Pan Jezus mówi: „Pójdź za Mną!”, znaczy to: Ja cię doprowadzę do mojego Przedwiecznego Ojca, Ja cię wyzwolę z grzechu i śmierci, i obdarzę życiem wiecznym!
W dzisiejszej Ewangelii „Pójdź za Mną!” znaczy coś jeszcze więcej. Mateusz miał zostać Apostołem. Ten pogardzany przez ludzi grzesznik i celnik został wybrany na to, żeby być jednym z dwunastu głównych świadków życia i nauki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Jako świadek i Apostoł miał wzywać innych ludzi do tego, żeby szli za Chrystusem, porzucali grzech i napełniali się życiem wiecznym. Na koniec prawdę swojego świadectwa miał przypieczętować męczeńską śmiercią.
To sam Mateusz opisał w swojej Ewangelii swoje nawrócenie i powołanie. Opisał zresztą bardzo oszczędnie. Dowiadujemy się z tego opisu, że wezwany przez Jezusa Mateusz porzucił swoją pracę celnika oraz zaprosił Jezusa do swego domu na spotkanie z innymi celnikami i grzesznikami. Ale jedno jest w tym opisie najszczególniej znamienne. Mianowicie relację o swoim własnym nawróceniu i powołaniu umieścił Mateusz w dziale cudów uczynionych przez Jezusa. Bo on, Mateusz, wiedział najlepiej, jak wielkim cudem było jego nawrócenie.
Cud nawrócenia Mateusza przyciągnął do Pana Jezusa innych celników i grzeszników, a zarazem faryzeuszów wobec Niego zdystansował.
W dzisiejszej Ewangelii Zbawiciel wyjaśnia, dlaczego jedni ludzie do Niego się garną, a inni Go nie potrzebują: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz chorzy”. Jeśli ktoś nie wie o tym, że jest grzesznikiem; jeśli ktoś jest pogrążony w fałszywym samozadowoleniu i w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, że wciąż nie ma w nim całkowitego i bezwarunkowego zawierzenia się Bogu – taki człowiek nie potrzebuje zbawienia ani Zbawiciela.
Celnik Mateusz spełnił oba warunki niezbędne do tego, żeby nie zmarnować łaski niezbędnej do nawrócenia: on dobrze wiedział, że jest grzesznikiem, a zarazem całym sercem uwierzył, że Jezus ma moc wyzwolić go z grzechów i uczynić Bożym przyjacielem. Dlatego z taką radością przyjął wezwanie Jezusa.
o. Salij.

Komentarz II
Pan Bóg nie dzieli nas na ludzi porządnych i na ludzkie śmieci. Dla Niego każdy z nas jest skarbem, każdego z nas chce On ocalić na życie wieczne. Właśnie dlatego Pan Jezus nie gardził celnikami, a celnika Mateusza nawet wybrał sobie na Apostoła i Ewangelistę.
Ewangelie kilkakrotnie notują, że tzw. ludzi porządnych denerwowało to, że On przyjaźnie odnosił się do tych, których uważano za ludzkie śmieci. „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” — czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Podobne oburzenie wywołał Pan Jezus swoim przyjściem do domu Zacheusza: „A wszyscy, widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę” (Łk 19,7). Ewangelie odnotowują nawet negatywny stereotyp na temat Pana Jezusa, jaki utrwalił się wówczas w niektórych środowiskach: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11,19).
My zaś spróbujmy w dzisiejszej Ewangelii zauważyć przede wszystkim to, że Bóg nie brzydzi się żadnym grzesznikiem. On brzydzi się naszymi grzechami, ale nas kocha. Ponieważ zaś nas kocha, chce nas wyzwolić z naszych grzechów. Po to w ogóle Syn Boży stał się człowiekiem, żeby nawet najwięksi grzesznicy mogli znaleźć w Nim zbawienie i ocalenie.
Dosadnie prorokował o tym autor Psalmu 113: Pan „podnosi nędzarza z prochu, a dźwiga z gnoju ubogiego, by go posadzić wśród książąt, wśród książąt swojego ludu”.
o. Jacek Salij OP

Komentarz III
Dla Mateusza Jezusowe "Pójdź za Mną!" znaczyło najpierw "Porzuć cały swój dorobek, zostaw wszystko, czym się zajmowałeś dotychczas". Kiedy Jezus poruszył serce innego celnika, Zacheusza, nie oczekiwał od niego porzucenia zawodu. Wystarczyło, że on porzucił wszystko, co w wykonywaniu jego zawodu było grzeszne. Przemieniony przez łaskę Zacheusz sam zrozumiał, że powinien naprawić wyrządzone krzywdy, wykonywać swoje powinności celnika w sposób sprawiedliwy oraz uwrażliwić swoje serce na potrzeby ubogich (Łk 19, 8).

Dla obu celników nawrócenie stało się początkiem naśladowania Jezusa w Jego całkowitym zawierzeniu Przedwiecznemu Ojcu i w Jego cierpliwości we wszystkich okolicznościach życia. Niewątpliwie, i Mateusz, i Zacheusz uczyli się od Jezusa, że jest on "cichy i pokornym sercem" (Mt 11,29), a po Jego zmartwychwstaniu od nowa zrozumieli, że pójść za Nim to znaczy "zaprzeć się samego siebie, wziąć krzyż swój i Go naśladować" (Mt 16,24).

Jednak Mateusz został ponadto powołany na Apostoła. Pójście za Jezusem znaczyło odtąd dla niego podzielanie Jego bezdomności. "Lisy mają nory - mówił o tym sam Jezus - i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć" (Mt 8,20). Idąc za Jezusem, Mateusz stopniowo oczyszczał się z różnych fałszywych wyobrażeń na temat Mesjasza. Największe i najbardziej upokarzające oczyszczenie przeżył wraz z innymi uczniami w Wielki Piątek.

Po wniebowstąpieniu Jezusa, Mateusz szedł za Nim, głosząc Ewangelię, aż w końcu, w dzień swojej męczeńskiej śmierci, doszedł tam, gdzie Jezus: do Przedwiecznego, Kochającego Ojca.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 9, 14-15)
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: "Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?" Jezus im rzekł: "Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć".

Komentarz:
Podjęcie postu wymaga mocnej motywacji. Na przykład dzisiaj są modne posty pogańskie, podejmowane wyłącznie w celu zachowania linii. Są ludzie, którzy ze względu na Boga nie podjęliby nawet jednej dziesiątej tych wyrzeczeń, jakie podejmują w celu uzyskania zgrabnej sylwetki.
Otóż warto popracować trochę nad religijną motywacją naszych postów, zwłaszcza teraz, w okresie Wielkiego Postu. „Kiedy zabiorą im – tzn. moim uczniom – oblubieńca, wtedy będą pościć” – mówi Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Zatem post jest sposobem wołania do nieba, że źle jest nam w oddaleniu od Pana Jezusa, że jest naszym największym pragnieniem, aby jego święta obecność więcej ogarniała nasze życie rodzinne, nasze zajęcia, nasze pragnienia, nas całych.
Wielu ludzi ogromnie pragnie podjęcia postu, z chwilą kiedy się dowiadują, że za pomocą postu można wzmocnić swoje modlitwy. Modlitwa – zwłaszcza modlitwa błagalna oraz przebłagalna – staje się wtedy jakby prawdziwsza, jakby pełniejsza, kiedy dodamy do niej nasz post. To właśnie dlatego, kiedy ogłaszano społeczne modlitwy błagalne z powodu zagrożenia ze strony nieprzyjaciół albo z powodu jakiejś klęski żywiołowej, zawsze ogłaszano zarazem i post.
Jednak nawet modlitwa poparta postem – nawet jeśli modlitwa jest żarliwa, a post bardzo surowy – nie podoba się Panu Bogu, kiedy płynie z twardego serca. Prorocy bardzo piętnowali modlitwy i posty, którym nie towarzyszyło naprawienie popełnionych niesprawiedliwości oraz miłosierdzie dla ubogich. To dlatego Ojcowie Kościoła pouczali, że modlitwa potrzebuje dwóch skrzydeł, żeby unieść się do nieba – że nie wystarczy jej skrzydło postu. Drugim skrzydłem, potrzebnym naszej modlitwie, jest miłosierdzie wobec potrzebujących naszej pomocy.
O tym, że nasza modlitwa powinna płynąć z nawróconego serca, że nasz post od pokarmów powinien być poparty postem znacznie ważniejszym - postem od grzechów, i że nasza miłość Boga powinna owocować dobrocią dla biednych, wspaniale napisał prorok Izajasz: „Oto post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozerwać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać! Dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać, i nie odwrócić się od bliźnich” (Iz 58,6-7). „Wtedy twe światło wzejdzie jak zorza”. Wtedy, kiedy będziesz się modlił, Pan Bóg od razu ci odpowie: „Oto Jestem!”
o. prof. Jacek Salij OP

Komentarz II
Warto przypomnieć te słowa Pana Jezusa, kiedy ktoś przypisuje Mu jedynie zamiar zreformowania judaizmu. Doprawdy nie trzeba by było aż Syna Bożego do tak partykularnego dzieła!
Owszem, w pierwszym pokoleniu chrześcijan znaleźli się tacy, którzy Ewangelię próbowali potraktować tylko jako łatę, którą wystarczy przyszyć do starego ubrania. "Jeżeli się nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być zbawieni" (Dz 15,1) - mówili chrześcijanom nawróconym spośród pogan.
Apostołowie jednomyślnie przeciwstawili się tym tendencjom. "Dlaczego Boga wystawiacie na próbę - odpowiadał Piotr w imieniu Apostołów zgromadzonych na Soborze Jerozolimskim zwolennikom judaizowania chrześcijaństwa - wkładając na uczniów jarzmo, którego ani ojcowie nasi, ani my sami nie mieliśmy siły dźwigać?" (Dz 15,10).
"Jeżeli poddacie się obrzezaniu - upominał Apostoł Paweł tych chrześcijan pochodzenia pogańskiego, którzy byli skłonni się zjudaizować - Chrystus wam się na nic nie przyda" (Ga 5,2). Dla kogo Ewangelia to tylko nowa łata na starym ubraniu, ten odstąpił od prawdziwej Ewangelii: "Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową" (Ga 1,6n).
Przecież tam, gdzie autentycznie wierzy się w Ewangelię, "nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (Ga 3,28).
O. Jacek Salij OP


***
(Mt 9, 32-38)
Przyprowadzono do Jezusa opętanego niemowę. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: «Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu!» Lecz faryzeusze mówili: «Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy». Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo».

Komentarz
To nie przypadek, że bezpośrednio po zrelacjonowaniu uzdrowienia niemowy Ewangelista zapisuje wezwanie Pana Jezusa, ażeby "prosić Pana żniwa, by wyprawił robotników na swoje żniwo". Wyraźny to sygnał, żebyśmy to uzdrowienie niemowy odnieśli również do nas samych. Bo przecież my sami często jesteśmy niemowami w wierze, nie umiemy naszą wiarą dzielić się z innymi. Niektórzy są niemowami w wierze nawet w stosunku do rodzonego brata czy siostry, w stosunku do najbliższego przyjaciela, a nawet w stosunku do własnych dzieci.
Otóż żeby niemowa zaczął mówić, potrzebne jest uzdrowienie. Umiejętność dzielenia się wiarą jest darem Bożym, o który powinniśmy się modlić. Chyba najbardziej odczuwaną przeszkodą, która powstrzymuje nas przed świadczeniem o naszej wierze wobec innych, jest poczucie niekompetencji. Niekiedy nawet naszym małym dzieciom, kiedy stawiają nam pytania religijne, odpowiadamy, żeby się o to zapytały swojego katechety, albo zbywamy je byle czym.
A przecież kompetencji nabiera się przez doświadczenie. Pytania religijne, przed którymi ktoś nas stawia - to może być nasze własne dziecko albo kolega, albo ktoś nieżyczliwy naszej wierze - spróbujmy potraktować jako szansę pogłębienia naszej wiary i nie marnujmy tej szansy.
Bo wszelka prawdziwa mądrość ma w sobie taką dziwną tajemnicę, że najwięcej się w nią wkorzeniamy wtedy, kiedy dzielimy się nią z innymi. Pragnienie dzielenia się pobudza nas do tego, żeby samemu jak najwięcej się na tę mądrość otworzyć.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 10 i 11

(Mt 9, 35-10, 1.6-8)
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!

Komentarz
Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza.
Zatrzymajmy się nad tym poruszającym obrazem, że Pan Jezus ulitował się nad ludźmi, bo „byli znękani i porzuceni jak owce nie mające pasterza”. Owce bez pasterza muszą albo zginąć, albo znajdą się w jakichś rękach obcych. „Rozproszyły się moje owce – skarży się Bóg w Księdze Ezechiela – bo nie miały pasterza i stały się żerem wszelkiego dzikiego zwierza” (34,5).
Zastanówmy się w świetle tego obrazu owiec bez pasterza, narażonych na pożarcie przez wilka czy hienę, jak wielkim nieszczęściem dla człowieka jest zgubić się Jezusowi Chrystusowi, Pasterzowi, który jedyny może nas doprowadzić do swojego Przedwiecznego Ojca. Czasem myślimy o tym lekko jako o zmianie światopoglądu. Różne światopoglądy są równe w obliczu prawa – i jest to bardzo słuszne. Ale gdyby różne światopoglądy były równe również w obliczu prawdy – znaczyłoby to, że wszyscy razem wciąż jeszcze siedzimy w ciemnościach i w cieniu śmierci. Gdyby Pan Jezus był Zbawicielem i Pasterzem tylko tych, którzy w Niego wierzą – znaczyłoby to, że On w ogóle nie jest Pasterzem i Zbawicielem.
Prawda Boża na szczęście jest inna. Bóg ulitował się nad nami, bośmy byli jak owce nie mające pasterza i dał nam własnego Syna. I każdy, kto należy do owczarni Pana Jezusa, może czuć się bezpieczny, że zostanie doprowadzony do życia wiecznego.
Zarazem niech nas ogarnie cząstka tej litości, jaką w dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus okazuje tym wszystkim, którzy są jak owce bez pasterza, narażeni nieraz na porwanie przez takie „dzikie zwierzęta” jak alkoholizm, rozpusta czy narkomania, na szukanie ratunku u różnych pseudozbawicieli, którzy nie mogą zbawić człowieka.
Dzisiaj – w dwa tysiące lat od przyjścia Zbawiciela – setki milionów ludzi wciąż znajdują się w takiej sytuacji, jak gdyby Zbawiciel w ogóle do nas nie przyszedł. Wciąż są jak owce bez pasterza, narażeni na śmierć duchową wskutek bezsensownego życia lub wskutek zawierzenia takim czy innym fałszywym mesjaszom lub fałszywym ideom mesjańskim.
My – po pierwsze – często dziękujmy Bogu za to, że mamy to szczęście znać Chrystusa i do Niego należeć. Po drugie, więcej i coraz więcej módlmy się o to, żeby coraz to nowi ludzie rozpoznawali w Jezusie Chrystusie swojego Pasterza i Obrońcę. A po trzecie, wsłuchujmy się w Boże wezwanie, bo może właśnie przez ciebie Pan Bóg chce przyprowadzić do Dobrego Pasterza Jezusa Chrystusa któregoś z twoich bliskich lub znajomych.
o. prof. Jacek Salij OP

Komentarz II
Wysyłając swoich uczniów na praktykę apostolską, Pan Jezus powiedział im: „Nie idźcie do pogan... Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Również sam o sobie powiedział do Kananejki, która prosiła Go o uzdrowienie swojej córki: „Jestem posłany tylko do owiec, które zginęły z domu Izraela” (Mt 15,24).
Jaka prawda Boża kryje się w tych stwierdzeniach? Bo przecież nie ma najmniejszej wątpliwości, że Jezus umarł za wszystkich ludzi, a Ewangelia powinna być głoszona wszystkim narodom. „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody! — polecił Zmartwychwstały przed swoim odejściem do Ojca. — Chrzcijcie je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19).
Zarazem głoszenie Dobrej Nowiny zaczęło się wśród dzieci Abrahama. Dlaczego? Fakt ten odsłania coś bardzo ważnego na temat samej istoty naszej wiary. Mianowicie chrześcijaństwo jest czymś nieskończenie więcej niż wzniosłą i prawdziwą ideą religijną. Chrześcijaństwo jest to Jezus Chrystus, Syn Boży współwieczny Ojcu Niebieskiemu, który dla nas stał się konkretnym człowiekiem. Bo człowiekiem nie da się być inaczej niż konkretnie. Nawet Syn Boży, ażeby stać się człowiekiem, musiał się urodzić w ściśle określonym miejscu i czasie, z konkretnej matki, w konkretnym narodzie.
Otóż przyjmując ludzką naturę, Syn Boży urodził się w narodzie żydowskim. Nie dlatego, żeby ten naród był lepszy albo mądrzejszy od innych narodów, ale dlatego, że takie było postanowienie Boże, aby właśnie z tego narodu wyszedł Zbawca wszystkich ludzi. Naród ten przez wieki był przygotowywany na przyjęcie Zbawiciela. To dzięki długim dziejom Starego Testamentu właśnie z tego narodu zostali powołani pierwsi głosiciele Ewangelii, jak również ci, którzy w dniu Zesłania Ducha Świętego jako pierwsi poprosili ich o chrzest. Rychło jednak Kościół osiągnął świadomość, że w powołaniu do zbawienia „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,28).
I aż do skończenia świata będziemy w Kościele pamiętać zarówno o tym, że Pan Jezus urodził się wśród nas jako „syn Dawida i syn Abrahama” (Mt 1,1) i dzieciom Abrahama jako pierwszym głosił swoją Ewangelię, jak o tym, że już podczas Jego ziemskiego życia wydarzyło się bardzo wiele faktów wskazujących na to, że Ewangelia o zbawieniu przeznaczona jest dla wszystkich narodów.

***
(Mt 10, 1-7)
Jezus przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy – Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził. Tych to Dwunastu wysłał Jezus i dał im takie wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie».

Komentarz
Różne myśli nasuwają się, kiedy wpatrzymy się w listę dwunastu Apostołów. Znamienne jest już to, że było ich właśnie dwunastu. Jest tu niewątpliwa analogia do dwunastu synów Jakuba, patriarchów ludu Starego Przymierza. Pan Jezus wybrał sobie dwunastu Apostołów, bo mieli oni zostać patriarchami ludu Nowego Przymierza.
Ewangelista wymienia ich kolejno po dwóch. Zapewne w tych właśnie tandemach wysyłał ich Pan Jezus do różnych miejscowości, aby głosili zbliżanie się Królestwa Bożego. Przede wszystkim jednak ten sposób zapisu przypomina nam, że nie da się być człowiekiem wierzącym całkiem w pojedynkę. Każdemu z nas potrzebne są jakieś więzi w wierze z innymi ludźmi, każdy z nas potrzebuje jakiejś przynależności do wspólnoty wierzących.
W katalogu Apostołów na pierwszym miejscu został wymieniony Szymon zwany Piotrem. Nowy Testament przekazuje nam cztery listy z imionami dwunastu Apostołów, kolejność imion jest na tych listach różna, jednak Piotr na wszystkich czterech listach wymieniony jest niezmiennie na pierwszym miejscu.
Warto jeszcze wiedzieć i o tym, że imię Piotr jest w rzeczywistości przekładem aramejskiego imienia Kefas, jakie Szymonowi nadał Pan Jezus. Fakt, że już w czasach apostolskich imię to przetłumaczono na grecki, świadczy o tym, że imię to niewątpliwie wskazuje na funkcję, jaką w Kościele powierzył Szymonowi Zbawiciel. Przypomnijmy tylko, że Kefas po aramejsku znaczy: kamień, skała, zaś Piotr (Petros) po grecku znaczy kamień, skalisty.
Odnotujmy jeszcze i to, że na dwunastym miejscu wśród Apostołów wymieniony został "Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził". Ten fakt, że odstępca i zdrajca znajdował się nawet wśród najbliższych uczniów Pana Jezusa, po wieczne czasy będzie nam przypominał, że wszyscy w Kościele jesteśmy grzeszni i że każdy z nas powinien pamiętać o tym, iż "przechowujemy wielki skarb w glinianych naczyniach" (2 Kor 4,7) i że Kościół nigdy na tej ziemi nie będzie zrealizowaną utopią.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 10, 7-13)
„Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was”.

Komentarz:
Co to jest Królestwo Niebieskie, które mają głosić uczniowie Pana Jezusa? Otóż Królestwo Boże jest wszędzie tam, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, gdzie Bóg jest Królem. Kiedy np. w Modlitwie Pańskiej prosimy naszego Ojca, który jest w niebie: „Przyjdź Królestwo Twoje!”, prosimy wówczas o to, ażeby Bóg był zawsze na pierwszym miejscu zarówno w naszym własnym życiu, jak i w całym naszym świecie.
Bo tam, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko inne jest na swoim miejscu. I na tym właśnie polega Królestwo Boże.
W świecie jest wiele buntu przeciwko Bogu. Nieraz ludzie zachowują się tak, jakby mieli moc ustanawiania dobra i zła. Nieraz zamiast czcić Boga prawdziwego oddajemy się bałwochwalstwu, tzn. jakieś rzeczy stworzone traktujemy tak, jakby były one wartością najwyższą, poświęcamy się dla nich i nieraz czynimy je nawet przedmiotem kultu. Ten bunt przeciwko Bogu i nas niszczy, i świat pozbawia pokoju i porządku. W rezultacie naszych buntów przeciw Bogu nieraz zaczynamy żyć tak, jakby Boga w ogóle nie było.
Otóż polecenie Pana Jezusa, aby już teraz głosić Królestwo Boże, oznacza, że chociaż jesteśmy grzeszni, przecież jest to możliwe, żeby już teraz Bóg był w naszym życiu naprawdę na pierwszym miejscu.
Nie zapominajmy jednak, co na temat Królestwa Bożego powiedział Pan Jezus przed Piłatem. Zapytany o to, czy jest Królem, potwierdził to, ale od razu dodał: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Bo mocą tego Królestwa nie jest potęga materialna, ani siła wojska, ani sprawność organizacyjna. To Królestwo opiera się na mocy duchowej, ale też przynależność do niego napełnia mocą duchową. O tym właśnie mówił Pan Jezus, kiedy zwracał się do swoich uczniów: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie zmarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!”
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 10, 16-23)
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie. Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy”.

Komentarz:
Wilk prawdziwy jest wilkiem przez całe swoje życie i nigdy nie zmieni się w owieczkę. Jeśli natomiast człowiek ma w sobie coś z wilka, jeśli w imię swego interesu gryzie i depcze ludzi słabszych od siebie, taki człowiek nie musi być egoistą zawsze. Taki człowiek może się nawrócić i zacząć żyć według zasad Ewangelii.
Gdyby tak nie było, Pan Jezus nigdy nie posyłałby swoich uczniów jak owce między wilki. Owszem, zdarza się nieraz, że owce Chrystusowe zostaną pogryzione przez wilki. Jak wiadomo, prawie wszyscy Apostołowie zginęli śmiercią męczeńską. Ale moc miłości jest niewątpliwie większa od wszystkich potęg egoizmu. Jest to moc tak niezniszczalna, że nie ginie ani się nie zmniejsza wskutek prześladowań. Przecież sam Chrystus Pan jest Barankiem Bożym, który został zabity na krzyżu, ale właśnie wtedy odniósł swoje największe zwycięstwo.
Krótko mówiąc, te słowa Pana Jezusa: „Oto Ja was posyłam jak owce między wilki”, znaczą: Uwierzcie w potęgę miłości! Nie bójcie się prześladowań, jeśli tylko mocno trzymacie się prawa miłości.
„Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” W opisie grzechu pierworodnego szatan został przedstawiony w symbolu węża. Udało mu się zwieść naszych pierwszych rodziców, mimo że oni miłości Bożej doświadczali na co dzień i w sposób oczywisty. My nie bądźmy tak łatwowierni, jak pierwsi rodzice i nawet wtedy, kiedy jakieś ciężkie chmury oddzielają nas od miłości Bożej, nawet wtedy, kiedy musimy dźwigać jakiś ciężki krzyż, nie wierzmy starodawnemu Wężowi. Wierzmy w miłość Bożą, wierzmy w moc krzyża. Niech prostota tej naszej wiary będzie całą naszą chytrością i roztropnością. Bądźmy wężami mocniejszymi od starodawnego Węża. Tylko prostolinijnym trzymaniem się Pana Jezusa i Jego miłości zwyciężymy tego naszego nieprzyjaciela.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
To może się wydawać nietaktem ze strony Kościoła, że w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia wspominamy męczennika Szczepana i czytamy Ewangelię o prześladowaniach, z jakimi muszą się liczyć uczniowie Chrystusa, oraz o nienawiści, jaka ich będzie spotykać z powodu Jego imienia. Ale właśnie ten drugi dzień świąt rzuca istotne światło na dar Bożego Narodzenia. Słyszy się czasem zarzuty, że jeśli sam Bóg, sam Syn Przedwiecznego Ojca, stał się człowiekiem, żeby naprawić ten nasz świat, to dlaczego w naszym świecie tyle zła i krzywdy i egoizmu i różnych innych ludzkich ciemności. Otóż odpowiedź na te zarzuty jest prosta: Bo my ludzie nie jesteśmy przedmiotami, które można naprawić. Jesteśmy osobami, a to znaczy że trzeba nam w wolności otwierać się na łaskę Bożą i nawracać się z naszych grzechów.
Pan Jezus nie jest naprawiaczem świata, On jest jego Zbawicielem. Naprawiaczy świata było wielu i nawet jeśli to byli idealiści, świat wskutek ich działalności stawał się jeszcze gorszy. Na przykład ci, którzy zrobili rewolucję październikową, wierzyli, że zbudują świat sprawiedliwości społecznej i nie warto już nawet przypominać, ile zła narobili, ilu zbrodni się dopuścili.
Powtórzmy: Pan Jezus nie jest naprawiaczem świata i nie obiecał, że jeśli w Niego uwierzymy, to nasza ziemia zmieni się w raj. Obiecywał natomiast, że jeśli uwierzymy w Niego i będziemy się Go mocno trzymali, to On wyzwoli nas z naszych grzechów i doprowadzi do życia wiecznego.
On nas z całą jasnością uprzedzał, że w naszym obecnym świecie grzech i zło mają i długo jeszcze będą miały wiele do powiedzenia. Dlatego pójście za Nim często oznacza niesienie krzyża i chodzenie wąską drogą, a nieraz nawet prześladowanie czy nawet męczeństwo. Ale właśnie w ten sposób my sami stajemy się coraz bardziej Boży i przyczyniamy się do tego, że nasz świat zmienia się na lepsze.
Zatem w perspektywie męczeństwa Szczepana dar Bożego Narodzenia przedstawia się następująco: Bóg do tego stopnia nas umiłował, że własnego Syna nam dał. Wszyscy, którzy Go przyjmują, którzy zapraszają Chrystusa w swoje życie, stają się dziećmi i przyjaciółmi Bożymi. Byleby tylko trzymali się mocno Jezusa Chrystusa nie tylko w czasie pogody, ale również w dniach trudnych. Ostatecznym bowiem celem Bożego Narodzenia jest nasze życie wieczne. Po to Chrystus urodził się kiedyś dla ziemi, aby Szczepan mógł się narodzić dla nieba. Abyśmy my wszyscy mogli się kiedyś narodzić dla nieba.
O. Jacek Salij OP

***
Ewangelia (Mt 10, 26-33)

Jezus powiedział do swoich apostołów: „Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.

Komentarz o. Jacka Salija do Ewangelii:

Kiedy Pan Jezus ogłaszał ludziom orędzie zbawienia, tłumy nie były jeszcze przygotowane do przyjęcia nauki zawartej w dzisiejszej Ewangelii. Dlatego przekazał ją tylko dwunastu swoim uczniom. Zarazem pouczył ich bardzo wyraźnie: „Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach”. Zgodnie z tą wolą Zbawiciela Kościół nie dzieli swojej nauki na część przeznaczoną dla pospólstwa i część dostępną tylko dla wtajemniczonych. Cała nauka naszej wiary jest przeznaczona dla wszystkich. Bo zawiera ona prawdę o zbawieniu, a Bóg chce zbawić wszystkich.

Jednak ta przeznaczona dla wszystkich nauka dzisiejszej Ewangelii jest trudna: nasze życie doczesne jest wprawdzie wartością bezwzględną, ale nie jest wartością najwyższą, toteż zdarza się niekiedy, że wiarę w Chrystusa czy w ogóle wierność Bożym przykazaniom możemy w sobie ocalić tylko za cenę narażenia się na prześladowania albo nawet na męczeństwo.

Otóż Pan Jezus stanowczo podpowiada nam, że prześladowania za wiarę i sprawiedliwość nie są nieszczęściem absolutnym: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą”. On sam zostawił nam idealny wzór takiej postawy i kiedy groziło Mu ukrzyżowanie, nie próbował ratować życia za pomocą paktowania ze złem.

Pan Jezus dobrze zna naszą ludzką naturę i kiedy mówił: „nie bójcie się!”, z pewnością nie chodziło Mu o to, żebyśmy nie odczuwali lęku w obliczu niebezpieczeństwa. Samo odczuwanie lęku jest czymś ludzkim i nikogo nie hańbi. „Nie bójcie się!” w ustach Pana Jezusa znaczy: „Nie dajcie się opanować strachowi! W sytuacjach trudnych, niech łaska Boża okaże się większa od waszych lęków!”

Dzieje Kościoła obfitują w świadectwa takiego zwycięstwa Bożej łaski nad ludzkim lękiem. Już w Dziejach Apostolskich czytamy, że kiedy Apostołom wymierzono karę biczowania za głoszenie Ewangelii, oni, wracając do domu, „cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa” (Dz 5,41). Bardzo podobnie zachowała się młoda, siedemnastoletnia Blandyna, skazana w roku 177 na pożarcie przez dzikie zwierzęta za to, że nie chciała się wyprzeć Chrystusa. Naoczny świadek jej męczeństwa napisał, że kiedy przyszło do wykonania wyroku śmierci, „pobiegła pełna radości i wesela na tę swoją podróż, jak gdyby wołano ją na ucztę weselną, a nie rzucano na pastwę dzikich zwierząt”.

Świadectwo bardzo podobnej postawy zostawił niemiecki kapłan, ks. Herman Lange, skazany na śmierć i stracony w roku 1943 za to, że piętnował z ambony hitlerowskie zbrodnie. W swoim liście napisanym w przeddzień śmierci napisał m.in.: „Jakaż pociecha, jaka cudowna siła płynie z wiary w Chrystusa, który poszedł przed nami drogą śmierci. Czyż może coś się stać dziecku Bożemu? Czyż miałbym się bać? Przeciwnie, radujcie się, i jeszcze raz wam mówię, radujcie się”.
O. Salij

***
(Mt 10, 24-33)
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy uczniowi, jeśli będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie jawnie, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.

Komentarz:
Adam Mickiewicz zauważył kiedyś przenikliwie, że są ofiary trudniejsze nawet niż wystawienie się na cierpienia, a nawet trudniejsze niż oddanie życia za sprawiedliwość i prawdę. Czymś trudniejszym niż znoszenie prześladowań fizycznych może być niekiedy znoszenie pogardy i szyderstw z powodu swojej wiary i duchowej przynależności.

Zresztą niech Mickiewicz przemówi do nas swoimi własnymi słowami: „Jest jeden rodzaj ofiary, właściwy naszej epoce, przed którym człowiek najodważniejszy, najszlachetniejszy, najbardziej stanowczy cofa się niekiedy z przerażeniem. To ofiara naszego ja duchowego; to wystawienie naszego ja duchowego na napaść rozumów i namiętności, na nienawiść pychy i urągowisko pospólstwa”.

Co najmniej od czasów Woltera pogarda i szyderstwo są ulubionym narzędziem walki z chrześcijaństwem. Otóż warto zauważyć, że ludzie, którzy szczególnie chętnie posługują się pogardą i szyderstwem, mało są wrażliwi na argumenty rozumowe i niewiele obchodzi ich to, że ranią jakichś żywych ludzi. Dlatego zaś wiele mówią o rozumie, ale lekceważą sobie argumenty rozumowe i na nie nie reagują, bo w gruncie rzeczy nie chodzi im o prawdę, tylko o zwycięstwo ideologiczne. Natomiast łatwość, z jaką zadają ból różnym żywym ludziom, świadczy o tym, że choć nieraz wiele mówią o dobru człowieka i wspólnocie między ludźmi, to tak naprawdę ich ideologia nosi w sobie groźne zalążki czegoś nieludzkiego. Wystarczy sobie przypomnieć, jak wiele szlachetnych haseł głosili komuniści i jak chętnie posługiwali się oni pogardą i szyderstwem.

Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii powiada: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą”. Wchodząc w ducha tych słów, wolno nam również powiedzieć: Nie bójcie się tych, którzy sobie z was szydzą i okazują wam pogardę z powodu waszej wierności Chrystusowi i przywiązania do Kościoła. Po prostu bądźcie świadkami prawdy Chrystusowej i zachowujcie miłość bliźniego. Szyderstwo i pogarda to mgła, która szybko zniknie, zaś ostatnie słowo należy do Chrystusa.
o. Jacek Salij OP

Komentarz II
Kiedy Pan Jezus ogłaszał ludziom orędzie zbawienia, tłumy nie były jeszcze przygotowane do przyjęcia nauki zawartej w dzisiejszej Ewangelii. Dlatego przekazał ją tylko dwunastu swoim uczniom. Jednak pouczył ich bardzo wyraźnie: "Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach" (Mt 10, 27). Zgodnie z tą wolą Zbawiciela, Kościół nie dzieli swojej nauki na część przeznaczoną dla pospólstwa i część dostępną tylko dla wtajemniczonych. Cała nauka naszej wiary jest przeznaczona dla wszystkich. Bo zawiera ona prawdę o zbawieniu, a Bóg chce zbawić wszystkich.
Jednak ta przeznaczona dla wszystkich nauka dzisiejszej Ewangelii jest trudna: nasze życie doczesne jest wprawdzie wartością bezwzględną, ale nie jest wartością najwyższą, toteż zdarza się niekiedy, że wiarę w Chrystusa czy w ogóle wierność Bożym przykazaniom możemy w sobie ocalić tylko za cenę narażenia się na prześladowania albo nawet na męczeństwo.
Otóż Pan Jezus stanowczo podpowiada nam, że prześladowania za wiarę i sprawiedliwość nie są nieszczęściem absolutnym: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą". On sam zostawił nam idealny wzór takiej postawy i kiedy groziło Mu ukrzyżowanie, nie próbował ratować życia za pomocą paktowania ze złem.
Pan Jezus dobrze zna naszą ludzką naturę i kiedy mówił: "nie bójcie się!", z pewnością nie chodziło Mu o to, żebyśmy nie odczuwali lęku w obliczu niebezpieczeństwa. Samo odczuwanie lęku jest czymś ludzkim i nikogo nie hańbi. "Nie bójcie się!" w ustach Pana Jezusa znaczy: "Nie dajcie się opanować strachowi! W sytuacjach trudnych, niech łaska Boża okaże się większa od waszych lęków!"
Dzieje Kościoła obfitują w świadectwa takiego zwycięstwa Bożej łaski nad ludzkim lękiem. Już w Dziejach Apostolskich czytamy, że kiedy Apostołom wymierzono karę biczowania za głoszenie Ewangelii, oni, wracając do domu, "cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa" (Dz 5,41). Bardzo podobnie zachowała się młoda, siedemnastoletnia Blandyna, skazana w roku 177 na pożarcie przez dzikie zwierzęta za to, że nie chciała się wyprzeć Chrystusa. Naoczny świadek jej męczeństwa napisał, że kiedy przyszło do wykonania wyroku śmierci, "pobiegła pełna radości i wesela na tę swoją podróż, jak gdyby wołano ją na ucztę weselną, a nie rzucano na pastwę dzikich zwierząt".
Świadectwo bardzo podobnej postawy zostawił niemiecki kapłan, ks. Herman Lange, skazany na śmierć i stracony w roku 1943 za to, że piętnował z ambony hitlerowskie zbrodnie. W swoim liście napisanym w przeddzień śmierci napisał m.in.: "Jakaż pociecha, jaka cudowna siła płynie z wiary w Chrystusa, który poszedł przed nami drogą śmierci. Czyż może coś się stać dziecku Bożemu? Czyż miałbym się bać? Przeciwnie, radujcie się, i jeszcze raz wam mówię, radujcie się".
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 10, 37-42)
Jezus powiedział do apostołów: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego, jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.

Komentarz II
Żaden filozof ani mędrzec nie oczekiwał tego, żeby uczniowie kochali go więcej niż ojca i matkę, i więcej niż syna i córkę. Czasem domagali się tego tyrani, jeśli — opętani pychą — stawiali siebie w miejsce Boga.
I nieszczęśni to ludzie, którzy poddawali się tym uzurpatorskim żądaniom tyrana i kochali swojego Stalina czy Hitlera więcej niż swoich najbliższych. Bo kochać swojego Stalina ponad wszystko znaczyło ochoczo poddać się odczłowieczeniu, jakie z tego niegodziwego zawierzenia wynikało.
Jeden tylko Bóg może prawowicie zażądać od człowieka miłości ponad wszystko. Bo On jest miłością i tylko On jest miłością. Bóg nie tylko prawdziwie kocha nas wszystkich i każdego z nas odrębnie, ale kocha nas bardziej niż ktokolwiek, więcej niż najbardziej kochająca matka czy ojciec, więcej niż najbardziej oddany mąż czy żona, syn czy córka.
Co więcej, to z Boga, z Jego do nas miłości, płynie nasza zdolność do miłości wzajemnej. Gdyby Bóg pierwszy nie ogarnął nas swoją miłością, nie mogłaby zaistnieć miłość między rodzicami i dziećmi ani jakakolwiek inna miłość. Bóg, który jest miłością, jest zarazem początkiem wszelkiej prawdziwej miłości w nas.
Współczesna psychologia wiele uwagi poświęca wytropieniu różnych, najczęściej bezwiednych manipulacji, interesowności oraz innych wypaczeń, którym ulega miłość rodziców do dziecka i które nieraz odtwarzane są w następnych pokoleniach. Jedna tylko miłość Boga do nas jest krystalicznie bezinteresowna i niepokalanie autentyczna. Dlatego tylko Bogu wolno oczekiwać od człowieka miłości z całego serca i z całej duszy, ze wszystkich sił i ze wszystkich myśli.
Nie jest tak, żeby nasza miłość coś Bogu dodawała albo w czymś Go wzbogacała. Jest odwrotnie: Dopiero wtedy, kiedy Boga kochamy na pierwszym miejscu, możemy osiągnąć doskonałość naszego człowieczeństwa. Dopiero kochając Boga na pierwszym miejscu, możemy prawdziwie kochać wszystkich innych, począwszy od swoich najbliższych.
Zauważmy: Pan Jezus z całą jednoznacznością oczekuje od nas, że będziemy Go kochać na pierwszym miejscu: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę więcej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. W ustach jednego tylko Boga takie słowa są prawdziwe. Ale też jeśli na te słowa Pana Jezusa otworzymy się w wierze, usłyszymy w nich nie tylko prawdę o Jego Boskości.
Usłyszymy ponadto, że dopiero wsłuchując się całym sercem w Ewangelię i w zawartą w niej naukę, dopiero żyjąc według Ewangelii, będziemy prawdziwie kochali się wzajemnie. Dopiero wtedy naprawdę autentyczna będzie moja miłość do ojca i matki, do męża czy żony, i do rodzonego dziecka.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 10, 34-11,1 )
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”. Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić Ewangelię w ich miastach.

Komentarz:
Prawdziwa miłość wymaga nieraz od nas trudu i poświęceń, przezwyciężania siebie i tego, co w języku wiary nazywa się dźwiganiem krzyża. „Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną — mówi w dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus — nie jest Mnie godzien”. Toteż bądźmy podejrzliwi w stosunku do takich pouczeń, kiedy ktoś o miłości mówi aż tak wzniośle i pięknie, że nawet nie wspomni o tej trudnej stronie miłości. Jakże ewangelicznie zabrzmiały słowa Jana Pawła II, kiedy mówiąc w Starym Sączu na temat małżeństwa, nie wahał się z całą otwartością powiedzieć, że małżeństwo jest drogą świętości również wówczas, kiedy staje się drogą krzyża.
My, uczniowie Chrystusa, w sens krzyża wierzymy dlatego, bo wierzymy, że nasz świat naprawdę jest Boży, że nawet wskutek grzechu nie przestał być Boży. To prawda, że nasze grzechy głęboko zniekształcają pierwotną dobroć stworzonego przez Boga świata. Gdybyśmy nie byli grzeszni, miłość miałaby wyłącznie jasne strony. Byłaby zawsze czymś łatwym, oczywistym i radosnym. Jednak grzeszność — zarówno nasza własna, jak innych ludzi — deformuje naszą miłość i nieraz czyni ją trudną. Ale nigdy nie jest tak, żeby miłość była dla nas niemożliwa.

Pierwszy Pan Jezus dał nam przykład, że miłość jest możliwa nawet wśród największej udręki i nienawiści. Nawet straszne ciemności Kalwarii nie zdołały w niczym zaciemnić Jego jednoznacznej miłości, która w Nim była. To trwanie w miłości również wtedy, kiedy to trudne, również wtedy, kiedy to bardzo trudne, nazywa się ofiarą. Do takiej właśnie wierności w miłowaniu nawołuje Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii, kiedy nam powiada: „Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”.

Kto nawet w sytuacjach trudnych nie zniechęca się do postawy miłości, ten czyni nieco jaśniejszym zarówno samego siebie, jak nasz świat. To właśnie dlatego Jan Paweł II podczas ostatniej swojej pielgrzymki po Polsce tak wiele mówił o szacunku i czci dla męczenników. Męczennicy trwali przy Chrystusie i Jego przykazaniach również wówczas, kiedy byli za to zabijani.

Otóż kiedy my w czasach pokoju dźwigamy po Bożemu krzyż choroby czy starości, krzyż trudnego życia małżeńskiego albo krzyż samotności, krzyż trudnej sytuacji materialnej albo jakikolwiek inny krzyż — powtarzam: jeśli tylko ten swój krzyż staramy się dźwigać po Bożemu — wówczas podobnie jak męczennicy przyczyniamy się do tego, że na świecie robi się jaśniej. Bo jeśli ktoś trwa przy Chrystusie i Jego miłości również wówczas, kiedy to trudne, staje się w ten sposób świadkiem tego, że szatan wcale nie jest taki mocny, jak to czasem mogłoby nam się wydawać, kiedy patrzymy na ogrom zła w naszym świecie.

Ale to nie jest tak, że my zrozumiemy, jak ważną rzeczą jest trwać w miłości również wówczas, kiedy to trudne, następnie poczynimy sobie odpowiednie postanowienia — i już będzie tak, jak sobie postanowimy. Źródłem wszelkiej prawdziwej miłości jest miłość Boża. A Boga nikt z nas prawdziwie nie pokocha sam z siebie. Do tego potrzebna jest Boża łaska. Prawdziwa miłość przychodzi z góry.

o. Jacek Salij OP

***
(Mt 11, 2–11)
Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” Jezus im odpowiedział: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie”.Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Co wyszliście obejrzeć na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? ale co wyszliście zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po co więc wyszliście? Zobaczyć proroka? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: 'Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby przygotował Ci drogę'. Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on”.

Komentarz
Od dwudziestu wieków nauczyciele Kościoła roztrząsają pytanie, czy wątpliwości Jana Chrzciciela co do Pana Jezusa były tylko aktem pedagogicznym, jaki Jan podjął ze względu na swoich uczniów, czy też może sam Jan przechodził wówczas swoją próbę wiary. Zarówno pierwsza jak druga odpowiedź jest oparta na poważnych argumentach.
Za tym, że Jan — przesyłając do Jezusa pytanie, czy „to Ty jesteś Mesjaszem?” — chciał jedynie w swoich uczniach umocnić wiarę w Jezusa, przemawia wielka jasność i pewność, z jaką od razu na początku, jeszcze nad Jordanem, rozpoznał w Nim Mesjasza: „On jest mocniejszy ode mnie — wołał wtedy nad Jordanem. — On was będzie chrzcił Duchem Świętym i mocą, ja nie jestem Mu godzien rozwiązać rzemyka u sandałów”.

A kiedy Jezus poprosił go o chrzest, Jan zaczyna od protestu: „Przecież to raczej ja przez Ciebie powinienem zostać ochrzczony!” Co więcej, Jan domyśla się nawet przyszłej męki Pana Jezusa i nazywa Go Barankiem Bożym, który zgładzi grzechy świata.

Nie można jednak wykluczyć, że sam Pan Bóg w swoim miłosierdziu dopuścił na Jana ciemności wiary, kiedy on już w więzieniu czekał na dopełnienie swojego życia męczeństwem. Może chodziło o to, ażeby Jan — osobowość duchowa najwyższego formatu — mógł skorygować jakieś błędy w swoich wyobrażeniach Mesjasza. Wtedy, nad Jordanem, Jan przedstawił Mesjasza jako Mocarza nad mocarzami, który „ma wiejadło w ręku i oczyści”. Tymczasem z wieści, jakie na temat Jezusa dochodziły do uwięzionego Jana, wynikało, że jest On cichy i pokorny sercem, a w Jego działalności trudno było dopatrzeć się jakichś oznak oczyszczania ziarna od plewy.

Może dlatego Pan Jezus kazał Janowi powiedzieć przede wszystkim o dokonywanych przez siebie dziełach mocy mesjańskiej — że ślepi wzrok odzyskują, kalecy mogą chodzić, z trędowatych trąd spada, a umarli zmartwychwstają.
Jak widzimy, nawet jeśli na Jana Chrzciciela spadły ciemności wiary, były to ciemności pozytywne, w których wiara Poprzednika Pańskiego ostatecznie się oczyściła i pogłębiła. W ten sposób Jan był już dojrzały do uwieńczenia swojego życia śmiercią męczeńską.
O. Salij OP


***
(Mt 11, 11-15)
Jezus powiedział do tłumów: „Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha”.

Komentarz:
Jak to dobrze, że Ewangelia została spisana w czterech redakcjach, bo dzięki temu trudne miejsce z jednej Ewangelii można nieraz wyjaśnić paralelnym miejscem z innej Ewangelii. Tak jak również z tym słowem Pana Jezusa, że między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela, lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. W Ewangelii św. Łukasza czytamy po prostu, że na Janie Chrzcicielu zostało zamknięte Stare Przymierze i po nim zaczął się czas Nowego Przymierza: „Aż po Jana sięgało Prawo i Prorocy. Odtąd głosi się Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym” (16,16).
Zatem Pan Jezus wystawia czasom Starego Przymierza świadectwo najwyższego uznania. Dzięki Staremu Przymierzu ludzkość rzeczywiście została przygotowana do głoszenia Ewangelii o Królestwie Bożym. Ostatni zaś prorok Starego Przymierza, Jan Chrzciciel, był największym wśród narodzonych z niewiast — większym nawet od Abrahama i Mojżesza — i najsumienniej wywiązał się ze swojego obowiązku przygotowania ludzi na samo już przyjście Mesjasza. Odtąd jednak — powiada Pan Jezus — „głosi się Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym”.
Co jednak znaczą te słowa, że Królestwo Niebieskie gwałt cierpi i gwałtownicy je zdobywają? Mianowicie my grzesznicy w taki sposób urządziliśmy nasz ludzki świat, że Pan Bóg nieraz wcale nie jest w nim na pierwszym miejscu. Często stawiamy ponad Boga siebie samych, albo naszych bliskich, albo jakieś swoje interesy, jakieś mody czy uprzedzenia. Królestwo Boże gwałt cierpi, bo Pan Bóg powinien być wszędzie na pierwszym miejscu, a często jest inaczej.
Jednak gwałtownicy potrafią zdobyć Królestwo Boże. Po to właśnie przyszedł do nas Pan Jezus, żeby nas uzdolnić do stawiania Pana Boga na pierwszym miejscu zawsze i wszędzie. Nieraz wymaga to pójścia przez ciasną bramę i po wąskiej drodze. Nieraz wymaga to postawienia wierności jakiemuś Bożemu przykazaniu ponad tzw. zdrowy rozsądek. Nieraz do zdobywania Królestwa Bożego, do postawienia Boga naprawdę na pierwszym miejscu, poruszy mnie dopiero słowo Pana Jezusa, że cóż człowiekowi po tym, choćby nawet cały świat zyskał, gdyby na duszy swojej miał ponieść szkodę.
Tak, niekiedy trzeba zadać gwałt samemu sobie, ażeby postawić Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu. Ci wszyscy jednak, którzy usłyszeli Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, najwięcej ze wszystkich ludzi wiedzą, na czym polega ludzka wolność. I najwięcej ze wszystkich ludzi doświadczają, czym naprawdę jest miłość.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 11, 16-19)
Jezus powiedział do tłumów: Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili. Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije. a oni mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.

Komentarz
Bardzo możliwe, że zanim Pan Jezus wypowiedział słowa znajdujące się w dzisiejszej Ewangelii, przyglądał się razem ze swoimi uczniami jakiejś grupie dzieci. Część dzieci próbowała się bawić w wesele, ale inne dzieci nie chciały się do tej zabawy przyłączyć. Wówczas tamte dzieci podjęły drugą inicjatywę, próbowały zorganizować zabawę w pogrzeb - ale też bez skutku.

Z takiej zapewne sytuacji Pan Jezus skorzystał, żeby pokazać nam, że przy całej naszej niestałości w jednym - niestety - jesteśmy stali: w odrzucaniu zbawczych inicjatyw Boga. Bo przyszedł Jan Chrzciciel - człowiek wielkiej pokuty i ascezy. Był tak nieposzlakowany, że nie dało się znaleźć dziury w całym, więc znaleziono przeciw niemu inny zarzut: zły duch go opętał!

Przyszedł Syn Człowieczy, zaczął okazywać miłosierdzie celnikom i grzesznikom, przyjmował zaproszenie do ich domów - też został odrzucony, bo w głowie się nie mogło pomieścić różnym faryzeuszom, że Pan Bóg może chcieć zbawienia celników i grzeszników.

Jest takie przysłowie: kto chce uderzyć psa, kij zawsze znajdzie. Podobnie mówi Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii: kto nie chce przyjąć Bożego wezwania do nawrócenia, zawsze znajdzie jakiś argument, żeby tego wezwania nie przyjąć; i żeby samego siebie przekonać, że to wezwanie wcale nie pochodzi od Boga.
"A jednak mądrość - powiada Pan Jezus - usprawiedliwiona jest przez swe czyny". Kto potrafi wyrzucić z siebie tę irracjonalną, uprzednią niechęć do nawrócenia i usłyszy wezwanie, żeby się nawrócił, sam się przekona, że kiedy zbliży się do Boga i będzie zachowywał Boże przykazania, jego życie nabierze wtedy zupełnie innego smaku. Dopiero wtedy człowiek zaczyna rozumieć, co znaczą sens i radość życia.
o. Jacek Salij OP
***
(Mt 11, 20-24)
Jezus począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły. Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły. Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień sądu niż wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego. Toteż powiadam wam: Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie.

Komentarz:
Z Betsaidy pochodziło aż trzech Apostołów - Piotr, Andrzej oraz Filip (J 1,44), a jednak Pan Jezus powiada: "Biada tobie, Betsaido!"
Z Kafarnaum zaś pochodził ów setnik, o którego wierze Pan Jezus powiedział z podziwem, że nie znalazł tak wielkiej wiary u nikogo w Izraelu (Mt 8,10). A jednak w porównaniu z Sodomą - mówił Pan Jezus - Kafarnaum wypada gorzej. Czyżby w Kafarnaum nie było nawet ośmiorga sprawiedliwych, jacy jednak znaleźli się w Sodomie?
Przypomnijmy sobie, że generalnie ludność Galilei okazywała Panu Jezusowi wiele zainteresowania i życzliwości. Słuchały Go tłumy, a ponieważ wielu w Niego uwierzyło, czynił On tam wiele cudów.
Zauważmy jednak: Pan Jezus nie zarzuca Galilejczykom, że w Niego nie uwierzyli, ale że się nie nawrócili. Wielu Galilejczyków wprawdzie w Niego uwierzyło, ale mało kto się nawrócił. Tej pokusie nieraz i my ulegamy: chcielibyśmy pogodzić brud z czystością i śmierć z życiem. Chcielibyśmy jednocześnie wierzyć w Boga i nie odwracać się od naszych grzechów.
Jest to postawa równie absurdalna, jak gdyby ktoś deklarował wierność swojej żonie i zarazem nie rezygnował z kochanki. Albo jak gdyby ktoś miał usta pełne miłości ojczyzny, ale faktycznie kierował się prywatą i egoizmem.
Tu nie wolno się łudzić: Jeśli wierzę w Boga, ale grzech króluje w moim życiu, to należę nie do Boga, tylko do tego drugiego pana. Takiemu człowiekowi Pan Jezus powiada: "biada tobie!" Mówi Pan Jezus to "biada tobie!" nie po to, żeby potępić, ale żeby z wielką mocą wezwać do nawrócenia.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 11, 25-27)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.

Komentarz:
Pierwszy niejako komentarz do tej modlitwy Pana Jezusa znajduje się w Pierwszym Liście do Koryntian: „Skoro świat — pisze Apostoł Paweł — nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. (...) Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców” (1,21.27).
Dlaczego spraw Bożych często nie rozumieją ludzie po ludzku mądrzy? Dlaczego częściej poznają je prostaczkowie? Ludzie po ludzku mądrzy chcieliby zgłębić Boga własnym rozumem. Trudno im się pogodzić z tym, że prawda o Bogu przekracza ludzki rozum, że możliwość poznania Boga jest wielkim i niezasłużonym darem Bożym.
Ludzie mądrzy tylko po ludzku nie rozumieją tego, że Bóg nie jest jednym z bytów tego świata, które możemy poznawać, w miarę jak uda nam się nawiązać z nimi kontakt poznawczy. Bóg jest Kimś Osobowym, Kimś, kto żyje i kocha. I jeszcze więcej: On jest Miłością.
Przecież nawet ciebie, który jesteś tylko człowiekiem, mogę naprawdę poznać dopiero wtedy, kiedy ty zechcesz się przede mną otworzyć. Nawet ty, zwyczajny człowiek, jesteś dla mnie kimś mało znanym, dopóki sam nie dasz mi się poznać.
Tak jest również z poznaniem Boga. Powiada Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”. Otóż spróbujmy sobie uprzytomnić, jak wielkie rzeczy Syn Boży objawił nam o swoim Ojcu. Przypomnijmy sobie przypowieść o synu marnotrawnym, mówiącą o tym, że Bóg nie tylko nas kocha, ale kocha nas miłością, która nas niejako przymusza do porzucenia grzechów i odzyskania naszej godności dzieci Bożych.

Przypomnijmy sobie słowa Pana Jezusa, że jesteśmy dla Jego Ojca Niebieskiego tak ważni i drodzy, że Syna swojego nam dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Ta wspaniała prawda o Bogu nie dociera jednak do tych, dla których najwyższą mądrością jest mądrość tylko ludzka. Tę prawdę poznaje się tylko w zawierzeniu, że mądrość Boża przewyższa wszelkie mądrości ludzkie.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 11, 25-30)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».

Komentarz
Szukanie i zdobywanie prawdy jest czymś właściwym samemu tylko człowiekowi. Tę potrzebę poznania prawdy mamy od samego Stwórcy, toteż szukanie prawdy jest spełnianiem Jego woli. Ale człowiek może się tak zapędzić w poszukiwaniu prawdy, że może zupełnie przeoczyć to, że prawda najistotniejsza, prawda prowadząca do życia wiecznego, jest darem Bożym.
Wtedy ludzka mądrość staje się przeszkodą do poznania prawdy, i to tej prawdy, która zbliża do Boga i przygotowuje człowieka do życia wiecznego. I nieszczęśni ci mędrcy i myśliciele, których mądrość przeszkadza im otworzyć się na to poznanie Boga, do którego mamy dostęp tylko dzięki Chrystusowi i Jego Ewangelii. Nieszczęsna taka mądrość, która uniemożliwia człowiekowi zobaczenie, że dopiero od Chrystusa możemy otrzymać autentyczne poznanie Boga: "Wszystko przekazał Mi Ojciec mój...
I nikt nie zna Ojca, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić". Trzeba spełnić dwa warunki, ażeby ludzka mądrość nie przeszkadzała nam w poznaniu prawdy Bożej: trzeba zawierzyć siebie Chrystusowi oraz być pokornym. "Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni... Weźmijcie moje jarzmo na siebie". Innymi słowy, prawdy Bożej szukamy naszą życiową postawą. Chrystus Pan dźwigał swój krzyż w postawie zawierzenia Ojcu. Również my starajmy się iść przez życie, naśladując Jezusa i Jego postawę zawierzenia.
Pan Jezus każe nam ponadto naśladować swoją pokorę: "uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem". On był pokorny również w stosunku do prawdy. Niczego nie głosił sam z siebie. Całą naukę, jaką nam głosił, przyniósł od swojego Ojca. My jesteśmy pokorni w stosunku do prawdy ostatecznej wówczas, jeśli uważnie wsłuchamy się w naukę Jezusa i Jego Kościoła; jeśli lękamy się naszą mądrością prawdę Bożą przeinaczać, ale w prostocie serca chcemy tylko tej prawdy, którą przyniósł nam Jezus od swojego Ojca i która przechowywana jest autentycznie w Jego Kościele.
Serce to jest coś człowieczego. Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa daje nam wspaniałą okazję do kontemplowania człowieczeństwa Syna Bożego. "Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn". Nie można mieć wątpliwości, że jest to dogłębna znajomość poprzez miłość, poprzez wzajemne dawanie się w całoosobowym darze. Otóż kiedy Syn Boży przyjął naszą naturę i stał się człowiekiem, również jako człowiek oddawał całego siebie w darze swojemu Przedwiecznemu Ojcu. Kiedy znalazł się na Kalwarii i został przybity do krzyża, wytrwanie w tym całkowitym zawierzeniu siebie swojemu Ojcu wymagało od Niego wielkiego trudu.
Ale właśnie dlatego, że przez całe swoje ludzkie życie Jezus przeszedł w postawie bezwarunkowej i całoosobowej miłości do Ojca, Jego ludzkie Serce stało się wystarczająco pojemne, aby ogarnąć miłością nas wszystkich, których sobie przybrał za braci i siostry. Serce Jezusa stało się zdolne do tak potężnego miłowania ludzi, że te Jego słowa: "Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię" są prawdziwe naprawdę w odniesieniu do nas wszystkich, w odniesieniu do każdego kolejnego pokolenia i do każdego poszczególnego człowieka.
Jezus, potężny miłośnik ludzi, jest zarazem kimś cichym i pokornego serca. Na odrzucenie miłości i niewierność Jezus reaguje tak, jak reaguje każdy autentycznie kochający, tzn. bólem. Tam, gdzie jest wielka miłość, tam również ból z powodu jej nieprzyjęcia i podeptania jest wielki. O Sercu Jezusa to mało powiedzieć, ze Jego miłość jest wielka; ona jest niepojęta. Dlatego jednym z istotnych przejawów nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusa jest postawa wynagradzania. Panu Jezusowi należy się to, żebyśmy starali się Go kochać tym więcej, że doświadcza On tyle bólu z powodu swojej miłości do nas, którzy nazbyt często nie potrafimy tej Jego miłości docenić.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 11, 28-30)
Jezus przemówił tymi słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

Komentarz:
Naprawdę trzeba podziwiać boską pedagogię, jak to stopniowo i na różne sposoby ludzkość była przygotowywana na przyjście Syna Bożego. W okresie Adwentu czytamy kolejne proroctwa zapowiadające Mesjasza. Mniej zwracamy uwagę na ten znamienny fakt, że w późnych księgach Starego Testamentu pojawiają się teksty, w których przemawia do nas upersonifikowana Mądrość Boża. Teksty te staną się później bezcennym narzędziem, które pomoże Apostołom opisać prawdę o boskości Chrystusa Pana oraz o Jego odrębności w stosunku do Przedwiecznego Ojca.
W dzisiejszej Ewangelii sam Pan Jezus mówi o sobie i o swoim działaniu zbawczym, posługując się językiem, jakim w Księdze Syracha przemawia upersonifikowana Mądrość Boża. Mówi Pan Jezus: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Księga Syracha została napisana przed narodzeniem Pana Jezusa, a przecież już wtedy natchniony autor przeczuwał, że Mądrość Boża jest Osobą. Zauważmy oczywiste pokrewieństwo owych słów Pana Jezusa „Przyjdźcie do Mnie wszyscy” z następującym fragmentem z Księgi Syracha. „Przyjdźcie do mnie, którzy mnie pragniecie – woła Mądrość Boża – nasyćcie się moimi owocami! Pamięć o mnie jest słodsza niż miód, a posiadanie mnie – nad plaster miodu. Którzy mnie spożywają, dalej łaknąć będą, a którzy mnie piją, nadal będą pragnąć. Kto mi jest posłuszny, nie dozna wstydu, a którzy przeze mnie działać będą, nie zbłądzą” (24,19-22).
Przecież dosłownie w każdym z tych zdań rozpoznajemy prawdę o Panu Jezusie. Pan Jezus mówi ponadto, żeby wziąć na siebie Jego jarzmo i że ono jest słodkie, a Jego brzemię lekkie. Dokładnie w tej poetyce przemawia Mądrość Boża w Księdze Syracha: „Słuchaj synu, przyjmij me zasady, a rady mojej nie odrzucaj (...). Poddaj ramiona swe i dźwignij mądrość, a nie zżymaj się na jej więzy (...). Na koniec bowiem znajdziesz miejsce jej odpoczynku, a to ci się w radość obróci. Więzy jej będą ci walną obroną, a jej pęta - strojem zaszczytnym" (6,23-29).
Tak, bo więzy mądrości Bożej, więzy Pana Jezusa, to są więzy miłości. I dlatego Jego jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie – bo jest to jarzmo i brzemię miłości.  
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 12

(Mt 12, 1-8)
Pewnego razu Jezus przechodził w szabat pośród zbóż. Uczniowie Jego, odczuwając głód, zaczęli zrywać kłosy i jeść ziarna. Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: „Oto twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat”. A On im odpowiedział: „Czy nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy poczuł głód, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść ani jemu, ani jego towarzyszom, lecz tylko kapłanom? Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. Gdybyście zrozumieli, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary», nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu”.

Komentarz:

Wiele uwagi poświęcał Pan Jezus temu, żebyśmy nie zgubili prawidłowej hierarchii wartości. Taki przecież sens mają Jego dosadne pouczenia o przecedzaniu komara i niezauważaniu wielbłąda, czy o tym, że dostrzegamy źdźbło u bliźniego, a nie zauważamy belki u samych siebie. Upominał Pan Jezus faryzeuszy, że dają dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, a nie zwracają uwagi na rzeczy bez porównania ważniejsze — na sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę (Mt 23,23). Rytualne obmycia — pouczał Zbawiciel przy innej okazji — są mało znaczącym drobiazgiem w porównaniu z obowiązkami wobec starych rodziców (Mt 15,2—8).

Przypatrzmy się drobiazgowi, jaki wyciągnęli faryzeusze przeciwko uczniom Jezusa w dzisiejszej Ewangelii. Dosłownie źdźbło u nich znaleźli, żeby tylko o coś ich oskarżyć. Prawo Mojżeszowe wyraźnie pozwalało na zrywanie kłosów z cudzego pola, byleby to czynić ręką, a nie sierpem (Pwt 23,26). Ale faryzeusze zrobili problem z tego, że uczniowie Pana Jezusa robili to w szabat, a w szabat nie wolno pracować. Według tej logiki, nie jest pracą sięgnięcie do miski po jakieś jedzenie, ale jest pracą zerwanie kłosa, żeby zjeść znajdujące się w nim ziarno.

Pan Jezus zwraca im uwagę, że nie trzeba przykazań obrzędowych traktować w taki sposób, jakby to były przykazania moralne. Swoją naukę poparł dwoma przykładami ze Starego Testamentu. Przy okazji aż dwa razy podkreślił, że ku Niemu zmierzał cały zbawczy sens Starego Testamentu. On jest więcej niż świątynią, w Nim religijny sens świątyni doznaje wypełnienia. I On jest Panem szabatu.
Jak zapisuje Ewangelista (w.14), jeszcze w tym samym dniu faryzeusze odbyli naradę, w jaki sposób Go zgładzić.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 12, 14-21)
Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić. Gdy się Jezus dowiedział o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło za Nim i uzdrowił ich wszystkich. Lecz zabronił im surowo, żeby Go nie ujawniali. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: „Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie Prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą”.

Komentarz:
Aż ciarki człowieka przechodzą: Oto znaleźli się ludzie, którzy nienawidzą Pana Jezusa i postanawiają Go zabić. Ta nienawiść do Zbawiciela świata będzie się odnawiać w ludzkiej historii aż do dnia Sądu Ostatecznego. Mechanizm tej nienawiści wyjaśnił kiedyś Pan Jezus w swojej rozmowie z Nikodemem: „Światło przyszło na świat, lecz ludzie umiłowali bardziej ciemność aniżeli światło, bo złe były ich uczynki” (J 3,19). Zanim przyszedł Wielki Piątek, kilkakrotnie próbowano Pana Jezusa zabić. Kiedyś mieszkańcy Jego rodzinnego Nazaretu tak się na Niego rozgniewali, że „wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, aby Go strącić, On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się” (Łk 4,29n).

W Ewangelii św. Jana zanotowano aż pięć nieskutecznych zamachów na życie Pana Jezusa.

W ten sposób Ewangelie podkreślają, że miał On suwerenną władzę nad swoim życiem i śmiercią. Umarł nie dlatego, że mechanizmy nienawiści w końcu Go pochwyciły i zmiażdżyły, ale umarł dlatego, że dobrowolnie poddał się tej nienawiści, jaka przeciwko Niemu została uruchomiona. „Mam moc życie oddać i mam moc je znów odzyskać” (J 10,17n) — mówił kiedyś Jezus sam o sobie. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za swoich przyjaciół” (J 15,13).

W Wielki Piątek ujawniło się, jak zaślepiona i zapiekła może być ludzka nienawiść. Ale ujawniło się zarazem, że Boża miłość do nas jest jednocześnie wszechmocna i pokorna. Że Boża miłość w naszym ludzkim świecie lubi zwyciężać w sytuacjach, które w oczach ludzkich wydają się klęską. Świetnie to podkreśla przytoczone w dzisiejszej Ewangelii proroctwo Izajasza o Mesjaszu: że trzciny zgniecionej On nie złamie ani knotka gasnącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi.

o. Jacek Salij OP

***

(Mt 12, 38-42)
Niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów rzekli do Jezusa: „Nauczycielu, chcielibyśmy zobaczyć jakiś znak od Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je, ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili; a oto tu jest coś więcej niż Jonasz. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw temu plemieniu i potępi je; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon”.

Komentarz:
Wezwany do uczynienia cudu, który potwierdziłby, że On jest Mesjaszem, Pan Jezus jedynie zapowiedział swoje przyszłe zmartwychwstanie. Dlaczego On, który czynił tak wiele cudów, nieraz uczynienia cudu odmawia?
Bo cuda są integralną częścią Jego orędzia zbawczego. On czyni cuda, żeby potwierdzić miłość Boga do ludzi i do każdego poszczególnego człowieka oraz żeby odsłonić wspaniałość świata wyzwolonego od grzechu i napełnionego Bożą obecnością.

Natomiast nigdy Pan Jezus nie czyni cudu dla samego cudu. Nie czyni cudu ani po to, żeby zaspokoić czyjąś ciekawość, ani po to, żeby popisać się przed ludźmi, ani też, żeby upokorzyć pyszałków.

Zresztą przypatrzmy się paru sytuacjom, kiedy Pan Jezus odmawia uczynienia cudu. Już na samym początku Jego publicznej działalności szatan próbuje Go skusić do tego, żeby kamienie przemieniał w chleb, albo żeby za pomocą skoku ze szczytu świątyni przekonał ludzi o swojej nadzwyczajności. „Nie będziesz wystawiał Pana Boga twego na próbę” — odcina się od tej pokusy Pan Jezus.

Z kolei ludziom z dzisiejszej Ewangelii nie wystarczyło to, że Jezus przywracał wzrok niewidomym i słuch głuchym, ani że oczyszczał trędowatych. Oni chcieli jakiegoś znaku z nieba: jeśli jakaś ognista kula zstąpi z nieba i spocznie na Twojej głowie, wtedy będziemy wiedzieli, że Ty jesteś Mesjaszem. Zdumiewająca arogancja: ludzie stawiają Bogu warunki, jakie On musi spełnić, żeby oni w Niego uwierzyli.

Nawet na krzyżu był Pan Jezus kuszony do cudu dla bezbożników: „Zstąp z krzyża, a uwierzymy Tobie”. A przecież gdyby On ich posłuchał i rzeczywiście zstąpił z krzyża, stałoby się tylko tyle, że oni by się przerazili, a ich pycha została upokorzona. Naprawdę uwierzyć może tylko ktoś gotowy do miłowania. W nich takiej gotowości nie było.

Sens odpowiedzi Pana Jezusa na wezwanie, żeby dał znak z nieba, jest mniej więcej taki: Nawet cud was do wiary nie doprowadzi. Najpierw musicie zrzucić swoją zatwardziałość — na wzór mieszkańców Niniwy.

I musicie zatęsknić za Bożą mądrością — na wzór królowej z Południa.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 12, 46-50)
Gdy Jezus przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim rozmawiać. Ktoś rzekł do Niego: „Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą pomówić z Tobą”. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?”. I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest Mi bratem, siostrą i matką”.

Komentarz:
Zauważmy: Pan Jezus nie powiedział: każdy człowiek jest mi bratem i siostrą. On powiedział: bratem i siostrą jest mi ten człowiek, który wypełnia wolę mojego Ojca. Bo jeśli ktoś nie przejmuje się wolą Bożą, a przykazania Boże zachowuje tylko wtedy, kiedy mu to wygodne — taki człowiek choćby był ochrzczony i uważał się za chrześcijanina, „ma imię, że żyje, a jest umarły” (Ap 3,1).

Zauważmy jednak, że Pan Jezus powiedział nie tylko to, że możemy Mu być braćmi i siostrami. On powiedział ponadto, że czyniąc wolę Ojca w niebie, można stać Mu się matką. Już Ojcowie Kościoła pytali, co znaczy to tajemnicze pouczenie: Przecież Jego Matką jest niepokalana i dziewicza Maryja. Czyżby również ktoś inny mógł się stać Jego matką? Czyżby nawet mężczyzna?

I wychodząc od tego słowa Pana Jezusa, Ojcowie Kościoła mówili o macierzyństwie Kościoła oraz o różnicy między wiarą niedojrzałą i dojrzałą. Każdy, kto pełni wolę Bożą, jest bratem lub siostrą Pana Jezusa, ale nie każdy jest Jego matką. Matką Chrystusa są tylko ci, którzy realnie przyczyniają się do tego, że On rodzi się w duszach coraz to nowych ludzi.

Przy okazji wydobywano z listów apostolskich te sformułowania, w których Apostołowie przypisują sobie udział w macierzyństwie Kościoła. „Dzieci moje — pisał np. Apostoł Paweł — oto ponownie w bólach was rodzę, dopóki Chrystus się w was nie ukształtuje” (Ga 4,19). A na innym miejscu pisze Apostoł: „stanęliśmy pośród was jak matka troskliwie opiekująca się swymi dziećmi” (1 Tes 2,7). I jak mamusia stara się Apostoł dostosować do poziomu tych, którzy w Kościele są niemowlętami: „Mleko wam dałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni” (1 Kor 3,2).

Niech zatem dzisiejsza Ewangelia skłoni nas do postawienia sobie dwóch pytań: Czy Chrystus może o mnie powiedzieć, że ja jestem Jego bratem lub siostrą? I czy ja uczestniczę już jakoś w macierzyństwie Kościoła? Czy staram się przyczynić do tego, żeby Chrystus Pan rodził się również w innych ludziach?

o. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 13

(Mt 13, 1-9)
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha!

Komentarz:
Kto zna się na rolnictwie, może dziwić się ewangelicznemu siewcy. Bo jakiż rolnik rzuca ziarno między osty i ciernie albo na twardy, nie dający się zaorać ugór, albo nawet na drogę? Zauważmy jednak, że gleba ludzkich serc różni się istotnie od zwyczajnej ziemi. Zwyczajna ziemia jest taka, jaka jest, i sama z siebie nie potrafi się zmienić - jedna jest kamienista, inna piaszczysta, a jeszcze inna bardzo urodzajna.

Z człowiekiem jest inaczej. Stan gleby mojego serca zależy w dużym stopniu ode mnie. Nawet jeśli jestem glebą kamienistą albo porośniętą cierniami, mogę otworzyć się na łaskę Bożą i przemienić w glebę bardzo urodzajną. Ode mnie może zależeć również stan duchowej gleby naszych bliźnich, zwłaszcza dzieci. My dorośli, a zwłaszcza rodzice, możemy bardzo ułatwić albo utrudnić wiarę naszym dzieciom. Najlepszym pługiem, który przygotowuje nasze dzieci do chętnego przyjmowania słowa Bożego, jest wprowadzanie w czyn przykazania miłości.

Jeżeli w jakiejś rodzinie istnieje atmosfera miłości, a więc wzajemnego usługiwania sobie i wzajemnego znoszenia swoich ułomności, ale również realnej (nie tylko emocjonalnej) wrażliwości na cudze biedy, jest duża szansa, że dzieci wychowujące się w tej rodzinie staną się glebą żyzną, na której słowo Boże będzie wydawało plon stokrotny. Jeśli zaś nie potrafimy nauczyć naszych dzieci języka prawdziwej miłości, to może się zdarzyć, że będą one miały wszystko i świetnie się w życiu urządzą, ale zabraknie im tego, co najważniejsze.

To prawda, że ostatecznie każdy ponosi osobistą odpowiedzialność za to, jaka jest gleba jego serca. Jednak do życia wiecznego nikt z nas nie idzie w pojedynkę i - chcemy czy nie chcemy - wzajemnie sobie tę drogę ułatwiamy lub utrudniamy. Jeśli moja wiara jest żywa i głęboka, jeśli przynosi autentyczne owoce miłości bliźniego, to rozumie się samo przez się, że pomaga to innym do tego, że będą oni glebą żyzną, przynoszącą dobre owoce. Z kolei bylejakość mojej wiary fatalnie promieniuje na innych.

Nawet w klasztorze jest jakoś tak, że poszczególnemu zakonnikowi czy zakonnicy łatwiej lub trudniej służy się Panu Bogu, zależnie od tego, jaki duch panuje we wspólnocie. Krótko mówiąc: Troska o moją wiarę, o to, żeby ona wydawała owoce smakujące samemu Bogu, jest nie tylko moją sprawą prywatną. Od tego, jaka jest moja wiara, może zależeć wiara innych. W Bożym gospodarstwie ugór panujący w jednej duszy ma tendencje do tego, żeby rozprzestrzeniać się na innych. Ale też jeśli ktoś jest ziemią żyzną, jakoś przyczynia się do tego, że również inni przemieniają się na ziemię dobrze owocującą.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 1-23)
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha!” Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: „Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?” On im odpowiedział: „Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: «Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił». Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli. Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy! Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Posiane na miejsce skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje. Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny”.

Komentarz
Najgorzej w dzisiejszej przypowieści wypadli ci, których dusze stały się podobne do drogi wydeptanej przez różnych przechodniów. Tacy — powiada Pan Jezus — w ogóle nie rozumieją słowa Bożego. Ziarno nie zdąży nawet zakiełkować w ich sercu, bo od razu porywa je Zły.
Zastanówmy się, co to znaczy, że ktoś słyszy słowo Boże, ale w ogóle go nie rozumie. Na przykład jeśli ty będziesz do mnie mówił po hiszpańsku, a ja nie znam tego języka, to ja ciebie nie zrozumiem. Żeby zrozumieć czyjeś słowa, trzeba znać język, w którym są one wypowiedziane.
Dotyczy to również słowa Bożego. Słowo Boże zostało wypowiedziane w języku miłości. Żeby przynajmniej trochę zrozumieć słowo Boże, trzeba przynajmniej trochę znać język miłości. Bo jeśli dla mnie liczy się wszystko inne, tylko nie drugi człowiek; jeśli moim bogiem jest własna wygoda i nigdy z niej nie zrezygnuję, żeby pomóc człowiekowi potrzebującemu, to słowo Boże będzie brzmiało dla mnie zupełnie jak chińszczyzna.
Słowo Boże mogą zrozumieć tylko ci, którzy — nawet jeśli im się to nie bardzo udaje — przynajmniej starają się żyć według programu miłości. Czynne otwarcie się na bliźnich, wrażliwość na ludzkie biedy i potrzeby, pomoc bliźniemu kiedy i mnie samemu niełatwo — to jakby pług, który przeoruje moją ziemię i czyni mnie zdolnym do przyjęcia Słowa Bożego.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
Na trzy sposoby dar słowa Bożego może się w naszych sercach zmarnować. Można słuchać słowa Bożego, tak jakby to była tylko mądrość ludzka. A mądrością ludzką — jak wiadomo — nie musimy się do końca przejmować. Możemy ją korygować i udoskonalać, jedną mądrość ludzką można zastąpić inną mądrością ludzką. Otóż kto Ewangelię traktuje na równi z pouczeniami filozofów, a Jezusa stawia obok mędrców tego świata, niewątpliwie nie usłyszy słowa Bożego. Tak jak ziarno posiane na drodze nawet korzonka nie wypuści.
Ziarno posiane na miejscu skalistym, które wypuszcza korzonki, ale potem usycha, oznacza tych, którzy słowo Boże przyjmują z wiarą, a nawet z entuzjazmem, ale porzucają je w momencie, kiedy to słowo jest im szczególnie potrzebne. Na przykład ktoś potrafi obrazić się na Pana Boga za to, że spotkała go jakaś bieda lub nieszczęście. Zamiast w swoim utrapieniu tym mocniej trzymać się Boga, ktoś właśnie wtedy się na Niego obraża. Ktoś inny zniechęca się do słowa Bożego, bo zbyt wiele kosztowałoby go liczenie się ze słowem Pana Jezusa, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza. Albo zbyt trudna stała się dla niego nauka o przebaczeniu i modlitwie za nieprzyjaciół. 
Jest jeszcze trzeci sposób, w jaki możemy zmarnować zasiane w nas słowo Boże. Pan Jezus przedstawia to w obrazie ziarna wrzuconego między osty i ciernie. Co to znaczy, że troski doczesne i ułuda bogactw mogą w nas zagłuszyć słowo Boże? Przypomina mi się tu piękna anegdota. Ktoś przychodzi do kaznodziei z następującym pytaniem: „Proszę mi wyjaśnić, jak to się dzieje, że kiedy słucham twoich kazań, radość i prawda Boża zalewają moje serce, i ogarnia mnie wielka chęć do dobrego. Kiedy jednak wracam do moich zwyczajnych zajęć, o tym wszystkim zapominam?” Kaznodzieja mu tak odpowiedział: „Widzisz, to jest podobnie, jak kiedy idziesz w nocy przez las z człowiekiem, który ma lampę. Jego lampa świeci jemu i tobie. Ale kiedy się rozstaniecie i będziesz musiał iść sam, a nie masz lampy, będzie ci ciemno. Kiedy słuchasz kazań, ktoś inny oświeca twoją drogę lampą Słowa Bożego. Otóż staraj się tak słuchać, aby lampa Słowa Bożego zaczęła świecić w twoim wnętrzu. Wtedy światła ci nie zabraknie nawet wtedy, kiedy będziesz sam!” To bardzo mądra odpowiedź. Ale czy nam naprawdę zależy na tym, ażeby światło Słowa Bożego nosić w sobie?
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 24-30)
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: «Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?» Odpowiedział im: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Rzekli mu słudzy: «Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?» A on im odrzekł: «Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza»”.

Komentarz:
Nieprzyjaciel nasiał gospodarzowi takiego chwastu, który był łudząco podobny do pszenicy. Różnicę zauważono dopiero w czasie kształtowania się kłosów. Właśnie tak bywa ze złem. Zło potrafi z wielkim sprytem podszywać się pod dobro. Jak to napisał Apostoł Paweł: sam nawet szatan udaje niekiedy anioła światłości.
Ileż to razy człowiekowi się wydaje, że czyni dobro, a w rzeczywistości czyni zło. Ktoś słucha na przykład zwierzeń przyjaciela albo nawet brata, jak to mu ciężko w jego nie bardzo udanym małżeństwie. I zamiast dodać mu otuchy, zamiast chronić go przed absolutyzowaniem jego małżeńskich trudności, on radzi mu skończyć z tym małżeństwem. Jakby nie wiedział o tym, że nawet życzliwością można ciężko człowieka skrzywdzić: jeśli czynimy naszą życzliwość w ciemnościach naszego czysto ludzkiego widzimisię i poza obiektywnym światłem prawa Bożego.

Kąkolem, podobnym wprawdzie do pszenicy, ale tylko kąkolem, jest każda uczynność i każde poświęcenie, które jest skierowane ku jakiemuś złu. Na przykład ktoś zamiast realnie pomóc kobiecie przyjąć dziecko, pomaga jej, żeby się tego dziecka pozbyła. Przeklęta to życzliwość, pozorna i fałszywa to uczynność, która jest współudziałem w zabijaniu, w kradzieży albo w krzywdzeniu ludzi słabych i ubogich. W ten sposób kąkol rośnie na naszym polu zamiast pszenicy.

Kąkol zasiany przez samego diabła potrafi udawać nawet tak wzniosłe postawy jak miłość ojczyzny, miłość rodzicielską czy miłość małżeńską. Prawdziwa miłość ojczyzny jest z Boga, bo każda prawdziwa miłość jest z Boga. Jeśli jednak ktoś wciąż mówi o miłości ojczyzny, ale napełniony jest pogardą wobec innych narodów albo głosi zasady egoizmu narodowego, to w takim człowieku kąkol rośnie, a nie prawdziwy patriotyzm.

Albo czy jest to prawdziwa miłość rodzicielska, kiedy ojciec lub matka wychowują dziecko na egoistę? Albo kiedy swemu dorosłemu dziecku doradzają coś złego? Czy prawdziwa jest taka miłość małżeńska, która środków wyrazu szuka w niezgodzie z prawem Bożym?

Zauważmy jeszcze istotną różnicę między zwyczajną ziemią, a tą ziemią, którą są nasze dusze. Zwyczajna ziemia nie ma wpływu na to, co się na niej sieje. My jesteśmy odpowiedzialni za to, co rośnie na naszym polu. „Posiejcie sprawiedliwość, a zbierzecie dobro — woła prorok Ozeasz. — Nie uprawiajcie zła, bo zbierać będziecie nieprawość i spożywać owoce kłamstwa” (Oz 10,12n).

I niech przemówi do nas jeszcze Apostoł Paweł: „Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. Co człowiek sieje, to i żąć będzie. Kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zgniliznę. Kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne. W czynieniu dobra nie bądźmy opieszali, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy” (Ga 6,6nn).
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 31-35)
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, większe jest od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki podniebne przylatują i gnieżdżą się na jego gałęziach”. Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”. To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.

Komentarz:
Wyjaśniając tę przypowieść, zazwyczaj podkreśla się cud rozrostu chrześcijaństwa z dwunastu prostych rybaków galilejskich. Prześladowane i wzgardzone przez mądrość tego świata chrześcijaństwo rozrosło się w wielką religię światową, ogarniając swoim wpływem również miliony ludzi do niego nie należących.
Warto przy okazji tej przypowieści podkreślić ponadto, że arytmetyka ducha rządzi się innymi prawami niż zwyczajna arytmetyka. Człowiek, choć jest wielokrotnie lżejszy od dinozaura czy słonia, jest przecież nieporównywalnie ważniejszy. Z kolei jeden człowiek sprawiedliwy — jak to doskonale określa Księga Syracha (16,1—4) — bardziej zaludnia miasto niż dziesięć tysięcy bezbożników.
Owe ptaki niebieskie, które gnieżdżą się w gałęziach drzewa gorczycznego, równie dobrze oznaczają ludzi niewierzących, którzy korzystają z dobrodziejstw Ewangelii, jak aniołów, którzy stoją po stronie ludu Bożego i go wzmacniają. Kiedy król Aramu wysłał oddział wojskowy w celu aresztowania proroka Elizeusza, ten podnosił na duchu swojego sługę: „Nie lękaj się, bo liczniejsi są ci, którzy są z nami, aniżeli ci, co są z nimi” (2 Krl 6,16). Wówczas „Pan otworzył oczy sługi, a on zobaczył: oto góra pełna była ognistych rumaków i rydwanów otaczających Elizeusza” (w.17).
Nie ma pokolenia, w którym by Kościół nie doświadczał, w różnych miejscach świata, bycia tylko małym ziarnem gorczycy. Kiedy święty Grzegorz z Nazjanzu — była to Wielkanoc roku 379 — zaczął gromadzić nielicznych katolików Konstantynopola, ariańska ludność cesarskiej stolicy wszczęła rozruchy. „Dla nich — skomentował to Grzegorz w swoim kazaniu — mnogość adeptów jest znakiem prawdy, maleńka zaś owczarnia zasługuje w ich oczach tylko na pogardę. U nich bóstwo odmierzać trzeba, a wartość ludu szacuje się według liczby” (Mowa 33,1).
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 36-43)
Jezus odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście! On odpowiedział: Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha!

Komentarz

Przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: "Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście"."Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy". Jezus Chrystus obsiewa swoje pole, zatem jest rzeczą oczywistą, że ten świat do Niego należy. Zły siewca, diabeł, przychodzi na pole Boże jako szkodnik.Postawmy sobie dwa proste pytania: dlaczego diabeł działa przeciwko nam i w jaki sposób to robi? Otóż diabeł jest wrogiem Boga i właśnie z tej racji, że jest wrogiem Boga, działa przeciwko nam.Sieje on chwast, który jest ogromnie podobny do pszenicy. Kiedy ktoś chce nas okłamać, przedstawia swoje kłamstwo w taki sposób, żeby było wiarygodne, jak najwięcej podobne do prawdy.Podobnie czyni diabeł. Zło, do którego nas kusi, jest bardzo podobne do dobra. Kusi nas pozorem wolności - takiej wolności, która nie liczy się z Bożymi przykazaniami. Kusi nas pozorem miłości - takiej miłości, która nie chce słyszeć o poświęceniu ani ofiarności. Kusi nas pozorem szczęścia - takiego szczęścia, które oparte jest na egoizmie i gardzi Bożą obietnicą życia wiecznego.Powiedział Pan Jezus, że szatan rozsiewa swój chwast wtedy, kiedy my śpimy. On jest wrogiem światła, boi się działać otwarcie. On jest mistrzem podstępu i szuka tych, którzy siedzą w ciemnościach.Dlatego nie wystarczy, że jesteśmy ludźmi wierzącymi. Starajmy się każdą godzinę naszego życia przebywać w świetle wiary. Nie zapominajmy o tym, że ten siewca chwastu jest - jak czytamy w Liście Apostoła Piotra - lwem ryczącym, który krąży nieustannie, szukając, kogo by pożreć.
o. Jacek Salij OP

Komentarz II
„Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy”. Jezus Chrystus obsiewa swoje pole, zatem jest rzeczą oczywistą, że ten świat do Niego należy. Zły siewca, diabeł, przychodzi na pole Boże jako szkodnik.
Postawmy sobie dwa proste pytania: dlaczego diabeł działa przeciwko nam i w jaki sposób to robi? Otóż diabeł jest wrogiem Boga i właśnie z tej racji, że jest wrogiem Boga, działa przeciwko nam.
Sieje on chwast, który jest ogromnie podobny do pszenicy. Kiedy ktoś chce nas okłamać, przedstawia swoje kłamstwo w taki sposób, żeby było wiarygodne, jak najwięcej podobne do prawdy.
Podobnie czyni diabeł. Zło, do którego nas kusi, jest bardzo podobne do dobra. Kusi nas pozorem wolności — takiej wolności, która nie liczy się z Bożymi przykazaniami. Kusi nas pozorem miłości — takiej miłości, która nie chce słyszeć o poświęceniu ani ofiarności. Kusi nas pozorem szczęścia — takiego szczęścia, które oparte jest na egoizmie i gardzi Bożą obietnicą życia wiecznego.
Powiedział Pan Jezus, że szatan rozsiewa swój chwast wtedy, kiedy my śpimy. On jest wrogiem światła, boi się działać otwarcie. On jest mistrzem podstępu i szuka tych, którzy siedzą w ciemnościach.
Dlatego nie wystarczy, że jesteśmy ludźmi wierzącymi. Starajmy się każdą godzinę naszego życia przebywać w świetle wiary. Nie zapominajmy o tym, że ten siewca chwastu jest — jak czytamy w Liście Apostoła Piotra — lwem ryczącym, który krąży nieustannie, szukając, kogo by pożreć.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 44-46)
Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.

Komentarz:
Przypomina mi się taka baśń, która mówi o sytuacji dokładnie odwrotnej. Mianowicie ktoś poszedł w nocy do lasu i znalazł tam wielki stos złota. W blasku księżyca złoto migotało radośnie licznymi obietnicami, jaki on teraz będzie ważny i bogaty. Żeby nie zgubić skarbu, postanowił czuwać przy nim aż do rana. Jednak się zdrzemnął. Kiedy się zbudził, słońce już świeciło. Patrzy na swój skarb i widzi, że to żadne złoto, tylko zwyczajne próchno.

Tak to bywa z naszymi skarbami, jeśli zapominamy o tym, że jedynie prawdziwym skarbem, dla którego warto poświęcić wszystko, jest Bóg, który będzie naszym szczęściem wiecznym. Ileż to razy jakieś świecące próchno bierzemy za złoto i gotowiśmy dla tego próchna krzywdzić bliźniego, zaniedbać własne dzieci albo nawet doprowadzić do zniszczenia swojego małżeństwa.

„Gromadźcie sobie skarby w niebie — mówił kiedyś Pan Jezus. — Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,20n). To o tym skarbie mówią obie dzisiejsze krótkie przypowieści.

Bóg jest naszym największym skarbem. Jeśli tego nie zobaczymy, to szybko w naszej wierze ostygniemy, a może nawet ją utracimy. Bo tu jest trochę podobnie jak z małżeństwem. Jeśli żona nie będzie dla ciebie najważniejszą z kobiet, to twoje małżeństwo popadnie w bylejakość, a może nawet się rozleci.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 44-52)
Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Z radości poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zrozumieliście to wszystko? Odpowiedzieli Mu: Tak jest. A On rzekł do nich: Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare.

Komentarz
Z przypowieści o ukrytym skarbie wynika, że tego skarbu człowiek by nie kupił nawet za cały swój majątek. Trafiło mu się tylko to szczęście, że znalazł ten skarb ukryty w polu i to pole może on kupić za cały swój majątek. Zauważmy: ten człowiek nie podejmuje żadnego ryzyka. On po prostu rozpoznał, co mu się naprawdę opłaca.
Jaki to skarb, którego nie można kupić? którego nie może kupić nawet miliarder? To miłość. Jak powiada oblubienica z Pieśni nad pieśniami: „Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko” (8,7). Żeby zdobyć miłość, trzeba oddać samego siebie i całego siebie. Wszystko, co posiadasz, nie wystarczy na to, żeby ją kupić. Ale kiedy już ostatecznie ugruntujemy się w miłości Boga, będzie to znaczyło, że zdobyliśmy życie wieczne.
Nie zrozumiał tego bogaty młodzieniec, któremu Pan Jezus zaproponował: „Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mt 19,21). Palcem pokazuje mu Pan Jezus ukryty skarb, proponuje mu transakcję, jakiej świat jeszcze nie widział: w zamian za przemijające i skończone bogactwa może on otrzymać wartość nieskończoną, życie wieczne, a on w ogóle nie rozumie, jak wielkie szczęście mu się trafiło.
Panu Bogu trzeba oddać wszystko, całego siebie. Kiedy człowiek tak zrobi, szybko przekonuje się, że nawet na tej ziemi otrzymuje więcej, niż miał przedtem. Kiedyś Piotr — było to w czasie, kiedy Piotr mało jeszcze rozumiał sprawy Boże — zapytał Pana Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 19,27). Pan Jezus mu odpowiedział: „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 13, 47-53)
Jezus powiedział do tłumów: "Podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zrozumieliście to wszystko?" Odpowiedzieli Mu:"Tak". A On rzekł do nich: "Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare". Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd.
Komentarz:
Przypowieść o sortowaniu ryb, z których jedne nadają się na dobry użytek, a drugie tylko na wyrzucenie, ma nas ostrzec, że można materialnie należeć do Kościoła, a na sądzie Bożym zostać odrzuconym.
W Kościele nigdy nie nauczano, że jeżeli jesteś katolikiem, to na pewno będziesz zbawiony. Kościół naucza inaczej: Raduj się, że jesteś katolikiem, że masz tak jasny i prosty dostęp do autentycznej nauki Bożej, że możesz nawet codziennie korzystać z tych źródeł łaski, jakimi są sakramenty; jeśli w swoim życiu będziesz się kierował słowem Bożym i będziesz zabiegał o Bożą łaskę, na pewno będziesz zbawiony.
Również ostatni sobór, zgodnie z dzisiejszą przypowieścią o sortowaniu ryb, ostrzega nas, że nie będziemy zbawieni, jeśli będziemy złymi katolikami. „Nie dostąpi zbawienia — czytamy w Konstytucji o Kościele (14) — choćby należał do ciała Kościoła, ktoś, kto nie trwa w miłości; taki wprawdzie jest w Kościele ciałem, ale nie jest w nim sercem”.
Skomentujmy jeszcze słowa Pana Jezusa, że nauczyciel słowa Bożego „podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”. W pełnym sensie tym nauczycielem jest On sam, Syn Boży, który nauczył nas czytać z całym szacunkiem Stary Testament jako autentyczne i nigdy nie starzejące się słowo Boże, a zarazem ze swojego boskiego skarbca wydobył dla nas Ewangelię, radosną nowinę o tym, że Bóg chce nas mieć swoimi dziećmi.
Warto sobie zapamiętać parę rad, jakie podpowiedzieli nam już Ojcowie Kościoła, ażeby nasza lektura Starego Testamentu była prawdziwie chrześcijańska. Otóż starajmy się czytać Stary Testament oczyma Pana Jezusa, w świetle Jego Ewangelii. Wtedy woda Starego Testamentu przemienia się w autentyczne wino, mające moc upajać nas Duchem Świętym. Któryś z Ojców tę samą myśl wyraża poprzez porównanie Starego Testamentu do baranka paschalnego: nie powinno się go jeść na surowo, trzeba go upiec w ogniu Ducha Świętego.
Przyznam, że najbardziej przemawia mi do serca nawiązanie do znanego epizodu z Ostatniej Wieczerzy: Kiedy wsłuchujemy się czy to w Stary, czy to w Nowy Testament, starajmy się położyć swoją głowę na piersi Pana Jezusa. W postawie miłości i zawierzenia Panu Jezusowi słowo Boże będzie nas ogarniało szczególnie autentycznie.
 O. Jacek Salij OP
 
***
(Mt 13, 54-58)
Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: "Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc u Niego to wszystko?" I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: "Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony". I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.
 

Komentarz:
W dzisiejszej Ewangelii wymieniono po imieniu czterech braci Pana Jezusa, mówi się ponadto ogólnie o Jego siostrach. Niektórzy stąd wnioskują, jakoby Matka Boża, po dziewiczym urodzeniu Syna Bożego, miała potem gromadkę następnych dzieci.
Otóż co najmniej dwa epizody ewangeliczne absolutnie wykluczają możliwość, żeby Maryja mogła mieć jakieś inne dzieci oprócz Pana Jezusa. Kiedy Pan Jezus miał lat dwanaście, Maryja wybiera się wraz z Nim oraz z Józefem na pielgrzymkę do Jerozolimy, a Ewangelista zaznacza, że chodzili na tę pielgrzymkę co roku. Otóż Prawo Mojżeszowe nie nakładało na kobiety obowiązku pielgrzymowania do Jerozolimy, a to ze względu na obowiązki macierzyńskie. Maryja mogła sobie pozwolić na coroczną pielgrzymkę, bo miała jednego tylko Jezusa.
O tym, że było właśnie tak, świadczy ponadto fakt, że Pan Jezus, kiedy umierał na krzyżu, oddał ją w opiekę Janowi, bo nie chciał jej zostawiać samą. Ten testament Pana Jezusa byłby zupełnie niezrozumiały, gdyby Matka Najświętsza miała jeszcze inne dzieci, jakby chcieli niektórzy bluźniercy.
Dlaczego zatem Ewangelia mówi o braciach i siostrach Pana Jezusa? Otóż w tamtej kulturze powszechnie tak nazywano również kuzynów. Weźmy choćby to zdanie, że „pod krzyżem stała Jego Matka oraz siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa” (J 19,25). Zauważmy, że siostra Matki Najświętszej też ma na imię Maria. Bo chodzi tu niewątpliwie o kuzynkę, a nie o siostrę rodzoną.
Niestety, to zwyczajne zaślepienie popycha niektórych chrześcijan do bluźnienia przeciw Matce Najświętszej.
 O. Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 14

(Mt 14, 1-12)
W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: „Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wtrącić do więzienia z powodu Herodiady, żony brata jego, Filipa”. Jan bowiem upominał go: „Nie wolno ci jej trzymać”. Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka. Otóż, kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła wobec gości córka Herodiady i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę powiedziała: „Daj mi tu na misie głowę Jana Chrzciciela!”. Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posławszy więc kata, kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczynie, a ona zaniosła ją swojej matce. Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi.

Komentarz:

Jan Chrzciciel nie wahał się pójść przed oblicze króla i upomnieć go: „Nie wolno ci żyć z cudzą żoną”. Wiedział, że ryzykuje życiem. I rzeczywiście został w końcu zamordowany za to, że upomniał się o znieważane prawo Boże.

Przypominają się dwaj inni prorocy biblijni. Prorok Natan miał odwagę pójść do króla Dawida i powiedzieć mu twardo: „Uwiodłeś żonę bliźniego i jeszcze mało ci tego było — spowodowałeś śmierć jej męża; jesteś nie tylko cudzołożnikiem, ale jeszcze mordercą”. Natan również ryzykował życiem. Miał to szczęście, że król Dawid się nawrócił i podjął pokutę.

Kiedy jednak prorok Eliasz poszedł upomnieć króla Achaba za morderstwo sądowe, jakie z winy króla popełniono na Nabocie w celu zagrabienia jego winnicy, musiał się ukrywać, bo groziła mu śmierć.

Upomnieć się o znieważane prawo Boże albo nazwać po imieniu grzech kogoś, kto może się zemścić, również dziś może być czymś niebezpiecznym. Nawet za zwyczajne głoszenie prawdy, która nie podoba się tzw. opinii publicznej lub idzie w poprzek dyktatowi mass mediów, można zostać ukaranym izolacją towarzyską i zaetykietowanym jako fanatyk i obskurant.

Jednak gdyby zabrakło takich odważnych proroków, jak Natan, Eliasz czy Jan Chrzciciel, nasz świat już dawno przemieniłby się w dżunglę.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 14, 13-21)
Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd łodzią na pustkowie, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych. A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce to jest pustkowiem i pora już późna. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności”. Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!” Odpowiedzieli Mu: „Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb”. On rzekł: „Przynieście Mi je tutaj”. Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do syta, a z tego, co pozostało, zebrano dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.

Komentarz:

W tle dzisiejszego cudu, rozmnożenia chleba na pustyni, trzeba zobaczyć czterdziestoletni pobyt ludu Bożego na pustyni w drodze do ziemi obiecanej. Jak pamiętamy, Bóg karmił wtedy swój lud manną z nieba.

W Ewangelii Jana zapisane są słowa Pana Jezusa, wyraźnie nawiązujące do tamtych wydarzeń. Według tych słów, chleb rozmnożony na pustyni stanowi przypomnienie daru manny, a zarazem zapowiada dar nieskończenie większy, mianowicie Eucharystię: „Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. Kto spożywa ten Chleb, będzie żył na wieki” (J 6,49n.58).

Otóż warto sobie uświadomić, że pustynia jest symbolem tego, cośmy zrobili z naszą ziemią. Bóg, który nas umieścił na tej ziemi, chciał, aby ona była dla nas rajem, gdzie ludziom jest dobrze być blisko Boga i we wzajemnej miłości. Wskutek naszych grzechów oddaliliśmy się od Boga i sobie wzajemnie staliśmy się obcymi i wrogami. Nasza ziemia przemieniła się w pustynię rodzącą osty i ciernie.

To nie przypadek, że aż trzy ważne wydarzenia ewangeliczne dokonują się na pustyni. Na pustyni Jan Chrzciciel dokonuje przygotowania ludzi na przyjście Mesjasza. Na pustynię wychodzi sam Pan Jezus, aby przed rozpoczęciem swojej działalności publicznej odbyć tam czterdziestodniowy post.

Wyjście na pustynię było w czasach Mojżesza warunkiem, aby lud Boży zaczął swoją wędrówkę do ziemi obiecanej. Podobnie nie dojdziemy do ziemi obiecanej życia wiecznego, jeśli najpierw nie wyjdziemy na pustynię, tzn. jeśli przedtem nie uświadomimy sobie, jak bardzo nasz świat jest zdeformowany przez grzech, i że my sami jesteśmy grzeszni. Syn Boży przyszedł zbawić nie sprawiedliwych, ale grzeszników.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 14, 22-36)
Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: „Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!”. Na to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!”. A On rzekł: „Przyjdź!”. Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie!”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?”. Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”. Gdy się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, posłali po całej tamtejszej okolicy i znieśli do Niego wszystkich chorych, prosząc, żeby ci przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.

Komentarz:
Po nakarmieniu tłumów Pan Jezus poszedł na górę, aby się modlić. Natomiast uczniowie wsiedli w tym czasie do łodzi, żeby dopłynąć do miejsca noclegu. Wkrótce na morzu rozszalała się burza. Nie tylko że nie dało się dopłynąć do celu, ale sytuacja stała się dla uczniów niebezpieczna. Podczas takiej burzy można było nawet utonąć.

Ewangelie często mówią o modlitwie Jezusa, nieraz spędzał On na modlitwie całe noce. Niewątpliwie, ta zażyłość, jaka łączyła Go z Jego Przedwiecznym Ojcem, przekracza naszą duchową wyobraźnię. Ale właśnie wtedy, podczas modlitwy, Jezus zauważył zagrożenie, w jakim znaleźli się Jego uczniowie. Doświadczał niepojętego dla nas zjednoczenia ze swoim Przedwiecznym Ojcem i właśnie wtedy zobaczył, że uczniowie potrzebują pomocy.

Bo w ogóle taka jest natura modlitwy: im bardziej modlitwa jednoczy nas z Bogiem, tym więcej rozszerza się nasze serce na potrzeby naszych bliźnich, tym wyraźniej potrafimy zauważyć bliźniego potrzebującego pomocy. Kto wie, może dlatego jest wśród nas tak wiele sobkostwa i egoizmu, tak wiele samotności i rozgoryczenia, może dlatego tak niewiele jest wśród nas miłości rodzinnej i zgody sąsiedzkiej, że za mało i źle się modlimy.

Zwróćmy uwagę na drugi szczegół w dzisiejszej Ewangelii: Uczniowie byli daleko od Pana Jezusa, wypłynęli pod wieczór, teraz już było nad ranem. Ale to tylko uczniowie byli daleko, Pan Jezus był blisko, przyszedł z pomocą w jednym momencie. I tak jest zawsze. Ktoś czasem długo odchodzi od Boga i nieraz zajdzie bardzo daleko od dróg Bożych. Ale Bóg nigdy nie jest oddalony od swojego stworzenia, On jest zawsze blisko. Znaleźć Go można w każdym momencie, w każdej chwili można Mu się rzucić w ramiona i zostać przez Niego uratowanym.

Zauważmy wreszcie, że oto Pan Jezus przychodzi uczniom na ratunek, a oni się przestraszyli. Dokładnie tak samo my się nieraz zachowujemy: boimy się, żeby przypadkiem nas Pan Jezus nie uratował. Wydaje nam się, że to przecież niemożliwe, żebym mógł się wyrwać z nałogu pijaństwa czy z innego nałogu, który niszczy moją wolność, albo żeby się dało ocalić jedność mojej rozbitej rodziny.

A przecież u Boga nie ma nic niemożliwego. Czasem nasza małoduszność osiąga taki poziom, że Bóg przychodzi nam na ratunek, a my tego ratunku nie chcemy. Przyzwyczailiśmy się do świata, w którym panuje egoizm i śmierć. Pomieszanie dobra ze złem wydaje nam się czymś swojskim, dlatego boimy się Boga, boimy się prawdziwej miłości, wolimy naszą duchową i moralną bylejakość.
o. Jacek Salij OP

Komentarz II
Jezus przyszedł do swoich uczniów po prostu po to, żeby wyratować ich z burzy morskiej. Przy okazji dał nam sygnał, że Jego miłość do nas jest naprawdę wszechmocna i nie ograniczają jej nawet prawa przyrody. On może i chce przyjść z pomocą każdemu z nas zawsze, również w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.
Jednak w chodzeniu Pana Jezusa po morzu jest jeszcze ogromnie ważny wymiar symboliczny.
Wody stojące symbolizują w Starym Testamencie śmierć, tak jak wody płynące są symbolem życia. Wodami śmierci były na przykład wody potopu. W czasach Noego ludzie zalali ziemię swoimi grzechami i prawie wszyscy się w tych swoich grzechach potopili. Wody potopu tylko ujawniły tę śmierć, jaką ci ludzie już przedtem na siebie sprowadzili.
Wodami śmierci, przed którymi Bóg ocalił swój lud, były również wody Morza Czerwonego. Do wód śmierci został wrzucony prorok Jonasz. Żeby zaś ta symbolika śmierci jeszcze bardziej się uwyraźniła, czytamy w Księdze Jonasza, że prorok został nie tylko wrzucony do wody, ale jeszcze połknięty przez jakiegoś potwora morskiego. Okazuje się jednak - i to jest główne przesłanie opowieści o wrzuceniu Jonasza do wód śmierci - że nie ma takiej opresji, z której Bóg nie mógłby nas wybawić.
Symboliczne przesłanie wynikające ze sceny chodzenia Jezusa po wodach śmierci jest jeszcze głębsze. Jest to jakby prorocza zapowiedź tego, co się miało stać na Kalwarii. Oto sam Syn Boży przyszedł na ziemię, którą myśmy zalali naszymi grzechami. Po ludzku rzecz biorąc, było rzeczą niemożliwą, żeby ktokolwiek mógł uchronić się od śmierci grzechu: grzech zalewa bowiem całą ziemię. Uchronić się od śmierci grzechu było tak samo niemożliwe, jak to, żeby człowiek chodził po wodzie.
Okazało się jednak, że Syn Boży nie tylko nie utonął w ludzkich grzechach, ale przeszedł przez te wody grzechu suchą stopą. Nawet podczas tego potwornego ataku, jakie siły zła podjęły przeciwko Niemu na Kalwarii, Jezus pozostał sobą, pozostał wypełniony całoosobową i najczystszą miłością do swojego Ojca i do wszystkich ludzi, nawet do swoich morderców.
Co więcej, Syn Boży przyszedł na naszą ziemię właśnie po to, żeby nas wszystkich uwolnić od wód śmierci, a nawet uzdolnić do przejścia przez nie suchą stopą. Taki jest sens epizodu związanego z Piotrem. Jeśli ktoś jest blisko Pana Jezusa, to choćby znalazł się w samym środku jakiejś burzy zła, nie zginie w niej, lecz ocali swoją duszę. A jeśli nawet w jakiejś chwili ogarnie nas zwątpienie i zaczniemy tonąć, trzeba tylko z wiarą wołać: "Panie, ratuj!", a zostaniemy ocaleni.
Wielka to pociecha dla nas grzeszników, że nawet jeśli czasem nasza słabość okaże się większa niż nasza wiara - Jezus nawet wtedy nami nie gardzi, lecz chce nam podać rękę i nas ocalić. Bylebyśmy tylko starali się być blisko Niego.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 15

(Mt 15, 1-2, 10-14)
Wtedy przyszli do Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie z Jerozolimy z zapytaniem: "Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych? Bo nie myją sobie rąk przed jedzeniem". Potem przywołał do siebie tłum i rzekł do niego: "Słuchajcie i chciejcie zrozumieć. Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym". Wtedy przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: "Wiesz, że faryzeusze zgorszyli się, gdy usłyszeli to powiedzenie?" On zaś odrzekł: "Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana. Zostawcie ich! To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną".

Komentarz
"Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana".
Przypatrzmy się tej metaforze Pana Boga jako ogrodnika. Powiada Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii: "Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana". Po raz pierwszy Bóg został przedstawiony w obrazie ogrodnika od razu w opisie stworzenia, gdzie mówi się o tym, że Stwórca zasadził ogród w Eden i że na Jego rozkaz wyrosły tam różne drzewa (Rdz 2,8n).
Bardzo znana jest Pieśń o winnicy w Księdze Izajasza (5), gdzie Pan Bóg jest przedstawiony jako ogrodnik z całym sercem uprawiający swoją winnicę, która jednak przynosi mu tylko jakieś bezwartościowe plony. Przejmująco brzmi skarga Boskiego Ogrodnika na swoją winnicę, zapisana w Księdze Jeremiasza: "Przecież zasadziłem ciebie jako szlachetną latorośl, dlaczego zdziczałaś i stałaś się zwyrodniałą latoroślą?" (2,12). Rzecz jasna, tą winnicą jest lud Boży, notorycznie niewdzięczny wobec swojego Boskiego Ogrodnika.
Dzięki przyjściu do nas Syna Bożego nastąpił radykalny zwrot w dziejach tej winnicy. "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, wy zaś latoroślami, a Ojciec mój jest tym, który uprawia" (J 15,15). Teraz tylko poszczególne latorośle mogą być niewierne i niewdzięczne. Winnica jako całość - ponieważ cała wyrasta z Chrystusa - jest zawsze święta i zawsze przynosi wspaniałe owoce.
Jednakże te sadzonki - czytamy w dzisiejszej Ewangelii - których nie sadził Ojciec niebieski, zostaną wyrwane. Kościół, ponieważ go posadził Boski Ogrodnik, będzie trwał nie tylko do końca świata, ale na życie wieczne. Natomiast wszystko, co ludzkie, nawet to najbardziej szlachetne, podobnie jak kiedyś się zaczęło, tak kiedyś się skończy.
Trafnie to wyjaśnił Gamaliel, wstawiając się na posiedzeniu Sanhedrynu za pierwszymi chrześcijanami. Byli różni fałszywi mesjasze, którzy mieli wielu zwolenników. Wydawało się, że do nich należy przyszłość, a dziś nikt o nich nie pamięta. Jeżeli więc chrześcijaństwo pochodzi tylko od ludzi - argumentował Gamaliel - rozpadnie się i bez waszych prześladowań. "Jeżeli jednak rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć". Po prostu nikt nie zniszczy tej Winnicy, którą zasadził Boski Ogrodnik. Ona jest przeznaczona do życia wiecznego.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 15, 19).
Podobnie jak martwe ciało w tracie rozkładu wydziela fetor, tak efektem rozkładania się ludzkiego ducha są nasze grzechy.

Komentarz
Toteż samo tylko dobre postanowienie powrotu na drogę Bożych przykazań niewiele pomoże grzesznikowi. Grzesznik musi przecież odzyskać życie Boże. Nad grzesznikiem musi się miłosiernie pochylić Chrystus i obdarzyć go łaską uświęcającą. Dopiero wtedy nastąpi radykalna zmiana i człowiek ten zacznie owocować duchową radością, pokojem, cierpliwością, łagodnością oraz innymi przejawami obecności Ducha Świętego.
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje niesamowicie przewrotną taktykę, jakiej próbuje niekiedy wobec nas duch nieczysty. Zaczął on wołać, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. To bezczelność. Duch nieczysty próbuje przemienić się w apostoła i głosić prawdę o Jezusie. Byleby tylko wszystko zostało po staremu, byleby mógł pozostać w człowieku, którym zawładnął.
Dlatego koniecznie sobie zapamiętajmy: Prawda o Jezusie Chrystusie dopiero wtedy jest straszna dla duchów nieczystych i zbawia człowieka, kiedy jest przeniknięta miłością i mocą łaski.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 15, 21-28)
Jezus podążył w okolice Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: „Panie, dopomóż mi”. On jednak odparł: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!” Od tej chwili jej córka była zdrowa.

Komentarz:

Ktoś może się nawet zgorszyć tą sceną. Oto kobieta kananejska żarliwie błaga Pana Jezusa o pomoc. Nie dla siebie prosi. Błaga, by Pan Jezus ulitował się nad jej ciężko udręczoną córką. Pan Jezus jednak jakby zamknął uszy na jej błagania, jak gdyby obojętne mu było jej nieszczęście. „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucać psom” – powiada jej, tak jakby chciał ją obrazić.

Spróbujmy zobaczyć wielką mądrość Bożą w tej postawie Pana Jezusa wobec kobiety kananejskiej. Mianowicie kobieta ta odtwarza wzór zachowania, typowy dla żebraków tego regionu. Żebracy tamtejsi umieli o pomoc prosić wytrwale i bardzo natrętnie. Jeśli jednak w końcu nie doczekali się wsparcia, potrafili odpowiednio długo i soczyście przeklinać niedoszłego dobroczyńcę, mimo że przed chwilą błogosławili go i wychwalali ponad niebiosa.

Otóż Pan Jezus – swoją pozornie zdecydowaną odmową – doprowadził ową kobietę do momentu, w którym ona, gdyby chciała iść za przyjętym przez siebie wzorem zachowania, powinna by zacząć przeklinać. Tymczasem ona zachowuje się teraz zupełnie inaczej – nie jak żebraczka, ale jak człowiek wierzący. Dlatego zasłużyła sobie na pochwałę: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara!”

Zawsze, kiedy nam się wydaje, że Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw, przypomnijmy sobie tę kobietę kananejską. Tyle przecież razy i wciąż zaznajemy Bożej opieki nad nami, że naprawdę wypada Panu Bogu zaufać i wtedy, gdy naszych modlitw On jakby nie wysłuchuje. Może On w ten sposób okazuje nam większe miłosierdzie, niż gdyby nam udzielił swoich darów po naszej myśli.
O. Salij OP

***
(Mt 15, 29-37)
Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze. Na to rzekli Mu uczniowie: Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo? Jezus zapytał ich: Ile macie chlebów? Odpowiedzieli: Siedem i parę rybek. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

Komentarz
Tego drugiego już z kolei rozmnożenia chleba Pan Jezus dokonał na górze. Otóż ile razy Ewangelia mówi o tym, że Pan Jezus wszedł na górę, kryje się za tym coś więcej niż przekaz czysto topograficzny. Przypomnijmy sobie, że wszedł właśnie na górę, aby stamtąd wygłosić osiem błogosławieństw. Na górze - czytamy o tym w Ewangelii św. Marka - dwunastu spośród swoich uczniów ustanowił Apostołami.

Często też wychodził Pan Jezus na górę samotnie, aby tam się modlić. Trzech najbliższych sobie Apostołów wziął też ze sobą na górę przemienienia, aby mogli oglądać chwałę przyszłego zmartwychwstania. Dwie ostatnie, a zarazem najważniejsze góry w Jego życiu doczesnym, to góry dwóch ostatnich dni Jego życia: Góra Oliwna oraz Kalwaria.

Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, żeby zauważyć, że wszystkie Jego wstępowania na górę odsłaniają Go nam jako przewodnika w naszej drodze do Ojca. Syn Boży chce i ma moc doprowadzić nas do swojego przedwiecznego Ojca. Bylebyśmy tylko chcieli pójść za tym boskim przewodnikiem.
Oba cudowne rozmnożenia chleba zapowiadały dar Eucharystii. Otóż sama topografia obu tych wydarzeń wskazuje z jednej strony na podobieństwo, ale z drugiej strony na wyższość daru Eucharystii w stosunku do daru manny, jaką Bóg karmił swój lud podczas jego drogi do ziemi Kanaan. Pierwszego rozmnożenia chleba dokonał Pan Jezus na pustyni. Bo tak jak na pustyni Bóg karmił swój lud manną, dzięki czemu lud w końcu doszedł do celu swej wędrówki, tak również Eucharystia jest darem Bożym, który podtrzymuje nasze siły w drodze duchowej ludu Nowego Przymierza.

Drugiego jednak rozmnożenia chleba Pan Jezus dokonał na górze. Bo manna była tylko pokarmem doczesnym. Eucharystia jest pokarmem, mocą którego dojdziemy wręcz do życia wiecznego.
o. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 16 i 17

(Mt 16, 13-19)
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.

Komentarz:
Piotr jako pierwszy z Apostołów otrzymał dwie szczególnie wielkie łaski. Mianowicie był on pierwszym uczniem, który uwierzył w boskość Jezusa i tę swoją wiarę wyznał w obecności pozostałych uczniów. On też był pierwszym z Apostołów, który spotkał się z Nim po zmartwychwstaniu (Łk 24,34). Zapytajmy retorycznie: czy może być w Bożym planie zbawienia faktem mało ważnym to, że właśnie Piotr jest pierwszym z grona Apostołów świadkiem tych dwóch najbardziej fundamentalnych prawd wiary chrześcijańskiej?

Zatrzymajmy się nieco nad pierwszym świadectwem Piotra: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” (Mt 16,16). Jako pierwszy rozpoznał Piotr prawdę, że Pan Jezus jest Mesjaszem i Synem Bożym. To właśnie wówczas usłyszał słowa: „Ty jesteś Piotr, i na tej Skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego: cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.

Rzecz jasna, że „skalistość” Piotra nie miałaby żadnego sensu bez odniesienia do jedynej Skały, jaką jest Jezus Chrystus. Podobnie jak nie miałoby sensu nazywanie niektórych ludzi pasterzami w Kościele bez odniesienia do jedynego Pasterza, Jezusa Chrystusa. I nie miałoby sensu nazywanie przyjaciół Bożych świętymi bez odniesienia do Tego, który jest Święty w całym słowa znaczeniu i źródłowo.

Warto jeszcze zauważyć, jak jednoznacznie Piotr wypełnia funkcję głowy Apostołów już po odejściu Chrystusa Pana. Właśnie on przewodniczy wyborowi nowego Apostoła na miejsce Judasza (Dz 1,15nn). On reprezentuje młody Kościół w dniu Zesłania Ducha Świętego (Dz 2,14nn). Również później widzimy go wielokrotnie jako pierwszego w Kościele jerozolimskim (Dz 3,12nn; 5,3nn; 5,12; 5,29). Co szczególnie ważne: Piotr podejmuje przełomową dla Kościoła decyzję ochrzczenia pierwszego poganina (Dz 10), zaś w odnośnym opisie wyraźnie podkreślono, że uczynił to dzięki szczególnemu światłu Ducha Świętego (Dz 10,9-20), Wreszcie, Piotr przewodniczy Soborowi Jerozolimskiemu (Dz 15,7).

Podczas Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zapowiedział Piotrowi jego zdradę, ale zarazem obiecał, że On sam będzie się modlił za niego, aby nigdy nie załamał się w wierze. I kazał mu Pan Jezus utwierdzać w wierze braci. Jak wierzymy, to zadanie Piotra wypełnia w Kościele każdorazowy jego następca, biskup Rzymu.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
Kiedy mąż mówi żonie: „Kocham cię”, to w słowie tym może być bardzo wiele prawdy, może w tym słowie być trochę prawdy, a może być ono również całkiem puste. Podobnie kiedy ja przyłączam się do Apostoła Piotra i mówię Panu Jezusowi: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” — to moje wyznanie wiary w Chrystusa może być pełne prawdy, może być w nim tylko trochę prawdy, a może również ta moja deklaracja o wierze być zupełnie pusta. Nie można przecież powiedzieć, żeby całkiem do końca wierzył w Pana Jezusa ktoś taki, kto nie przywiązuje wagi do czerpania ze źródeł Jego łaski — kto nie ma nawyku wsłuchiwania się w naukę Ewangelii, kto rzadko przychodzi na niedzielną Mszę Świętą i prawie nie przystępuje do sakramentów.
Podobnie nie da się powiedzieć, że ktoś głęboko wierzy w Pana Jezusa, jeżeli nie do końca słucha Jego przykazań, jeżeli inaczej niż Pan Jezus widzi zasady moralności małżeńskiej albo stosunek do nieprzyjaciół.
Piotr swoją wiarę: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” wyznał naprawdę gorącym sercem. Okazało się jednak, że nawet wiara Piotra nie wytrzymała próby życia i w Wielki Piątek się załamała. Oby dzisiejsza Ewangelia pobudziła mnie do zdrowego niepokoju o to, czy moja wiara w Chrystusa jest we wszystkim i do końca autentyczna. „Jezu, ja wierzę w Ciebie serdecznie, ale tylko Ty jeden możesz mnie obdarzyć tą łaską, żebym wierzył w Ciebie naprawdę całym sercem”.
Słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, że Pan Jezus dał Piotrowi klucze swojego Królestwa, że powiedział mu nawet: „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. Pan Jezus nie wypowiadał słów pustych. Jeżeli takie słowa powiedział do Piotra, to niewątpliwie i Piotra, i potem jego następców, obdarza specjalnymi darami Ducha Świętego, ażeby każdy z nich był autentycznym i nieomylnym narzędziem Jego woli. To przecież wyrażają te słowa, że „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie”.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 16, 21-27)
Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku”. Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego postępowania”.

Komentarz:
My, uczniowie Chrystusa, w sens krzyża wierzymy dlatego, bo wierzymy, że nasz świat naprawdę jest Boży, że nawet wskutek grzechu nie przestał być Boży. Niestety, nasze grzechy głęboko zniekształcają pierwotną dobroć stworzonego przez Boga świata. Gdybyśmy nie byli grzeszni, miłość miałaby wyłącznie jasne strony. Byłaby zawsze czymś łatwym, oczywistym i radosnym. Grzeszność zarówno nasza własna, jak i innych ludzi, deformuje naszą miłość i nieraz czyni ją trudną. Ale nigdy nie jest tak, żeby miłość była niemożliwa.

Pierwszy Pan Jezus dał nam przykład, że miłość jest możliwa nawet wśród największej udręki i nienawiści. Nawet straszne ciemności Kalwarii nie zdołały w niczym zaciemnić Jego jednoznacznej miłości, która w Nim była. To trwanie w miłości również wtedy, kiedy to trudne, również wtedy, kiedy to bardzo trudne, nazywa się ofiarą. Do takiej właśnie wierności w miłowaniu nawołuje Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii, kiedy nam powiada: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

Kto nawet w sytuacjach trudnych nie zniechęca się do postawy miłości, ten czyni nieco jaśniejszym zarówno samego siebie, jak nasz świat. Apostoł Piotr napisał, że „miłość zakrywa wiele grzechów” (1 P 4,8). To właśnie dlatego Jan Paweł II podczas ostatniej swojej pielgrzymki po Polsce tak wiele mówił o szacunku i czci dla męczenników. Męczennicy trwali przy Chrystusie i Jego przykazaniach również wówczas, kiedy byli za to zabijani.

Otóż kiedy my w czasach pokoju dźwigamy po Bożemu krzyż choroby czy starości, krzyż trudnego życia małżeńskiego albo krzyż samotności, krzyż trudnej sytuacji materialnej albo jakikolwiek inny krzyż – powtarzam: jeśli tylko ten swój krzyż staramy się dźwigać po Bożemu – wówczas podobnie jak męczennicy przyczyniamy się do tego, że na świecie robi się jaśniej. Bo jeśli ktoś trwa przy Chrystusie i Jego miłości również wówczas, kiedy to trudne, staje się w ten sposób świadkiem tego, że szatan wcale nie jest taki mocny, jak to czasem mogłoby nam się wydawać, kiedy patrzymy na ogrom zła w naszym świecie.

Ale to nie jest tak, że my zrozumiemy, jak ważną rzeczą jest trwać w miłości również wówczas, kiedy to trudne, następnie poczynimy sobie odpowiednie postanowienia – i już będzie tak, jak sobie postanowimy. Źródłem wszelkiej prawdziwej miłości jest miłość Boża. A Boga nikt z nas prawdziwie nie pokocha sam z siebie. Do tego potrzebna jest Boża łaska. Prawdziwa miłość przychodzi z góry. Po to właśnie Syn Boży stał się człowiekiem i po to On sam umarł za nas na krzyżu, abyśmy mogli być obdarzani tą miłością i łaską, jaka płynie z góry. To dzięki Panu Jezusowi i Jego świętemu krzyżowi otrzymujemy siłę do dźwigania naszych codziennych krzyży.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
Nie jest chrześcijaninem, kto uważa Pana Jezusa tylko za jednego z największych ludzi, jacy pojawili się w dziejach. Gdyby ktoś Pana Jezusa stawiał w jednym rzędzie z Janem Chrzcicielem, Eliaszem czy Jeremiaszem, albo w jednym rzędzie z Buddą, Mojżeszem czy Mahometem, albo w jednym rzędzie z Sokratesem, Arystotelesem czy Gandhim, znaczyłoby to, że w Niego nie wierzy.
Być chrześcijaninem to znaczy wyznawać razem z Piotrem: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego!” To wierzyć, że On jest Synem Bożym. Przez Niego świat został stworzony, ale On z miłości do nas się uniżył i stał się jednym z nas, aby przez swoją śmierć na krzyżu otworzyć nam drogę do życia wiecznego.
Ludzie niewierzący o mocnym temperamencie religijnym marzą czasem o stworzeniu religii doskonalszej niż chrześcijaństwo. To miałoby sens, gdyby chrześcijaństwo było dziełem tylko ludzkim. Zarazem za takimi marzeniami kryje się rozpacz nieosiągalności prawdy ostatecznej. Bo przecież ta religia rzekomo doskonalsza od chrześcijaństwa też by kiedyś przeminęła i musiała ustąpić jakiejś innej.
Na szczęście chrześcijaństwo nie jest dziełem ludzkim, ale Bożym. Chrystus jest przecież Bogiem prawdziwym, Synem Bożym. Dlatego jest On nowością, która nigdy się nie zestarzeje ani nie znudzi, bo On przekracza najśmielsze ludzkie oczekiwanie. I pozostanie On nowością na zawsze, poprzez kolejne pokolenia i epoki. Bo w Nim i tylko w Nim można otrzymać życie wieczne, stać się uczestnikiem Bożej natury.
Ten Chrystus, którego w dzisiejszej Ewangelii wyznaje Apostoł Piotr, jest tym samym „wczoraj i dziś, tym samym także na wieki” (Hbr 13,8).
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 17, 1-9)
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z Nim.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza».

Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!» Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli.

A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: «Wstańcie, nie lękajcie się!» Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.

A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: «Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie».


Komentarz:
Znamienny jest kontekst, w którym dokonało się Przemienienie Pańskie. Bezpośrednio przedtem Pan Jezus zapowiedział uczniom swoją mękę. Powiedział im wtedy, że „jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Natomiast bezpośrednio po zejściu z Góry Przemienienia Pan Jezus uzdrawia epileptyka i po raz drugi zapowiada swoją mękę. Dwie zapowiedzi męki stanowią jakby dwie klamry, które spinają wydarzenie na Górze Przemienienia. Jasno stąd wynika, że przemienienie Jezusa można zrozumieć tylko w świetle Jego męki.

Dlaczego Pan Jezus, zamierzając wejść na Górę Przemienienia, wzywa nas do wzięcia krzyża i pójścia za Nim na Górę Kalwarii? Odpowiedź narzuca się sama: bo Góra Przemienienia i Góra Kalwaria — biorąc rzecz duchowo — są tą samą górą, są dwoma wymiarami tej samej góry.

Wchodzenie na górę wyraża drogę człowieka do Boga, zbliżanie się człowieka do swojego Stwórcy i Zbawcy. W swoim aspekcie trudnym i bolesnym, ale na szczęście krótkim i przemijającym, nasze zbliżanie się do Boga jest wchodzeniem na Górę Kalwarii. Natomiast w swoim aspekcie ostatecznym i wiekuistym jest to Góra Przemienienia, góra przepełniona światłem Bożej obecności i szczęściem przyjaźni z samym Bogiem.

Jezus nie musiał wchodzić na Górę Przemienienia ani na Górę Kalwarii. Góra Bożej Światłości jest Jego miejscem naturalnym. Więcej: On sam jest Światłością niestworzoną i Stwórcą wszelkiej światłości. Jest On przecież Jednorodzonym Synem Bożym, bez reszty zjednoczonym z Przedwiecznym Ojcem. To przecież o Nim powiada Pismo Święte, że nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, ale dla nas się uniżył i stał się jednym z nas. To dla nas stał się On człowiekiem, dla nas wchodził na Górę Błogosławieństw i na Górę Przemienienia i na Górę Kalwarii.

To dla nas wziął krzyż na swoje ramiona. W straszliwym trudzie i męce, wśród szyderstw i zniewag, wyniósł go na Górę Kalwarii i tam przecierpiał całą straszliwą torturę ukrzyżowania. Otóż dzisiejsza Ewangelia stanowi zaproszenie, żeby na krzyż Jezusa oraz na nasz własny krzyż niesiony razem z Jezusem spojrzeć w światłach Góry Przemienienia.

Na Kalwarii miłość okazała się większa niż cała nawałnica zła. Nieść krzyż razem z Jezusem to otwierać swój trud, swoją chorobę, nieszczęście, niepowodzenie, krzywdę na światło i moc, jakie płyną od Niego, od naszego Zbawiciela. Wtedy to zło nas nie zniszczy. Co więcej: wtedy jeszcze więcej ogarnie nas ufność do Boga i życzliwość dla bliźnich. I na własne oczy się przekonamy, jak Góra Kalwarii nabiera kształtów Góry Przemienienia.
O. Salij OP

Komentarz II
To nie przypadek, że na Górze Przemienienia rozmawiali z Jezusem Mojżesz i Eliasz. W Starym Testamencie czytamy, że zarówno Mojżesz, jak Eliasz rozmawiali z Bogiem na Górze Synaj, nazywanej też Górą Horeb. To właśnie na tej górze Mojżesz otrzymał od Boga dziesięcioro przykazań. Również na tej górze Eliasz przeżył słynną teofanię, kiedy to po bardzo gwałtownych zjawiskach przyrody Bóg objawił mu się w cichym, łagodnym wietrzyku. Otóż na Górze Przemienienia Mojżesz i Eliasz spotkali się z tym samym Bogiem prawdziwym i wszechmocnym, z którym spotkali się i rozmawiali podczas swego doczesnego życia.
Bardzo wiele się od tamtego czasu zmieniło. Stała się rzecz trudna do uwierzenia, przekraczająca wyobraźnię, a przecież stała się naprawdę. Mianowicie sam Bóg prawdziwy, Jednorodzony Syn Przedwiecznego Ojca, stał się człowiekiem. Tak wiele jesteśmy warci w oczach Boga, tak bardzo przez Niego ukochani. Mojżesz i Eliasz rozmawiają na Górze Przemienienia z Bogiem, który przyjął ludzką naturę i stał się jednym z nas.
Ewangelista Łukasz zapisał, że rozmawiali z Nim o Jego odejściu, jakie miało się dokonać w Jerozolimie. Dla kochającego Boga byliśmy warci nie tylko tego, żeby Syn Boży stał się Synem Człowieczym, ale również tego, żeby umarł za nas na krzyżu.
Obecność Mojżesza i Eliasza w wydarzeniu przemienienia Pańskiego podkreśla tajemnicę zstąpienia Boga do nas, ludzi, tajemnicę przygotowywaną przez całe dzieje Starego Testamentu i urzeczywistnioną w Jezusie Chrystusie.
Natomiast głos Ojca Przedwiecznego wskazuje na tajemnicę jakby odwrotną, na tajemnicę naszego wstępowania do Boga. "Oto mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!" "Słuchajcie Go, idźcie za Nim - powiada Ojciec Przedwieczny - On jest przewodnikiem waszego zbawienia! Słuchajcie Go, bo On jest Drogą, Prawdą i Życiem! Przychodźcie do Niego, bo On tak was ukochał, że dla was przeszedł przez mękę i krzyż! Dajcie Mu się prowadzić i doprowadzić do Przedwiecznego Ojca!"
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 17, 10-13)
Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz? On odparł: Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.

Komentarz:
Niezwykle ważny jest kontekst dzisiejszej Ewangelii. Pytanie o Eliasza uczniowie postawili, schodząc z Góry Przemienienia. Tam, podczas przemienienia Jezusa, uczniowie na własne oczy widzieli, że z Jezusem rozmawiali Mojżesz i Eliasz. Dlaczego jednak Eliasz z nimi nie został - pomyśleli sobie wtedy. Byłby to przecież świetny moment, żeby zaczęło się wypełniać proroctwo zapisane w Księdze Malachiasza, że w czasach mesjańskich Bóg przyśle proroka Eliasza, który wielkim wezwaniem do nawrócenia przygotuje lud Boży na nadejście dnia Pańskiego. Toteż schodząc z Góry Przemienienia, uczniowie zapytali Pana Jezusa, czy rzeczywiście Eliasz jeszcze przyjdzie. Pan Jezus im odpowiedział, że Eliasz już przyszedł, lecz został odrzucony i zamordowany. Uczniowie wtedy zrozumieli, że mówił o Janie Chrzcicielu, który właśnie niedawno zginął ścięty z rozkazu Heroda.
Byłoby to kompletnie niezgodne z prawdą Ewangelii, gdyby ktoś z tej odpowiedzi Pana Jezusa wnioskował, jakoby Jan Chrzciciel był reinkarnowanym Eliaszem. Sam Jan Chrzciciel - jak czytamy w Ewangelii św. Jana (1,21) - kiedy go zapytano: "Czy ty jesteś Eliaszem?", odpowiedział: "Nie jestem". Ewangeliczna nowina o kochającym i miłosiernym Bogu radykalnie wyklucza bezduszne prawo karmy, na którym opiera się doktryna o reinkarnacji. Zaś proroctwo Malachiasza w tym sensie wypełniło się w osobie Jana Chrzciciela, że działał on "w duchu i mocy Eliasza" (Łk 1,17).
Nie zgubmy jednak istotnego przesłania dzisiejszej Ewangelii. Mianowicie Pan Jezus zwraca uwagę swoim uczniom, że odrzucenie Go jako Mesjasza już się zaczęło w odrzuceniu Jana Chrzciciela. Jan został uwięziony i zamordowany, "tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał".
To warto sobie zapamiętać: zarówno przyjęcie, jak i odrzucenie Jezusa Chrystusa zaczyna się zazwyczaj od decyzji mniejszej wagi. Już w czasach Pana Jezusa wielu z tych, którzy mieli w Niego uwierzyć, przedtem przejęło się głoszonym przez Jana wezwaniem do nawrócenia. Z kolei wielu tych, którzy mieli Go odrzucić, przedtem odrzuciło Jana Chrzciciela. Powtórzmy: zarówno przyjęcie, jak i odrzucenie Jana Chrzciciela zaczyna się zazwyczaj od decyzji mniejszej wagi.
o. Jacek Salij

***
(Mt 17, 14-20)
Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i padając przed Nim na kolana, prosił: „Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić”. Na to Jezus odrzekł: „O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was znosić? Przyprowadźcie Mi go tutaj!”. Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie. Wtedy uczniowie podeszli do Jezusa na osobności i zapytali: „Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić?”. On zaś im rzekł: „Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: „Przesuń się stąd tam!”, a przesunie się. I nic nie będzie dla was niemożliwego”.

Komentarz:
Uczniowie nie mogli uzdrowić epileptyka i Pan Jezus im to wyrzuca. Bo niekiedy nasza duchowa bezsilność jest naszą winą. Może być w tym również jakaś moja wina, że ktoś bardzo mi bliski odszedł od wiary i wciąż do niej nie wraca. Albo że nie umiem pomóc mojemu dziecku wydobyć się z narkomanii czy jakiegoś innego nałogu. Powtarzam: niekiedy nasza duchowa bezsilność jest naszą winą.
„Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: „Przesuń się stąd tam” — czy jak w innej Ewangelii czytamy: „Rzuć się w morze — i tak się stanie”. Wiara jest tu dlatego porównana do ziarnka gorczycy, bo ludzie często nią gardzą i wydaje im się ona czymś małym i bez wartości. Tymczasem wiara daje rzeczywiste uczestnictwo w Bożej wszechmocy. „Nic niemożliwego nie będzie dla was” — powiada Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii.
Nawet w wymiarze czysto naturalnym wiara może stać się potężną siłą. Spójrzmy choćby na naszą historię ojczystą. Nasi przodkowie w XIX wieku, a w każdym razie wielu naszych przodków, żyło wiarą, że Polacy jednak zdołają odzyskać ojczyznę, mieć własne państwo, cieszyć się niepodległością. Po ludzku wydawało się to kompletnie niemożliwe, a oni w to jednak wierzyli.
Natomiast w wymiarze nadprzyrodzonym cud przesunięcia góry i rzucenia jej w morze dokonuje się wręcz często. Jakżeż często się zdarza, że między małżonkami stało się bardzo wiele zła, dzieli ich czasem cała góra nieporozumień, rozczarowań, wzajemnych krzywd. Wydaje się nieraz, że to małżeństwo jest już nie do uratowania. Jeżeli jednak oboje, albo nawet tylko jedno z nich zacznie z wiarą, i nie tylko słowami, prosić Pana Boga, aby ta góra się przesunęła i spadła w morze, nieraz wraca pogoda do tej rodziny i wówczas okazuje się, że była to góra z mgły. Małżeństwo, które wydawało się nie do odbudowania, wraca wówczas do prawdziwej, i to jeszcze głębszej i mądrzejszej miłości i jedności, niż było to na początku.
Tak samo nieraz wydaje nam się, że kogoś nam bliskiego czy znajomego od przyjęcia dobrej nowiny o Jezusie Chrystusie dzieli wielka góra grzechów, złych nawyków i uprzedzeń. Ale jeżeli mamy wiarę, że przecież każdy człowiek jest zdolny do usłyszenia dobrej nowiny o zbawieniu, okazuje się, że ta góra spada w morze, i człowiek, co do którego nigdy byśmy nie przypuszczali, że jest w ogóle zdolny do wiary, staje się gorliwym uczniem Pana Jezusa.
Tak wielka jest potęga wiary. Wystarczy, że wiara będzie przynajmniej taka jak ziarnko gorczycy.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 17, 22-27)
Gdy Jezus przebywał w Galilei z uczniami, rzekł do nich: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie”. I bardzo się zasmucili. Gdy przyszli do Kafarnaum, przystąpili do Piotra poborcy didrachmy z zapytaniem: „Wasz Nauczyciel nie płaci didrachmy?” Odpowiedział: „Tak”. Gdy wszedł do domu, Jezus uprzedził go, mówiąc: „Szymonie, jak ci się zdaje: Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki? Od synów swoich czy od obcych?” Gdy Piotr powiedział: „Od obcych”, Jezus mu rzekł: „A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź pierwszą złowioną rybę, a gdy otworzysz jej pyszczek, znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie”.

Komentarz:
W czasach Pana Jezusa wszystkich Żydów obowiązywał podatek świątynny, który się płaciło dwa razy w roku. Syn Boży był, rzecz jasna, ponad tym obowiązkiem. Płacił jednak ten podatek, ażeby nie powodować zgorszenia.
Dzisiejsza Ewangelia opowiada o tym, że Pan Jezus zdecydował się jednak podkreślić wobec swoich uczniów, że Jego nie dotyczy obowiązek, któremu podlegają zwyczajni członkowie ludu Bożego. Taki sens ma zarówno Jego rozmowa z Piotrem, jak nakaz znalezienia monety podatkowej w pyszczku ryby, którą Piotr miał złowić.
Krótki tekst aż dwa razy podkreśla wszechwiedzę Pana Jezusa. Najpierw Pan Jezus sam rozpoczyna rozmowę o podatku, mimo że poborca podatkowy przyszedł do Piotra pod Jego nieobecność. Przede wszystkim jednak Pan Jezus wie nawet o tym, że jakaś tam ryba połknęła dwudrachmę i że właśnie Piotr ją złowi.
Zastanówmy się, czym jest wszechwiedza Pana Jezusa w stosunku do mnie. On zna mnie całego, tak jak ja sam siebie nigdy nie poznam. Ale jest to wszechwiedza Tego, który jest Miłością, któremu – bardziej niż mnie samemu – zależy na moim dobru ostatecznym.
Kiedy przystępujemy do sakramentu pokuty, dobrze jest czasem uświadomić sobie, że przychodzimy do Wszechwiedzącego i Kochającego. Jezus lepiej od nas wie, jakimi darami zostaliśmy obdarzeni, i lepiej od nas zna nasze grzechy. Spowiadamy się przed Nim najszczerzej jak potrafimy – zresztą byłoby czymś absurdalnym ukryć cokolwiek przed Wszechwiedzącym – zarazem jednak liczymy na to, że On nas będzie uzdrawiał również z tych ran, których sobie nie uświadamiamy, i odpuści nam również te grzechy, które są przed nami ukryte.
Krótko mówiąc, ilekroć pomyślimy sobie o Bożej wszechwiedzy, od razu przypomnijmy sobie o tym, że u Boga wszechwiedza przepełniona jest miłością.
o. Jacek Salij OP
***
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 18

(Mt 18, 1-5. 10)
W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie”.

Komentarz:
My wobec naszych aniołów stróżów jesteśmy jak dzieci wobec dorosłych. Bo my do naszej dojrzałości duchowej dopiero dążymy, natomiast nasi aniołowie stróżowie już teraz oglądają Boga twarzą w twarz.
My też osiągniemy kiedyś dojrzałość ostateczną. Pięknie pisze o tym Apostoł Paweł w zakończeniu swojego hymnu o miłości: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno, wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz”.
Obecnie jednak do naszej ostatecznej dojrzałości dopiero dążymy, dlatego potrzebna jest nam opieka aniołów stróżów, gdyż oni już oglądają Boga. Że przypomnę tu wizję z Księgi Daniela: „Strumień ognia się rozlewał i wypływał od tronu Przedwiecznego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a 10 tysięcy po 10 tysięcy stało przed Nim”. To niezwykłe sobie pomyśleć, że ktoś tak blisko stojący Boga został mi dany przez Boga na szczególnego przyjaciela i opiekuna.
Może tylko powinniśmy sobie trochę więcej przypominać o tym, że mój anioł stróż nie tylko mnie kocha i zależy mu na moim dobru, ale on jest kimś potężnym. Jak to napisano w Psalmie 34: „Anioł Pana zakłada obóz warowny wokół bojących się Pana i niesie im ocalenie”. W Księdze Rodzaju czytamy nawet, że aniołowie Boży użyli dobrotliwie siły wobec Lota i jego rodziny, ażeby ich ocalić z Sodomy: „Kiedy Lot ociągał się, chwycili go, jego żonę i obie córki – Pan bowiem litował się nad nimi – i wyprowadzili go poza miasto”.
Na koniec warto może przypomnieć stare przekonanie chrześcijan, że nasze dobre czyny radują aniołów Bożych i pobudzają ich do tego, żeby nam pomagać jeszcze więcej. Natomiast naszymi grzechami odpędzamy od siebie nawet naszego anioła stróża.
O. Salij OP

***
(Mt 18, 1-5. 10. 12-14) 
Uczniowie przystąpili do Jezusa, pytając: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje. Baczcie, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie. Jak wam się zdaje? Jeśli ktoś posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich, to czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się błąka? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło nawet jedno z tych małych”.

Komentarz:
Co to znaczy, że musimy stać się jak dzieci, jeśli chcemy wejść do Królestwa Niebieskiego? Dziecko jest prostolinijne – rzadko się zdarza, żeby co innego myślało, a co innego mówiło. Dziecko nie liczy na siebie – wie, że bez rodziców nie dałoby sobie rady. Ale tym, co chyba najbardziej nam potrzebne z postawy dziecka, to postawa całkowitego zawierzenia siebie Bogu.
Grzech pierwszych rodziców polegał właśnie na tym, że zaczęli podejrzewać Pana Boga o to, że może nie do końca jest nam życzliwy. Również nasza grzeszność polega na tym, że nie potrafimy w pełni zawierzyć siebie Bogu – że swojego dobra szukamy nieraz po swojemu i wbrew Panu Bogu. Być dzieckiem wobec Pana Boga to uwierzyć Mu, że On lepiej od nas wie, na czym polega nasze dobro – to liczyć na Niego i ufać Mu również wówczas, kiedy wydaje nam się, że On jakby nas opuścił.
Przypomina się dwuwiersz Adama Mickiewicza:
Wołasz do Boga: „Ojcze!” – Ojciec wnet przychodzi,
Lecz zamiast dziecka, chłopa dużego znachodzi.
Jeszcze dwa słowa na temat przypowieści o pasterzu szukającym zagubionej owieczki. To jest jakby manifest chrześcijańskiego personalizmu. Każdy z nas jest dla Boga kimś bardzo ważnym, każdego z nas Bóg kocha dla niego samego i odrębnie.
Pan Jezus tę przypowieść związał z pouczeniem, że musimy się stać jak dzieci. Bo żeby grzesznik dał się znaleźć Dobremu Pasterzowi, musi odbudować w sobie coś z postawy dziecka. Musi sobie uświadomić, jak bardzo potrzebuje Zbawiciela i musi Mu się całkowicie zawierzyć. Bo jakżeż On ma mnie wybawić, jeśli ja nie pozwolę Mu wziąć się na ramiona?
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 18, 15-20)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.

Komentarz
Te słowa Pana Jezusa wspaniale skomentował - w roku mniej więcej 108, a więc prawie 1900 lat temu - święty Ignacy z Antiochii. Pan nasz powiedział - mówił święty Ignacy - że gdzie dwoje lub troje zgromadzi się w Jego imię, tam On jest wśród nich. Tak wielka jest moc wspólnej modlitwy! Zatem pomyślcie, bracia, jak potężna musi być moc tej modlitwy, kiedy już nie dwoje czy troje, ale cały Kościół gromadzi się na Eucharystię!

Trudno sobie wyobrazić coś bardziej intymnego niż wiara, ale zarazem wiara z natury swojej domaga się wspólnoty. Wiara jest to oddanie się Bogu, który kocha. Jest to odkrywanie wciąż na nowo, że jestem dzieckiem Boga. Wtedy człowiek z konieczności sobie uświadamia, że nie ja jeden jestem dzieckiem Bożym, że Bóg swoich dzieci ma, miliardy.

Jeszcze z innej strony spójrzmy na tę potrzebę wspólnoty w wierze. Wiele darów otrzymujemy od Boga bezpośrednio, ale też wiele darów Bóg chce nam dawać w taki sposób, że my, Jego dzieci, wzajemnie się obdarzamy. Jest tak dlatego, bo Panu Bogu zależy na tym, żebyśmy my, Jego dzieci, byli powiązani więzami wzajemnej miłości. Wiara w pojedynkę jest podobna do iskry, która wypadła z ogniska - jest czymś raczej pewnym, że zgaśnie. Wspólnota wiary jest nam potrzebna, żebyśmy mogli wzajemnie dzielić się i obdarzać światłem wiary, pobudzać się wzajemnie do wiary gorliwej, do wierności Bożym przykazaniom, itd.

Ale te słowa: "gdzie dwoje lub troje zgromadzą się w moje imię, tam Ja jestem wśród nich", są szczególnie prawdziwe w odniesieniu do rodziny chrześcijańskiej. Jak wiadomo, rodzina zbudowana na sakramencie małżeństwa jest małym Kościołem. Co to znaczy? Kościół to, po pierwsze, miejsce zbawczej obecności Boga wśród ludzi, miejsce, gdzie szczególnie blisko można się z Bogiem spotkać i otrzymywać od Niego światło, siłę i łaskę. Moja rodzina jest małym Kościołem, jeżeli wszyscy - a przynajmniej ci, którzy to rozumieją - troszczymy się o to, żeby modlitwa i wiara realnie opromieniała nasze życie rodzinne.

Po wtóre, Kościół, świątynia, to także miejsce, gdzie składane są miłe Bogu ofiary. Ofiara jest to wierność dobru również wtedy, kiedy to trudne. Jest to taka wierność dobru, która podoba się Panu Bogu. Moja rodzina o tyle więcej jest małym Kościołem, o ile więcej dzieje się w niej rzeczy podobających się Bogu.
Po trzecie, Kościół - miejsce szczególnej obecności Boga wśród ludzi - ma być także miejscem szczególnego świadectwa zarówno dla siebie wzajemnie, jak i dla ludzi z zewnątrz. Także ten wymiar warto odnieść do rodziny jako małego Kościoła. Wtedy te słowa Pana Jezusa, że gdzie dwoje lub troje gromadzą się w Jego imię, tam On jest wśród nich - będą się bardzo realnie odnosiły również do mojej rodziny.
o. prof. Jacek Salij OP

Komentarz II
Te słowa Pana Jezusa wspaniale skomentował - w roku mniej więcej 108, a więc prawie 1900 lat temu - święty Ignacy z Antiochii. Pan nasz powiedział - mówił święty Ignacy - że gdzie dwoje lub troje zgromadzi się w Jego imię, tam On jest wśród nich. Tak wielka jest moc wspólnej modlitwy! Zatem pomyślcie, bracia, jak potężna musi być moc tej modlitwy, kiedy już nie dwoje czy troje, ale cały Kościół gromadzi się na Eucharystię!

Trudno sobie wyobrazić coś bardziej intymnego niż wiara, ale zarazem wiara z natury swojej domaga się wspólnoty. Wiara jest to oddanie się Bogu, który kocha. Jest to odkrywanie wciąż na nowo, że jestem dzieckiem Boga. Wtedy człowiek z konieczności sobie uświadamia, że nie ja jeden jestem dzieckiem Bożym, że Bóg swoich dzieci ma, miliardy.

Jeszcze z innej strony spójrzmy na tę potrzebę wspólnoty w wierze. Wiele darów otrzymujemy od Boga bezpośrednio, ale też wiele darów Bóg chce nam dawać w taki sposób, że my, Jego dzieci, wzajemnie się obdarzamy. Jest tak dlatego, bo Panu Bogu zależy na tym, żebyśmy my, Jego dzieci, byli powiązani więzami wzajemnej miłości. Wiara w pojedynkę jest podobna do iskry, która wypadła z ogniska - jest czymś raczej pewnym, że zgaśnie. Wspólnota wiary jest nam potrzebna, żebyśmy mogli wzajemnie dzielić się i obdarzać światłem wiary, pobudzać się wzajemnie do wiary gorliwej, do wierności Bożym przykazaniom, itd.

Ale te słowa: "gdzie dwoje lub troje zgromadzą się w moje imię, tam Ja jestem wśród nich", są szczególnie prawdziwe w odniesieniu do rodziny chrześcijańskiej. Jak wiadomo, rodzina zbudowana na sakramencie małżeństwa jest małym Kościołem. Co to znaczy? Kościół to, po pierwsze, miejsce zbawczej obecności Boga wśród ludzi, miejsce, gdzie szczególnie blisko można się z Bogiem spotkać i otrzymywać od Niego światło, siłę i łaskę. Moja rodzina jest małym Kościołem, jeżeli wszyscy - a przynajmniej ci, którzy to rozumieją - troszczymy się o to, żeby modlitwa i wiara realnie opromieniała nasze życie rodzinne.

Po wtóre, Kościół, świątynia, to także miejsce, gdzie składane są miłe Bogu ofiary. Ofiara jest to wierność dobru również wtedy, kiedy to trudne. Jest to taka wierność dobru, która podoba się Panu Bogu. Moja rodzina o tyle więcej jest małym Kościołem, o ile więcej dzieje się w niej rzeczy podobających się Bogu.
Po trzecie, Kościół - miejsce szczególnej obecności Boga wśród ludzi - ma być także miejscem szczególnego świadectwa zarówno dla siebie wzajemnie, jak i dla ludzi z zewnątrz. Także ten wymiar warto odnieść do rodziny jako małego Kościoła. Wtedy te słowa Pana Jezusa, że gdzie dwoje lub troje gromadzą się w Jego imię, tam On jest wśród nich - będą się bardzo realnie odnosiły również do mojej rodziny.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 18, 21-35)
Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?" Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby dług w ten sposób odzyskać. Wtedy sługa padł mu do stóp i prosił go: »Panie, okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam«. Pan ulitował się nad owym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: »Oddaj, coś winien!« Jego współsługa padł przed nim i prosił go: »Okaż mi cierpliwość, a oddam tobie« . On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego, wezwawszy go, rzekł mu: »Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?« I uniósłszy się gniewem, pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu nie odda całego długu. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu"

Komentarz:
Niezgoda między braćmi i siostrami ma w sobie coś szczególnie przykrego. Przecież sama natura woła o to, żeby dzieci tych samych rodziców były dla siebie ludźmi szczególnie bliskimi. Żeby wzajemnie mogły na siebie liczyć, żeby radości i kłopoty jednego z nich były poniekąd radościami i kłopotami ich wszystkich. Toteż ojciec i matka zazwyczaj bardzo ciężko przeżywają to, że ich rodzone dzieci są poróżnione, żyją w niezgodzie albo nawet w nienawiści. Czasem się zdarza, że syn lub córka, którzy szczególnie są winni niezgody między rodzeństwem, ostentacyjnie okazują swoje przywiązanie do rodziców. Ojcu i matce sprawia to wówczas dodatkową przykrość.

Spróbujmy te spostrzeżenia przenieść na nasze relacje z Panem Bogiem. Bóg stworzył nas z absolutnie bezinteresownej miłości i chce mieć nas swoimi dziećmi, On jest Ojcem nas wszystkich. Nawet wyobrazić sobie nie potrafimy jak bardzo ranimy Jego miłość tym, że my, Jego dzieci, jesteśmy wzajemnie ze sobą tak skłóceni, wzajemnie dla siebie obojętni, niesprawiedliwi, niekiedy nawet okrutni.
Zwyczajni rodzice na szczęście prawie nigdy nie muszą przeżywać dramatu, że wśród ich dzieci dokonało się bratobójstwo. Pan Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi i każda zbrodnia to dla niego dramat, że jedne Jego dzieci zabijają, deprawują, wykorzystują, nienawidzą inne jego dzieci. Nie pojmiemy tego bólu, jaki naszym wzajemnym skłóceniem zadajemy kochającemu nas Bogu.

Pismo Święte pozwala nam domyślać się, że Bóg z powodu naszych grzechów odczuwa jakieś tajemnicze cierpienia. W Księdze Izajasza Pan Bóg się skarży: „Przykrość Mi zadajesz swoimi grzechami, występkami swoimi mnie zamęczasz". Nie pojmiemy, co to jest ból miłości w nieskończenie doskonałym Bogu. Nie pojmiemy, jakim ciężarem dla Ojca nas wszystkich muszą być te wszystkie nienawiści, jakimi my, Jego dzieci, jesteśmy wzajemnie podzieleni. I te wszystkie niegodziwości, jakimi się wzajemnie krzywdzimy. Ja i ty niby niewiele możemy tu coś zmienić.

A przecież to, co możemy, to jest naprawdę wiele. Każdy z nas może pracować nad uzdrowieniem swoich relacji z innymi, naprawiać to, co się da naprawić i budować w sobie postawę przebaczenia, zamiast hodować w sobie zawziętą pamięć o doznanych krzywdach. Bo jak nam pokazuje Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii, to naprawdę jest wielka bezczelność, że ja, któremu Bóg okazał tak wiele miłosierdzia, nie chcę przebaczyć mojemu bliźniemu czegoś nieporównanie mniejszego
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
Liczby siedem i siedemdziesiąt siedem po raz pierwszy zostały zestawione w Księdze Rodzaju. Mianowicie znajduje się tam przechwałka jednego z potomków Kaina, że Kain mścił się siedem razy, a on będzie się mścił siedemdziesiąt siedem razy (Rdz 4,24). Za pomocą tej ciemnej przechwałki Pismo Święte mówi nam o narastaniu grzechu i rozbicia między ludźmi.
Dzisiejsza Ewangelia, zestawiając liczby siedem i siedemdziesiąt siedem, mówi o czymś dokładnie odwrotnym: że dzięki Panu Jezusowi pojednanie nie tylko jest możliwe, ale ma narastać. To by było mało przebaczyć siedem razy – powiada Pan Jezus – trzeba przebaczyć siedemdziesiąt siedem razy. Przesłanie przypowieści o niewdzięcznym i niemiłosiernym dłużniku jest oczywiste: wzorem naszej postawy przebaczenia i pojednania jest przebaczenie, jakie ja sam otrzymuję od Boga.
Przypatrzmy się największemu przebaczeniu, jakie miało miejsce w ludzkiej historii. Pan Jezus – i to w godzinie, w której Go zabijano – modlił się za swoich morderców: „Boże, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Nawet ta potworna krzywda, jakiej doznawał, nie przesłoniła w Nim tej prawdy, że Jego wrogowie to nie tylko krzywdziciele i zbrodniarze, ale także nieszczęśnicy, którzy nie wiedzą, co czynią. I modlił się za nich.
Otóż ilekroć ty czy ja stajemy przed Bogiem, aby Go błagać o przebaczenie i miłosierdzie, liczymy na to samo rozróżnienie między mną a moim grzechem. Prosimy wtedy Boga mniej więcej tak: „Panie Boże, ja mam nadzieję, że mój grzech to nie jestem ja cały. Przecież to Ty mnie stworzyłeś, ja noszę w sobie Twój obraz. Wiem, że nie kochasz moich grzechów, ale że mnie kochasz. Wybacz mi moje grzechy i pomagaj mi je naprawiać, a nade mną się ulituj!”
Przypowieść o niewdzięcznym i niemiłosiernym dłużniku poucza nas, że skoro Bóg wybacza nam, to i my powinniśmy przebaczać tym, którzy przeciwko nam zawinili. Przed krzywdą wolno nam się bronić, wolno również domagać się tego, żeby krzywdziciel został ukarany za popełnione zło. Ale nie wolno nam zapomnieć o tym, że nasz krzywdziciel to przede wszystkim człowiek. A człowiek to znaczy ktoś kochany przez Boga i wezwany do życia wiecznego. Zło czynione przez człowieka wolno, a nawet trzeba potępiać, ale za człowieka trzeba się modlić, aby Bóg mu przebaczył jego zło.
Zresztą każdy z nas chciałby również, żeby w taki właśnie sposób inni ludzie nas traktowali, jeśli zdarzy nam się przeciwko nim zawinić.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 19

(Mt 19, 3-12)
Faryzeusze przystąpili do Jezusa, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu? On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Odparli Mu: Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją? Odpowiedział im: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo. Rzekli Mu uczniowie: Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić. Lecz On im odpowiedział: Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!

Komentarz
„Przez wzgląd na zatwardziałość waszych serc pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było” – powiada Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Warto sobie uświadomić, że w tamtych czasach rozwód nie oznaczał rozbicia rodziny, tak jak jest to dzisiaj. Rodzina podstawowa była wtedy cząstką wielkiej rodziny i jeśli zdarzał się rozwód, to ani dzieci, ani małżonków nie pozostawiał on bez rodziny.

Mimo to jednak Pan Jezus cofnął Mojżeszowe pozwolenie na rozwód, a związek po rozwodzie albo z kimś rozwiedzionym nazywa cudzołóstwem. Ducha ewangelicznej nauki o małżeństwie pięknie wydobył Jan Paweł II, kiedy niedawno w Starym Sączu przypomniał niezmienną naukę Kościoła, "że w żadnych okolicznościach wartość małżeństwa, tego nierozerwalnego związku miłości dwojga osób, nie może być podawana w wątpliwość. Jakiekolwiek rodziłyby się trudności, nie można rezygnować z obrony tej pierwotnej miłości, która zjednoczyła dwoje ludzi i której Bóg nieustannie błogosławi. Małżeństwo jest drogą świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową".

Zastanówmy się jeszcze, co znaczą te trzy wyrazy, jakie znalazły się w ewangelicznym zakazie rozwodów - mianowicie zakazuje Pan Jezus małżonkom rozchodzić się "poza wypadkiem nierządu". Kościół już od czasów apostolskich wyjaśnia, że chodzi tu o takie związki, kiedy mężczyzna i kobieta żyją na sposób małżeństwa, ale małżeństwem nie są. W takim związku była na przykład Samarytanka, której Pan Jezus powiedział: "Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem" (J 4,18). Otóż tylko w odniesieniu do takich związków Pan Jezus dopuszcza, a nawet zaleca rozejście się.

Warto przypomnieć, jak jasno nauka Pana Jezusa na temat małżeństwa powtarzana jest w pismach Apostołów. "Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich nakazuję nie ja, lecz Pan - pisze Apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian - Żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Małżonek również niech nie oddala się od swej żony" (7,10n).

Bardzo podobna nauka znajduje się w Liście do Rzymian: "Kobieta zamężna na mocy Prawa związana jest ze swym mężem, jak długo on umrze. Gdy jednak mąż umrze, traci nad nią moc prawo męża. Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od prawa, tak iż nie jest cudzołożnicą, mieszkając z innym mężczyzną" (7,2n).

Nacisk społeczny, żeby Kościół pozwalał na rozwód przynajmniej w niektórych przypadkach, jest dzisiaj tak duży, że Kościół uczyniłby to już dawno, gdyby to było w jego mocy. Jeśli Kościół nie zgadza się na rozwody, to dlatego, że nie może. Po prostu nauka Pana Jezusa na ten temat jest zbyt wyraźna.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 19, 13-15)
Przynoszono do Jezusa dzieci, aby położył na nie ręce i pomodlił się za nie; a uczniowie szorstko zabraniali im tego. Lecz Jezus rzekł: «Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie». Położył na nie ręce i poszedł stamtąd.

Komentarz
W tych słowach Chrystusa Pana: "Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie", Kościół zawsze słyszał pouczenie, ażeby nawet niemowlętom nie skąpić łaski Bożej i udzielać im sakramentu chrztu. Warto wiedzieć, że w roku 252 odbył się synod w Kartaginie, na którym ponad sześćdziesięciu biskupów ostro upomniało duszpasterza, który ośmielał się odkładać chrzest dzieci na... ósmy dzień po urodzeniu.

W uchwale synodalnej wyjaśnia się, że niemowlęta są równe ludziom dorosłym zarówno w ludzkiej godności, jak w powołaniu do życia wiecznego: "Cóż bowiem brakuje temu, kto w łonie matki został utworzony rękami Boga? Tylko w naszych oczach z biegiem dni rosną ci, którzy się urodzili. Wszystko jednak, co Bóg stworzył, jest doskonałe, dzięki majestatowi i działalności Boga Stworzyciela. Przecież wszyscy, zarówno dzieci jak dorośli, mają równy udział w darach Bożych".

Podczas chrztu niemowlęcia w sposób szczególnie jasny ujawnia się prawda, że Bóg ukochał nas pierwszy i bez żadnych naszych zasług. Rzecz jasna, prawda ta dotyczy również ludzi dorosłych. Jednak człowiek dorosły ma zwykle poczucie, że to on szuka Boga; dopiero kiedy Go znajdzie, zaczyna rozumieć, iż w gruncie rzeczy Bóg szukał go pierwszy. W przypadku dziecka widać to z całą oczywistością, że chrzest, dar rzeczywistej przyjaźni z Bogiem, jest mu udzielany po prostu dlatego, że się urodziło i że ma chrześcijańskich rodziców.

Chrystusowe upomnienie: "nie przeszkadzajcie dzieciom przychodzić do Mnie", dotyczy jednak nie tylko tego, żeby dzieci nie odsuwać od łaski chrztu. Panu Jezusowi chodzi również o to, żeby ludzie dorośli, a zwłaszcza rodzice, nie utrudniali dzieciom rozwoju religijnego. Byle jaka wiara rodziców z pewnością nie pomaga dziecku w tym, żeby zbliżyło się do Pana Jezusa i się z Nim zaprzyjaźniło. Brak modlitwy w domu rodzinnym, luźny tylko związek z Kościołem, opuszczanie niedzielnej Mszy Świętej musi się negatywnie odbić na religijnym rozwoju dziecka. Tacy rodzice, niestety, przeszkadzają swoim dzieciom przyjść do Jezusa.
o. prof. Jacek Salij OP

***
(Mt 19, 16-22)
Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne? Odpowiedział mu: Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania. Zapytał Go: Które? Jezus odpowiedział: Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego! Odrzekł Mu młodzieniec: Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje? Jezus mu odpowiedział: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

Komentarz
Scena z bogatym młodzieńcem istotnie przyczyniła się do rozwoju w Kościele życia zakonnego. Odczytano w niej naukę o dwóch rodzajach naszej drogi do Boga. Droga pierwsza: "Jeśli chcesz osiągnąć życie wieczne, zachowaj przykazania". I droga druga: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną".
Do życia wiecznego, a więc i do zachowania przykazań, wezwani są wszyscy. Do tej drugiej drogi Chrystus wzywa tylko niektórych. Bogatego młodzieńca Pan Jezus wezwał do tej drugiej drogi. To było szczególne wyróżnienie. On jednak w tym wezwaniu zauważył tylko ciężar i się go przestraszył. Był bowiem przywiązany do swojego bogactwa.

Bogactwo stało się dla niego ciężarem, jakby kulą u nogi, która mu uniemożliwiła pójście za Chrystusem. Ale on tego nie rozumiał. Bogactwo stało się jakby cząstką jego samego. Pan Jezus radzi mu porzucić ciężar, który stał się dla niego jakby kulą u nogi, a on to tak odczuł, jakby Pan Jezus go namawiał do odcięcia sobie nogi. Nie zrozumiał, że jest to wezwanie do prawdziwej wolności i do pełnej człowieczej tożsamości.

A przecież bogaty młodzieniec nie był wielkim grzesznikiem, on Boże przykazania w zasadzie zachowywał. Ale tak czasem bywa, że człowiekowi bez wielkich grzechów trudniej się nawrócić niż wielkiemu grzesznikowi. Jakżeż inaczej zachował się celnik Lewi, przyszły Ewangelista Mateusz, kiedy Pan Jezus wezwał go: "Pójdź za Mną!" Zapewne przedtem nieraz mijał się z Bożymi przykazaniami; gromadząc swój majątek, zapewne skrzywdził niejednego. Ale kiedy Pan Jezus powiedział mu: "Porzuć to wszystko i pójdź za Mną", on zrozumiał, że wreszcie będzie mógł żyć prawdziwie, po ludzku. Że nawet skarby będzie mógł sobie gromadzić, ale skarby prawdziwe, skarby w niebie, skarby, których ani mól i rdza nie zniszczą, ani złodzieje nie wykradną.

o. Jacek Salij


(Mt 19, 23-30)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego. Gdy uczniowie to usłyszeli, przerazili się bardzo i pytali: Któż więc może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe. Wtedy Piotr rzekł do Niego: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy? Jezus zaś rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.

Komentarz

Słowa te nie są skierowane przeciwko posiadaniu dóbr materialnych. Pan Jezus ostrzega nas, abyśmy dóbr tego świata nie czynili celem naszego życia, ani nie szukali w nich potwierdzenia swojej wartości.

Bo przecież dóbr materialnych potrzebujemy. I to Pan Bóg tak nas stworzył, że ich potrzebujemy. Potrzebujemy ich codziennie. Potrzebujemy codziennie jeść i pić, ubrać się, musimy mieć gdzie mieszkać. Pieniądze są nam potrzebne również do zaspokajania potrzeb duchowych, choćby po to, żeby kupić książkę czy pomóc potrzebującemu. Ale to są tylko środki - nie cel ani nie podstawa znaczenia naszego ludzkiego życia.

W Dziadach części III, w "Przeglądzie wojska", znajduje się obraz generałów, którzy całą swoją wartość znaleźli w przyznanych im przez cara szarżach i orderach:

Na każdym gwiazdek, kółek i krzyżyków
Z przodu i z tyłu więcej niż guzików.
Świecą się wszyscy, lecz nie światłem własnym,
Promienie na nich idą z oczu pańskich (...)
Lecz gdy car strzeli niełaskawym okiem,
Jenerał bladnie, słabnie, często - zdechnie.

Wielka to nędza, jeśli ktoś całej swojej wartości dopatruje się w tym, co posiada: że jest biznesmenem albo ministrem czy dyrektorem, że znajduje się w korzystnych układach, że ma duże konto w banku. Przecież prawdziwa wartość człowieka znajduje się w jego sercu.

Ucho igielne, przez które chce przejść garbaty i objuczony wielbłąd, kojarzy mi się z pewnym wyobrażeniem Orygenesa, na czym będzie polegało wyzwolenie po śmierci. Mianowicie droga przed Boże oblicze - wyobrażał sobie Orygenes - będzie przechodziła przez komory celne, na których złe duchy będą nam odbierały to wszystko, co do nich należy.

A nieraz to, co w nas nie-Boże - nasze wady, niemądre przywiązania, wewnętrzne nieporządki, co z nami się zrosło, stało się cząstką nas samych. Odbieranie nam tego może być bardzo bolesne. Ale wyzwalające.

O ile słuszniej, żeby to wyzwolenie dokonywało się już teraz, już w tym życiu. Bo w ten sposób nawet bogacz będzie mógł przejść przez ucho igielne. "U ludzi to wprawdzie niemożliwe - powiedział Pan Jezus - ale u Boga wszystko jest możliwe".
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 19,27-29)
Piotr powiedział do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” Jezus zaś rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”.

Komentarz:
Jaki to skarb, którego nie można kupić? którego nie może kupić nawet miliarder? To miłość. Jak powiada oblubienica z Pieśni nad pieśniami: „Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko” (8,7). Żeby zdobyć miłość, trzeba oddać samego siebie i całego siebie. Wszystko, co posiadasz, nie wystarczy na to, żeby ją kupić. Ale kiedy już ostatecznie ugruntujemy się w miłości Boga, będzie to znaczyło, że zdobyliśmy życie wieczne.
Nie zrozumiał tego bogaty młodzieniec, któremu Pan Jezus zaproponował: „Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mt 19,21). Palcem pokazuje mu Pan Jezus ukryty skarb, proponuje mu transakcję, jakiej świat jeszcze nie widział: w zamian za przemijające i skończone bogactwa może on otrzymać wartość nieskończoną, życie wieczne, a on w ogóle nie rozumie, jak wielkie szczęście mu się trafiło.
Panu Bogu trzeba oddać wszystko, całego siebie. Kiedy człowiek tak zrobi, szybko przekonuje się, że nawet na tej ziemi otrzymuje więcej, niż miał przedtem. Kiedyś Piotr — było to w czasie, kiedy Piotr mało jeszcze rozumiał sprawy Boże — zapytał Pana Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 19,27). Pan Jezus mu odpowiedział: „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 20 i 21

(Mt 20, 1-16)
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: «Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam». Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął». Rzekł im: «Idźcie i wy do winnicy». A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: «Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych». Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: «Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę». Na to odrzekł jednemu z nich: «Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?». Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

Komentarz:
Niektórych Pan Bóg zaprasza do swojej winnicy nawet nie o jedenastej, ale za pięć dwunasta. W ten sposób został zaproszony do winnicy Pańskiej dobry łotr, Pan Jezus wezwał go w ostatniej godzinie jego życia.

W przypowieści o robotnikach w winnicy Pan Jezus przekazuje nam szczególnie dwie prawdy. Po pierwsze, Pan Bóg na pewno sobie ceni nasze dobre czyny, ale tak ostatecznie chodzi Mu o nas samych. Niezależnie od tego, jaki kształt miało moje dotychczasowe życie, Bogu zależy na tym, żebym ja stał się Jego przyjacielem i nie bał się Jemu zawierzyć. Dlatego dobry łotr na pewno wygrał swoje życie, a stracić je może ktoś, kto całe życie idzie po Bożemu, ale zatonie przy wejściu do portu.

I druga prawda, która wyraźnie wynika z przypowieści o robotnikach w winnicy: Nikomu z nas nie wolno się uważać za lepszego od innych. Ten błąd popełnili robotnicy, którzy pracowali w winnicy od samego rana. Otóż jeśli ktoś z nas ma to szczęście, że służy Bogu od swojej młodości i zachowuje Boże przykazania, niech za to Panu Bogu dziękuje, ale niech się z tego powodu nie uważa za lepszego od innych — nawet od tych, którzy może daleko odeszli od Boga i nie liczą się z Jego przykazaniami. Raczej módlmy się za tych ludzi, ażeby przynajmniej za pięć dwunasta znaleźli Boga i Go pokochali.

Zastanówmy się jeszcze, czym jest próżnowanie w świetle dzisiejszej Ewangelii. Właściciel winnicy, kiedy przyszedł pod koniec dnia na rynek i zobaczył tam ludzi stojących bezczynnie, zapytał ich: „Dlaczego tak próżnujecie dzień cały?”. Próżnującymi są ci, którzy nie podejmują pracy w winnicy. Choćbym był człowiekiem bardzo zajętym i po ludzku wiele w życiu osiągnął — ale jeśli to nie jest skierowane ostatecznie ku Bogu i ku życiu wiecznemu — to ja jestem człowiekiem próżnującym.

Zatem próżnowanie w świetle tej przypowieści to nie tyle lenistwo i nieróbstwo, ale takie ułożenie sobie życia, że nie przybliża mnie ono do życia wiecznego.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 20, 17-28)
Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: Czego pragniesz? Rzekła Mu: Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie. Odpowiadając Jezus rzekł: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Odpowiedzieli Mu: Możemy. On rzekł do nich: Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.

Komentarz
"Straszliwe osamotnienie Pana Jezusa" - tak bym zatytułował dzisiejszą Ewangelię. Podejmuje Pan Jezus swoją ostatnią drogę do Jerozolimy. Wie, że idzie na mękę, że zostanie tam wyszydzony, zmaltretowany i ukrzyżowany. Zabiera ze sobą Dwunastu, których sobie wybrał na najbliższych przyjaciół. Mówi im wyraźnie, co Go wkrótce czeka. I w tym właśnie momencie Jego najbliżsi przyjaciele oddzieleni są od Niego murem niezrozumienia.

Najpierw podchodzi do Niego matka Jakuba i Jana, prosi Go, żeby w swoim królestwie przydzielił jej synom stanowiska pierwszych ministrów. Pan Jezus idzie na mękę, a Jego najbliższe otoczenie ekscytuje się tym, że już wkrótce znajdą się u władzy. Już ogarnia ich nastrój rywalizacji o najlepsze stołki w Jego królestwie. Jakże samotny i niezrozumiany musiał się czuć w tamtym momencie Pan Jezus!
Na dziesięć dni przed Jego męką, na dwanaście dni przed Jego zmartwychwstaniem uczniowie nie mogli jeszcze pojąć, że Jego Królestwo nie jest z tego świata.

Owszem, do Jerozolimy szedł Pan Jezus po zwycięstwo, ale Jego uczniowie spodziewali się zwycięstwa tylko w horyzoncie doczesnym. Owszem, Jezus przewidział dla swoich uczniów ważne miejsca w swoim królestwie, ale to nie były stanowiska wielkorządców czy książąt, to miała być ciężka służba, często wśród prześladowań i niezrozumienia.

Żaden z Dwunastu nie zrozumiał wtedy swojego Mistrza. Z dzisiejszej Ewangelii jednoznacznie wynika, że Jakub i Jan ucieszyli się z tego, że mamusia załatwia dla nich stanowiska, a pozostałych dziesięciu oburzyło się na nich tylko z tego powodu, że sami też mieli duży apetyt na dobre stanowiska. Nic dziwnego, że kiedy przyszedł czas męki ich Mistrza, uczniowie pouciekali i rozproszyli się.
Wkrótce już jednak wiara ich miała doznać otwarcia na horyzonty wiekuiste. To wszystko, co w ich wierze płynęło z czysto ludzkich wyobrażeń i ambicji, przemieniło się w Wielki Piątek w rumowisko gruzów. Radykalny przełom duchowy dokonał się w nich - w nich wszystkich, z wyjątkiem jednego tylko zdrajcy - wskutek spotkań ze Zmartwychwstałym. Zaś w dzień Zesłania Ducha Świętego zostali tak umocnieni, że zaczęli głosić Ewangelię najdosłowniej "na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu".
O. Jacek Salij OP

***

(Mt 20, 20-28)
Matka synów Zebedeusza podeszła do Jezusa ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: "Czego pragniesz?". Rzekła Mu: "Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie, jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie". Odpowiadając Jezus rzekł: "Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?". Odpowiedzieli Mu: "Możemy". On rzekł do nich: "Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował". Gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: "Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu".

Komentarz:
Można wierzyć, że Pan Jezus jest Synem Bożym i Zbawicielem, i jednocześnie nie przejmować się ani tajemnicą krzyża, ani obietnicą życia wiecznego. Znamienny jest moment, w którym matka Jakuba i Jana prosi Pana Jezusa o specjalne przywileje dla swoich synów. Pan Jezus właśnie podejmuje swoją ostatnią drogę do Jerozolimy i zapowiada swoim uczniom, że będzie tam ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie — a uczniowie w ogóle tego nie słyszą. Oni zrozumieli tylko tyle, że jest to najważniejsza podróż ich Mistrza do Jerozolimy i wreszcie zostanie ustanowione królestwo mesjańskie. Pan Jezus idzie do Jerozolimy, żeby umrzeć na krzyżu i wyraźnie im o tym mówi, a ich obchodzi głównie to, jakie miejsce im przypadnie w Jego Królestwie.
To warto sobie zapamiętać: wiara w Chrystusa, w której nie ma miejsca na tajemnicę krzyża, jest wiarą zdeformowaną. „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” — pyta Jezus synów Zebedeusza, amatorów zrobienia kariery w Jego Królestwie.
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”. Nieść krzyż to znaczy kochać także wtedy, kiedy to trudne. Nieść krzyż to znaczy trzymać się mocno Pana Jezusa także wtedy, kiedy to niemodne. Nieść krzyż to być wiernym Bożym przykazaniom także wtedy, kiedy różni ludzie przekonują mnie, że to nie ma sensu. Nieść krzyż to chcieć raczej usługiwać, niż być obsługiwanym.
Jeśli ktoś tego wszystkiego nie rozumie, to prawdopodobnie nie ma w nim nadziei życia wiecznego. Apostołowie Jan i Jakub oraz ich matka — w momencie kiedy prosili o zaszczyty w Królestwie Jezusa — byli głusi nie tylko na słowa o krzyżu, ale również na słowa o zmartwychwstaniu.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 21, 1-11)
Gdy się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze Oliwnej, wtedy Jezus posłał swoich uczniów i rzekł im: „Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie. A gdyby wam kto co mówił, powiecie: Pan ich potrzebuje, a zaraz je puści”. Stało się to, żeby się spełniło słowo proroka: Powiedzcie Córze Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy. Uczniowie poszli i uczynili, jak im Jezus polecił. Przyprowadzili oślicę i źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich. A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: „Hosanna Synowi Dawida. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie. Hosanna na wysokościach”. Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto, i pytano: „Kto to jest?” A tłumy odpowiadały: „To jest prorok Jezus z Nazaretu w Galilei”

Komentarz:
Jak kompletnie rozumienie ludzkie może się rozejść z rozumieniem Bożym! Pan Jezus odbywa swój mesjański wjazd do Jerozolimy. Tak też – jako Króla i Mesjasza – przyjęli Go ci, którzy entuzjastycznie wołali: „Hosanna Synowi Dawidowemu!” i ścielili na Jego drodze własne płaszcze oraz gałązki z drzew. Ale ten rozentuzjazmowany tłum wyobrażał sobie królestwo mesjańskie na sposób polityczny i gospodarczy. Spodziewano się, że oto następuje kres niewoli rzymskiej i zaczynają się czasy powszechnego pokoju i dobrobytu.

Nie po to jednak dokonywał mesjańskiego wjazdu do Jerozolimy Pan Jezus. Już wcześniej zapowiadał swoim uczniom, że idzie do Jerozolimy i będzie tam wydany poganom i wyszydzony, ubiczowany i ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie (por. Mt 20,18n). Jednak nawet uczniom nie mieściło się to w głowie, żeby Mesjasz musiał przejść przez krzyż, toteż te zapowiedzi Pana Jezusa puszczali mimo uszu.

Nikogo z tego tłumu wiwatujących Jezusowi nie dziwiło to, że Mesjasz wjeżdża do miasta Dawidowego na oślicy. Dla ówczesnej mentalności, która konia kojarzyła sobie z wojną, król siedzący na ośle był symbolem pokoju. Spodziewano się tego, że Mesjasz będzie królem pokoju. Zresztą prorok Zachariasz (9,9) wyraźnie zapowiadał Jerozolimie, że będzie się radowała wjazdem sprawiedliwego i łagodnego Króla, wsiadającego na oślicę i jej źrebię.

Jest jednak mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek poza Panem Jezusem wtedy, w Niedzielę Palmową, zdawał sobie sprawę z tego, że wypełnia się jeszcze jedno proroctwo. Mianowicie czytamy w Księdze Wyjścia (12,3), że na pięć dni przed historycznie pierwszym świętem Paschy, kiedy to lud Boży wyszedł z niewoli egipskiej, wprowadzano do domów baranka. Wszystkie domy naznaczone krwią tego baranka miały zostać w noc paschalną ocalone, mięso zaś baranka miało zostać spożyte podczas paschalnej wieczerzy. Otóż podczas uroczystego wjazdu do Jerozolimy jeden chyba tylko Pan Jezus wiedział, że wjeżdża jako Baranek, który za pięć dni zostanie złożony w ofierze za grzechy całego świata.

Wtedy, w Wielki Piątek, ten sam lud, który w Niedzielę Palmową wołał Jezusowi „Hosanna!”, domagał się jego ukrzyżowania. Nawet uczniowie rozproszyli się wtedy i pouciekali, a Piotr wyparł się jakiejkolwiek z Nim znajomości. Nie trzeba się temu dziwić. Fałszywe oczekiwania mesjańskie musiały się skończyć niechlubnie. Dopiero kiedy Jezus zmartwychwstał, serca ludzkie zaczęły naprawdę pojmować, co to znaczy, że On jest Mesjaszem.

O. Jacek Salij OP

***
Mt 21, 12-13 A Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców»

Komentarz
Mnie się wydaje, że dzisiejszym odpowiednikiem handlowania w świątyni jest znieważanie dnia świętego niepotrzebną pracą i handlem oraz zaniedbywaniem niedzielnej Mszy Świętej. A przecież dzień święty, dzień zmartwychwstania Chrystusa, jest wielkim darem Bożym dla nas - to wielki przywilej, że Bóg chce być w tym dniu szczególnie wśród nas obecny.

Pan Jezus powiedział: "Mój dom ma być domem modlitwy, a wyście go uczynili jaskinią zbójców". Tak samo można powiedzieć: "Mój dzień ma być dniem modlitwy, a wyście go uczynili jaskinią zbójców".

Używając tego terminu "jaskinia zbójców", Pan Jezus odwołał się do znanego upomnienia proroka Jeremiasza: "Kradniecie, dopuszczacie się zabójstw, cudzołóstwa, palicie kadzidło Baalowi, chodzicie za obcymi bogami, których nie znacie. A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: "Oto jesteśmy bezpieczni", by móc nadal popełniać te wszystkie występki" (7,9-10).

Porównałem handlowanie w świątyni ze znieważaniem dnia świętego. Ale wszyscy wiemy, że świątynia jerozolimska przede wszystkim stanowiła proroczą zapowiedź świątyni zbudowanej z żywych kamieni, czyli Kościoła katolickiego. Postawmy sobie pytanie: w jaki sposób wypędzenie przekupniów ze świątyni może odnosić się do Kościoła? Potępianie innych byłoby tu i za łatwe i moglibyśmy się pomylić. Przede wszystkim to ja i ty powinniśmy sobie postawić pytanie, czy będąc w Kościele i jednocześnie dopuszczając się różnych grzechów, nie przemieniamy Kościoła w jaskinię zbójców.

I jakby to było dobrze, gdybyśmy przynajmniej ja i ty zapragnęli takich odwiedzin w swojej duszy rozgniewanego, ale kochającego Pana Jezusa z biczem w ręku. Bo warto przynajmniej od czasu do czasu zobaczyć sakrament pokuty jako takie właśnie przyjście do mojej duszy Pana Jezusa w ręku. "Panie Jezu, zrób porządek w mojej duszy, która przecież ma być Twoją świątynią; zrób porządek we mnie, który przecież jestem cząstką Twojego Kościoła. Powyrzucaj z mej duszy to wszystko, co się Tobie nie podoba. Przywróć jej prawdziwą świątynność. Niech wszystko w moim życiu będzie na Twoją chwałę!"

o. Jacek Salij OP

***
Mt 21, 18 - 22
Wracając rano do miasta, uczuł głód. A widząc drzewo figowe przy drodze, podszedł ku niemu, lecz nic na nim nie znalazł oprócz liści. I rzekł do niego: «Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc!» I drzewo figowe natychmiast uschło. A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: «Jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć?» Jezus im odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: "Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się. I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie».

Komentarz
Co najmniej trzy momenty z dzisiejszej Ewangelii ewidentnie wskazują, że przekleństwo, jakie rzucił Pan Jezus na nieurodzajną figę, było aktem symbolicznym. Wydarzenie miało miejsce w poniedziałek po Niedzieli Palmowej; Pan Jezus szedł do świątyni jerozolimskiej, żeby wyrzucić z niej przekupniów i dokonać jej symbolicznego oczyszczenia. Te dwa bliźniacze akty – przekleństwo nieurodzajnej figi oraz wyrzucenie przekupniów ze świątyni – symbolicznie oznaczają jedno i to samo: że Pan Jezus nie zamierza aprobować tego wszystkiego, co w religijności starotestamentowej się wyjałowiło i wypaczyło, i stało się przeszkodą dla autentycznej religijności.
Na symboliczne znaczenie przekleństwa rzuconego na jałową figę wskazuje również ten szczegół, że Pan Jezus, wychodząc z Betanii, poczuł głód. Może tu chodzić tylko o głód duchowy, o głód owoców duchowych, jakie lud Boży powinien przynosić swojemu Bogu. W Betanii Pan Jezus nocował przecież u swoich przyjaciół Marty i Marii, było to wkrótce po wskrzeszeniu ich brata Łazarza. Ewangelista Jan notuje, że wyprawiono dla Niego ucztę. Zatem Pan Jezus nie wychodził stamtąd głodny fizycznie.
Głód, jaki poczuł, przystępując do figi, mógł być tylko głodem duchowym.
Ewangelia zawiera jeszcze trzeci szczegół, abyśmy nie mieli wątpliwości, że przekleństwo figi było aktem symbolicznym. Mianowicie Ewangelista zaznacza, że nie był to czas na figi. Tym się bowiem różni drzewo zwyczajne od drzewa ludzkiego, że drzewo zwyczajne owocuje tylko raz w roku, a ludzie powinni owocować nieustannie.
Nie przeoczmy tego, że Pan Jezus przeklął jałową figę na cztery dni przed swoją męką. W Wielki Piątek został wsadzony w ziemię Kalwarii krzyż, który On swoją męką przemienił w Drzewo Życia. Jak czytamy w Apokalipsie św. Jana (22,2) to Drzewo Życia „wydaje swój owoc każdego miesiąca” – czyli owocuje nieustannie – „a liście tego drzewa służą do leczenia narodów”.
Skoro już wspomnieliśmy o liściach, warto wiedzieć, że Ojcowie Kościoła lubili w swoich komentarzach o przekleństwie rzuconym na nieurodzajną figę przestrzegać słuchaczy przed pozorami w naszym życiu religijnym. Liście dla drzewa owocowego są czymś bardzo ważnym, ale stają się czymś nieużytecznym, jeżeli drzewo nie przynosi owoców. Tak samo czymś bardzo ważnym jest słuchanie słowa Bożego i modlitwa i inne przejawy pobożności. Ale to wszystko byłoby bezużyteczne, gdybyśmy nie przynosili owoców w postaci zachowywania Bożych przykazań, cierpliwości w utrapieniach oraz miłości wzajemnej.
O. Salij OP

***
(Mt 21, 28-32)
Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy! Ten odpowiedział: Idę, panie!, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca? Mówią Mu: Ten drugi. Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.

Komentarz
Pan Jezus wielokrotnie pokazywał nam, że fałszywe poczucie bezgrzeszności rodzi się w nas inaczej niż nawrócenie z grzechów. Zaczyna się od tego, że człowiek szczerze chce być posłuszny Bogu, ale nie przyjdzie mu do głowy, że posłuszeństwo Bogu dokonuje się poprzez konkretne zachowanie w codziennym życiu. Ktoś mówi Panu Bogu: "Chcę pracować, Boże, w Twojej winnicy" - i jest bardzo zadowolony z siebie i nawet do głowy mu nie przyjdzie, że taka deklaracja wymaga ciągu dalszego.

A przecież przyjacielem Bożym zostaje się nie poprzez deklaracje, ale poprzez rzeczywiste oddanie Bogu swojego serca.

Z dwóch grzeszników - powiada nam dzisiaj Pan Jezus - większe szanse na znalezienie Boga ma ten, który jest świadom swojej grzeszności. Bo takiemu łatwiej jest odwrócić się od swojego grzechu i zacząć żyć po Bożemu.

Te dwie postawy - fałszywego poczucia własnej bezgrzeszności oraz zerwania z własnym grzechem, żeby wrócić do Boga - przeciwstawione są na kartach Ewangelii wielokrotnie. Reprezentują je dwaj synowie z przypowieści o synu marnotrawnym. Te dwie postawy przeciwstawił sobie Pan Jezus w przypowieści o faryzeuszu i celniku modlących się w świątyni. Ujawniają się one w przyłapanej na grzechu cudzołożnicy oraz tłumie rzekomo sprawiedliwych, który chciał ją potępić. Krótko mówiąc, fatalną rzeczą dla naszej sytuacji duchowej jest fałszywe poczucie bezgrzeszności. I błogosławiony jest ten grzesznik, którego łaska Boża doprowadziła do nawrócenia.

Zwróćmy jeszcze uwagę na to, że ojciec z dzisiejszej przypowieści wysyła swoich synów do pracy w winnicy. Winnica symbolizuje Kościół, a praca w winnicy to wszelkie autentyczne przyczynianie się do duchowego dobra innych. Otóż w Kościele nieustannie powtarzamy, że nikt do zbawienia nie dojdzie w pojedynkę. Pomagając innym w ich drodze duchowej, również sami przybliżamy się do Boga.
o. Jacek Salij

***
(Mt 21, 23-27)
Gdy Jezus przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę? Jezus im odpowiedział: Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi? Oni zastanawiali się między sobą: Jeśli powiemy: z nieba, to nam zarzuci: Dlaczego więc nie uwierzyliście mu? A jeśli powiemy: od ludzi - boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka. Odpowiedzieli więc Jezusowi: Nie wiemy. On również im odpowiedział: Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię.

Komentarz:
Epizod przedstawiony w dzisiejszej Ewangelii miał miejsce zapewne w Niedzielę Palmową wieczorem, w każdym razie wkrótce po wjeździe triumfalnym do Jerozolimy oraz po wypędzeniu przekupniów ze Świątyni. „Jakim prawem to czynisz? - pytają Jezusa przywódcy ludu - i kto Ci dał tę władzę?”

Ale to Syn Boży wyznaczy swoim wrogom płaszczyznę rozmowy. "Najpierw Mi odpowiedzcie - powiada - czy chrzest Jana był z nieba, czy od ludzi?" Wystarczyło jedno pytanie, żeby wyszło na jaw całe ich lekceważenie dla prawdy. Tych ludzi prawda w ogóle nie obchodzi. Nie obchodzi ich też posłuszeństwo Panu Bogu. Ich interesuje tylko gra, jaką prowadzą.

Przypatrzmy się bowiem ich mentalności, jaka się ujawnia w świetle postawionego im przez Pana Jezusa pytania. Oni się w ogóle nie zastanawiają nad tym, czy chrzest Jana był z nieba, czy od ludzi. Jedynym ich problemem jest to, która odpowiedź będzie dla nich wygodniejsza. I kłopotem, całym kłopotem, jest dla nich to, że obie odpowiedzi są niewygodne. Bo jeśli odpowiedzą, że chrzest Jana był z nieba, to jak odpowiedzieć na następne prawdopodobne pytanie: to dlaczego wobec tego go nie przyjęliście? A jeśli odpowiedzą, że chrzest Jana był tylko czysto ludzkim pomysłem, to narażą się w ten sposób tłumowi.

Odpowiadają więc: „Nie wiemy”. Ale to „nie wiemy” oznacza w gruncie rzeczy: nas prawda nie obchodzi; my jesteśmy ponad prawdą, my jesteśmy ponad tymi wszystkimi wezwaniami Jana Chrzciciela do nawrócenia.

Niestety, jest to postawa, która się może zdarzyć każdemu z nas. Wymawiamy się wówczas, że mamy bardzo wiele obowiązków i nie możemy sobie pozwolić na poważniejsze zaangażowanie religijne. Albo wciąż na nowo przekonujemy samych siebie, że w Kościele jest zbyt dużo zła i dlatego stoimy z boku. A tymczasem może być tak, jak to pokazał Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii - że od prawdy Bożej uciekamy, że nie podoba się nam Boże wezwanie do nawrócenia i zmiany życia.
o. Jacek Salij

***
(Mt 21, 33-43. 45-46)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: "Posłuchajcie innej przypowieści: Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc przybędzie właściciel winnicy, co uczyni z owymi rolnikami?" Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze". Jezus im rzekł: "Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce". Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.

Komentarz:
Winnica u proroków bywa często obrazem ludu Bożego. „Ja zasadziłem ciebie jako szlachetną latorośl winną – skarży się Bóg w Księdze Jeremiasza – dlaczego więc zmieniłaś się w dziczkę, w latorośl zwyrodniałą?” (2,21). Obraz ten szczytową swoją formę uzyskuje w ustach Pana Jezusa, kiedy przedstawia samego siebie w alegorii krzewu winnego, nas zaś w postaci latorośli złączonych z tym krzewem: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a ja w nim, ten przynosi owoc obfity. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak i wy, jeśli we Mnie trwać nie będziecie” (J 15,5.4).
W dzisiejszej Ewangelii obraz winnicy ma trochę inne znaczenie. Winnicą są tu raczej różnorodne dary, jakimi Bóg obdarzył swój lud. Jest to dar przymierza i szczególnej opieki nad swoim ludem, dar wiary oraz dar słowa Bożego, które rozjaśnia ludziom drogi życiowe i ma moc przybliżenia do Boga, dar szczególnej obecności Boga wśród swego ludu i zapewne szereg innych darów, którymi Bóg chce obdarzać swoich wybranych.
Te dary dał Bóg swojemu ludowi niejako w dzierżawę. Niestety, dzierżawcy nie zamierzają oddać właścicielowi winnicy jego należności, a kolejnych wysłańców właściciela – czyli proroków – znieważali lub nawet zabijali. Wreszcie właściciel winnicy wysłał własnego syna, ale nawet i jego dzierżawcy wyrzucili z winnicy i zabili. Mówił to Pan Jezus, rzecz jasna, o samym sobie i swojej przyszłej śmierci.
Bezpośrednio więc przypowieść ta dotyczy tego odrzucenia, które się dokonało na dziedzińcu Poncjusza Piłata i zostało dopełnione ukrzyżowaniem na Golgocie. Jednak wszystko, co jest napisane w Ewangeliach, bardzo realnie dotyczy również nas wszystkich. Przecież również my zostaliśmy i nieustannie jesteśmy obdarzani darami Bożymi. I my również często jesteśmy nierzetelnymi dzierżawcami, którzy nie chcą oddawać właścicielowi winnicy tego, co mu się należy. Co więcej, grzech odrzucenia Syna Bożego i Jego ukrzyżowanie dokonuje się również w naszym pokoleniu. W Liście do Hebrajczyków znajduje się przejmujące twierdzenie, że ludzie ochrzczeni, którzy porzucają wiarę w Chrystusa, „krzyżują w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko” (6,6).
Zaprawdę warto się nad tym zastanowić. Nad tajemnicą krzyżowania Syna Bożego i wystawienia Go na pośmiewisko również w czasach dzisiejszych, nieraz na naszych oczach.
o. prof. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 22

(Mt 22, 1-14)
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!». Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?». Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.

Komentarz:
„Wielu jest wezwanych, lecz mało wybranych”. Kompletnie fałszywie zrozumielibyśmy te słowa Pana Jezusa, gdybyśmy usłyszeli w nich pesymistyczne stwierdzenie, że tylko nieliczni będą zbawieni. Pan Jezus chce nam w ten sposób powiedzieć co innego. Chce nam przypomnieć, że o zbawienie trzeba zabiegać. Osiągnięcie zbawienia powinno stać się przedmiotem naszej najwyższej troski.

Zauważmy, że zaproszeni na ucztę wymawiali się obiektywnymi okolicznościami. Ktoś miał pilne prace w polu, dla kogoś innego był to czas szczególnie korzystny dla handlu. Przecież wolno nam zabiegać o różne dobra zwyczajne. Owszem, wolno, ale z jednym wyjątkiem: nigdy kosztem dobra ostatecznego, nigdy kosztem naszego zbawienia. Dziwny i przeklęty to interes, kiedy osiągamy jakieś dobra skończone kosztem dobra nieskończonego.

W pierwszym rzędzie Król zaprasza do siebie na ucztę obywateli swego królestwa. Dopiero kiedy oni wzgardzili jego zaproszeniem, wówczas wysłał swoje zaproszenie na rozstaje dróg. W pierwszym rzędzie zaproszeni są na ucztę przyjaźni z Bogiem ludzie ochrzczeni. Ale nieraz tak się zdarza, że chrześcijanie popadają w niewierność i odstępstwo, i w drodze do zbawienia zostają wyprzedzeni przez ludzi pochodzących z rodzin niewierzących i z narodów pogańskich.

Co to jest strój weselny, ta szata godowa, bez której nie da się być uczestnikiem królewskiego wesela? Czytamy w Psalmie 104, że Bóg jest „światłem okryty jak płaszczem”, a w słynnej wizji proroka Daniela „szata Przedwiecznego była biała jak śnieg”. Bóg przyodziany jest w świętość. Strojem weselnym na uczcie u Boga jest świętość. Świętość jest niezasłużonym darem, jaki otrzymujemy od Boga, jaki wysłużył nam na krzyżu nasz Pan Jezus Chrystus.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 22, 15-21)
Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie. Posłali więc do Niego swych uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby mu powiedzieli: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?” Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: „Czemu wystawiacie Mnie na próbę, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową!” Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: „Czyj jest ten obraz i napis?” Odpowiedzieli: „Cezara”. Wówczas rzekł do nich: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.

Komentarz:
Pułapka wydawała się doskonała: wolno, czy nie wolno płacić podatek cesarzowi? Gdyby Pan Jezus odpowiedział, że wolno, można by Mu było zarzucić kolaborację. Gdyby odpowiedział, że nie wolno, oskarżono by Go o jątrzenie do buntu i zamieszek społecznych. A Pan Jezus wykorzystał tę zastawioną na Niego pułapkę, żeby powiedzieć coś bardzo ważnego dla nas wszystkich. Każe sobie podać monetę podatkową i od razu wprowadza nowy temat do rozmowy. : „Czyj jest ten obraz i napis?” Cesarski. „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.

Na monecie jest wizerunek cesarza. Ale w każdym z nas jest wizerunek Boży. Jeśli w tobie jest wizerunek Boży, zatem ty sam jesteś Boży. Oddaj więc Bogu to, co Boże, oddaj Bogu samego siebie.

Jeśli jestem stworzony na obraz Boży i mam Bogu oddawać samego siebie, to znaczy, że nie wolno mi być niewolnikiem rzeczy, nie wolno mi hańbić mojej godności chciwością, nienawiścią, rozpustą.

Bóg jest Miłością. Jeśli zatem jestem stworzony na obraz Boży, to również dla mnie miłość powinna być moją pierwszą wytyczną życiową i najważniejszym motywem mojego postępowania. Jeśli umiem cieszyć się cudzym dobrem, jeśli umiem zauważać człowieka, który potrzebuje mojego zainteresowania, mojej pomocy lub mojego czasu, wówczas moje podobieństwo do Boga jakby rośnie. W ogóle powinniśmy się starać o harmonię między obrazem Bożym, jaki w sobie nosimy, a naszym postępowaniem.

To nie przypadek, że takie systemy jak hitleryzm czy komunizm, systemy pogardy dla człowieka, były zarazem tak wrogie religii. Kto gardzi ludźmi stworzonymi na obraz Boży, musi poczuć się wrogiem Boga. Bo samo nawet imię Boga przypomina mu o ludzkiej godności.

Nie trzeba też wielkiej przenikliwości, żeby przewidzieć, że obecna moda, ażeby żyć tak, jakby Boga nie było, będzie pociągała za sobą coraz większą degradację i poniżenie człowieka. W tej sytuacji jedynym ratunkiem ludzkiej godności będzie całym sercem usłyszeć słowa Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Oddajcie Bogu to, co Boże”, oddawajmy Bogu samych siebie.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 22, 34-40)
Gdy faryzeusze posłyszeli, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, wystawiając Go na próbę, zapytał: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy”.

Komentarz:
Bóg pierwszy nas umiłował. To dlatego, że On nas umiłował, istniejemy i sami jesteśmy zdolni do miłości — jesteśmy kochani przez innych ludzi oraz możemy kochać innych. W Piśmie Świętym nieraz mówi się o tym, że Bóg kocha człowieka więcej niż najbardziej kochająca matka. Wystarczy przypomnieć te często powtarzane słowa z Księgi Izajasza: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu? Czy ta, która kocha, może porzucić owoc swego łona? Ale nawet gdyby ona zapomniała, Ja o tobie nie zapomnę” (49,15).
Bardzo podobnie mówi Psalmista: „Choćby mnie porzucili ojciec i matka, to jednak Pan mnie przygarnie” (Ps 27,10). Nigdy dość powtarzania, że Bóg pierwszy nas umiłował; jeżeli jestem kochany przez ludzi i kocham innych ludzi, to dlatego, że Bóg pierwszy mnie umiłował. Właśnie dlatego, jeśli Go kochamy z całego serca, ze wszystkich sił i myśli, wówczas również nasza miłość wzajemna układa się prawdziwie.
Warto przypomnieć dwa bardzo przejmujące obrazy biblijne, pokazujące tę miłość Boga do ludzi. Była w Starym Testamencie instytucja prawna, nieznana w krajach naszej cywilizacji, którą można nazwać instytucją najbliższego krewnego. Nawet jeśli ktoś miał wielu braci, tylko jeden z nich był jego goelem, czyli najbliższym krewnym. Ów goel był bezwzględnie zobowiązany do organizowania mi ratunku, jeśli znalazłem się w niewoli, w długach nie do wypłacenia, albo w jakimś śmiertelnym zagrożeniu.
W Starym Testamencie sam Bóg wiele razy nazywa się goelem, czyli najbliższym krewnym swojego ludu. Znaczyło to, że Bóg przyjął na siebie obowiązek ratowania swego ludu z różnych opresji. Co jeszcze ciekawsze: kiedy w II wieku ery przedchrześcijańskiej Stary Testament został przetłumaczony na grekę, wyraz Goel oddano jako Soter, Zbawiciel. Rzuca to fascynujące światło na osobę Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego Nowy Testament tak często nazywa — Zbawicielem. Warto wiedzieć, że za tym tytułem kryje się pamięć o tym, że On dobrowolnie, z bezinteresownej miłości do nas, podjął się roli bycia naszym Najbliższym Krewnym.
I drugi obraz biblijny, który równie przejmująco pokazuje, jak bardzo Bóg nas kocha. Mianowicie wyraz „miłosierdzie” etymologicznie w języku hebrajskim pochodzi od słowa określającego łono matki. Zatem kiedy Pismo Święte mówi o Bożym miłosierdziu, za tym wyrazem stoi intuicja, że Pan Bóg kocha nas jak matka; że jeśli widzi, jak my Mu się marnujemy, to jakby „wnętrzności” Mu się przewracają z litości i pragnienia pomocy.
Na tym tle można choć trochę zobaczyć, jak straszną rzeczą jest grzech. Bo grzech nasz świadczy o tym, że my Bogu nie dowierzamy. Temu Bogu, który tak bardzo nas ukochał.
o. Jacek Salij OP

***
Mt 22, 41-46
Gdy faryzeusze byli zebrani, Jezus zadał im takie pytanie: «Co sądzicie o Mesjaszu? Czyim jest synem?» Odpowiedzieli Mu: «Dawida». Wtedy rzekł do nich: «Jakżeż więc Dawid natchniony przez Ducha może nazywać Go Panem, gdy mówi: Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po prawicy mojej,
aż położę Twoich nieprzyjaciół pod stopy Twoje.
Jeśli więc Dawid nazywa Go Panem, to jak może być [tylko] jego synem?»
I żaden z nich nie mógł Mu odpowiedzieć. Nikt też od owego dnia nie odważył się więcej Go pytać.


Komentarz
Stary Testament nie zna jeszcze prawdy o Trójcy Świętej, ale dzisiejsza Ewangelia jest dowodem, że przeczucie tej prawdy jednak w Starym Testamencie się zawiera. Sam Pan Jezus zwraca uwagę na to, że słowa Psalmu 110.: "Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po mojej prawicy" dopiero wtedy odsłaniają swój pełny sens, kiedy zobaczymy, że mówią one o Nim i o Jego boskości.

Skorzystajmy z okazji, żeby uprzytomnić sobie, jak wiele tego rodzaju prześwitów prawdy trynitarnej znajduje się w Starym Testamencie. Na przykład w opisie stworzenia człowieka Bóg wypowiada tajemnicze słowa: "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam" (Rdz 1,26). Trudno się dziwić, że kiedy chrześcijanin natrafia na słowa, w których Pan Bóg mówi o sobie w liczbie mnogiej, słyszy w tych słowach dialog wewnątrztrynitarny.

Podobnie Ojcowie Kościoła, kiedy komentowali słowa: "I rzekł Bóg: Niech się stanie światło" (Rdz 1,3), lubili je zestawiać z prologiem Ewangelii Jana. Co to znaczy, że Bóg rzekł? przecież On nie jest cielesny i nie ma ust! I odpowiadali na to pytanie: "Rzekł, to znaczy wypowiedział Słowo, które jest równym mu w bóstwie Synem Jednorodzonym. Przez to Słowo Bóg stworzył niebo i ziemię i całe wszechstworzenie".

Na ogół wszyscy mamy w oczach ikonę Rublowa "Trójca Święta". Otóż warto wiedzieć, że ikona ta zainspirowana jest epizodem, jak to Bóg przyszedł w gościnę do Abrahama pod postacią trzech ludzi. I rzecz charakterystyczna, chociaż było ich trzech, Abraham zwracał się do nich w liczbie pojedynczej. "Trzech widział, z jednym rozmawiał i jednego uwielbiał" - medytowano w liturgii ten epizod.
Tego rodzaju prześwitów prawdy trynitarnej jest w Starym Testamencie wiele. Na przykład zachwycali się chrześcijanie tym, że w obrazie liturgii niebieskiej, jaki znajduje się w Księdze Izajasza, serafiny wznoszą trzykrotne "Święty": "Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały".
Zachwycające jest również to, że Bóg tak wspaniale przygotował nas na przyjęcie prawdy o boskości Jego Syna poprzez natchnione teksty o Mądrości, jakie znajdują się w Księgach Mądrości, Przysłów i Mądrości Syracha.

Zarazem trzeba sobie jasno powiedzieć - prawda o Trójcy Świętej dopiero w Nowym Testamencie została objawiona wyraźnie. Najpierw dał nam Ojciec Przedwieczny swojego Syna, a później - po zmartwychwstaniu Chrystusa - zostaliśmy obdarzeni Duchem Świętym, i dopiero wtedy zaczęliśmy coraz więcej rozumieć, jak bardzo zostaliśmy ukochani i jak niepojętym darem zostaliśmy obdarzeni.

o. Jacek Salij
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 23

(Mt 23, 1-12)
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.

Komentarz
Jakiegoś filozofa ktoś zapytał: "Mistrzu, dlaczego sam nie postępujesz tak, jak innych nauczasz?" On miał odpowiedzieć: "A czy widział ktoś kiedy, żeby drogowskaz szedł wraz z tymi, którym drogę wskazuje?" Myślę, że w tej odpowiedzi jest więcej cynizmu niż dowcipu.

Nauczyciel wiary wskazuje innym drogę do życia wiecznego. Strach pomyśleć, że ktoś innych naucza, jak iść do życia wiecznego, a sam miałby do życia wiecznego nie dojść. Sam Apostoł Paweł kiedyś przeżywał taki niepokój. Napisał wtedy: "Biada mi, gdybym innym głosząc, sam miał zostać odrzucony". I to pytanie: "Czy ja sam wypełniam to, czego innych nauczam?" powinien sobie stawiać każdy nauczyciel wiary - zarówno ksiądz czy katecheta, jak rodzic wprowadzający w wiarę swoje własne dzieci, i w ogóle wszyscy, którzy dzielą się swoją wiarą z innymi.

W dzisiejszej Ewangelii znajduje się wspaniała odpowiedź na pytanie, jak się zachować wtedy, gdy ktoś prawdziwie naucza wiary, ale sam się do tych nauk nie stosuje. Pan Jezus powiada: "Czyńcie i zachowujcie wszystko, co (tacy ludzie) wam polecą, ale uczynków ich nie naśladujcie". Nauczyciel wiary, który dobrze naucza, a sam źle postępuje, zda sprawę na Sądzie Bożym. Ale również ty zdasz sprawę na Sądzie Bożym, jeśli nie słuchałeś dobrej nauki tego nauczyciela.

W Kościele jest wielu nauczycieli wiary - bo są nimi nie tylko biskupi i księża, nie tylko katecheci i rodzice, nauczycielami wiary są wszyscy katolicy, którzy nie mają swojej wiary za coś tylko prywatnego. W związku z tym warto zauważyć niezwykłą ważność innego pouczenia Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii: "Nie pozwalajcie nazywać się nauczycielami, bo tylko jeden jest wasz Nauczyciel, Chrystus".

Przypomnijmy, że sam Pan Jezus nie przyszedł do nas w swoim imieniu ani niczego nie nauczał sam od siebie. On przyszedł do nas od swojego Przedwiecznego Ojca i od Niego przyniósł swoją naukę: "Nauka, którą wam głoszę, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca". Otóż nauczycielami wiary jesteśmy tylko wtedy, kiedy głosimy naukę tego jedynego Nauczyciela. Jeśli ktoś głosi jakąś swoją własną naukę albo naukę tylko ludzkiego mędrca, taki nie jest nauczycielem wiary, a jeśli chce za takiego uchodzić, to jest raczej deprawatorem wiary. Jeden tylko jest Nauczyciel wiary, Chrystus. Tylko w jedności z Jego nauką można prawdziwie wiary nauczać.
O. Jacek Salij

***
(Mt 23, 13-22)
Jezus przemówił tymi słowami: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo przemierzacie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami. Biada wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: «Kto by przysiągł na przybytek, nic to nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto przybytku, ten jest związany przysięgą». Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek, który uświęca złoto? Dalej: «Kto by przysiągł na ołtarz, nic to nie znaczy; lecz kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest związany przysięgą». Ślepcy! Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę? Kto więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na nim leży. A kto przysięga na przybytek, przysięga na niego i na Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo, przysięga na tron Boży i na Tego, który na nim zasiada”.

Komentarz:
W związku z dzisiejszą Ewangelią warto spojrzeć na Księgę Powtórzonego Prawa (27 i 28). Niezwykle uroczyście i przejmująco brzmią wszystkie te błogosławieństwa i przekleństwa, którymi Bóg obwarował nadane ludowi Prawo. Również Syn Boży, kiedy przyniósł nam Nowe Przymierze, ogłosił związane z nim błogosławieństwa i przekleństwa.
Przypatrzmy się przykładowo paru przekleństwom z Księgi Powtórzonego Prawa: „Przeklęty, kto gardzi swoim ojcem lub matką. A cały lud powie: „Amen”. Przeklęty, kto przesuwa miedzę swego bliźniego. A cały lud powie: „Amen”. Przeklęty, kto sprawia, że niewidomy błądzi na drodze. A cały lud powie: „Amen” (27,16—18).
Nie ulega wątpliwości, że celem tych przekleństw nie jest to, żeby jakichś ludzi potępić, ale żeby wszystkich ustrzec przed takimi złymi czynami. Taki sam jest cel owych „biada”, jakie Pan Jezus wypowiada przeciwko czynom i postawom przenikniętym duchem faryzeizmu.
„Biada wam, obłudnicy, którzy zamykacie królestwo Boże przed ludźmi: sami nie wchodzicie i nie pozwalacie innym tam wejść”. Chyba każdy z nas to czuje, że to „biada” Pana Jezusa skierowane jest przeciwko bylejakości naszego chrześcijaństwa. Bo jeżeli jesteśmy wyznawcami Chrystusa tylko z imienia, a naszym życiem i postępowaniem nie różnimy się od dzieci tego świata, to jest z nami dokładnie tak, jak to opisał Pan Jezus: sami nie wchodzimy do Królestwa Bożego i przez nasze złe świadectwo jeszcze innym przeszkadzamy tam wejść.
Zwrócę jeszcze uwagę, że cały ten fragment dotyczący przysiąg jest pouczeniem, żeby nie mylić tego, co uświęca, z tym, co jest uświęcane. Gdyby to przełożyć na naszą mentalność, można by powiedzieć tak: To nie my uświęcamy Boga naszymi modlitwami, ale to Bóg uświęca nas, kiedy się modlimy. Jeśli zachowujemy Boże przykazania, nie zwiększamy w ten sposób władzy Boga nad światem, tylko sami się władzy kochającego nas Boga poddajemy. Jego władza nad światem jest nieskończona, niezależnie od tego, czy my się poddajemy, czy też przeciw niej się buntujemy.
o. Jacek Salij OP

***
(Mt 23, 23-26)
Jezus przemówił tymi słowami: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz zaniedbaliście to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie zaniedbywać. Ślepi przewodnicy, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda! Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości. Faryzeuszu ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta”.

Komentarz:
„Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!” – do tego stopnia nasz zmysł moralny może ulec zaburzeniu. Przypomina mi się tu opowieść o pewnym rozbójniku, który włamał się do cudzego domu, obładował się jego kosztownościami, na końcu wszedł do spiżarni, wziął pęto kiełbasy i natychmiast wypluł: „Przecież dzisiaj piątek, o mało co bym postu nie złamał!”
Można jednak wpaść w pułapkę tej dowcipnej historyjki – gdybyśmy z jej pomocą chcieli sobie wmówić, że nas nie dotyczy ten zarzut Pana Jezusa o przecedzaniu komara i połykaniu wielbłąda. A niestety, ten zarzut może dotyczyć każdego z nas.
Podam parę przykładów. Na przykład staramy się o to, bardzo wiele wysiłku wkładamy w to, żeby nasze dzieci miały wszystko, nawet gwiazdkę z nieba. A zapominamy zarazem dawać im to, co najważniejsze: samych siebie, nasz czas, naszą miłość. Krótko mówiąc, przecedzamy komara, a połykamy wielbłąda.
Albo inny przykład podobnego błędu: pilnujemy skrupulatnie procedur demokratycznych i już mniejsza o to, czy nasze prawa są sprawiedliwe.
Albo: staram się dla mojego dziecka o wszystko, nawet o lekcje tańca, a z dzieckiem następnym pójdę do abortera.
Albo: zawsze skrupulatnie skasuję bilet w tramwaju, a zarazem dokonuję wielkich oszustw podatkowych lub ciężko wyzyskuję swoich pracowników.
Przypomnijmy sobie jeszcze podany w Ewangelii konkretny przykład przecedzania komara i połykania wielbłąda. Mianowicie król Herod polecił zabić Jana Chrzciciela, bo chciał wywiązać się z danego przez siebie słowa – i mniejsza o to, że dokonuje w ten sposób potwornej niesprawiedliwości.
Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii jeszcze taki zarzut stawia faryzeuszom, ale poniekąd i nam wszystkim: „Dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wnętrze jest pełne brudu”. Rzecz jasna, że zewnętrzna strona kubka i misy też jest ważna, tylko że ważniejsze jest wnętrze. Gdyby ten zarzut przełożyć na język codziennego konkretu, brzmiałby on następująco: boicie się ludzkiej opinii, a nie boicie się Boga. Otóż wolno, a nawet trzeba nam się liczyć również z ludzką opinią, ale zawsze w odniesieniu do Pana Boga. Biada jednak, gdybyśmy ze względu na nią gotowi byli złamać nawet przykazanie Boże. Wtedy dbamy o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, gdy nasze wnętrze jest pełne brudu.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 23, 27-32)
Jezus przemówił tymi słowami: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych oraz mówicie: „Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków”. Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków. Dopełnijcie i wy miary waszych przodków!

Komentarz:
Z niejednym uczniem Pana Jezusa było dokładnie odwrotnie niż z faryzeuszami z dzisiejszej Ewangelii: w oczach ludzkich wydawali się wstrętni i godni potępienia, a wewnątrz byli świątyniami Ducha Świętego. Bardzo liczni męczennicy byli zabijani jako wyrzutki społeczeństwa, a stanowili przecież najlepszą jego cząstkę.
Jeden z głośnych współczesnych filozofów — nie chcę nawet wymieniać jego nazwiska — otwarcie głosi pogląd, że sklerotyk oraz człowiek głęboko upośledzony umysłowo nie są osobami, a wobec tego nie są podmiotami prawa do życia i wolno ich poddać eutanazji. A w oczach Bożych właśnie tacy ludzie mogą być najszczególniej cenni. W swojej słabości i poniżeniu mają bowiem szczególny udział w poniżeniu Syna Bożego.
Jednak w dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus mówi o ludziach z przeciwległego bieguna — o takich, co to na zewnątrz wyglądają pięknie i bez zarzutu, a ich wnętrza są pełne śmierci i wszelkiego brudu. Ograniczę się do przypomnienia jednego tylko zdania, jakie wygłosił, w Reichstagu wygłosił Adolf Hitler. Przemienił się Hitler w wielkiego miłośnika pokoju i mówił tak: „Ten, kto pragnie zapalić w Europie pochodnię wojny, nie może niczego pragnąć poza chaosem”. Dokładnie tak jak Pan Jezus powiedział: śliczne na zewnątrz, a w środku obłuda, śmierć i plugastwo.
Niestety, nikt z nas nie jest ideałem szczerości i prostolinijności. Jakaś obłuda ma dostęp do każdego z nas. Najbardziej skutecznym narzędziem na usuwanie z swojego serca obłudy, jest budowanie w sobie postawy: „Boże, najważniejsze, żebym się Tobie podobał! Najprościej by było, gdybym się podobał jednocześnie i Tobie, i ludziom, ale bardzo, bardzo nie chcę podobać się ludziom, a nie podobać się Tobie! Boże, Ty jeden możesz sprawić, żeby moje serce było całe szczere i prostolinijne!”
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 24

Mt 24, 23- 31
Wtedy jeśliby wam kto powiedział: "Oto tu jest Mesjasz" albo: "Tam", nie wierzcie! Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych. Oto wam przepowiedziałem. Jeśli więc wam powiedzą: "Oto jest na pustyni", nie chodźcie tam!; "Oto wewnątrz domu", nie wierzcie! Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie, a świeci aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Gdzie jest padlina, tam się i sępy zgromadzą.
Zaraz też po ucisku owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż do drugiego.


Kiedy wam powiedzą: „Oto Chrystus tam jest”, albo: „oto tu” – nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Kiedyś siedzę sobie w pociągu i wchodzi do naszego przedziału jakaś panienka i mówi nam, że przyszła nam głosić nowego mesjasza, bo Pan Jezus zbawił ludzkość tylko na dwa tysiące lat, a teraz Jego moc już się skończyła. Warto może wiedzieć, że mesjasz tej panienki, niejaki Moon, siedział w więzieniu za oszustwa podatkowe. Jaka szkoda – pomyślałem sobie wtedy – że nie doszło do tej dziewczyny w jakimś dobrym czasie to słowo z dzisiejszej Ewangelii: „Kiedy wam powiedzą: „Oto Chrystus tam jest”, albo: „oto tu” – nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi”.

Przez ponad sto lat kusił ludzi mesjasz bezosobowy o imieniu komunizm. Obiecywał powszechną sprawiedliwość i raj na ziemi. I zwiódł wielu ludzi, wielu posłusznych temu fałszywemu mesjaszowi weszło na drogę zbrodni. A przecież Ewangelia już od dwóch tysięcy lat ostrzega nas, żebyśmy się nie dali zwieść żadnym fałszywym mesjaszom.

Każde pokolenie jest nawiedzane przez wielu takich osobowych i bezosobowych fałszywych mesjaszy. Niekiedy są oni atrakcyjni i tak przekonujący, że mogliby zwieść, gdyby to było możliwe, nawet wybranych. Jezus Chrystus, Syn Boży i Prawdziwy Mesjasz, musiał wiele wycierpieć i być odrzucony nie tylko w swoim pokoleniu, niespełna dwa tysiące lat temu. Tajemnica Jego odrzucenia ponawiana jest – niestety – w każdym kolejnym pokoleniu.

Ale usłyszmy też to zdanie z dzisiejszej Ewangelii, które dotyczy tych wszystkich, którzy mocno trzymają się Pana Jezusa: „Królestwo Boże w nas jest”. Bo i naprawdę: jeżeli w moim i twoim życiu Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to Królestwo Boże w nas jest.

O. Salij OP

***
(Mt 24, 37-44)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.

Komentarz:
Opis potopu w Księdze Rodzaju zaczyna się od stwierdzenia, że wielka niegodziwość zapanowała wśród ludzi na ziemi, do tego stopnia, że Pan Bóg żałował, iż w ogóle ludzi stworzył. Znamienne, że Pan Jezus — mówiąc w dzisiejszej Ewangelii o ludziach, na których spadła kara potopu, w ogóle nie wspomina o ich grzechach. Mówi tylko, że oni jedli i pili, żenili się i za mąż wychodzili, i nawet się nie spostrzegli, jak przyszedł potop, w którym poginęli. Przecież to jest naturalna i nieusuwalna część naszego życia, że ludzie jedzą i piją, żenią się i za mąż wychodzą. O co chodziło Panu Jezusowi, że właśnie to wyeksponował w opisie życia przed potopem?

Bo nie to jest istotą ludzkiego życia, że jemy i pijemy i zakładamy rodziny. Również krowy i zające jedzą i piją i zajmują się swoim potomstwem. Ale tylko człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże; spośród wszystkich stworzeń na ziemi tylko z człowiekiem sam Pan Bóg pragnie się zaprzyjaźnić.

Warto to sobie zapamiętać, że ludzi ukaranych potopem Pan Jezus charakteryzuje przez ten jeden jedyny grzech — że sens swojego życia zamknęli tylko w tym, co łączy nas z nierozumnymi zwierzętami; że Bóg oraz nadzieja życia wiecznego znalazły się kompletnie poza ich horyzontem.

Okres Adwentu powinien być czasem uświadomienia sobie tego wszystkiego w naszym życiu, co czyni nas podobnymi do owych nieszczęśników żyjących daleko od Boga i bez nadziei życia wiecznego. Zatem powinien to być czas wzbudzenia w sobie tęsknoty za Bogiem, starania się o większą Jego obecność w naszym życiu i w naszych myślach. Niech to będzie czas szczególnych starań o to, aby się z Panem Bogiem bardziej zaprzyjaźnić.

Rzecz jasna, istotne decyzje w relacjach między nami a Bogiem należą do Boga, a nie do nas. Do nas należy oczekiwanie oraz święty niepokój, ażeby nie przegapić Bożego do nas przyjścia. Syn Boży przyszedł do nas nie dlatego, że sprowadziły Go na ziemię nasze ludzkie tęsknoty, ale dlatego, że taki był przedwieczny zamysł Bożej miłości do nas. Rozpoznali Go jednak tylko ci ludzie, którzy trwali w adwentowym oczekiwaniu na Mesjasza.

Obecnie można mówić o dwóch rodzajach przyjść Pana Jezusa do nas. Najpierw o tych zwyczajnych przyjściach w naszym życiu powszednim, o których święty Augustyn powiedział: „Lękam się Chrystusa, który do mnie przychodzi i mija mnie, a ja Go nie dostrzegam i On już nigdy nie wróci”. Tak, bo jeśli ja dzisiaj nie rozpoznam Pana Jezusa do mnie przychodzącego, to On z tym darem i wezwaniem może już nigdy do mnie nie wrócić.

A drugie przyjście Pana Jezusa to już oczywiście przyjście ostateczne. Całe nasze życie niech będzie Adwentem, tego przyjścia oczekiwaniem.
O. Salij OP

***
(Mt 24, 42-51)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby we właściwej porze rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę, powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli taki zły sługa powie sobie w duszy: «Mój pan się ociąga z powrotem», i zacznie bić swoje współsługi, i będzie jadł i pił z pijakami, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe surowo go ukarać i wyznaczy mu miejsce z obłudnikami. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Komentarz:
Podczas drugiej pielgrzymki Ojca Świętego do Polski – było to w czerwcu 1983 roku – wygłosił on wstrząsający wręcz Apel Jasnogórski. Codziennie o godzinie dziewiątej wieczorem na Jasnej Górze, a stamtąd roznosi się to po całej Polsce, śpiewamy: „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!” Otóż Ojciec Święty tak wtedy m.in. mówił, co to znaczy czuwać:

„Czuwam! Jakże dobrze, iż w Apelu Jasnogórskim znalazło się to słowo. Posiada ono swój głęboki rodowód ewangeliczny. Chrystus wiele razy mówił: Czuwajcie!...Co to znaczy: czuwam? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam, i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszyć, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy łatwo się z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza jeżeli tak postępują inni.

Moi drodzy przyjaciele! Do Was, do Was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji – zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których Wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od Was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. A więc: czuwajcie!...

Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam – to znaczy: miłość bliźniego; to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność...

Czuwam – to znaczy także: czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje. Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii, że o wiele łatwiej są wolni, podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje... Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała”.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 25

(Mt 25, 1–13)
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie». Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie». Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was». Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.

Komentarz:
Co symbolizuje ta oliwa, której zabrakło pannom nierozsądnym, tak że zgasły ich lampy, a one same nie zostały wpuszczone na ucztę weselną? W ogóle zauważmy, że te panny nie uczyniły nic złego. Zabrakło im tylko czegoś bardzo ważnego, bez czego nie mogły być przyjęte do wspólnoty zbawionych.

Pan Jezus nie tylko w tej przypowieści przestrzegał, że nie każda sprawiedliwość otworzy nam bramy życia wiecznego. „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” (Mt 5,20).

Myślę, że widać już jasno, czym jest ta oliwa w lampach panien mądrych i jakiej oliwy zabrakło pannom nierozsądnym. Jest to miłość Boża, jest to łaska uświęcająca, jest to postawa zawierzenia siebie Panu Bogu.
Wielu największych nauczycieli Kościoła – i to już począwszy od Orygenesa, Hieronima, Grzegorza – dzisiejszą przypowieść łączyło z ludzkimi zmysłami. Nasze zmysły – mówił np. Orygenes – albo wszystkie pięć są mądre, albo wszystkie pięć są głupie. Na przykład nasze oczy, jeżeli są mądre, to starają się zauważyć bliźnich, ich potrzeby, kłopoty, radości. Nasze uszy, jeżeli są mądre, to starają się słuchać bliźniego i nie zagłuszać go naszą własną mową i naszym egoizmem; starają się też słuchać słowa Bożego. Nasz dotyk, jeżeli jest mądry, to stara się tworzyć przestrzenie wzajemnej życzliwości.

Krótko mówiąc, chodzi o to, że każdy z naszych zmysłów ma w sobie zdolność otwierania się na to, co duchowe. My jesteśmy cieleśni, ale ciała nasze mają taką cudowną zdolność służenia duchowi za narzędzie.

I w ten sposób również naszymi zmysłami możemy i powinniśmy chwalić Pana Boga.
O. Jacek Salij OP

Komentarz II
„Wielu jest wezwanych, lecz mało wybranych”. Kompletnie fałszywie zrozumielibyśmy te słowa Pana Jezusa, gdybyśmy usłyszeli w nich pesymistyczne stwierdzenie, że tylko nieliczni będą zbawieni. Pan Jezus chce nam w ten sposób powiedzieć co innego. Chce nam przypomnieć, że o zbawienie trzeba zabiegać. Osiągnięcie zbawienia powinno stać się przedmiotem naszej najwyższej troski.
Zauważmy, że zaproszeni na ucztę wymawiali się obiektywnymi okolicznościami. Ktoś miał pilne prace w polu, dla kogoś innego był to czas szczególnie korzystny dla handlu. Przecież wolno nam zabiegać o różne dobra zwyczajne. Owszem, wolno, ale z jednym wyjątkiem: nigdy kosztem dobra ostatecznego, nigdy kosztem naszego zbawienia. Dziwny i przeklęty to interes, kiedy osiągamy jakieś dobra skończone kosztem dobra nieskończonego.
W pierwszym rzędzie Król zaprasza do siebie na ucztę obywateli swego królestwa. Dopiero kiedy oni wzgardzili jego zaproszeniem, wówczas wysłał swoje zaproszenie na rozstaje dróg. W pierwszym rzędzie zaproszeni są na ucztę przyjaźni z Bogiem ludzie ochrzczeni. Ale nieraz tak się zdarza, że chrześcijanie popadają w niewierność i odstępstwo, i w drodze do zbawienia zostają wyprzedzeni przez ludzi pochodzących z rodzin niewierzących i z narodów pogańskich.
Co to jest strój weselny, ta szata godowa, bez której nie da się być uczestnikiem królewskiego wesela? Czytamy w Psalmie 104, że Bóg jest „światłem okryty jak płaszczem”, a w słynnej wizji proroka Daniela „szata Przedwiecznego była biała jak śnieg”. Bóg przyodziany jest w świętość. Strojem weselnym na uczcie u Boga jest świętość. Świętość jest niezasłużonym darem, jaki otrzymujemy od Boga, jaki wysłużył nam na krzyżu nasz Pan Jezus Chrystus.
O. Jacek Salij OP

***
(Mt 25, 14-30)
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: "Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Komentarz:
Wspaniale nawiązał do przypowieści o talentach Jan Paweł II podczas spotkania z twórcami kultury i artystami, jakie miało miejsce w czerwcu 1991 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie. Mówił mniej więcej tak: „Wyraz talent natrafia wśród twórców i artystów na żywy oddźwięk. Ale nie zapominajmy, że podstawowym talentem, jaki otrzymaliśmy od Stwórcy, jest nasze człowieczeństwo.”

Co ja robię z samym sobą? — to jest najważniejsze pytanie, jakie wynika z przypowieści o talentach. Otóż podstawowym sposobem pielęgnowania i pomnażania tego talentu jest wsłuchiwanie się w przykazanie miłości i wierność temu przykazaniu. Jak to wciąż przypomina nam Kościół: Człowiek jest jedynym stworzeniem na tej ziemi, którego Bóg chciał dla niego samego. Dlatego nie zrealizuje człowiek inaczej swojego życia, niż poprzez bezinteresowny dar z samego siebie.

Wielkim talentem, z którego zdamy sprawę na Sądzie Bożym, jest również sakrament chrztu. Czy ja byłem wierny łasce chrztu? Czy pozwoliłem jej rozwijać się w moim życiu? Czy swoje życie układałem zgodnie z nauką Chrystusa? Na pewno na Sądzie Bożym przyjdzie nam się zmierzyć z tymi pytaniami.

Papież Pius XI w swojej encyklice o małżeństwie pisał, że talentem powierzonym przez Boga mężowi i żonie jest łaska sakramentu małżeństwa. Niestety, niektórzy małżonkowie talent ten zakopali w ziemi i jest on w ich życiu talentem nieużytecznym. Małżeństwo wielu ludzi po ślubie kościelnym nie różni się od małżeństw ludzi niewierzących, a nieraz różni się na gorsze. Na pewno zdamy kiedyś sprawę z tego, jak wykorzystaliśmy Boże dary.

Ale talentem jest również powołanie do życia w samotności. Jeśli ktoś swoją samotność spędza w egoizmie albo w rozgoryczeniu, znaczy to, że swój trudny talent zakopał w ziemi i go nie wykorzystuje ku dobremu.

A przecież Bóg tak urządził świat, że różne dary, jakimi nas obdarza — również dary trudne — mają służyć ku dobremu.
O. Salij OP

***
(Mt 25, 31-46)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.
Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.
Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.


Komentarz
To prawda, że szczególnie szlachetną postacią miłosierdzia jest pomóc biednemu tak stanąć na nogi, żeby zaczął radzić sobie sam. Jednak są takie biedy, że jeśli głodnemu nie podasz po prostu chleba, to jesteś człowiekiem bez miłosierdzia.

To prawda, że nie ma człowieka tak ubogiego, który nie miałby różnych okazji do pomagania ludziom potrzebującym pomocy (zwłaszcza że potrzebujemy pomocy nie tylko materialnej), ale wręcz o pomstę woła do nieba taki brak miłosierdzia, kiedy nie daje się ubogim nawet tego, co się marnuje.

To prawda, że kogoś może uratować pomoc udzielona nawet z powodów mało chwalebnych, ale szczególnie cenne jest miłosierdzie okazywane bezinteresownie i z uszanowaniem godności tego, komu się pomaga.

To prawda, że sąd surowy czeka tych, którzy nie mają litości dla bliźnich przeżywających różne swoje biedy. Pomyślmy jednak, jak wielki gniew Boży czeka tych, którzy żerują na cudzej biedzie.
O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 26

Mt 26, 6-13
Gdy Jezus przebywał w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, podeszła do Niego kobieta z alabastrowym flakonikiem drogiego olejku i wylała Mu olejek na głowę, gdy spoczywał przy stole. Widząc to, uczniowie oburzali się, mówiąc: «Na co takie marnotrawstwo? 9 Przecież można było drogo to sprzedać i rozdać ubogim». Lecz Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie? Dobry uczynek spełniła względem Mnie. Albowiem zawsze ubogich macie u siebie, lecz Mnie nie zawsze macie. Wylewając ten olejek na moje ciało, na mój pogrzeb to uczyniła. Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła».

Komentarz:

Poprzednio, kiedy Jezus był w domu Marty i Marii, Maria siedziała u Jego stóp, cała zasłuchana w Jego nauce. Teraz wiele się zmieniło. Nie potrafimy sobie wyobrazić tej radości, jaką przeżyły obie siostry, odzyskując brata od czterech już dni spoczywającego w grobie. Kiedy już po tym wydarzeniu Jezus przychodzi do ich domu, to już nie jest, tak jak dotychczas, przyjaciel rodziny, wspaniały nauczyciel prawdy Bożej. Nawet słowo „dobroczyńca” jakby do Niego nie pasuje. On jest po prostu Zbawicielem, który przyprowadził im brata zza grobu, stamtąd, skąd ludzie nigdy nie wracają.

Właśnie dlatego Maria zachowuje się w sposób przekraczający wszelkie konwencje. W spontanicznym odruchu serca bierze flakon drogocennego olejku i wylewa go na stopy Jezusa. Za pomocą tego ogromnie kosztownego gestu chce wyrazić tylko tyle, że nigdy nie potrafi się odwdzięczyć Jezusowi.
Maria nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej gest miał także taki sens, którego ona nie zamierzała. Nie wiedziała, że w ten sposób namaściła Pana Jezusa na dzień Jego pogrzebu. Cały dom napełnił się wonią olejku. W zamyśle Marii miała to być woń wdzięczności, a tymczasem była to wspaniała woń miłej Bogu ofiary, jaką Jezus już za kilka dni miał złożyć na krzyżu z samego siebie.

Oburzył się na to marnotrawstwo Judasz. Całkiem sensownie zauważył, że za cenę tego wylanego olejku można by pomóc wielu ubogim. Ewangelista jednak komentuje, że nie o biednych mu chodziło, ale podgryzał go robak korupcji.
Znamienne, że Pan Jezus nie wypomina mu nieszczerości. Odpowiada mu tak, jakby Judaszowi naprawdę chodziło o ubogich. Dobrzy pedagogowie często tak postępują, że traktują swoich wychowanków, tak jakby oni byli lepsi niż są naprawdę — i w ten sposób pociągają ich do tego, że oni naprawdę stają się lepsi. Niestety, twarde serce Judasza nie reagowało już nawet na zabiegi Boskiego Pedagoga.
Trzy przesłania dzisiejszej Ewangelii warto sobie zapamiętać:
1) Nie zawsze absurdalne zachowanie jest bezsensowne, a zwłaszcza jeśli płynie z prawdziwej miłości.
2) Nie wszystkie racjonalne argumenty są tak czyste, za jakie chcą uchodzić.
3) Obyśmy nie przegapili tych pedagogicznych zabiegów Pana Boga, kiedy traktuje nas tak, jakbyśmy byli lepsi, niż jesteśmy naprawdę.
O. Jacek Salij OP

***
Mt 26, 20-25
Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu <uczniami>. A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi». Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?» On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».

Komentarz:
Przypatrzmy się tym trzem uczniom: umiłowanemu uczniowi, który spoczywał na piersi Jezusa, zdrajcy Judaszowi oraz Szymonowi Piotrowi, który w momencie zagrożenia miał się Go wyprzeć.

Umiłowany uczeń symbolizuje ostateczną więź z Jezusem, jaką Bóg obiecał nam wszystkim. W naszych czasach, kiedy bardzo rozbudza się ludzką wyobraźnię w zakresie tego wszystkiego, co brudne, z pewnym zażenowaniem czytamy, że umiłowany uczeń spoczywał „na łonie Jezusa” (J 13,23). A tymczasem zamysłem Ewangelisty jest tu odwołanie się do niepojętej jedności Syna Jednorodzonego z Przedwiecznym Ojcem. Jest ona przedstawiona jako przebywanie Syna „na łonie swojego Ojca” (J 1,18). Otóż na wzór tej właśnie jedności dokonuje się nasze zjednoczenie z Jezusem Chrystusem. To właśnie dlatego Apostoł Paweł może wołać: „Żyję ja, ale już nie ja żyję: bo żyje we mnie Chrystus”.

Przejdźmy do nieszczęsnego ucznia, Judasza. Co to znaczy, że po spożyciu kawałka chleba, jaki mu podał Pan Jezus, wszedł w niego szatan? Oto Pan Jezus podejmuje jeden z ostatnich wysiłków ratowania go. Niestety, on się tylko utwierdził w swoim złu. My na co dzień potrafimy dobre dary Boże przyjmować ku złemu. Judasz przyjął dobry dar bezpośrednio z rąk Syna Bożego i jeszcze tylko się umocnił w swoim złym postanowieniu. Jak skomentował tę scenę święty Augustyn: Judasz, który już przedtem uległ szatanowi, teraz oddał mu się na własność; pozwolił szatanowi, żeby ten w nim zamieszkał.

Natomiast zdrada Apostoła Piotra aż do końca świata będzie nam przypominała, jak bardzo to, czy wytrwamy przy Panu Jezusie, zależy od Bożej łaski. Piotr był absolutnie pewien tego, że nigdy swojego Mistrza nie porzuci. Bardzo rychło miał się przekonać, że opierać naszą miłość do Jezusa na swoich tylko siłach, to tak jakby budować dom na piasku.

O. Jacek Salij OP

***

(Mt 26, 14-25)
Jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam. A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia? On odrzekł: Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu . A gdy jedli, rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: Chyba nie ja, Panie? On zaś odpowiedział: Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: Czy nie ja, Rabbi? Odpowiedział mu: Tak jest, ty.

Komentarz
Pan Jezus naprawdę do końca walczy o Judasza. Wczoraj czytaliśmy o dwóch podjętych przez Niego próbach ratowania Judasza. Podczas Ostatniej Wieczerzy przekazuje mu Pan Jezus kawałek chleba. W tej kulturze było to znakiem wyróżnienia, stanowiło jakby komunikat: "Na przyjaźni z tobą szczególnie mi zależy". Jednak Judasz jest człowiekiem słabym i już nawet taka sytuacja nie doprowadzi go do przytomności. Przyjmuje znak przyjaźni, ale nadal bez wahania myśli o dokonaniu zdrady.

Wtedy Pan Jezus próbuje nim wstrząsnąć, dając mu do zrozumienia, że zna jego zamiary. "Co masz czynić, czyń prędzej" - mówi mu. Judasz jednak jest tak zatwardziały w swojej decyzji, że nawet takie słowa nie robią na nim wrażenia.
Z dzisiejszej Ewangelii wynika, że Judasz miał tyle czelności, że wobec słów Pana Jezusa: "Zaprawdę powiadam wam, jeden z was Mnie zdradzi", odważył się zapytać Go: "Czy to nie ja?" Pan Jezus mu wtedy odpowiedział: "Tak jest, ty". Jednak nawet te słowa nie spowodowały jego nawrócenia.

Ostatni raz próbuje Zbawiciel ratować swojego zbłąkanego ucznia w Ogrodzie Oliwnym, kiedy Judasz już przyszedł wydać Go w ręce tych, którzy mieli zamiar Go zabić. "Przyjacielu - mówi mu wówczas Jezus - pocałunkiem zdradzasz Syna Człowieczego". Jednak niepojęta jest miara ludzkiej nieprawości i nawet te słowa nie poruszyły nieszczęsnego ucznia.

Niektórych ludzi niepokoi następujące pytanie: czyżby Judasz musiał zdradzić, skoro męka Pana Jezusa, a nawet to, że zostanie zdradzony przez przyjaciela, było zapowiedziane w proroctwach? Otóż odrzućmy tę myśl, że Bóg mógłby kogokolwiek zaprogramować do grzechu. Boże proroctwa spełniają się tylko i wyłącznie z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Bóg skrupulatnie wywiązuje się ze swoich dobrych obietnic; po wtóre dlatego, że odsłaniają jakieś ciemne determinizmy ukryte w naszej grzeszności.

Judasz nie tylko mógł nie zdradzić Pana Jezusa, ale powinien był Go nie zdradzić. On z całą dobrowolnością oddał się na pastwę tych ciemnych determinizmów, jakie są poruszane przez naszą społeczną grzeszność. Bo tam, gdzie ludzie oddalili się od Boga, tam niektóre małżeństwa muszą się rozpadać, i muszą się dokonywać kradzieże oraz inne niesprawiedliwości, tam muszą się zdarzyć niezgody, a nawet morderstwa, tam muszą się zdarzyć zdrady, w tym nawet zdrady przyjaciół. Zarazem żaden z tych grzechów zdarzyć się nie musiał. Co więcej, żaden z tych grzechów nie powinien był się zdarzyć.

Krótko mówiąc, niezgłębiona jest tajemnica ludzkiej nieprawości.
o. Jacek Salij OP

***
Mt 26, 26-30
A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego». Po odśpiewaniu hymnu wyszli ku Górze Oliwnej.

Komentarz
Ojcowie Kościoła po prostu nie wyobrażają sobie, żeby chrześcijanin mógł nie wierzyć, że Eucharystia jest prawdziwym Ciałem naszego Pana. Co więcej, w Eucharystii widzą Ojcowie Kościoła najwyższe potwierdzenie obu wspomnianych prawd -- z jednej strony stanowi ona boską pieczęć prawdy człowieczeństwa Chrystusa Pana, z drugiej, spożywanie jej przygotowuje nas realnie do przyszłego zmartwychwstania.

ok. 108 roku! - św. Ignacy z Antiochii: "Powstrzymują się [dokeci] od Eucharystii i modlitwy, gdyż nie wierzą, że Eucharystia jest Ciałem Pana naszego, Ciałem, które cierpiało za nasze grzechy i które Ojciec w swej dobroci wskrzesił. Tak więc ci, co odmawiają daru Boga, umierają wśród swoich dysput. Lepiej byłoby dla nich, żeby mieli miłość, bo w ten sposób i oni mogliby zmartwychwstać" (List do Smyrneńczyków 7,1).

Zauważmy tylko, że w powyższej wypowiedzi dość wyraźnie słychać echo słów Pana Jezusa: "Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" (J 6,54).
Żyjący w wieku IV syryjski poeta, św. Efrem, będzie opiewał Eucharystię jako potęgę Bożego życia, uśmiercającego śmierć: "Twój chleb zabija śmierć, łakomego żebraka, który nas uczynił swym chlebem. Twój kielich unicestwia śmierć, co nas pożera. Pożywamy Cię, Panie, i pijemy, nie by Cię spożyć, lecz by żyć przez Ciebie" (Pieśń o Eucharystii 151n).

Ojców Kościoła szczególnie fascynuje Eucharystia jako dar Bożej wszechmocy, który da się porównać (in plus, rzecz jasna) z Bożym dziełem stworzenia wszechświata. Osobiście po raz pierwszy to sobie uświadomiłem, czytając przepiękny tekst św. Ireneusza z ok. 185 roku. Najpierw Ireneusz zauważa w Eucharystii ostateczny dowód na to, że nasze ciała kiedyś naprawdę zostaną wskrzeszone: "Jeśli ciało nie może zostać zbawione, to Pan nie odkupił nas Krwią swoją ani kielich eucharystyczny nie jest uczestnictwem w Jego Krwi, ani też chleb, który łamiemy, nie jest uczestnictwem w Jego ciele. Krew bowiem wypływa tylko z żył i ciała, i z tego, co stanowi substancję człowieka -- nią stało się prawdziwe Słowo Boże, które nas odkupiło swoją Krwią" (Adversus haereses 5,2,2).

Dalej rozwija Ireneusz następujące porównanie: Tak jak w stworzonym przez Słowo Boże świecie naturalnym z rozsianych ziaren pszenicy wyrasta nowe zboże, podobnie wino i chleb "przyjmują Słowo Boże i stają się Eucharystią Krwi i Ciała Pańskiego", aby być naszym pokarmem na życie wieczne. Otóż pokarm ten działa w taki sposób, że ciała, które go spożywały, "kiedy zostaną złożone w ziemi i ulegną rozkładowi, powstaną w swoim czasie, bo Słowo Boże da im zmartwychwstanie na chwałę Boga Ojca, który to, co śmiertelne, odziewa w nieśmiertelność, a temu, co zniszczalne, łaskawie udziela niezniszczalności, gdyż moc Boża w słabości się doskonali" (tamże 5,2,3).

Zaczynamy więc rozumieć, dlaczego wiara chrześcijańska przywiązuje taką wagę do tego, że Bóg Ojciec stworzył świat przez swojego Syna (por. J 1,3.10; Kol 1,16n; Hbr 1,2). Przecież przez tegoż Syna, przez którego świat został stworzony, Ojciec Przedwieczny naprawia w swoim stworzeniu to, cośmy popsuli naszymi grzechami. I więcej jeszcze: Przez tegoż Syna Bóg czyni nas nowym stworzeniem, to znaczy dokonuje naszego przebóstwienia. Żeby jednak ostatecznie stać się nowym stworzeniem, czyli dostąpić chwały zmartwychwstania, musimy w życiu obecnym karmić się pokarmem, który nas wypełnia obecnością Jezusa Chrystusa, czyli Słowa Bożego, które dla nas stało się jednym z nas. Krótko mówiąc, Eucharystia jest pokarmem nowego stworzenia.

To nasze wypełnianie się Chrystusem dzięki spożywaniu Eucharystii Ojcowie Kościoła przedstawiają zazwyczaj w duchu radykalnego realizmu. "Przystępując do Stołu Pańskiego -- mówił w połowie V wieku św. Leon Wielki, papież -- przemieniamy się w Tego, którego spożywamy" (Mowa 64,7). Zaś sto lat wcześniej św. Cyryl Jerozolimski tak oto wyjaśniał nowo ochrzczonym działanie Komunii Świętej: "Stajecie się jednym ciałem i jedną krwią z Chrystusem. (...) A zatem z całym przekonaniem uważajmy to za Ciało i Krew Chrystusa! Pod postacią chleba dane ci jest Ciało, pod postacią wina dana ci jest Krew. Kiedy więc przyjmujesz Ciało i Krew Chrystusa, stajesz się z Nim jednym ciałem i jedną krwią" (Katecheza 22,1.3). Gdyby tłumaczyć dosłownie, ostatni fragment należałoby oddać: "stajesz się z Nim współcielesny i współkrwisty".

Zauważmy jednak: Ten radykalny realizm w przedstawianiu skutków Najświętszej Eucharystii podkreśla jedynie to, że my na dopełnienie obietnicy nowego stworzenia czekamy realnie, a nie tylko symbolicznie. Otóż wierząc w prawdziwą obecność Ciała i Krwi Pańskiej w sakramencie Eucharystii, wyznajemy, że Bóg już teraz dokonuje w nas nowego stworzenia, jakkolwiek ujawni się ono w pełni dopiero w dniu ostatecznym. Tak czy inaczej, zarówno dar Eucharystii, jak zbawienie człowieka, jest większym dziełem Bożej wszechmocy niż stworzenie wszechświata.

Nie trzeba się więc dziwić, że Ojcowie Kościoła, objaśniając tajemnicę Eucharystii, sięgają nieraz po kategorie kosmogoniczne. Eucharystia jest przecież wspaniałym darem wszechmocnej Bożej miłości, dokonującej nowego stworzenia. Tytułem przykładu przytoczę niezapomniany wykład św. Ambrożego (+ 397):

"Wszystkie modlitwy poprzednie wypowiada kapłan: składa Bogu chwałę, zanosi modły błagalne, prosi za lud, za królów itd. Z chwilą, gdy dochodzi do sprawowania czcigodnego sakramentu, wtedy już kapłan nie posługuje się własnymi zwrotami, lecz używa słów Chrystusa. Jakie to są słowa? Te mianowicie, które wszystko stworzyły. Na rozkaz Pana powstało niebo, ziemia, morze, zrodziło się wszelkie stworzenie. Widzisz więc, jak wielką moc działania posiadają słowa Chrystusa. Jeśli w słowie Pana Jezusa tkwi taka siła, że pod jego wpływem zaczyna istnieć coś, czego dotąd nie było, to tym bardziej jest ono w stanie sprawić, że rzeczy, które poprzednio istniały, zamieniają się w inne. Nie istniało ani niebo, ani morze, ani ziemia, ale mówi Dawid: <On powiedział i stały się. On rozkazał i zostały stworzone> (Ps 148,5).

Oto odpowiadam ci: Nie było Ciała Chrystusowego przed konsekracją, ale po niej -- powtarzam -- jest już Ono obecne. Chrystus sam powiedział i stało się, On rozkazał i zostało stworzone. Poprzednio ty sam byłeś starym stworzeniem. Skoro jednak zostałeś uświęcony, zacząłeś istnieć jak nowe stworzenie. Czy chcesz wiedzieć, jak się nim stałeś? Powiedziano, że wszystko <w Chrystusie jest nowym stworzeniem> (2 Kor 5,17)"
O. Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6848
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3197
Podziękowano: 3444
Płeć:

Nieprzeczytany post

Rozdział 27

Mt 26, 36- Mt 27, 50 - Męka Pańska
Mt 27, 45- 56
Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: «On Eliasza woła». Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: «Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić». A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha.

A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu.
Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: «Prawdziwie, Ten był Synem Bożym».
Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. 56 Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza.


Komentarz
Normalnie, jeśli król zostanie aresztowany, a już zwłaszcza jeśli zostanie skazany na śmierć i wysłany na egzekucję, to już jest koniec jego władzy królewskiej. Jeżeli zaś w takim poniżeniu opowie się po jego stronie jakiś bandyta, to jeszcze dodatkowo tego króla to skompromituje.

Nie tak jest z Panem Jezusem. On jest Królem wszechświata niezależnie od tego, czy Go uznamy, czy nie. Nieuznanie Jego władzy królewskiej przynosi szkodę wyłącznie tym, którzy Go odrzucają. Bo Ten Król obdarza życiem wiecznym. Ten Król jest Synem Bożym, przez którego świat został stworzony.

Ewangelia opowiada o egzekucji tego Króla, o Jego ukrzyżowaniu oraz o odrzuceniu i wyszydzeniu Go przez ludzi. A On właśnie wtedy odbywał swoją zwycięską walkę. Otóż jeszcze raz spróbujmy sobie uświadomić, na czym polegało zwycięstwo naszego ukrzyżowanego Króla. Najpierw jednak spójrzmy na krzyż Chrystusa jako na dowód, do jakiego zaślepienia może doprowadzić nas pycha, nienawiść i poczucie własnej bezgrzeszności. Potrafimy tak potwornie skrzywdzić kogoś niewinnie. A w przypadku Pana Jezusa On nie tylko został tak potwornie skrzywdzony bez własnej winy — ale zabiliśmy Go i zmaltretowaliśmy za to, że był sprawiedliwy, i za to, że całe swoje ludzkie życie poświęcił dla nas. Tak, dopiero w krzyżu Pana Jezusa można zobaczyć, jak straszny jest nasz ludzki grzech i jak wiele zła z niego płynie.

Zwycięstwo zaś Pana Jezusa na krzyżu polegało na tym, że nawet te nie dające się wyobrazić ani opisać cierpienia nie zgasiły w Nim miłości. A nawet w najmniejszym stopniu nie zaciemniły Jego miłości do Przedwiecznego Ojca i do nas, mimo żeśmy Go tak potwornie skrzywdzili. Nawet na krzyżu umiał Pan Jezus kochać nas wszystkich, nawet swoich bezpośrednich morderców, i modlił się za nich: „Boże, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”.

Toteż już na Jego krzyżu okazało się ostatecznie, że ten świat jest Boży i ostatnie w nim słowo należy do miłości. Szatan na tym świecie jeszcze dużo może. Może nawet zabijać ciała. Ale nie jest już w stanie usunąć z naszego świata miłości. Tej miłości, która płynie z krzyża Chrystusa i prowadzi do życia wiecznego. Na tym właśnie polega tajemnica Chrystusa Króla, że On tych wszystkich, którzy tego naprawdę pragną, potrafi obdarzyć taką miłością do Boga i do bliźnich, iż ta potrafi przetrwać nawet czas próby.
o. Jacek Salij

Komentarz II

Gdyby komuś z nas przyszło być świadkiem czyjegoś ukrzyżowania, z pewnością przez wiele nocy prześladowałby nas sen koszmarny, a szok takiego przeżycia pozostawiłby w nas zapewne ślady nieusuwalne. Otóż Pan Jezus dobrowolnie przyjął na siebie tę potworną kaźń. Skłonić go do tego mogły tylko powody najwyższej wagi. Zastanówmy się, jakie to były powody.

Cała ta straszliwa strona ukrzyżowania skupia w sobie niby w soczewce destrukcję i nieludzką moc grzechu. Bo to my sami, przez swoje odejście od Boga, stworzyliśmy taki świat, w którym dosłownie każda niegodziwość stała się możliwa. Zdolni jesteśmy nawet ukrzyżować kogoś nieskazitelnie sprawiedliwego. Gorzej jeszcze: Jezusa Chrystusa ukrzyżowaliśmy właśnie za to, że był On cały przepełniony miłością i bezinteresownie obdarzał prawdą i dobrem. Toteż ile razy spojrzymy na krzyż Chrystusa, umacniajmy w sobie postanowienie i błagajmy Boga o łaskę, żebyśmy już nie pogłębiali nieludzkości naszego świata. Na Kalwarii odsłania się straszliwość naszego odejścia od Boga.

Przede wszystkim jednak na Kalwarii stało się coś, co nas przymusza do tego, żeby uklęknąć przed Chrystusem, adorować Go i uwielbiać: On przez swoją potworną mękę przeszedł w niezmąconej i dosłownie całoosobowej miłości do swojego Przedwiecznego Ojca i do nas ludzi, którzy przecież jesteśmy winni tego wszystkiego, co Go spotkało. Chrystus Pan swoją mękę i śmierć potrafił przemienić w ofiarę za nasze grzechy.

Co to jest ofiara? Ofiara jest to miłość, którą realizujemy również wówczas, kiedy to trudne, również wówczas, kiedy to bardzo trudne. Otóż Chrystus Pan wytrwał w miłości w najskrajniej potwornych warunkach. Nie tylko zachował miłość, ale zachował ją całą. Z samego dna naszego nieludzkiego świata wzniosła się do Przedwiecznego Ojca kryształowo czysta miłość Syna Człowieczego! Szatan nie znalazł w Nim nawet małej cząstki, która nie byłaby tą miłością wypełniona.

Stało się coś więcej jeszcze: ta miłość, jaką był wypełniony, umęczony i ukrzyżowany Chrystus, była nie tylko kryształowo czysta, lecz i niewyobrażalnie wielka. Człowiek Jezus Chrystus jest bowiem naprawdę Synem Bożym. Zatem jesteśmy odkupieni! Teraz każdy, kto zechce iść przez swoje życie w jedności z Chrystusem, może iść przez swoje życie w miłości do Boga i ludzi. Nasz świat — wszędzie tam, gdzie zaprosimy Chrystusa — znów staje się miejscem, w którym króluje miłość i w którym dojrzewamy do życia wiecznego.

O. Jacek Salij OP
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Zablokowany