Aby skupić się na duchowym aspekcie zbliżających się świąt administracja postanowiła, że od Wielkiego Piątku od godz 10:00 aż do Poniedziałku wielkanocnego do 8:00 na forum będzie wyłączona opcja pisania postów.

Jak przyjąć krzyż i naśladować Jezusa?

O tym wszystkim co dotyczy katolika w codziennym życiu
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6855
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3202
Podziękowano: 3447
Płeć:

Nieprzeczytany post

Taką mam refleksję: "każdy niesie krzyż, każdy jest ciężki, ale dobrze przyjęty krzyż upiększa duszę"

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bo­wiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?" Mt 16, 25–27

Jak rozumiemy te słowa? Jak je przeżywamy? Jak one nas prowadzą?
czy doświadczamy że nasza dusza pięknieje, gdy staje my stajemy się podobni do Jezusa?
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Melisska

Nieprzeczytany post

W zupełności się z tym zgadzam.
Awatar użytkownika
Dominik
Posty: 1972
Rejestracja: 29 sty 2021, 10:48
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 582
Podziękowano: 1548
Płeć:

Nieprzeczytany post

Ja mam problem z tym że niektórzy mówi,ą że Jezus daje nam taki krzyż jaki jaki jesteśmy w stanie udźwignąć.

Jest to nie logiczne, jak dla mnie. Gdyby tak było to każdy by krzyż udźwignął bez jakiegokolwiek szukania wymówek dlaczego ktoś nie udźwignął krzyża. Po drugie czy Jezus rozdaje krzyże, czyli bezpośrednio krzywdzi ludzi?
Nie bój się, robaczku Jakubie,
nieboraku Izraelu!

Izajasza 41, 14

Przekaż mi 1% podatkuKLIK
Melisska

Nieprzeczytany post

Dominik pisze: 31 sty 2023, 23:28 Ja mam problem z tym że niektórzy mówią że Jezus daje nam taki krzyż jaki jaki jesteśmy w stanie udźwignąć.

Jest to nie logiczne, jak dla mnie. Gdyby tak było to każdy by krzyż udźwigną bez jakiegokolwiek szukania wymówek dlaczego ktoś nie udźwigną krzyża. Po drugie czy Jezus rozdaje krzyże, czyli bezpośredniego krzywdzi ludzi?
Też się nad tym zastanawiałam i masz racje. Niekorzy z moich znajomych nie dali rady udźwignąć krzyża i niestety... Już dziś ich nie ma wśród nas.

Właśnie czytałam dzisiejsze Słowo:

«Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje».

List do Hebrajczyków.

I to mi daje nadzieji. ♥️♥️♥️♥️
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6855
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3202
Podziękowano: 3447
Płeć:

Nieprzeczytany post

Dominik pisze: 31 sty 2023, 23:28 Ja mam problem z tym że niektórzy mówią, że Jezus daje nam taki krzyż jaki jaki jesteśmy w stanie udźwignąć.
Miłosierna sprawiedliwość Tego, który nie złamie trzciny nadłamanej (ani) nie zagasi knotka o nikłym płomyku (Iz 42, 1-2), nie depcze człowieczeństwa poranionego błędami i grzechem, lecz oczyszcza z grzechu i wydobywa światło dziecięctwa bożego (nawet to ledwo się tlące) i wprowadza w życie grzesznika nadzieję na dobre życie, oczyszcza i zbawia. A dzieje się to właśnie poprzez przyjęcie tego, co nazywamy "krzyżem naszego życia".
Szczęście nas nie rozwija, chcemy po prostu w szczęściu trwać. A dopust Boży, nazywany krzyżem, nas oczyszcza z egoizmu i grzechów (właśnie jeśli przyjmujemy go z pokorą) i prowadzi nas do świętości, przez rozwijanie miłości w sobie.
Czy nasz krzyż dostaliśmy od Jezusa? Nie, nie bezpośrednio.
Gdy ktoś choruje, to przecież nie mówimy że chorobę dostaliśmy od Jezusa, tylko jest to wynik biologii, narażenia swojego zdrowia, złego odżywiania, wina genów, czy toksycznego środowiska, które sami zaśmiecamy.
Więc choroba nie przyszła od Jezusa.
Ale gdy przyjęliśmy chorobę z pokorą i współpracujemy z łaską to może ona nas uświęcić.
Ja to tak rozumiem.
Np Ty nigdy nie narzekasz na swoje życie - w moim rozumieniu jesteś pokorny. Te trudny które pokonujesz w życiu Cię uświęcają.
Ktoś buntujący się na swoją chorobę byłby nie tylko nieznośny dla otoczenia, przez swoją złość i bunt wobec choroby, ale przede wszystkim nie umiałby współpracować z łaską.
Dominik pisze: 31 sty 2023, 23:28 Jest to nie logiczne, jak dla mnie. Gdyby tak było to każdy by krzyż udźwignął bez jakiegokolwiek szukania wymówek dlaczego ktoś nie udźwignął krzyża. Po drugie czy Jezus rozdaje krzyże, czyli bezpośrednio krzywdzi ludzi?
Wydaje mi się, ze trzeba rozróżnić dwie rzeczy: postawę przyjęcia krzyża, oraz nasze uczucia, siły fizyczne i mentalne.
Można pokornie przyjąć krzyż, współpracować z łaską. Ale też czuć fizyczne wyczerpanie, emocjonalny wysiłek.
Można "czołgać się" pod naporem trudów, jakich doświadczamy, ale właśnie z tej pozycji wołać do Boga o pomoc, o potrzebne siły.
Albo pod naporem zacząć się buntować, wygrażać Bogu, mieć pretensje do świata i Boga, że mnie to spotkało...

To oczywiście nasz wybór jak reagujemy na to co nas spotyka w życiu.

Zauważcie, że Jezus upadał pod krzyżem aż trzy razy.... ale zawsze się podnosił!
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
Lunka
Posty: 1278
Rejestracja: 08 lis 2021, 14:07
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 955
Podziękowano: 947
Płeć:

Nieprzeczytany post

@Magnolia wzruszyły mnie Twoje słowa. Bardzo ich dziś potrzebowalam ❤️
Bądź ze mną, Panie, w moim utrapieniu
Skaza

Nieprzeczytany post

Wydaje mi się, że bez cierpienia i trosk w codzienności prędko byśmy zgnuśnieli w swoim egoizmie i skłonności do grzesznego życia.
Na swój sposób potrzebne jest nam ono do tego by walczyć o siebie by stawać się lepszymi bardziej odpornymi na zło i świadomymi o co rozchodzi się tak naprawdę w tym naszym ziemskim życiu. Z nim "cierpieniem" źle, ale bez niego byłoby pewnie w ostatecznym rozrachunku jeszcze gorzej.

Mi gdy oddalam się od spraw wiary cierpienie pomaga bardzo często powrócić na właściwy kurs, zatrzymać się i zastanowić nad sobą samym.
Ostatnio zmieniony 01 lut 2023, 23:37 przez Skaza, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6855
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3202
Podziękowano: 3447
Płeć:

Nieprzeczytany post

Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami, w Duszy: Jezu, Ty się tym zajmij!
Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach.
Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda.
To wam poprzysięgam na moją miłość.

(fragment aktu zawierzenia Jeżu Ty się tym zajmij)

Dlaczego cytuje ten fragment w wątku o krzyżu? bo wydaje mi się konieczne te dwie sprawy łączyć, zawierzenie i przyjęcie krzyża.
Jeśli ufamy Jezusowi, to mamy świadomość, że nic co nas spotyka Mu nie umyka i że z wszystkiego może nas wyprowadzić, że całe zło jakie nas spotkało może przemienić w dobro, w miłość.

Myślę, że bez tego zaufania w sercu, patrzymy z buntem na to co się dzieje w około i co nas bezpośrednio dotyka.

Miałam (conajmniej) dwa takie doświadczenia w życiu, które spotkały mnie w sposób niezawiniony w moim odczuciu, były bardzo trudne, wiązały się z ogromnym cierpieniem.
Chyba nie będę mówić o szczegółach, zbyt wiele trzeba by było ujawniać kontekstu całej sytuacji.
Po pierwszym doświadczeniu, kiedy spotkała mnie tak duża dawka nienawiści, złości, manipulacji, że postanowiłam następnego dnia rano po prostu wyjechać. Cały mój ból i poczucie krzywdy odczuwałam równie mocno jak miłość do nieprzyjaciół, do tej osoby która mnie tak krzywdziła. Kilka miesięcy później nauczyłam się przebaczać wszystkim swoim krzywdzicielom i zaczęły się dziać prawdziwe cuda w moim sercu.

Drugie doświadczenie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, zaskoczona nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.
Tym razem ilośc manipulacji, przewrotności, zdrady, braku miłości, braku logiki, wmawiania mi kłamstw była tak duża, że do tej pory czuje ból, choć minęło ponad pół roku. Ale tym razem Bóg nauczył mnie kochać całkowicie bezinteresownie.
Nauczył mnie także polegać tylko na Nim. Bez oglądania się na ludzi, tylko w Bogu pokładać zaufanie.
Modlę się za moich krzywdzicieli, przyjmuję komunię św za nich, zamawiam msze św o ich nawrócenie, choćby w godzinie śmierci, pragnę dla nich nieba.
Ale emocjonalnie nie mam siły na kontakt z nimi, więc go nie utrzymuję. Muszę dbać o swoje zdrowie i swoją rodzinę.

Przyjęcie swojego krzyża zaprasza nas do naśladowania Jezusa niosącego krzyż... czyli do miłości, do przebaczenia, do zawierzenia Bogu. Przyjęcie cierpienia zaprasza nas do życia ewangelią.
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
daniel
Posty: 1677
Rejestracja: 31 sty 2021, 12:32
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 379
Podziękowano: 766
Płeć:

Nieprzeczytany post

Magnolia pisze: 31 sty 2023, 10:56 Taką mam refleksję: "każdy niesie krzyż, każdy jest ciężki, ale dobrze przyjęty krzyż upiększa duszę"

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bo­wiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?" Mt 16, 25–27

Jak rozumiemy te słowa? Jak je przeżywamy? Jak one nas prowadzą?
czy doświadczamy że nasza dusza pięknieje, gdy staje my stajemy się podobni do Jezusa?
Zwykle staramy się wziąć krzyż swym fałszywym ja (swym ego), co okazuje się niemożliwe, bo owym krzyżem jest właśnie to, czym próbujemy go nieść.
„Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego.” Łk 10.41-42
Awatar użytkownika
daniel
Posty: 1677
Rejestracja: 31 sty 2021, 12:32
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 379
Podziękowano: 766
Płeć:

Nieprzeczytany post

Wczoraj trafiłem na te słowa T. Mertona:

"Cała asceza chrześcijańska streszcza się w wersecie z Ewangelii według św. Marka: "Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mk 8,34). Asceza to wyrzeczenie się siebie i naśladowanie Chrystusa, to pielęgnowanie w sobie życia łaski; to bardziej współpraca z Duchem Świętym aniżeli dostosowanie się do jakiegoś systemu etycznego lub ascetycznego."

Oczywiście słowa Mertona nie wyjaśniają czym jest naśladowanie Chrystusa. Mówią jednak o tym, że jest nim również asceza przy współpracy z Duchem.

Dla mnie, może w zbyt szerokim tego słowa znaczeniu, asceza, a zatem w pewien sposób wyrzeczenie się siebie, stanowi choćby dzisiejsze poranne posprzątanie w kuchni. Nie udało mi się natomiast nie zapalić do porannej kawy.
„Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego.” Łk 10.41-42
Zablokowany