Wiara a postrzeganie siebie

O tym wszystkim co dotyczy katolika w codziennym życiu
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

Nie wiem jak to napisać więc po prostu napisze po kolei o jakie cechy mi chodzi i jak w nich odnieść się do wiary postrzegania Boga...i praktykowania:

- depresja lub stany bliskie depresji
- niska samoocena
-brak pewności siebie
- zakrzywiony obraz rodziny
(tutaj m in. porównywanie przez dorosłego do kogoś innego np. uczącego się lepiej w szkole, ograniczanie w pewien sposób w rozwijaniu zainteresowań mówieniem "nie nadajesz się do tego", nawet teksty typu "latasz do kościoła, a i tak jesteś taka sama albo i gorsza")
- wiara jako rodzaj ucieczki...gdy nie ma się wsparcia w najbliższych (z perspektywy bytu, ale i wiedzy)

Mam nadzieję, że w miarę jest to zrozumiałe :(

Jeśli uznacie to za temat niegodny - usuńcie :)
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6845
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3196
Podziękowano: 3442
Płeć:

Nieprzeczytany post

Chodzi Ci Elu, jak mamy praktykować i jak wiara może pomóc w np depresji? itd Dobrze Cię zrozumiałam?
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

no właśńie bardziej odwrotnie jak przy chorobie czy innych wymienionych czynnikach wierzyć taki postrzegać Boga aby to nie było czymś zwanym słomianym zapałem
np. aby modlitwa była bardziej praktykowana jak tego chciałby Jezus...ale cięzko jest podjąc to ryzyko...bo człowiek sam siebie z góry skreśla...ze nie da rady...bo przez lata się nasłuchał jakim to jest życiowym zerem (nie dokońca aż tak dosłownie)
albo żeby wiara nie była tylko 'sprzedawaną' wiedzą a prawdziwa relacją która gdzieś na przestrzeni lat się zgubiła
Ostatnio zmieniony 12 mar 2021, 17:43 przez WielbiDuszaMojaPana, łącznie zmieniany 1 raz.
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6845
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3196
Podziękowano: 3442
Płeć:

Nieprzeczytany post

A nie sadzisz ze to jest sprężenie zwrotne? Czyli z fałszywego pojęcia o Bogu popadamy w choroby, albo w z choroby wychodzimy dzięki odnalezieniu Prawdziwego Boga?
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

dobra bez sensu było tworzenie tego tematu bo jak zawsze wychodzi jedno wielkie nieporozumienie


więc widzę że bez wyłożenia kawy na ławę się nie obejdzie

więc tak...jestem dzieckiem z wpadki...nie znam swojego "twórcy"...jak się nie dawno dowiedziałam z przypadku że na początku mnie nie chcieli...matka i dziadkowie a jej rodzice...ale cos im się odmieniło...no i się urodziłam...niby było fajnie...ale matka wróciła do pracy szybciej...a ja tylko mam migawki z tego z okresu ok 4lat...bo mimo czekania na nią nie oczułam nawet od niej odrobiny zainteresowania...dziadkowie też często nie wiem czy świadomie czy nie...że odczuwałam że załują że się urodziłam.
w 96 moja matka hajtneła się z gościem za którym ja odp poczatku nie przepadałam bo i tak czułam od niego niechęc do mnie...w 97 urodziła mi się siostra...i oni z nia wyprowadzili się do jego rodziców...a ja zostałam z dziadkami...w 98 zmarła babcia i zostałam sama z dziadkiem...mama przyjeżdzała sporadycznie i na chwilę...na święta też rzadko kiedy była...bo tamta babka była ważniejsza...a dziadek coraz bardziej kazał mi się uczyc żebym była jak Olka (koleżanka kujonka) więc nic innego w domu nie musiałam robić bo on mi nie kazał...miałam sie uczyć (co odbija się echem do tej pory- jestem tragicznym bałaganiarzem)...gdzieś w między czasie okazało się że mamy facet to typowy alkoholik...i typowy damski bokser...ile razy bym nie była twierdził że chleje przeze mnie.
Mieszkając z dziadkiem czuła się wiecznie ta gorsza...a bo to ktośtam z rodziny zrobił to czy tamto...nawet jeśli w szkole pochwalili...on zganił...i kolejna rzecz szła do porównania z kimś innym...więc człowiek przez lata nabawił się niskiej samooceny, braku pewności siebie...i powolnej depresji (choć tej nie mam ale psycholożka mówiła że jak nic z tym nie zrobie teraz to skończy się to depresją i to przewlekłą)...gdzieś w ciagu życia przeplatała się w tym wszystkim wiara...miałam okres rozeznawania więc gdzieś człowiek potrzebował tego jakoś gorliwiej ale i z tym się chował...bo było by marudzenie typu 'na co mi to' jak wiele rzeczy w tym nowa para spodni czy butów.
wyszło jednak że mąż i dzieci...który na poczatku nie był tak fajny jak bym chciała...poczucie własnej wartości zrobiło swoje...dopiero teraz jest troche lepiej w naszych relacjach ale teraz to ze mna jest coś nie tak.
dziadke zmarł w 2014...niby wiedziałąm że żyje ale nawet gdy ptak ma otwartą klatkę boi się z niej wylecieć...stąd po tym zrobiłam sobie tatuaże...które troche mi pomogły odbudować minimalnie siebie
gdzieś tam po drodze mama z siorą mieszkały z nami ale te relacje były tak kulawe że wiele razy kłóciłyśmy się tylko dlatego że ja miałąm i w sumie nadal trochę mam do niej żal...bo tak jakby porzuciła mnie 2razy w życiu...teraz możliwe że będzie trzeci bo to co gada skończy się jedynie gadaniem.

dlatego teraz w dziwny sposob choć tak czułam już od dawna...że jakby w wierze traktuje Jezusa jako Przyjaciele
przez kilka lat czytałam trochę Pism Świętych Karmelu i Dzienniczek Faustyny
więc jakby Jezus był tym którego jestem w stanie uznać
że Bóg jako Ojciec - nie wiem jak to jest mieć tatę więc trudno mi jest Go rozumieć
Maryja jako Matka - też nie wiem aż tak jak to jest...nawet jeśli była ze mną całe życie nie umiem się na Nią otworzyć bo się boję że i Ona mnie zostawi
więc tylko Jezus jest jak Przyjaciel...z Nim po nocach rozmawiałam o swoim życiu...ale boje sie Go też
ten strach jest podświadomy...ale jest
może psycholożka pomoże mi od strony ludzkiej stanąc na nogi ale z tą duchowa będę musiała sobie poradzić sama
stąd było to moje pytanie na początku
to i tak jest okrojona wersja do minimum
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6845
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3196
Podziękowano: 3442
Płeć:

Nieprzeczytany post

No tak, wiele się wydarzyło w Twoim życiu trudnych rzeczy. Z pewnością trzeba o siebie zadbać od strony psychiki i bardzo dobrze, ze juz to robisz.
Z własnego doświadczenia wiem, że najlepiej jest stosować terapię i kierownictwo duchowe komplementarnie, czyli powinny się te dwie dziedziny uzupełniać. Kierownikiem duchowym może być kapłan, albo osoba świecka o dojrzałej wierze.

Musze CI przyznać, że jak się patrzy wstecz w młodość, to chyba nikt z nas żeniąc się nie był niewiadomo jak dojrzały i pewny siebie. Każdy wchodzi w małżeństwo z jakimś bagażem z dzieciństwa. I mamy to niejako zadane by sobie z tym bagażem poradzić, najcześciej poprzez świadome dążenia do budowania innych relacji niż te w których nam przyszło dorastać, choćby poprzez zaprzeczenie wzorcom. Albo poprzez terapię, a zapewne i przez jedno i drugie.
Rozumiem, że w tej chwili czujesz że musisz coś z tym zrobić, aby nie było gorzej. To dobrze, ze już poprosiłam o pomoc i że działasz w temacie uporządkowania głowy.

Jednocześnie, trzeba przyznać, że skoro masz w Jezusie Przyjaciela to masz ogromnie Mocnego Przyjaciela!
Nad obrazem Ojca w niebie sama pracowałam ze 20 lat, a do Maryi nie potrafię przylgnąć do tej pory... Bo wprawdzie mój tato jest dobry, ale z mamą mam trudne relacje, a ona wszystkich sobie podporządkowuje i dominuje.
Mając relacje z Jezusem można rzecz że masz wszystko, bo On Cię wszystkiego nauczy i wskaże i pomoże.
Nie wspomniałaś nic o Duchu Świętym, masz z Nim relację, czy jeszcze nie? Bo to dopiero jest Mocarz i Cudowny Nauczyciel - osobiście nawiązałam z Nim relację dopiero po 40 tce.
Widzisz - nie wszystko od razu - ale jesli będziemy się starać to po kolei każda relacja zostanie uzdrowiona i nawiązana - u Boga wszystko jest możliwe. Ale przede wszystkim uwierz w to co napiszę: Bóg na pewno Ciebie chciał na świecie, był przy Twoim poczęciu, obdarzył Cię duszą nieśmiertelną, co oznacza, że chce z Tobą spędzić wieczność! I zawsze JEST przy Tobie i zawsze pragnie kontaktu z Tobą.
To było pierwsze - Jego Miłość do Ciebie ! Jego pragnienie Ciebie!

I najczęściej patrzymy na Boga przez pryzmat rodziców, bo to od nich pierwszych słyszymy lub nie słyszymy o miłości. Dajmy na to że słyszymy o miłości, ale ta "miłość" nie jest dobra, czyli ta relacja nas krzywdzi, rani, może nawet jest przemocowa i w ten sposób zlepia nam się obraz Boga z doświadczeniem złej relacji i myślimy że Bóg tez taki jest... I tu ewidentnie wkrada się błąd ludzkiego myślenia... przeniesienie naszych doświadczeń ludzkich na obraz Boga.
Trzeba zacząć od tego że nasi rodzice nie sa bogami. A Bóg jest kimś innym niż nasi rodzice, a Jego Miłość jest czymś doskonałym, pierwotnym, czymś co ludzie nieudolnie naśladują.
czyli trzeba zacząć od rozdzielenia rodziców i relacji ludzkich od Boga i Jego Miłości.
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

jeśli te różne podszepty które potem się sprawdzają lub rozumienie jako tako Pisma w tym głębszym znaczeniu...to jakąś tam relacje z Duchem Świętym mam.
Jezus za Przyjaciela to jak na mnie wiem że dużo...ale jak na tych różnych uwielbieniach czy grupach mówią o przyjęciu Jezusa jako Pana i Zbawiciela...mnie to trochę przeraża...tak po ludzku bo mam wrażenie że to z jednego niewolnictwa w drugie...nawet jeśli podświadomie wiem że to całkiem coś innego.
ciężko ze zrąbaną psychiką widzieć świat jakoś normalniej :(
Maryji nie wiem czy się boje w sumie czy nie bo prawie zawsze byłam w październiku na Różańcu...i że urodziłam się w Fatimskie...znaczenie może jakieś mieć...ale nie mam kompletnie pojęcia nadal jakie...bo parę razy się o to pytałam...ale konkretnej odp nie dostałam...kto wie może dzięki niej koleżanka nie wpadła w sidła Jehowych...bo oni Maryji jako Matki Bożej nie uznają...a od tego jej poszukiwanie prawdy między innymi się zaczęło
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6845
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3196
Podziękowano: 3442
Płeć:

Nieprzeczytany post

WielbiDuszaMojaPana pisze: 12 mar 2021, 22:50 jeśli te różne podszepty które potem się sprawdzają lub rozumienie jako tako Pisma w tym głębszym znaczeniu...to jakąś tam relacje z Duchem Świętym mam.
To wspaniale, bo to świadczy że masz oczy i uszy otwarte na Boże działanie i że juz masz jakieś doświadczenie w odczytywaniu tego co Bóg do Ciebie mówi!
WielbiDuszaMojaPana pisze: 12 mar 2021, 22:50 Jezus za Przyjaciela to jak na mnie wiem że dużo...ale jak na tych różnych uwielbieniach czy grupach mówią o przyjęciu Jezusa jako Pana i Zbawiciela...mnie to trochę przeraża...tak po ludzku bo mam wrażenie że to z jednego niewolnictwa w drugie...nawet jeśli podświadomie wiem że to całkiem coś innego.
Tak, rozumiem, że to może przerażać. Ale gdy pokonasz w sobie to przerażenie i w pełni zaufasz Jezusowi to zaczną CI się dziać prawdziwe cuda w życiu.
To nie sa puste obietnice, ja mam pewność, sama tego doświadczyłam.
Faktycznie najpierw trzeba poznać rozumem Jezusa, jako Boga, która CIę nie skrzywdzi, bo przecież z miłości do Ciebie oddał swoje życie i zmartwychwstał, abyś to życie miała wieczne w doskonałej komunii miłości z Bogiem.
Miłość, która Jezusem kierowała jest godna zaufania, godna zawierzenia, że gdy On się opiekuje to żadne doświadczenia które CIę spotkały ani spotykają, ani spotykać będą nie zrobią CI prawdziwej krzywdy, bo On CIę z nich wyprowadzi.
Sama popatrz wstecz, że wychodząc z takiej pogmatwanej sytuacji rodzinnej udało Ci się założyć rodzinę i masz troje dzieci - czyż to nie jest wspaniałe? Czyż to nie jest dobro?
I wyobraź sobie, że z każdego zła i krzywdy którą doświadczyłam Bóg wyprowadzi dobro, zamieni to cierpienie w perłę, która Cię będzie zdobiła. I to nie kiedyś w wieczności, ale już teraz. Ale kluczem jest zaufanie sercem.
Rozumem trzeba poznać ale sercem przyjąć. - Tu jest klucz do głębokiej relacji zaufania Bogu i prawdziwej przemiany życia.
Tego uczy O. Dolindo, włoski kapłan, który przekazuje światu słowa : Jezu Ty się tym zajmij! Ale właśnie nie mogą to być puste słowa, za tym ma iść zawierzenie serca do tego stopnia, że nie czujemy trwogi, bo ufamy Jezusowi.

Pamiętam, że w kilka małżeństw na mszy specjalnie odprawianej dla naszego Kręgu Kościoła Domowego przyjmowaliśmy Jezusa jako Pana i Zbawiciela, Ci którzy odmawiali ten akt jako kolejna modlitwę, nie doświadczyli niczego, ja starałam się faktycznie, tak jak umiem i na ile jestem zdolna zaufać Bogu i oddać Mu swoje serce, umysł, duszę - tak jak piszesz oddać się w niewolę Jego miłości, tej prawdziwej, tej wspaniałej, dobrej, opiekuńczej - i doświadczyłam wkrótce potem nawrócenia i przemiany serca, duszy i umysłu. Nie był to jednorazowy akt, ale codziennie powtarzałam że wybieram Jezusa jako mojego Pana i Zbawiciela.
Po ludzku co to oznacza, ze przestajemy oczekiwać od ludzi - rodziców w tym przypadku - że pokochają, odnajdą się, dadzą nam to czego potrzebujemy, a zaczynamy polegać, że to wszystko co potrzebujemy da nam Jezus!
I to będzie wspaniałe, piękne i nieskończenie dobre! Nie zawiedziemy się na pewno w tym poleganiu na Jezusie.

WielbiDuszaMojaPana pisze: 12 mar 2021, 22:50 ciężko ze zrąbaną psychiką widzieć świat jakoś normalniej :(
Maryji nie wiem czy się boje w sumie czy nie bo prawie zawsze byłam w październiku na Różańcu...i że urodziłam się w Fatimskie...znaczenie może jakieś mieć...ale nie mam kompletnie pojęcia nadal jakie...bo parę razy się o to pytałam...ale konkretnej odp nie dostałam...kto wie może dzięki niej koleżanka nie wpadła w sidła Jehowych...bo oni Maryji jako Matki Bożej nie uznają...a od tego jej poszukiwanie prawdy między innymi się zaczęło
Ale czy musisz wszystko mieć poukładane od razu i wszystko musi być jasne i ułożone? To jest duża pokusa aby tak było, ale przecież ludzki świat taki nie jest, jest chaotyczny, nieuporządkowany i zabałaganiony różnymi głupotami i grzechem. Najważniejsze jest chyba by nie odrzucać Maryi, nawet jesli się nie ma z Nią wielkiej relacji.
Ja doceniam, widzę w Niej wzór godny naśladowania, poznaję, ale to proces, który trwa latami.
Miewam momenty zawierzenia Maryi, proszenia o coś konkretnego, ale raczej emocjonalnie jestem mimo wszystko zdystansowana. Powiedziałabym, że taki stosunek neutralny w stronę pozytywnego. Ale to już znacznie więcej niż np 10 lat temu, gdy Maryja w moim religijnym świecie po prostu nie istniała.

Piszesz, że masz ciężko zrąbaną psychikę... dla Ciebie to duży problem zapewne. Ale nie dla Boga. Bóg widzi w tym potencjał jak może to wszystko co CIę boli przemienić w Twoje bogactwo. Więc w Bożej logice i patrzeniu na człowieka jesteś w bardzo dobrym punkcie życia, jesli tylko pozwolisz Mu działać w swojej głowie, swoim sercu to On z radością uczynię dla Ciebie jak najlepiej.

Wszystko co piszę, to moje świadectwo, nie wiedza, a doświadczenie Bożego działania we mnie.
Odczytaj to jako proroctwo dla siebie, że to wszystko może stać się również Tobie, bo Bóg tego pragnie dla Ciebie.
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
Awatar użytkownika
esperanza
Posty: 1399
Rejestracja: 10 lut 2021, 19:45
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 1211
Podziękowano: 1019
Płeć:

Nieprzeczytany post

Magnolia pięknie Ci odpowiedziała :)
Chciałam jeszcze dodać od siebie bo przyszła mi taka myśl odnośnie Maryji.
Masz dzieci to znaczy, że znasz miłość rodzicielską i matczyną i to od tej moim zdaniem piękniejszej strony bo sama ją dajesz swoim dzieciom. Ty i Maryja macie więcej wspólnego niż Ci się wydaje. Z Maryją też można się przyjaźnić, może na początek jak mama z mamą? :)
"Wystarczy ci mojej łaski. Moc, bowiem w słabości się doskonali”. (2Kor 12, 9).
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6845
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3196
Podziękowano: 3442
Płeć:

Nieprzeczytany post

mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

najtrudniej tu będzie wyzbyc się tego że czego miałabym się nie dotknąc miało być odrazu perfekcyjne...albo takie żeby się dziadek wstydzić mnie nie musiał...a jak nie to jestem do niczego...trudno będzie zrozumiec mi to że nie ma nikogo i niczego idealnego...że wszystko wymaga trudu i pracy a przede wszystkim czasu...mimo że to 6lat jak go nie ma przygotowywanie świąt to dla mnie katorga...nawet jesli mężowi i dzieciakom moje jedzenie smakuje...tego jest po prostu za dużo
nawet jesli w Piśmie "moc w słabości się doskonali"...ja mam wrażenie że i to dla mnie jest nieosiągalne...że jestem już zero bezwzględne i nie da sie nic dobrego wyciagnąć z kogoś takiego jak ja (ale wiem że to tylko moje myślenie o sobie)...bo ludzie reagują bardziej pozytywnie do mnie niż ja do siebie samej ;)
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
Awatar użytkownika
Magnolia
Posty: 6845
Rejestracja: 29 sty 2021, 11:31
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 3196
Podziękowano: 3442
Płeć:

Nieprzeczytany post

Masz racje. Wielkim krokiem milowym jest podejmowanie takich decyzji abyś ty była zadowolona a nie staranie się zadowolić kogoś innego, nawet jeśli tego kogoś już nie ma. Niedługo idą święta. Masz doskonałą okazje dostosować ilość jedzenia tylko dla waszej rodzinki i tylko to co lubią. Nie ma nigdzie żadnego szablonu który koniecznie trzeba wypełnić bo inaczej to nie będą prawdziwe święta. Ty i mąż zdecydujcie co ugotować i jak świętować.
Jeśli się nie modlicie razem to np niech to będzie okazja by zacząć dziękować Bogu za każdy posiłek. Przejmij kontrolę nad decyzjami w swoim życiu
mgr teologii,
„Bóg pragnie, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

ze świętami to bardziej od tej strony że one wiele lat były nijakie bo co to za święta w 2os
teraz akurat robie potrawy jakie chce bo nikt mi nie wisi nad głową...ciężej zrobić to jak nakazuje tradycja...ale jest tu lepiej...poprostu wtedy mam nadmiar złych mysli...i wszystko co złe się przypomina
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
Adriana_Claudia

Nieprzeczytany post

Dołączę coś od siebie:) ja przy mojej nerwicy natręctw nie umiem rozróżnić które podszepty są od Ducha Św., które od złego ( bo on tez podobno lubi udawać dobrego) a ktore to tylko natręctwa. Pogubiłam się...
przykład dam taki...
wchodzę do Kościoła i klęczę NA JEDNO KOLANO by uczynić znak Krzyża. Mam myśl że powinnam na dwa kolana uklęknąć bo w ten sposób oddaję większą cześć Panu.

Innym razem gdy uklęknę na dwa kolana, mam myśl żebym nie klękała na dwa bo robię to na pokaz..

Mnóstwo podobnych myśli.
Od kogo pochodzi myśl typu ze do modlitwy trzeba uklęknąć? Albo ponaglenie żebym zmówila jakąś modlitwę. Gdy mówię sobie że za pól godziny to, ta myśl sugeruje mi że w takim razie nie kocham dość mocno Pana Boga... i ja wtedy modlę się juz. Od razu.

Z takimi różnymi zmagam się na codzien myslami..
Ostatnio zmieniony 13 mar 2021, 19:52 przez Adriana_Claudia, łącznie zmieniany 1 raz.
WielbiDuszaMojaPana
Posty: 38
Rejestracja: 08 mar 2021, 18:36
Wyznanie: katolicyzm
Podziękował/a: 9
Podziękowano: 10
Płeć:

Nieprzeczytany post

natrętne myśli które są bardziej jak "czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąca" jest jednak czymś troszkę innym niż sama choroba jaką jest nerwica natręctw...mimo podobieństw...różne może być jej podłoże...ale i tego nie wykluczam. kwestia tego co wyniknie z terapii, którą może w końcu uda mi się popchnąć na przód (bo nie możemy sie zmówić na termin)
ale dziekuję za to co napisałaś :)
Ostatnio zmieniony 13 mar 2021, 20:45 przez WielbiDuszaMojaPana, łącznie zmieniany 1 raz.
„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”

św. Jan Paweł II


http://swietoscwcodziennosci.blogspot.com

gg:11442361
ODPOWIEDZ