Czyli zmieniamy kolejność?
Najpierw mówimy o grzechu
To biskup Ryś.
„Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić!». Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem.” J 4, 8-9
Oczywiście że Jezus buduje z Samarytanką relację i tak jak pisałem jak najbardziej można zacząć od mówienia o miłości Bożej.daniel pisze: ↑29 wrz 2023, 20:00 Wybacz, źle zapamiętałem. Wydawało mi się, że napisałeś „najpierw”, a nie „najbardziej”.„Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić!». Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem.” J 4, 8-9
Cytat z tego 3-minutowego fragmentu:
„Najpierw jej pokazał kim jest. Że jest w niej dobro, że ona ma coś do zaproponowania. Ma coś do obdarowania. A potem (…) stawia ją wobec prawdy o sobie samej.” Kard. G. Ryś
Czy Jezus czasem nie buduje z nią czasem relacji?
Czy w tym, poniekąd złamaniu konwencji i swego rodzaju uniżeniu, w prośbie o wodę, nie kryje się miłość?
Oczywiście, że nie można zakończyć.Albertus pisze: ↑29 wrz 2023, 20:34 Oczywiście że Jezus buduje z Samarytanką relację i tak jak pisałem jak najbardziej można zacząć od mówienia o miłości Bożej.
Tyle tylko że na tym nie można zakończyć. Zresztą to jest też błędne sformułowanie bo mówienie prawdy o grzechu też może i powinno wynikać z miłości.
Nie dostrzegam, by kręciła. Moim zdaniem oni się poznają.
Nie nie był mało delikatny.
No więc właśnie.daniel pisze: ↑30 wrz 2023, 8:07Oczywiście, że nie można zakończyć.Albertus pisze: ↑29 wrz 2023, 20:34 Oczywiście że Jezus buduje z Samarytanką relację i tak jak pisałem jak najbardziej można zacząć od mówienia o miłości Bożej.
Tyle tylko że na tym nie można zakończyć. Zresztą to jest też błędne sformułowanie bo mówienie prawdy o grzechu też może i powinno wynikać z miłości.
Przedwczoraj rozmawiałem godziną z kumplem z przed 20 lat. Żyje w grzechu. Od jakiegoś czasu budzi się w nim potrzeba rozwoju duchowego. Sam powiedział nawet: "wiesz czuję, że mógłbym się nawrócić gdyby nie ten K(k)ościół." Gadałem z nim godzinę. Główną myślą, wokół której próbowałem mówić mu o Bogu była Miłość. Bóg jest tak wielką Miłością, dla której nie istnieje grzech, którego nie mógłby ci przebaczyć. - to jest największa prawda o grzechu w świetle zbawienia.
Oczywiście że Jezus nie był za mało delikatny. Jezus mówił Samarytance wprost to co jej było w tym momencie potrzebne do nawrócenia i przyjęcia Ewangelii.
A zatem się zgadzamy - grzech na tle Bożej Miłości.Albertus pisze: ↑30 wrz 2023, 9:19 No więc właśnie.
Czyli mówienie o grzechu i możliwości jego przebaczenia w ramach mówienia o miłości Boga.
Przecież ja od samego początku o czymś takim mówię...
I ja też bym podobnie rozmawiał z osobą która już czuje jakąś potrzebę nawrócenia i ma jakieś poczucie i rozeznanie grzechu
Kard. G. Ryś powiedział kiedyś, że o K(k)ościele na pewno nie rozmawiałby z taką osobą na pierwszym spotkaniu, a może i na pierwszych dziesięciu.
Mają do tego prawo. Ja często wycofuję się z rozmowy, jeżeli nie widzę możliwości dialogu i dojścia do porozumienia. Również z Tobą mi się to zdarzało.
No i jeżeli są o tym w 100% przekonane i wiemy, że w danej chwili nic nie jesteśmy w stanie zrobić słowami, pozostaje nam trwać, być, na ile to możliwe, przy tej osobie i swoim postępowaniem dawać jej świadectwo o Chrystusie. Ja osobiście nie wciskam swojej koleżance apostatce chrześcijańskich prawd. Po prostu staram się być chrześcijaninem, być dobrym, pomocnym, obecnym kolegą z pracy, a gdy pojawia się temat związany z wiarą, religią czy Kościołem to mówię co myślę.
Osobiście wierzę, że to etap w procesie. Ja tak miałem.
Ona nie kręci, lecz nie pojmuje tego co Jezus do niej mówi. On o Duchu, a ona o czerpaku i historii Jakuba.
Moim zdaniem najpierw „otworzył ją” na Ducha. Zgodziła się napić, a wtedy powiedział o grzechu.
Tak. To było gdy ją do tego przegotował.
Z mojego doświadczenia wynika, że trzeba doświadczyć tego o czym napisałeś. Mianowicie trzeba spotkać Chrystusa przy studni.
Ona musi wydarzyć się w nim.
Mówienie o grzechu w ramach mówienia o miłości Boga. Jeśli tak to się zgadzamy.daniel pisze: ↑30 wrz 2023, 12:35A zatem się zgadzamy - grzech na tle Bożej Miłości.Albertus pisze: ↑30 wrz 2023, 9:19 No więc właśnie.
Czyli mówienie o grzechu i możliwości jego przebaczenia w ramach mówienia o miłości Boga.
Przecież ja od samego początku o czymś takim mówię...
I ja też bym podobnie rozmawiał z osobą która już czuje jakąś potrzebę nawrócenia i ma jakieś poczucie i rozeznanie grzechu
Pierwotnie trzeba człowieka zauważyć, przytulić, dostrzec, odnaleźć w nim dobro, „umiłować”, poświęcić czas, dać bliskość, poprosić o wodę, sprawić go potrzebnym.
Oczywiście że nie.Czy mówiłeś o tym samym. Może mówiłeś. Ja zrozumiałem, że powiedzmy idzie drogą homoseksualista, a ty do niego podchodzisz i mówisz, że jest grzesznikiem i ten czyn uważasz, za akt miłości.
Nie rozmawiać o Kościele nie oznacza nie rozmawiać o grzechu. To różne rzeczy.Kard. G. Ryś powiedział kiedyś, że o K(k)ościele na pewno nie rozmawiałby z taką osobą na pierwszym spotkaniu, a może i na pierwszych dziesięciu.
Mają prawo się w ogóle nie nawrócić a nawet pójść do piekła. Tylko że nie o to chyba nam chodzi?Mają do tego prawo. Ja często wycofuję się z rozmowy, jeżeli nie widzę możliwości dialogu i dojścia do porozumienia. Również z Tobą mi się to zdarzało.
Jezus i apostołowie chyba nie nawracali nikogo na siłę. A jeśli już chcielibyśmy tak powiedzieć to poprzez uniżenie, poświęcenie czy śmierć.
Jaka by kolejność nie była to i tak uznanie swojego grzechu było niezbędne do przyjęcia EwangeliiMoim zdaniem najpierw „otworzył ją” na Ducha. Zgodziła się napić, a wtedy powiedział o grzechu.
Tak. To było gdy ją do tego przegotował.
Jeśli efektem takiego spotkania nie będzie również uznanie swoich win to wtedy dopiero katastrofa...Z mojego doświadczenia wynika, że trzeba doświadczyć tego o czym napisałeś. Mianowicie trzeba spotkać Chrystusa przy studni.
Nie może się "wydarzyć w nim" bez uznania swojej winy i grzechu przed Bogiem
No i jeżeli są o tym w 100% przekonane i wiemy, że w danej chwili nic nie jesteśmy w stanie zrobić słowami, pozostaje nam trwać, być, na ile to możliwe, przy tej osobie i swoim postępowaniem dawać jej świadectwo o Chrystusie. Ja osobiście nie wciskam swojej koleżance apostatce chrześcijańskich prawd. Po prostu staram się być chrześcijaninem, być dobrym, pomocnym, obecnym kolegą z pracy, a gdy pojawia się temat związany z wiarą, religią czy Kościołem to mówię co myślę.
Osobiście wierzę, że to etap w procesie. Ja tak miałem.
Oczywiście może być inaczej, ale osobiście wierzę i uważam, że odejście od wiary czy Kościoła zaowocuje odnalezieniem w sobie pustki.
Gdy Jezus każe jej przyprowadzić męża a ona mówi że nie ma męża to wtedy "kręci".Ona nie kręci, lecz nie pojmuje tego co Jezus do niej mówi. On o Duchu, a ona o czerpaku i historii Jakuba.
Dopiero gdy Duch trafia do Serca otwiera się.
Zgadzam się, ale wydaje mi się, że to doświadczenie przychodzi z głębi, a nie z zewnątrz.
Tak, to moje opinia i wiara. Żywię głęboką nadzieję, że wszyscy zostaną zbawieni.
Może po prostu tego nie dostrzegam. Zacytuj.
A ty jak myślisz? Dlaczego?Sebastian Biernacki pisze: ↑01 paź 2023, 10:38 Apostata jest kimś, kto raczej dobrze przemyślał swoją decyzję i trudno jest go przekonać do powrotu do wiary.
Zamiast rozmawiać z nim o powrocie do wiary, należałyby najpierw między sobą zastanowić się, dlaczego w ogóle ludzie podejmują taką decyzję, że opuszczają Kościół.
Jako czysto hipotetyczne przypuszczenia to może i nieszkodliwe chociaż Chrystus ani apostołowie czegoś takiego nie głosili ale gdyby taka "głęboka nadzieja' miałaby się przekładać na nasze podejście do grzechu i konieczności nawrócenia dla grzeszników to byłoby to niezwykle szkodliwe.
Koleżanka apostatka opowiadała, że ksiądz powiedział jej w rozmowie, że wierzy, że i tak spotkają się w niebie.Albertus pisze: ↑01 paź 2023, 11:32 Jako czysto hipotetyczne przypuszczenia to może i nieszkodliwe chociaż Chrystus ani apostołowie czegoś takiego nie głosili ale gdyby taka "głęboka nadzieja' miałaby się przekładać na nasze podejście do grzechu i konieczności nawrócenia dla grzeszników to byłoby to niezwykle szkodliwe.
Na przykład jeśli ktoś będzie mówił aktywnym homoseksualistom, aborcjonistom, bandytom, apostatom, gwałcicielom, pedofilom itp - to nieważne co robisz i możesz tak dalej postępować bo Bóg i tak na pewno cię zbawi i twoje nawrócenie nie jest do zbawienia potrzebne to byłoby to ogromne szkodnictwo,
Ale takie mówienie nie jest równoznaczne z wiarą zostaną zbawieni niezależnie od swego nawrócenia.daniel pisze: ↑01 paź 2023, 13:15Koleżanka apostatka opowiadała, że ksiądz powiedział jej w rozmowie, że wierzy, że i tak spotkają się w niebie.Albertus pisze: ↑01 paź 2023, 11:32 Jako czysto hipotetyczne przypuszczenia to może i nieszkodliwe chociaż Chrystus ani apostołowie czegoś takiego nie głosili ale gdyby taka "głęboka nadzieja' miałaby się przekładać na nasze podejście do grzechu i konieczności nawrócenia dla grzeszników to byłoby to niezwykle szkodliwe.
Na przykład jeśli ktoś będzie mówił aktywnym homoseksualistom, aborcjonistom, bandytom, apostatom, gwałcicielom, pedofilom itp - to nieważne co robisz i możesz tak dalej postępować bo Bóg i tak na pewno cię zbawi i twoje nawrócenie nie jest do zbawienia potrzebne to byłoby to ogromne szkodnictwo,
Ja w zasadzie powtórzyłem to samo, że mam głęboką nadzieję, że zostanie zbawiona.
Myślę że jak najbardziej możemy i powinniśmy mieć nadzieję że każdy człowiek którego spotykamy zostanie zbawiony bo się przed śmiercią nawróci.Nie chodzi o to, by mówić "możesz robić co chcesz, a i tak zostaniesz zbawiony", "nieważne co zrobiłeś i co teraz robisz, Bóg chce, a ja głęboko wierzę, że zostaniesz zbawiony."
I tu nie chodzi o wskazanie, że możesz robić co chcesz, bo Bóg i tak Cię zbawi, a nie możesz zrobić niczego, by pozbawić się Bożej miłości i możliwości zbawienia.
Na początek trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Chodzi o ateizm i bezwyznaniowość. To nie jest tożsame.Albertus pisze: ↑01 paź 2023, 11:32A ty jak myślisz? Dlaczego?Sebastian Biernacki pisze: ↑01 paź 2023, 10:38 Apostata jest kimś, kto raczej dobrze przemyślał swoją decyzję i trudno jest go przekonać do powrotu do wiary.
Zamiast rozmawiać z nim o powrocie do wiary, należałyby najpierw między sobą zastanowić się, dlaczego w ogóle ludzie podejmują taką decyzję, że opuszczają Kościół.
Dodano po 30 minutach 43 sekundach:Jako czysto hipotetyczne przypuszczenia to może i nieszkodliwe chociaż Chrystus ani apostołowie czegoś takiego nie głosili ale gdyby taka "głęboka nadzieja' miałaby się przekładać na nasze podejście do grzechu i konieczności nawrócenia dla grzeszników to byłoby to niezwykle szkodliwe.
Na przykład jeśli ktoś będzie mówił aktywnym homoseksualistom, aborcjonistom, bandytom, apostatom, gwałcicielom, pedofilom itp - to nieważne co robisz i możesz tak dalej postępować bo Bóg i tak na pewno cię zbawi i twoje nawrócenie nie jest do zbawienia potrzebne to byłoby to ogromne szkodnictwo,
Na twoim miejscu modliłabym się gorąco o taką zdolność do Boga, bo to kwestia wypełniania przykazań miłości i Ewangelii, a więc kwestia twojego zbawienia.