Co spowodowało moje odejście:
1. Rozumowe podejście do świata.
2. Rozbieżność pomiędzy prawdami katolickimi, a prawdami rządzącymi w świecie.
3. To co rozumiałem, czułem, czego pragnąłem, czego chciałem, co robiłem nie mieściło się w tym co katolickie.
4. Katolicyzm głosił dobro, którego nigdzie nie dostrzegałem, a wręcz przeciwnie to było dla mnie paradoksalne. Nie dostrzegałem możliwości bycia dobrym człowiekiem, życia w dobry sposób.
5. Do tego bunt przeciwko rodzicom, którzy, szczególnie matka, jest, jak wtedy to widziałem, skrajną katoliczką.
6. Wolałem grzeszyć, to było łatwiejsze. Wtedy postrzegałem tę drogę jako jedyną możliwą, by przeżyć.
Co spowodowało powrót do wiary:
1. Poszukiwanie siebie. Ciągłe zadawanie sobie pytania „kim jestem?”. Ciągły brak odpowiedzi i poczucie pustki.
2. Zainteresowanie psychologią głębi.
3. Opuszczenie miejsca wychowania. Wyjazd 450km od rodziny, znajomych. Poniekąd rozpoczęcie życia inaczej niż „syn Stefana z wielodzietnej rodziny.”
4. Miłość mojej żony.
5. Spotkanie ludzi, którzy paradoksalnie, z mojego punktu widzenia, nie powinni wierzyć w Boga, a ich wiara wydawała mi się naprawdę żywa, prawdziwa i pełna Ducha.
6. Książki o duchowości. Szczególną było „Nagie teraz” R. Rohra. Ale w sumie było ich wiele.
7. Narodziny mojej córki.
8. Wewnętrzne doświadczenie relacji z Bogiem.
9. Kazania i konferencja (Ryś, Szustak, Pawlukiewicz, Grzywocz, Prusak, …. ).
10. Forum katolickie, które zmieniło nieco mój punkt widzenia i przyczyniło się do decyzji o ślubie sakramentalnym z żoną.
11. Wiele doświadczeń, co do których wierzę, że są Łaską Ducha Świętego.
12. Rozwój modlitwy.
13. Zainteresowanie mistyką chrześcijańską.
Ja nie myślę w ten sposób. Nie handluję z Bogiem, nie kalkuluję, nie chcę kupić zbawienia. Ja po prostu przegrałem, dlatego wygrałem.Piotr55 pisze: ↑29 paź 2023, 9:04 Oczywiście słusznie zrobiłeś chrzcząc córkę. Dałeś jej prawo późniejszego wyboru, który bez sakramentu byłby utrudniony i niesprawiedliwy. No i wreszcie zakład Pascala : wiara w Boga, gdyby go nie było, przynosi nieporównywalnie mniejsze starty niż brak wiary w Boga jeżeli On istnieje. Nie wierząc w Boga człowiek może starcić życie wieczne, wierząc i praktykując, najwyżej trochę czasu.
Stojąc z dzieckiem na rękach intuicja, wierzę, że pod działaniem Ducha, uświadomiła mi, że mam 36 lat i nadal nie wiem kim jestem, skąd się wziąłem, dokąd zmierzam, co jest prawdą, czym jest miłość, jaki jest sens życia, o co w tym wszystkim chodzi. Poświęciłem na poszukiwania odpowiedzi całe dotychczasowe życie i mam jedynie pustkę, a w zasadzie jestem pusty. Zaraz za tym pojawiło się pytanie: „jak wychowasz to dziecko, jeżeli nie wiesz nic, czym będzie miłość, którą chcesz je obdarować?”. Wtedy dotarło do mnie, że tu już nie chodzi o mnie, że to nieważne, czy odnajdę siebie i prawdę. W tym momencie w pewien sposób „kopnąłem swoje ego w zadek” lub „skazem je na ukrzyżowanie”. Pozwoliłem sobie nie być tym, który odnajdzie prawdę, a tym, który ją przyjmie i to nie dla siebie, a dla innego istnienia, które było moim dzieckiem. To wydarzenie było znaczące choć nie jedyne.
Bo widzisz, prawda nie jest do odszukania, a do przyjęcia, a miłość jest oddaniem, służbą, miłosierdziem, poświęceniem.
Rezygnacją z siebie dla drugiego.
Bóg jest Miłością, a ona jest istotą Prawdy.