daniel pisze: ↑22 kwie 2024, 10:23
O ile możesz i chcesz odpowiedzieć @UbogiWDuchu mam kilka pytań:
1. Czym jest moc boża, która daje natchnienie człowiekowi? Wydaje mi się, że odpowiesz Duch Święty, a ja zapytam - czym On jest?
2. Czym w kontekście tego punktu jestem ja czy Ty. Czy również jesteśmy synami bożymi?
3. Gdzie jest teraz Chrystus? W sensie skąd powróci? Czy Królestwo nie jest w nas? Co oznacza, że założy Królestwo na ziemi?
4. Co oznacza, że śmierć jest nieświadomością? Czy człowiek posiada jakąś nieśmiertelną cząstkę? Co warunkowo jest nieśmiertelne? Czy istnieje niebo, piekło, czyściec?
5. Grób w sensie miejsca na cmentarzu? Czy to jakaś metafora?
6. Czy chrzest jest znakiem łaski? Czy osoba głęboko upośledzona intelektualnie może przyjąć chrzest?
7. Dlaczego więc nie jest nazywany mocą, siłą, energią?
8. Czyli szatan jest niezintegrowaną częścią każdego z nas? Nieświadomym złem, które z różnych powodów w sobie nosimy. Takie podejście z punktu widzenia jungowskiej psychologii głębi. Szatan nie jest bytem osobowym. Czy Bóg jest bytem osobowym?
ad 1 duch świety - podoba mi się tłumaczenie słowa duch jako "tchnienie" Boga.
tchnienie, wiatr, dech
Prywatnie odbieram to jako jakaś emenacja obecności Boga. Jako jakaś aktywność związana z tą obecnością.
Jest to dla mnie coś raczej tajemniczego. Fizycznie tego nie doświadczam. Mam raczej racjonalny umysł i nigdy w realu nie doświadczyłem żadnego "zakrzywienia" rzeczywistości, nie widziałęm żadnych istot nadprzyrodzonych, nie słyszałem żadnych głosów.
Natomiast faktycznie, kilka razy w życiu doświadczyłem czegoś, czego nie umiem wyjaśnić.
Podam przykład:
Od zawsze wiedziałem, że moja żona, od jej wczesnego dzieciństwa, ma za sobą historię choroby przewlekłej i wielokrotnych pobytów z różnych powodów w szpitalach.
Podczas ciąży zaczęliśmy to drążyć i odkryliśmy diagnozę jaka została postawiona w latach 70-tych po jej pierwszej hospitalizacji. Chodziło o dość rzadki rodzaj anemii hipoplastycznej.
To były lata początek lat 2000.
Internet był w powijakach, ale szukałem informacji na temat tej choroby w internecie i odkryłem, że jest jakaś polka, która w USA prowadzi badania na ten temat.
Ciąża zakończyła się dość trudnym porodem, 1 apgar. Okazało się, że córka ma tę samą chorobę co żona.
Smutek, płacz, inkubator, skierowanie na Hematologię, pierwsze transfuzje.
I wtedy stało się coś dla mnie z kategorii cudu. Siedzimy sobie w domu dzwoni telefon stacjonarny (komórki jeszcze wtedy były raczej w powijakach). Odbieram. A tam odzywa się pani doktor z USA, o której istnieniu i pracy info znalazłem wcześniej w internecie.
Koniec końców córka po ok. 10 latach wyszła z tej choroby. Żona również się ustabilizowała. Badania genetyczne krwi wysłanej do USA potwierdziły jakąś tam specjalną mutację jakiegoś chromosomu itd.
Czy było to nadprzyrodzone?
Czy było w tym działanie Boga?
Nie wiem.
Na pewno przerasta moje zrozumienie jak do tego, że ona do nas zadzwoniła, doszło.
Może działanie Ducha Świętego jest czyms podobnym?
Że w ramach stworzenia, pewne przyrodzone rzeczy dzialają w sposób niezwykły?
A może te wszystkie momenty trudne, gdy życie wydawało się być zbyt ciężkie do uniesienia,
może wtedy Bóg poprzez ducha świętego "tchnął" jakąś dawkę dodatkowej siły, z której wcześniej całkowicie się wyeksploatowałem?
Może te sytuacje gdy w ostatniej chwili skręciłem kierownicą, nacisnąłem hamulec, zrezygnowałem z manewru itd i nie doszło do wypadku?
Może ta sytuacja gdy nie mając kwalifikacji dostałem pierwszą pracę? ktora potem rozwinęła się w pasję.
Może ta sytuacja gdy będąc raczej mało zdolnym manualnie zdałem prawo jazdy za pierwszym razem? A dzisiaj mam kilkaset tysięcy przejechanych kilometrów.
Nie wiem czym precyzyjnie jest natchnienie Pisma Świetego.
Ale mam taką intuicję, że w słowach Pisma, w ideach i myślach w nim zawartych, jest jakiegoś rodzaju zapis Boga, który chce coś człowiekowi powiedzieć. Poprzez opowieść rodzinną, poprzez przypowieść, poprzez zapis zmagań jakiegoś człowieka, poprzez tzw. literaturę mądrościową?
Ten Boży wiatr, Bozy oddech, Boża moc jest zawarta w tej komuniakcji z człowiekiem.
Tak to nieudolnie rozumiem, widzę i czuję.
Te pozostałe pytania, które zadałeś ....
czy jestem synem Bożym, dzieckiem Bozym?
Jestem. A Jezus był nim w królewski sposób
Chrystus jest teraz u Ojca i siedzi obok niego skąd kiedyś przyjdzie by osądzić zło i zaprowadzić na ziemi pierwotny porządek i generalnie w jakiś sposób zreazlizować pierwtone powołanie człowieka wobec świata.
Śmierć to w moim odczuciu coś w rodzaju snu. Nieaktywność. Bierność. Nieświadomość. Ale trwanie indywidualnej tożsamości i jej unikalnego istnienia w Bogu. Dlatego zmartwychwtsanie takiego bytu nie jest dla Boga żadnym problemem.
Nie wierzę wistnienie piekła, czyśćca. Wierzę w niebo, ale nie wierzę, że jest to docelowe miejsce naszego przebywania.
Nie idziemy do nieba. To raczej w ostareczności niebo schodzi na ziemię i Bóg oraz Jezus i zmartwychwstałą ludzkość żyją razem.
Chrzest. Jakiś znak. Zanurzenie (baptidzo), namoczenie, przesiąknięcie Chrystsuem, utożsaienie się z jego śmiercią i zmartwychwstaniem. Kąpiel. Obmycie. Arka zbawiająca od śmierci.
Biblia posługuje się różnymi obrazami by to opisać.
Od chrztu zacząłem wątek bo nigdy jakoś szczególnie o nim nie myślałem.
A jest to coś fascynującego.
W Biblii róznego rodzaju obmycia funkcjonowały już od dawna.
Naaman syryjczyk obmył sie / zanurzył / w wodzie i został oczyszczony z trądu.
W jakims sensie chrzest również jest takim oczyszczeniem z symbolicznego "trądu".
Uzdrowieniem. Przywróceniem do społeczności z Bogiem, Chrystusem, Kościołem.
Co z osobami upośledzonymi?
Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Upośledzenie jest rożnego rodzaju. I świaodmość wiary u takich ludzi też jest róznego rodzaju.
Czy do Jana na pustynię przychodzili ludzi eupośledzeni? By się ochrzcić? Być może tak.
Gdy Jezus mówił Kazanie na Górze to fraza "ubodzy w duchu" jest przez niektórych interpretowana jako zawierająca w sobie również upośledzonych.
Myslę, że to bardzo indywidualna sprawa.
Czy jeśli ktoś nie ma świadomości swojego istnienia to może zostac ochrzczony?
Podobnei jak ktoś, kto jest w śpiączce.
Wydaje mi się, że - w raamch mojej wiary w konieczność wiary do chrztu - to nie ma sensu.
Ale też nie skauję w swoim umysle takich osób na potepienie.
Wierzę, że Bóg ma wszystkie takie osoby pod opieką i On wie najlepiej jak z nimi postapić i co dla nich jest najlepsze.
Zdaję się tutaj na mądrość Boga.
Szatan.
Interpretuje go jako tajemniczą personifikację zła/ przeciwnikia/ oskarżyciela / kusiciela
trochę jako cząstkę naszego upadłego "ja"
Na przykłąd kuszenie Jezusa z Mt 4 bodajże, odbieram jako coś co odbywało się w umyśle Jezusa.
Był głodny - niech kamienie zamienią się w chleb
Miał świadomość swojej władzy otrzymanej od Boga - mogę robić cuda, skakać z wierzchołka świątyni
Miał świadomość chwały mesjańskiego króla - syna Bożego - niech wszyscy padną i odadzą mi pokłon - mogę mieć doczesną władzę nad całym światem.
Itd
Mam dzisiaj urlop, więc trochę się rozpisałem.
Ale mam tez taką refleksję, któa czesto mnie dotyka, gdy rozmawiam z kimś na temat swoich poglądów, swojej wiary, na temat różnic doktrynalnych.
Jest to poczucie smutku, depresji, przygnębienia.
Poznaję kogoś, kto jest miły, fajny, jest dobrym człowiekiem. Jest między nami "chemia".
I okazuje się, że w temacie duchowości, wiary, zrozumienia Biblii, nastepuje zgrzyt.
"Film" dobrej relacji natcyhmiast "przewija się" do punktu startowego.
Mam rodzinę zwyczajnych mniej lub bardziej kulturowych katolików, katolików w ruchu światło zycie, część jest ewangelikalnymi protestantami, część jest zielonoświatkowa.
Będąc protetsantem namiązałem blizkie relacje z protetanetami z różnych nurtów.
W intercie poznałęm tez różnych ludzi o różnych poglądach.
I odczuwam często presję, jakąś blokadę, najróżniejsze rodzaje reacji z powodu tych róznic religijnych.
Często sa to naprawdę przykre sytuacje. Ironia, pogarda, politowanie.
Można by tu wymienić najróżniejsze kombinacje reakcji.
Internet w ogóle jest narzędziem, które bardzo wzmacnia i wyostrza reakcje ludzi.
Ale nawet w realu można tego doświadczyć.
Czuję smutek.
@Magnolia czułem narastający smutek w rozmowie z Tobą na temat Jezusa.
Bo zacząłem odczuwać presję,
Zacząłem w swojej głowie wyolbrzymiać słowa, które do mnie skierowałaś: kłamstwo, mącenie czy jakoś tak
Zakąłdam, że jesteś dobrą osobą. takie wrażenie odniosłem od samego początku gdy wymienialiśmy wiadomości publiczne i prywatne.
Ale ferwor rozmowy krok za krokiem napinał jakąs tsrunę emocji.
Pojawiały się coraz radykalniejsze słowa.
Rozumiem, że między naszymi stanowiskami doktrynalnymi są w niektóych punktach kilometry rozbieżności.
Ale jest tez bardzo dużo obszaru wspólnego.
@TheGreat zapytałaś po co tu przyszedłem i po co dyskutuję.
Bo jestem człowiekiem. Odczuwam potrzebę życia społeczneg, relacji.
Nie znam polskiego forum gdzie miałbym mozliwość w kulturalnej atmosferze rozmawiać.
Może powinienem takie załozyć? Miałem takie plany.
Ale mam swoje zycie i wiele aktywności a wiem, że założenie i rozkręcenie forum to nie jest coś co można zrobić już tu i teraz od strzału.
Dlatego korzystam z pracy, któą ktoś inny już wykonał. I doceniam to i jestem wdzięczny.
WIem, że poważna dyskusja doktrynalna, aby miała sens to musi zostac przeprowadzona na poziomie akademickim.
A to forum nie jest chyba najlepszym miejscem do tego.
Na pewno ja nie mam narzędzi i zasobów by brać w takeij debacie udział.
Mogę dzielić się jakimiś krótkimi refleksjami, intuicjami, odczuciami, natchnieniami.
Wiem, że Wy kochacie Boga, kochacie Jezusa.
Ja też kocham Boga, kocham Jezusa.
Mamy różny obraz Boga i różny obraz Jezusa w swojej głowie.
Ale mamy też dość spory obszar wspólny w kórym możemy dzielić te same uczucia i mysli.
Szczególnie chyba z codziennego życia.
Ze zmagania się z wyzwaniami dnia.
Z wdzięczności za dobro.
Z nadziei, która dodaje nam sił do kolejnego kroku.
Ściskam Was