Miłość potrzebuje poświęcenia i ofiary, pełna zgoda. Ale czy naprawdę w sprawie swojego wyglądu mamy się podporządkowywać innym?
Mój mąż, (ten sam, który mnie namawia do posiadania naturalnych włosów - a ostatnio takie miałam w podstawówce, bo potem już je rozjaśniała choćby rumiankiem, na bardziej złociste), nie bardzo słuchał moich próśb aby chodził regularnie do fryzjera... i np zdarzyło mu się ze przez półtora roku nie chciał słyszeć o fryzjerze.... z krótkich włosów przeszedł na włosy do ramion... i nadal mu rosły, a że szybkimi krokami zbliża się do 50 -tki i ma stanowisko, to trochę dziwnie to wygląda, nie mówiąc już o tym roku zapuszczania włosów, gdzie uparł się że jest Samsonem i nie wolno do niego z nożyczkami podchodzić. Od 4 lat ma włosy półdługie, szpakowate, acz nie wolno nam używać takiego zwrotu, są kruczoczarne i już.
Więc wiecie, jak dobrze się przyjrzeć ktoś kto nam robi presję w jakimś temacie, okazuje się sam nie jest gotowy na żadne ustępstwa... zaakceptowanie takich włosów u męża zajęło mi dwa lata, teraz je lubię.
Włosy to kwestia dość delikatna, no i dość często się zmienia.
Ale niewątpliwie są rzeczy, które mocno mogą nam się u małżonka nie podobać, pozostając w temacie - np brak higieny albo nadmierna higiena, brak dbałości o nadwagę, albo zbytnie skupienie się na swojej wadze. Brak dbałości o swój wygląd u kobiety - albo nadmierne skupienie na wyglądzie... co wiąże się z wydawaniem dużych pieniędzy...
We wszystkim trzeba umiar znaleźć.... najlepiej przez rozmowę.